Muzyczne złoto, czyli Murray Gold o swoim powrocie
Pod koniec kwietnia whoviańskie media z hukiem obiegła wiadomość – Murray Gold wraca do „Doctor Who”! Wprawdzie wiele osób się tego spodziewało (przynajmniej na odcinki rocznicowe), ale i tak fala entuzjazmu była dość duża.
Murray Gold wraca. Po 18 latach od pierwszego odcinka serialu, do którego zrobił muzykę – Rose – i po 6 latach od odcinka, w którym ostatnio żegnał się z widzami, czyli „Zdarzyło się dwa razy” (Twice Upon a Time). Co on sam myśli o potencjalnej (wywiad został przeprowadzony przez Benjamina Cooka z DWM przed opublikowaniem informacji o powrocie) reakcji widzów?
Nie wychodzę często. Nie angażuję się w media społecznościowe. Jednak jeśli ludzie są szczęśliwi, to naprawdę urocze. Podoba mi się to.
Jak mówi, z przykrością odszedł w 2017 roku, ale „to była szalona jazda”. Wielu fanów było smutnych, że kończyła się jego era. Murray deklaruje:
No, wypłakane łzy muszą być teraz cofnięte. Wciągnijcie te łzy z powrotem!
Kompozytor dzwoni ze przekształconego na studio muzyczne strychu w domu w północnym Londynie, gdzie mieszka razem ze swoją żoną Gemmą i dwiema córkami w wieku 5 i 3 lat. Ściany studia to wyłożone są czarnymi dźwiękochłonnymi panelami, tworząc idealnie ciemne tło. Czarna koszulka Murraya jeszcze potęguje ten efekt, wywołując wrażenie, że głowa muzyka unosi się w powietrzu. Jednak nieskończona pustka to odpowiednie tło, bo Murray jest w egzystencjalnym nastroju. Ledwie się przywitał, zaczął zastanawiać się nad teorią symulacji:
Cieszę się lekkością, którą daje mi ta idea: że nawet nie zdaję sobie sprawy, że nie istnieję.
A także tym, co dzieje się po śmierci:
Trafiasz pod ziemię i zostajesz zjedzony przez robaki. CHOCIAŻ…
Dygresje jednak trzeba w końcu uciąć – skąd decyzja o powrocie do „Doctor Who”?
To nie była decyzja.
Bo wolna wola jest iluzją?
Nie, nie, ha ha, nie! Dlatego, że nikt, kto jest proszony o współtworzenie serialu Russella by takiej propozycji nie odrzucił. Ja na pewno nie. Znaczy, oczywiście, że to zrobię. Nie mogę tego nie zrobić. Dlatego nie decydowałem. Po prostu mnie zaangażowano. Nie jestem pewny czy również za pierwszym razem to była decyzja.
W 2005 roku?
Tak. Nie oceniałem wszystkiego z każdej strony mówiąc „O, na plus jest to, wadą jest tamto”. Wiecie, po prostu powiedziałem: „TAK, oczywiście!”. I mówiłem „tak” przez 12 lat.
Muzyka Murraya zdecydowanie odcisnęła swoje piętno na fanach serialu. Szybko osiągnęła status kultowej. Uświetniała każdy nowy odcinek, a potem była wycinana i wrzucana na media społecznościowe. Najpierw na YouTube’a, który zadebiutował w roku powrotu serialu na ekrany, a obecnie pojawiają się z nią tiktoki. Rozwój streamingu muzyki jeszcze bardziej przyspieszył wzrost popularności utworów Golda. I Am the Doctor, motyw Jedenastego, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów z serialu obok głównego motywu z intra. Za dowód niech świadczy Spotify – prawie 14 milionów odtworzeń. Dodajmy do tego YouTube i ta liczba zwiększy się bardziej niż dwukrotnie. Przez lata soundtrack Golda do „Doctor Who” wypełniał Royal Albert Hall (sala koncertowa, gdzie w latach 2008, 2010 i 2013 miały miejsce BBC Proms) oraz Millennium Centre w Cardiff (2006’s Doctor Who: A Celebration), miały również miejsce koncerty w Australii i Nowej Zelandii (Symphonic Spectaculars w 2012, 2014 i 2015 roku). Powstało też mnóstwo wykonań przez szkolne orkiestry, amatorów muzyki i wreszcie przede wszystkim – samych fanów.
