Ten gość z czajnikiem na głowie, czyli kim jest Valeyard?

Valeyard – tajemnicza postać, której ciągle się doszukujemy w nowych odcinkach i zapowiedziach. Co nas tak w nim intryguje? Uwaga na spoilery!

Spośród znanych mi rodzimych whovian, którzy przygodę z klasycznymi seriami mają dopiero przed sobą, wielu zadawało mi pytanie, kim jest Valeyard. Trudno się im dziwić – na YouTube niemal każda scena z odcinków współczesnych, gdzie Doktor robi coś już nawet nie złego, ale moralnie niejednoznacznego, rodzi dziesiątki komentarzy typu „Narodziny Valeyarda!”.

Valeyard pojawia się po raz pierwszy w, wyróżniającym się tym, że tworzy jedną historię, 23 sezonie przygód Doktora (zatytułowanym The Trial of the Time Lord) i jest oskarżycielem w stanowiącym sedno sagi procesie, który Władcy Czasu wytaczają naszemu bohaterowi w jego szóstym wcieleniu. Używając Matrycy – gallifreyańskiego superkomputera, najpotężniejszego na planecie – przedstawia Władcom Czasu materiały, na których Doktor dopuszcza się rozmaitych przewinień, w tym też takiego, którym doprowadza swoją towarzyszkę, Peri Brown, do okrutnej śmierci. Los naszego bohatera wydaje się przesądzony… aż do niespodziewanej interwencji Mistrza, który nie tylko empirycznie demonstruje, iż pogłoski o odporności Matrycy na hakowanie są nieprawdziwe, ale też zdradza, iż proces przeciwko Doktorowi to farsa – Wysoka Rada Władców Czasu chce zatuszować własne machlojki, na których trop przypadkiem wpadł. Jednak to nie ta rewelacja wywołuje największy szok tak u Doktora, jak i u widzów. I jemu, i nam bowiem szczęki opadają do samej ziemi, gdy słyszymy z ust złego Władcy Czasu następujące zdanie:

[Członkowie Wysokiej Rady] zawarli pakt z Valeyardem, albo też z, pod jakim imieniem ja go znam, Doktorem!

DA DA DAAAAAAAA! Dobrze widzicie, Valeyard to Doktor… w pewnym sensie. Jest on uosobieniem wszystkiego, co w naszym herosie złe i powstał (według Mistrza) pomiędzy jego dwunastym i ostatnim wcieleniem. Czyli na chwilę obecną dokładnie nie wiadomo kiedy – w imieniu wszystkich widzów dziękuję wam, panowie RTD i Moffacie, że TAK BARDZO przeszkadzało wam proste „dwanaście regeneracji – trzynaście wcieleń”, dziękuję!

No ale już poważnie, zwróćmy uwagę, iż wedle słów Mistrza, Valeyard powstał nie między dwunastym a trzynastym wcieleniem, a między dwunastym a ostatnim – moim zdaniem oznacza to, że bez względu na to, co uznamy za faktyczne dwunaste wcielenie (klon z czwartej serii, Jedenasty czy Dwunasty Doktor), Valeyard dopiero się „tworzy”, a owa kreacja zakończy się przy dwudziestym którymś, o ile nie jeszcze dalszym wcieleniu Doktora – tym naprawdę finalnym. No, ale czas pokaże.

Tak czy inaczej, za sfingowanie procesu Władcy Czasu obiecali Valeyardowi pozostałe regeneracje Doktora. Tak, dla mnie to też ma średni sens, bo przecież nasz Valuś powstał spomiędzy przyszłych wcieleń, a jeśli by ich nie było… No ale nigdy nie szukaj logiki w Doktorze Who, jak to ktoś powiedział. A swoją drogą Steven Moffat w jednym z wywiadów zdradził kiedyś, że oglądał The Trial… dwa razy: gdy sezon ów był emitowany po raz pierwszy w telewizji, a potem, po latach, już we własnym zakresie. I jego reakcja na rewelację „Valeyard = Doktor” przy obu seansach była jednakowa. W tłumaczeniu na nasz język i kulturę brzmiałaby „Ale… osochozi?”. I trochę trudno mu się dziwić – nie dostajemy żadnych informacji jak ani dlaczego owo doktorowe zło wyzwoliło się i utworzyło odrębny byt.