Gdy zaczynała się pandemia COVID-u, powstała inicjatywa fanowska, by wspólnie przez internet wykonać a capella The Long Song z „Pierścieni Akhatenu” (The Rings of Akhaten). Ponad 300 osób z całego świata zjednoczyło się, by przekazać okruch nadziei i światła w nieciekawych i ponurych czasach.
Kiedy DWM przypomina kompozytorowi, jak wiele jego muzyka znaczy dla tylu osób, ten się nieco wzrusza.
To… sprawia, że naprawdę się wzruszyłem. To bardzo poruszające usłyszeć coś takiego. Wiesz, to… Nie chcę brzmieć nieszczerze. Nie chcę okazać fałszywej skromności, ale to urocze, co mi mówisz.
Kiedy zacząłem pisać muzykę do „Doctor Who” było dużo krytyki, że jest zbyt emocjonalna albo… wiecie, nieważne, wszystko w porządku. Nie przejmuję się tym. Ludzie mają bardzo różne gusta. Ale wydaje mi się, że przez lata, się to trochę rozprzestrzeniło i ludzie związali się z moją muzyką. Jak w tym odcinku z Marthą, gdzie wyszeptała coś do ucha każdego i rozprzestrzeniło się to na cały świat, by ostatecznie pokonać Mistrza.
To finał trzeciej serii, „Ostatni z Władców Czasu” (Last of the Time Lords).
Tak, to właśnie ten odcinek.
Ostatnim razem ktoś z DWM spotkał się osobiście z Murrayem w Cardiff na próbnym odczycie od odcinków rocznicowych z Davidem Tennantem i Catherine Tate. Był to maj zeszłego roku. Jak wspomina kompozytor:
Kiedy wszedłem, odtwarzali moją muzykę! Leciał motyw Donny! Szczerze, byłem bardzo szczęśliwy. Poczułem , że chcą mnie z powrotem. Uroniłem małą łezkę. Dotarło to do mnie. Była tam drewniana TARDIS z moim nazwiskiem. Pomyślałem sobie: „Mieć coś takiego!” Poczułem się jak Eddie Murphy w „Nieoczekiwanej zamianie miejsc”: „Nie musisz tego kraść. To twoje”. Był tam David, i Russell i… po prostu było… Tak. To było jak powrót do domu.
Jedyne czego żałowałem, gdy już miałem dzieci, że nigdy nie zobaczą one, jak pracuję nad „Doctor Who”. Pomyślałem sobie: „Ależ szkoda, bo podobałoby im się to”. Pięć lat później kradnę TARDIS ze stołu i mogę przyjść do domu i sprezentować ją jako trofeum.
Minął prawie rok. Do jakiego odcinka teraz Murray tworzy muzykę, czy może nie może powiedzieć?
Mogę powiedzieć, cokolwiek zechcę, a wy wybierzecie, co z tego zamieścić. Zrobiłem więc.. odcinki specjalne pierwszy i trzeci. Nie skomponowałem ani nuty do odcinka drugiego. A wysłano mi mnóstwo innych scenariuszy.
Są to scenariusze debiutu Piętnastego Doktora i Russell zawarł w nich muzykę i środowisko muzyczne w ciekawy, radosny sposób „wiedząc, że Muzyka Murraya wyniesie je na wyższy poziom”, jak mówił showrunner.
Murray wyjaśnia:
Ludzie zaczęli mówić: „Naprawdę musimy porozmawiać z Murrayem”. Przyszedł reżyser Mark Tonderai [odpowiadający za tegoroczny odcinek świąteczny]. A ja zastanawiałem się: „Czego on może chcieć?”. A potem Ben [Chessell], który reżyserował odcinek drugi [serii 14]… to było 26 lutego. Przychodzi i mówi: „Reżyseruję ten odcinek i wygląda na to, że będzie w nim dużo muzyki. Zerkałeś na niego?” A potem przyszedł kolejny reżyser. I następny. I zaczęło mi świtać: „W tej serii jest strasznie dużo muzyki, prawda Murray?” Mówiłem do siebie, nie zdając sobie oczywiście sprawy, że moja świadomość jest tylko wymysłem. „I najwyraźniej Murray powierzył to wszystko mnie.”. To naprawdę nie lada zaszczyt. Kocham tego człowieka.