Choć Valeyard stosunkowo często pojawiał się w mediach rozszerzonego uniwersum, jak słuchowiska lub książki, aż do roku 2013 nie próbowano rozwijać jego przeszłości. Właśnie w tymże roku powstało przełomowe pod tym względem słuchowisko Trial of the Valeyard. Tym razem sytuacja, w której znalazł się Doktor (ponownie szóste wcielenie) jest zgoła odwrotna: to Valeyard zostaje postawiony przed trybunałem Władców Czasu a nasz bohater ma pełnić rolę jego obrońcy. Czemu miałby się na to zgodzić? Otóż Valeyard wkręcił go w to sprytnym fortelem: oskarżyciele nie zdradzają, jakie zarzuty mu stawiają (nawet jego obrońcy, co naprawdę nie trzyma się kupy, ale patrzcie kilka akapitów wyżej, zdanie o szukaniu sensu), a jeśli zostanie uznany winnym i uśmiercony, Doktor nigdy owych zarzutów nie pozna. A, jak doskonale wiemy, to ciekawski stwór jest. Wracając jednak do meritum, podczas procesu Valeyard ujawnia nieco ze swojej przeszłości. Zanim jednak przejdę do owej retrospekcji, drobna uwaga: nie wszystko w niej zgadza się ze znaną nam z serialu linią wydarzeń od odcinka Czas Doktora („The Time of the Doctor”) począwszy, a to z dwóch powodów: po pierwsze scenariusz słuchowiska napisano wcześniej, a drugi, bardziej fabularny powód poznacie trochę później.

Będąc nieledwie oseskiem, Valeyard znaleziony został przez tubylców na błotnistym księżycu planety Etharo. Po analizie jego organizmu dowiedzieli się, iż należy on do rasy Władców Czasu i odesłali na Gallifrey. Tam odkryto z kolei, że stanowi anomalię czasową i zdecydowano, iż należy umieścić go w Domu Cienia – gallifreyańskim, nazwijmy to, ośrodku dla tychże mieszkańców planety, którzy są fizycznie, psychicznie lub na jeszcze inne sposoby niestabilni właśnie przez różnego rodzaju anomalie i paradoksy czasowe, zazwyczaj będące skutkiem czyichś eksperymentów. Tam Valeyard poznał starca, który namówił go do zemsty na Władcach Czasu za takie traktowanie – w tym celu nasz czarny charakter poświęcił się badaniu tajemnic regeneracji, na przykład temu, dlaczego Rassilon ograniczył ich liczbę do dwunastu. Poszukiwania przyniosły rezultat: Valeyard dowiedział się, iż powstał na skutek eksperymentów Trzynastego Doktora usilnie dążącego do wydłużenia swego żywota.

Kiedy po domniemanej śmierci Valeyarda Szósty Doktor udaje się w miejsce, gdzie według tego pierwszego znajdują się zawierające potwierdzenie jego słów Czarne Zwoje, spotyka tam swoje oszalałe, trzynaste wcielenie… a przynajmniej tak mu się wydaje. We wskazanej lokalizacji zwojów nie ma, jest za to ładunek wybuchowy, a Trzynasty Doktor okazuje się być przebranym Valeyardem*.

Wspomniałem o dwóch powodach fabularnych niezgodności, oto drugi: Szósty Doktor stwierdza, iż choć prawdopodobnie część historii Valeyarda była kłamstwem, to z pewnością nie cała. Niestety nie wiadomo, gdzie Valeyard mijał się z prawdą, a gdzie nie. Tak więc, zgodnie z najlepszymi tradycjami Whoniwersum, możemy wybrać sobie, co nam pasuje, i uznać to za kanon. Jak mawiał Joker z „Batmana”: „Jeśli chodzi o przeszłość, wolę mieć wybór”.

Jak już była mowa, inne występy Valeyarda w rozszerzonym uniwersum z jakiegoś powodu unikały tematu jego genezy, skupiano się raczej na planach naszego czarnego charakteru, a te były niezgorsze: zmiana tych chwil w przeszłości Doktora, gdy mogąc zrobić coś złego, wybierał jasną stronę mocy, zamienienie się z nim na miejsca w egzystencji… A bywało też i tak, że czarny charakter istotny dla danej historii okazywał się na końcu zaledwie pionkiem Valeyarda. W jednym ze słuchowisk z serii Doctor Who Unbound prezentującej nam alternatywne dla serialu sytuacje, możemy też dowiedzieć się, co by było, gdyby nasz Valuś pokonał Doktora podczas procesu. W jednej z książek zatytułowanej Matrix Valeyard posiada także własną TARDIS** o mrocznym, gotyckim wnętrzu i zewnętrznej formie sarkofagu z wygrawerowanymi trzynastoma twarzami Doktora.