Wiele osób przewidując możliwy powrót Murraya Golda zauważało, że Russell i Murray mają długą wspólną historię. Tak było – współpraca obu panów zaczęła się 25 lat temu. Zaznajomiony z nominowaną do BAFT-y muzyką Murraya do adaptacji BBC „Targowiska próżności” (od tego czasu Murray zgarnął jeszcze pięć nominacji BAFTA, w tym dwie za „Doctor Who”), Russell niespodziewanie zaangażował 29-letniego wówczas kompozytora do pracy nad swoim serialem Queer as Folk. Potem obaj współpracowali ze sobą przy kilkunastu serialach, całkiem ostatnio nad duchowym spadkobiercą Queer as Folk – „Bo to grzech”, który opowiada o życiu grupy młodych przyjaciół w Londynie lat 80. na tle epidemii AIDS. Brzmiało to raczej jak coś, co nie odniesie zbytniego sukcesu.
Powiedziałem Russellowi, że jeśli szuka ogromnego hitu, nie powinien stawiać na ten serial.
Okazało się jednak, że It’s a Sin, został doceniony przez krytyków i widzów, wywołując ważne dyskusje na temat HIV.
Nowe scenariusze Russella są tak odważne i postępowe, jak wszystko, czego on lub „Doctor Who” – próbował wcześniej, co częściowo Murray przypisuje wspomnianemu serialowi „Bo to grzech”:
Russell był od pewnego czasu w kategorii swoistego „skarbu narodowego” i nie spoczywa po prostu na laurach. Przy „Bo to grzech” został doceniony przez młodsze pokolenie, a spójrzmy prawdzie w oczy – młodsze pokolenie nie zawsze uwielbia to, za czym stoją boomerzy. Patrząc na miłość, jaką otrzymał Russell po tym serialu, myślę że chciał tym ludziom dać coś w zamian. I to znalazło swoje odzwierciedlenie w nowym „Doctor Who”.
Muzyka Murraya jak zawsze będzie dopasowana do energii, ciepła i śmiałości pisarstwa Russella. Oby spełnił się najlepszy scenariusz i nasze serca podbiły zarówno scenariusze, jak i soundtrack. W 2005 roku, do czego nawiązał wyżej Murray, niektórzy fani byli przyzwyczajeni do cichszej muzyki elektronicznej i nieziemskich, eksperymentalnych tonów Classic Who. Byli więc podejrzliwi wobec głośnych, kolorowych, pełnych adrenaliny utworów Murraya. Nagle „Doctor Who” wymieszał synth-pop z gitarowym rockiem i orkiestrową pompą, co Murray kiedyś opisał jako „czymkolwiek jest przeciwieństwo minimalizmu. Maksymalizm!” Dziewiąty w końcu ostrzegał: „Nie będzie cicho, nie będzie bezpiecznie i nie będzie spokojnie”.
Jednakże porywające melodie, muzyczna zręczność i czysty zapał wkrótce przekonały przeciwników kompozytora. W każdym razie większość. Taka jest muzyka Golda – ciężko jej się oprzeć i tym samym także tradycjonaliści w końcu ją pokochali. Jak mówi kompozytor:
Wykorzystuję muzykę, by podnosić ludzi na duchu. Kiedy piszę muzykę, prawie zawsze próbuję rozweselić sam siebie. Pod względem euforii, podnoszenia na duchu, komunikowania z nieskończonością… muzyka ma tę zdolność bezpośredniego przemawiania do tej rzeczy w nas, która jest smutna, miękka i wrażliwa. Dlatego kocham muzykę.
Murray Gold urodził się 28 lutego 1969 roku – w dniu, w którym skończyła się historia The Seeds of Death. Wówczas to Dudley Simpson (który napisał muzykę do tej historii; zdjęcie wyżej) był najbardziej płodnym kompozytorem serialu. Rekord ten utrzymał się przez ponad 40 lat. Murray Gold pobił go w 2011 roku.
Jednym z najwcześniejszych wspomnień Murraya jest oglądanie The Green Death (muzykę też komponował Simpson) w 1973 roku.
Wyraźnie pamiętam kogoś w szybie kopalni, święcącego na zielono. To było niepokojące. Byłem absolutnie przerażony.
Dwa lata później zawinięta w folię bąbelkową ręka Noah w The Ark in Space (tak, tu też za muzykę odpowiadał Simpson) sprawiła, że pięcioletni wówczas Murray poczuł się fizycznie chory. Dzisiaj to jedna z jego ulubionych historii. Inną jego ulubioną historią jest Planet of Evil (oczywiście z muzyką Simpsona).
Większość tego, co Murray oglądał jako nastolatek miało muzykę skomponowaną przez Dudleya Simpsona. Najbardziej wylewne pochwały Gold zachowuje jednak dla Delii Derbyshire, pionierki dźwięku, która wykonała oryginalny motyw główny serialu autorstwa Rona Grainera. „To geniuszka” – mówi; jej wersja motywu głównego to „niezły kawał elektronicznej sztuki”. W 2005 roku Gold sam do swojej orkiestrowej interpretacji włączył pewne elementy oryginału z 1963 roku. Co ma w planach odnośnie głównego motywu tym razem?
Prawdopodobnie, ha, ha, spodziewacie się wersji, która będzie oparta na ulubionej wersji motywu Russella? Jestem pewien, że jeśli zagłębicie się w wywiady z nim, odkryjecie, która to jest. Albo które.
Jakiś czas temu RTD zasugerował, że chciałby „wersji z 2006 roku, ale większej, z większą obecnością pianina”. Gdy DWM o tym wspomina, oczy Murraya rozszerzają się, gdy sięga po ołówek.
Och, cieszę się, że o tym wspomniałeś (robi notatki). Muszę… przepisać… motyw… No, to jest to. Załatwione. Macie to. Klepnięte.
Murray się z nami droczy, tak?
To, co mogę powiedzieć to to, że możemy mówić o więcej niż jednym głównym motywie.
Co takiego?!
Nie widzę powodu, dlaczego nie może być inny co tydzień.
Droczy się. A może nie?
W 2005 roku Murray Gold opisał Dziewiątego Doktora jako „włóczęgę po wysokich równinach. Ma zranioną duszę i nosi w sobie wiele bólu”, podczas gdy Dziesiąty był „napisany tak, jakby sobie z tym poradził”. Od tamtego czasu Murray stworzył muzykę do ery Jedenastego i Dwunastego, a w drodze mamy kolejnych dwóch Doktorów. I dalej ma talent do takich opisów. Jedenastego określa jako „tyczkowatego, ekscentrycznego i niespodziewanie ciepłego. Człowiek nie wyobraża sobie takiego ciepła z twarzy, którą widzi”. Co do Dwunastego:
Nazwałbym go Doktorem z [Góry] Rushmore, ale chyba Peter by mi za to nie podziękował. Jest jak członek galerii sław rock’n’rolla. W nieco rushmoreyowski sposób.
A czego możemy się spodziewać po Czternastym Doktorze?
Wraca z powrotem do postaci, jakby nigdy jej nie opuścił. Z, jak mniemam, dodatkową aurą pod tytułem: „co u licha ja tu robię?”. Jako postać, rzecz jasna. Bo jest to pytanie, które tak jakby łączy ze sobą te odcinki.
Czy teraz, gdy David i Catherine wracają do swojego „magicznego aktorskiego duetu” jak to ujął Murray, możemy się spodziewać jakichś muzycznych nawiązań do przeszłości?
To nieuniknione, że pojawią się dziwne wspomnienia. Na przykład, mamy odrobinę Donna’s Theme, gdy tylko ją usłyszymy [w pierwszym odcinku]. Jest tam też odrobina Doctor’s Theme. Ale to nie są stare nagrania. Cała muzyka, którą skomponowałem – jak na razie – jest całkiem nowa, nawet, gdy przywołuje ona starszy motyw. Myślę, że dla ery Ncutiego jest ważne, że muzyka daje wrażenie całkiem nowej…
Właśnie, co z jego Doktorem? Możemy dostać jakiś opis także jego?
Z tego, co widziałem, Ncuti jest olśniewający (uśmiech). On olśniewa natychmiast. Emanuje też niesamowitym ciepłem. Silnie przyciąga do siebie.
Więcej dobrych wieści. Wraz z Goldem wraca także BBC National Orchestra of Wales (zdjęcie wyżej). Nie pracowała nad „Doctor Who” już od pewnego czasu, gdyż Segun Akinola współpracował z inną orkiestrą. BBC National Orchestra of Wales zaznaczy swoją obecność w nowych odcinkach. Jak ujawnił Murray:
Jesteśmy już po dwóch dniach nagrań. Są fantastyczni.
Po raz pierwszy nagrywano wspólnie muzykę w 2005 roku. Było to około 25 minut soundtracku do „Świątecznej inwazji” (The Christmast Invasion). Przez 12 lat orkiestra ta była ostoją „Doctor Who”, nadając utworom Murraya żywego, orkiestrowego polotu.
Brakowało im tego. Naprawdę chcą pracować nad tym serialem, bez dwóch zdań. Są podekscytowani powrotem.
Byłem w pociągu do Cardiff na pierwszą sesję nagraniową [16 stycznia] i myślałem sobie: „Czy będzie tak samo? Czy ktokolwiek będzie pamiętał? Czy powitają nas ciepło?”. Kiedy przybyłem do Millenium Centre, gdzie mieści się siedziba orkiestry, gość z ochrony spojrzał na mnie i powiedział: „Och, tak dobrze mieć pana z powrotem, panie Gold”. Ja na to: „Żartuje pan?”. A on odparł: „Brakowało nam pana.” A ja odpowiedziałem: „Dziękuję wam bardzo. Nie sądzę, by cokolwiek dzisiaj mogło to przebić.”
Potem wszedłem i orkiestra zaczęła bić brawo (kaszel). To było najpiękniejsze. W pomieszczeniu panowało niesamowite uczucie ciepła. Jest tak samo w każdym pomieszczeniu w tym całym cholernym serialu. Wszyscy zdają się go kochać i dają z siebie wszystko. (przerwa) Więc tak. Dobrze jest wrócić.
Oczywiście nie można przepuścić okazji, by zapytać o…
Chodzi o brakujący album?
Tak, o niewydany jeszcze album z soundtrackiem do serii 10. Ze dziesięciu sezonów, do których tworzył muzykę, tylko ten nigdy oficjalnie się nie ukazał. Dlaczego Murray się śmieje?
Cokolwiek nie powiem w odpowiedzi na to pytanie, nie będzie to wystarczające, prawda?
Cóż, Wielka Brytania miała dwoje monarchów, czworo premierów i pojawiło się przynajmniej pięć filmów ze Spider-Manem od emisji 10 serii. Jest nawet fanowskie konto na Twitterze S10albumwhen, poświęcone spisywaniu tego, co się wydarzyło, gdy czekamy na ten soundtrack. Brendan Fraser, Michelle Yeoh, Jamie Lee Curtis i Ke Huy Quan zdobyli pierwsze w życiu Oscary, zanim ukazał się soundtrack do serii 10. Roger Federer zakończył zawodową karierę w tenisie, skończył się Walking Dead, Running Up That Hill Kate Bush stał się numerem jeden w Wielkiej Brytanii (niewątpliwa zasługa Stranger Things). Kate Winslet nagrywała słuchowisko Big Finish przed premierą soundtracku do serii 10! A to tylko zeszły rok. [Nawet wspomnienie o tym koncie w DWM miało miejsce wcześniej – przyp. red.] Kiedy Audrey Armstron stojąca za tym kontem wreszcie odpocznie?
Nie wiem, co się stało (Murray kręci głową). No, te wszystkie wydarzenia miały miejsce. Ale ten album jest tam gdzieś. Czy to odpowiedź na twoje pytanie?
Nie bardzo. Ile minie czasu, zanim pojawi się tweet o treści: „Murray Gold wraca do Doctor Who przed premierą soundtracku do serii 10″?
Dwie godziny? Może trzy. Dobra, soundtrack się ukaże. To ekskluzywna informacja. Album do serii 10 ujrzy światło dzienne.
Niekrótki wywiad, ale trzeba przyznać, że powrót kogoś takiego jak Murray Gold to duże wydarzenie. Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy – usłyszymy w odcinkach rocznicowych jakieś wersje motywów Donny i Doktora z pierwszej ery RTD (w sumie spodziewana rzecz, ale miło się o tym dowiedzieć). Murray Gold potwierdził też to, na co wielu fanów czekało. Doczekamy się tego soundtracku i nie będziemy skazani na nieoficjalne wersje w czeluściach Internetu. Co więcej w serii 14 będzie dużo muzyki – czy ma to jakiś związek z tym, że postać grana przez Jinkx wydaje się dość muzyczną postacią i pojawi się też Jonathan Groff. Wygląda to na kolejną poszlakę w kierunku musicalowego odcinka. RTD mówił kiedyś, że takiego odcinka nie zrobi, ale… przecież tak samo mówił, że nie wróci do „Doctor Who”, szczególnie w funkcji showrunnera. Doktor kłamie, więc może w tej kwestii RTD też nie zdradzał prawdy.
źródło: Doctor Who Magazine #590