Na koniec odrobina spekulacji: czy Valeyard może powrócić do serialu? Moim zdaniem – oczywiście, że tak. Zawsze można po kozacku stwierdzić: „Mistrz mylił się albo kłamał mówiąc, że Valeyard to Doktor” albo dać nowe wcielenie, ale mamy kilku kandydatów spośród już znanych postaci: klon Dziesiątego Doktora z czwartej serii współczesnej, a nawet… Davros! Nie, nie oszalałem, pamiętacie jego ostatni występ? Dostał przecież porcję regeneracyjnej energii, a znany nam wszystkim król trollingu Steven M. z pewnością od dawna nie sypia po nocach, rozkminiając, jak tu uczynić swoje odejście ze stołka głównego scenarzysty serialu tak przewracającym Whoniwersum, jak tylko się da. Zrobienie z Davrosa Valeyarda nie byłoby moim zdaniem szczytem jego obłędu możliwości. Chociaż może niech on już lepiej zostawi biednego Valusia w spokoju…***


* Prawdopodobnie przebranym – The Trial of the Time Lord kończy się sceną, w której Valeyard okazuje się być osobą dzierżącą pewne istotne stanowisko, ale nie wiemy, czy udaje tę osobę, czy ją w jakiś sposób opętał, w słuchowisku występuje podobna niejasność.
** Czy jest to TARDIS Doktora – nie wiadomo.
*** Tak tylko marudzę. Moffat – do dzieła!



Miłośnik Siódmego Doktora i wszystkiego, co ogólnie rzecz biorąc moffatowe. Gra w „Magic: The Gathering” w formacie Limited i z miejsca lubi każdego, kto przyjmuje do wiadomości prosty fakt, że Lobo to najlepsza postać w historii komiksu. Chciałby zobaczyć jako Doktor Maimie McCoy. Prowadzi kanał na YouTubie „Ja, Dominek”, gdzie recenzuje produkty ze świata „Doktora Who” (głównie uniwersum rozszerzonego). W realu właściciel szkoły języka angielskiego i wiedzy o społeczeństwie.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

12 thoughts on “Ten gość z czajnikiem na głowie, czyli kim jest Valeyard?

  1. Troszkę strasznie mnie wkurza obrabianie dupy Moffatowi w każdym możliwym artykule, stwórzcie sobie jeden artykuł gdzie sobie wylejecie całe wasze gówniane wiadro gównianych pomyj a nie w każdym możliwym felietonie dajecie mi to gówno po kawałku (szczególnie że krytyka często nie uzasadniona typu: ” bo mi się nie podoba, RTD wracaj z 'Love & Monsters’ błagam”)

    1. Ja akurat zdecydowanie bardziej wolę Moffa, niż RTD, i nie jechałem po nim w tymże artykule – i on i Davies równo pomieszali w regeneracjach, a co do jego wypowiedzi o Valeyardzie, w tekście jak byk stoi, że miał prawo do takiej reakcji, bo nie wyjaśniono genezy naszego łotra. Ostatnia rzecz, wywracanie uniwersum do góry nogami, to z kolei coś, za co pana Stevena w dziewięciu przypadkach na dziesięć cenię.

    2. O borze szumiący, wiesz, że pisze dla nas kilkunastu niezależnych publicystów? I że felieton to taki gatunek, w którym wyraża się swoje zdanie, bez wymogu przedstawiania listy dwudziestu argumentów? Jeśli nie podoba Ci się konkretny zarzut, zachęcamy zawsze do dyskusji w komentarzach, ale muszę w tym miejscu powiedzieć, że większość redakcji zdecydowanie jest fanami Moffata, wystarczy popatrzeć na to, jak wysoko ocenialiśmy odcinki ostatniej serii, czy z kim tłumaczymy najwięcej wywiadów…
      K.

      PS Serio, nie mam nic przeciwko wyrażaniu swojego zdania, ale następnym razem też bym prosiła o bardziej uzasadnioną (i mniej wulgarną?) krytykę, bo np. i o powrocie RTD (https://gallifrey.pl/pierwsza-seria-chrisa-chibnalla-juz-wiemy-o-nowym-showrunnerze/ ) i o „Love & Monsters” (https://gallifrey.pl/10-minelo-lovemonsters/ ) mieliśmy w redakcji zdania bardzo podzielone…

  2. Chciałbym jednak, żeby Valeyard pozostał Doktorem, to podkreśla dwuznaczność jego postaci. Dzięki za podrzucenie tytułu książki.

  3. Szczerze mówiąc nie za bardzo zrozumiałem ten fragment: „w imieniu wszystkich widzów dziękuję wam, panowie RTD i Moffacie, że TAK
    BARDZO przeszkadzało wam proste „dwanaście regeneracji – trzynaście
    wcieleń”, dziękuję!” – czy to ironia? Bo w sumie nie za bardzo ogarniam co chciałeś tym powiedzieć…

    Oczywiście trzeba było w końcu jakoś ominąć tą restrykcję. I nawet gdyby Moffat tego nie zrobił po Jedenastym Doktorze nie tworząc War Doctora i udając, że Dziesiąty wcale nie stracił jednej regeneracji to kolejny showrunner musiałby sobie poradzić z tą kwestią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *