„Rewolucja Daleków” – wrażenia redakcyjne

Jesteście ciekawi, co redakcja myśli o ostatnim odcinku, „Rewolucji Daleków”? Miłej lektury – ostrzegamy przed spojlerami, jeśli ktoś jeszcze nie widział odcinka.

Alternauta: Wreszcie nadszedł ten czas, kiedy mogliśmy obejrzeć nowy odcinek. Dostaliśmy Daleków, kapitana Jacka, i jeszcze raz Daleków. Czekaliśmy i się doczekaliśmy. Ponownie część oczekiwań (i teorii) się sprawdziła, a część nie. Podobnie z plotkami. Nie był to zły odcinek. Obawiałem się, że wyjdzie gorzej. Nie był jednak też rewolucyjny, jak teoretycznie mógłby sugerować tytuł. Ale po kolei.

Zacznę od małego podsumowania rzeczy, które mi przeszkadzały. Po pierwsze – wątek więzienia został potraktowany strasznie po macoszemu. To było więzienie, w którym Judooni zdołali uwięzić takie stworzenia jak Pting, Cisza a nawet Płaczący Anioł. Doktor przez kilkadziesiąt lat próbowała się wydostać, a potem się poddała (ten wątek poruszę później). Wygląda na to, że z takiego więzienia raczej nie jest prosto uciec (zwłaszcza, gdy popełniło się parę tysięcy przestępstw). Jack jednak ratuje Trzynastą w ciągu jednej sceny trwającej ze dwie minuty. Włącznie z pierwszymi ujęciami wątek więzienia trwał w sumie około 5 minut, czyli mniej niż 10% długości całego odcinka. Owszem, było powiedziane że Jackowi zajęło to 19 lat, ale tu wychodzi typowy problem odcinków Chibnalla – ekspozycja, bo właśnie – “było powiedziane”. Niby z więzienia ciężko uciec, ale stało się to w zasadzie w jednej chwili (na ekranie), w dodatku w bardzo wczesnej części odcinka. W dodatku ucieczka przebiegła łatwo i bezproblemowo. Nie czuć zatem, żeby ucieczka z więzienia Judoonów była aż tak niemożliwa, jak próbują nam to przedstawić postacie. Znowu Trzynasta nie jest w stanie poradzić sobie samodzielnie, potrzebuje mężczyzny, który znajdzie rozwiązanie idealne.

Co się z tym wiąże, to to że Doktor w ewidentnie się poddała. Wprawdzie mówi sobie “wytrwaj, ludzie na ciebie czekają”, ale nie widać żeby cokolwiek próbowała zrobić ze swoim obecnym stanem poza odliczaniem dni. Niechby było widać, że próbuje realizować lub zapisywać jakieś szaleńcze plany, cokolwiek. Tak bardzo chciała wrócić do rodzinki. Znowu, bardziej wiarygodnie by ta chęć powrotu wypadła, gdybyśmy to widzieli, a nie tylko o tym słyszeli.

Wspomniałem wcześniej o ekspozycji i kolejnym przykładem, który rzucił mi się w oczy w trakcie oglądania (a jeśli film czy serial jest dobry, to według mnie takie wątpliwości powinny pojawić się najwcześniej jakiś czas po seansie) jest słynna fraza “I’m Captain Jack Harkness and I’m immortal”. W dodatku powtórzona dwa razy. Wszystko pięknie, tylko najlepsza okazja, by tą nieśmiertelność pokazać została zmarnowana. Na statku Daleków w zupełności wystarczyłby sam Jack – nie rozumiem, czemu Trzynasta pozwalała się narażać Ryanowi i Grahamowi, kiedy wiedziała że kapitan jest nieśmiertelny i jemu trwałej krzywdy Dalekowie by nie zrobili.

Widz, który nie widział wcześniejszych odcinków z Jackiem ma uwierzyć, że ten jest nieśmiertelny, bo Jack tak mówi. Pokazywać, nie opowiadać, panie Chibnall. Zwłaszcza, że to akurat zdanie o byciu nieśmiertelnym zostało użyte w trailerze, więc ewidentnie miała to być linijka trochę grająca na nostalgii fanów. Nie mówiąc już, że jak dla mnie zupełnie niepotrzebnie zostało to wypowiedziane podczas ucieczki – zabrzmiało to dziwnie po prostu.

Swoją drogą w tym momencie spodziewałem się, że któryś z towarzyszy jednak zginie, a drugi odejdzie, bo stwierdzi że bez pierwszego podróże z Doktor nie mają sensu (obstawiałem tu Grahama). Sprawdziło się to połowicznie, bo jednak nikt nie zginął.

Sztucznie wyglądał mi też efekt wjeżdżania Daleków do TARDIS (cieszy jednak, że Chibnall nie zapomniał, że na Ziemi była nie tylko TARDIS Doktor. Teraz zostały tylko 3 TARDISY – Doktor, ta zamieniona w sosnę i Mistrza) i samo zapadnięcie się TARDIS w sobie – czy nie wystarczyłoby wprowadzenie TARDIS w tryb bojowy, co widzieliśmy za Dwunastego? Ponadto trochę nie pasował mi fakt, że wcześniej sama Flota Daleków powiedziała zwiadowcy, że nie ma sensu najeżdżać Ziemi, bo Doktor ją chroni, a teraz przylecieli tłumnie, choć może po prostu przeważył fakt, że czystość rasowa jest dla nich najważniejsza. Tutaj szkoda mi, że jednak “rewolucja” okazała się niczym więcej tylko rewolucją w stylu raczej jednej z rewolucji przemysłowych. Tak, widzieliśmy swoistą “wojnę domową” między frakcjami Daleków, zgodnie z przewidywaniami, jednak chodzi mi o to, że ponownie zobaczyliśmy nowy typ Daleków i ponownie zostali oni zniszczeni, bez szans na większy wpływ na Daleków jako takich (nie wspominam już nawet o potencjale Daleków, którym Dwunasty oddał trochę energii regeneracyjnej w 9 serii, bo liczę że to zostanie kiedyś wykorzystane).

Jak wspomniałem na początku – odcinek jednak mimo wszystko okazał się dobry. Wprawdzie Trzynasta nie uciekła Judoonom (ale czy na dobre?) sama, jednak sama wymyśliła plan jak pozbyć się nowych Daleków, a potem jak pozbyć się starych Daleków. To było fajne, choć pewnie można się przyczepiać – co by było, gdyby jednak Dalekowie połączyli siły? Może nie trzeba było ryzykować ze starymi Dalekami, tylko w podobny sposób skusić nowych Daleków – choć pytanie czy oni rozpoznaliby Doktor, możliwe że tak.

Rewolucja Daleków Yaz i 13

Podobała mi się także rozmowa Doktor z Yaz. Miałem małe deja vu z rozmowy z Grahamem o raku – widać, że relacje z towarzyszami stały się poważniejsze. Że tym razem nie da się poważnego tematu zbyć machnięciem ręki. Cieszę się także, że Barrowman jednak się pojawił na dłużej niż na parę minut, lubię tego aktora i się stęskniłem za jego obecnością w “Doctor Who”. Mam nadzieję, że faktycznie wróci w przyszłości, zwłaszcza że wypowiadał się pozytywnie o takiej możliwości. Zgadzam się z Dominkiem (którego opinię przeczytacie poniżej) – to był jeden z najlepszych odcinków, jeśli chodzi o grę Jodie. Uważam, że jest bardzo dobrą aktorką – jeśli uważacie inaczej, obejrzyjcie koniecznie Broadchurch. Jestem przekonany, że zmienicie zdanie. Ona po prostu wreszcie dostała więcej możliwości wykazania się niż w przeciętnym odcinku swojej ery.

Wreszcie wszelkie nawiązania i cameo. Potwory w więzieniu, to był trochę taki fanserwis, bo jednak większej roli nie odegrały, co w sumie można było przeczuwać. Jednak najbardziej podobało mi się nawiązanie do “Harry’ego Pottera” (którego uwielbiam), choć jestem lekko zdziwiony, że się na to zdecydowano – mam tu na myśli pewne kontrowersyjne wypowiedzi Rowling, od której kolejne firmy się odcinają. Niemniej to fajnie, że Trzynasta lubi tę serię.

Zauważyliście, że Trzynasta w ogóle nie drgnęła, gdy Jack wspomniał o Rose? Ciekawe czy to celowy zabieg świadczący o tym, że Trzynasta uporała się z tym, czy jednak to trochę typowe zabieganie Doktor dało o sobie znać i nie zwróciła na to uwagi. Ciekawi mnie także co ze śrubokrętem Doktor – w odcinku w ogóle się nie pojawił, został najpewniej zabrany przez Judoonów, ale nie wiemy czy został odzyskany przez Doktor, czy może też zrobi nowy egzemplarz. Muszę też przyznać, że również muzycznie było lepiej (choć dalej nie kupuję Seguna Akinoli, wolę klasykę w wykonaniu Golda), zaś czarni Dalekowie nocą – to było coś niesamowitego. Również dlatego szkoda mi, że pewnie ich już nie zobaczymy.

Rewolucja Daleków i pożegnanie rodzinki

Na koniec dwa słowa o pożegnaniu z rodzinką. Jak to przy takich pożegnaniach będzie, jest słodko-gorzko. Słowa o końcu ‘rodzinki’ niezbyt do mnie przemówiły, bo jak dla mnie nie było kompletnie czuć rodzinnej chemii między Doktor a pozostałymi towarzyszami. Mam nadzieję, że od tej pory sformułowanie ‘fam’ już nie będzie używane, bo po prostu brzmiało według mnie sztucznie. Odejście Ryana mnie kompletnie nie smuci, ani aktor mnie nie kupił, ani sama postać – już od pewnego czasu było widać, że Ryan nie ma żadnych powodów, by podróżować z Trzynastą, a w dodatku nie służył mu tłumek w TARDIS, raczej nienajlepsza gra aktorska (choć może po prostu miał tak grać – uczciwie przyznaję, że nie znam Tosina Cole’a z żadnej innej roli) ani to, że o swojej niepełnosprawności przypominał sobie tak tylko na zawołanie.  Odejście Grahama natomiast, to przed jakim wyborem został postawiony… Strasznie przykro było na to patrzeć i tą część pożegnania uważam za udaną.  Zamknięcie odcinka okej, ładne nawiązanie do początków i wzruszająca scena z Grace, choć nie wiem czy potrzebna. W końcu jako widzowie, nie mieliśmy za bardzo okazji się do niej przywiązać.

Tuż po odcinku BBC zapowiedziało nowego towarzysza, dlatego jeszcze parę słów o nim. Szkoda. Nie dlatego, że to kolejny biały męski towarzysz (być może pochodzący z Ziemi), lecz po prostu przy takiej ilości osób w TARDIS u Chibnalla te postacie giną. Nie mogą wyzwolić swojego pełnego potencjału. Tak jest z Trzynastą, tak jest z Yaz. Trochę też tak jest z Ryanem. Niektóre odcinki spokojnie obyłyby się bez jednego lub dwóch towarzyszy. I tego się obawiam – miałem nadzieję na więcej przestrzeni na rozwój Trzynastej i na rozwój Yaz. Choć plotki mówią, że Dan nie pojawi się od razu, więc może zobaczymy jak Chibnallowi wyszłoby pisanie pojedynczego towarzysza, zamiast trzech naraz. Pożyjemy, zobaczymy.  Chciałbym się mylić i na pewno nie będę oceniać postaci przed ujrzeniem jej w akcji. Czekam na jesień.

Mandalkor: W moim odczuciu był to odcinek dobry. Nie jakiś rewelacyjny, rewolucyjny, albo co gorsza zawodzący, po prostu dobry. Był obiecany Kapitan Jack, który swoją drogą byłem pewien, że spotka najpierw towarzyszy, a Doktor dołączy do nich dużo później (a nawet na sam koniec, po rozwiązaniu Dalekowego problemu). Okazał się jednak, że miał nieco mniejszą rolę niż się początkowo spodziewałem, bo mimo wszystko Daleków pokonała standardowo Doktor (i również standardowo nie do końca swoimi rękoma). Uważam, że jego pojawienie się jednak mimo wszystko miało sens i było bardzo przyjemnym dodatkiem do odcinka (Doktor przecież i tak by w końcu stamtąd uciekła, prawda?). Zwłaszcza po niedosycie, jakiego doznałem przy jego poprzednim powrocie.

Skoro już o więzieniu mowa, to szkoda, że nie pokazano nam tego więcej. W moim odczuciu nadałoby to większej głębi postaci, gdybyśmy widzieli te 19 lat, zobaczyli skąd się wzięły ksywki dla potworów (choć te akurat mogły w sumie nie mieć jakiejś konkretnej genezy), ujrzeli więcej więźniów, słuchali recytowania Harry’ego Pottera, czy wreszcie razem z Doktor witali wszystkie światełka. Chociaż wtedy mógłby wyjść odcinek zbyt podobny do “Daru Niebios” (Heaven Sent), ale nic nie poradzę, że go uwielbiam i nie pogardziłbym czymś podobnym. Również nie pogardziłbym usłyszeniem choć części z tych przemyśleń, o których Trzynasta mówi Ryanowi, na temat odkrycia prawdy o sobie. O tym za chwilę, bo miało być o Dalekach.

Rewolucja Daleków Dalek

Na podstawie tytułu odcinka i pierwszych kilkunastu jego minut, spodziewałem się, że już od teraz Dalekowie, na zawsze pozostaną iPhone’ami i będą całkowicie sztuczną inteligencją, bez organicznych mutantów. Tym bardziej, że Doktor zorganizowała starcie obu wersji. Byłby to pomysł ciekawy, bardzo rewolucyjny, ale przecież to już nie byliby Dalekowie, nie? Mutant w środku musi być! I to nie sklonowany z pozostałości oryginału. Choć nie ukrywam, nie obraziłbym się jakby nowy design pancerzy został z nami na stałe. Wyglądał na tyle nowocześnie, nie będąc jednocześnie lekkim kiczem (tak, na was patrzę Dalekowie z ery Jedenastego), że według mnie bardzo by pasował. Poza tym bardzo przypominał (zresztą nie bez powodu) najlepszy jak do tej pory pancerz, czyli ten steampunkowy z zeszłorocznego odcinka noworocznego.

Rewolucja Daleków Yaz i karteczki

Ciekawie według mnie, został również poruszony wątek Yaz, która ewidentnie nie mogła się pozbierać po rozstaniu i chciała koniecznie wrócić, odzyskać Doktor. To, jak bardzo jej pierwsza scena przypomina pewien dobrze znany mem świetnie zarysowuje ten obraz. Swoją droga, ciekawi mnie, czy gdyby nie sklonowany Dalek, nauczyłaby się obsługiwać TARDIS? Przecież była tym tak pochłonięta, że nie zauważyła nawet, że nastał Nowy Rok! Potem, gdy już Doktor wraca, przez resztę odcinka, widać jak bardzo jest rozdarta. Z jednej strony wreszcie są znów razem, ale z drugiej jednak ma do niej ten żal, że ją zostawiła. Również ta rozmowa z Jackiem, na temat rozstania z Doktor(em) bardzo dobrze to podkreśla (aczkolwiek, to nie zawsze jest tak, jak Jack stwierdził, że decyzja o rozstaniu leży po stronie Władcy/Władczyni Czasu). Zobaczymy, jak to teraz będzie z powrotem w wir akcji, czy faktycznie się za tym tak bardzo stęskniła i czy doceni, że wróciło.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o mojej zdecydowanie ulubionej scenie z całego odcinka. Rozmowa Doktor z Ryanem, na temat tego, co się wydarzyło w życiu obojga od momentu ostatniego spotkania. Jest według mnie tak głęboka, szczera i przyjazna, jak to w Doctor Who być powinno. Dla gigantycznego kontrastu z Yaz, Ryan poukładał już sobie życie po swojemu, odkrył co naprawdę w nim jest ważne (co powtarza potem na sam koniec) i co chce dalej w życiu robić. Wydoroślał, spoważniał. Podróże z Doktor zmieniły go bardzo na plus. Spodobało mi się też to, że nie odpuścił Doktor i przekonał ją do wyznania, co jej na sercu leży i wytłumaczenia tego, co ja zauważyłem już dawno. Czy ten cały wątek Timeless Child aż tak zmienia to, kim jest Doktor? Ok, oszukano ją na temat jej przeszłości, wykorzystano do stworzenia rasy Władców Czasu i odebrano jej, to co uważała za dom. Mimo to, według mnie nie ma to najmniejszego wpływu na to, kim jest i Ryan wręcz wyją mi z ust, to co powiedział.

Rewolucja Daleków Trzynasta i Ryan

Aha! I jeszcze jedno. Dziwi mnie, że towarzysze strasznie egoistycznie postąpili w kwestii Doktor. Ok, mogli poczuć się wystawieni, ale nie wiedzieli tak naprawdę, co z nią się działo, że podczas gdy dla nich minęło zaledwie 10 miesięcy, dla niej to było przecież przynajmniej 19 lat w więzieniu! Dodatkowo, z bardzo ciężką informacją do przetrawienia! Ech, nieładnie, nieładnie. Za to rozstanie i w ogóle cała końcówka były po prostu przepiękne, bardzo mnie wzruszyły. Aż brak mi odpowiednich słów by to wyrazić.

Dominek: No cóż, mimo stałych elementów twórczości Chibnalla – mówienia zamiast pokazywania, tragicznych dialogów a także bezużytecznych towarzyszy – odcinek był zaskakująco przyjemny. Należę do tych dziwaków, którzy uwielbiali tego wannabe Trumpa w “pajęczakowym” odcinku serii jedenastej, a tu był nawet lepszy – co druga jego wypowiedź to było czyste złoto. Moim też zdaniem pod względem aktorstwa był to najlepszy odcinek w wykonaniu Whittaker. Z postacią wprawdzie było odrobinę gorzej, Doktor była kompletnie nieefektywna nie będąc w stanie uciec z więzienia bez pomocy Jacka Harknessa (nie znoszę gościa, dlatego o nim w zasadzie tyle – sprawdził się jako fanserwis, ale został dołożony do i tak zbyt licznej załogi, przez co ta ostatnia wypadła nawet gorzej) ale nadrobiła to relatywnie sprytnym pokonaniem Daleków. Nawiasem mówiąc ta “fabryka” Daleków i jej “wyroby”  miałyby znacznie więcej sensu gdyby z ludzi robiono tam nie pokarm dla puszek, a samych mutantów. I ostatnia rzecz, pożegnanie Ryana i Grahama. Było w miarę ok, chociaż ta ostatnia scena z ich wizją Grace to przesłodzona słabizna. Technicznie zastrzeżeń nie mam, “ziemscy” Dalekowie wyglądali mega gracko, nocny atak puszek znany ze zwiastuna wywoływał ciary, a horda Daleków wlatująca do pewnej lewitującej budki też na plus.


I tym akcentem kończymy nasze wrażenia redakcyjne. A co Wy myślicie o odcinku? Zapraszamy do dołączenia do dyskusji wśród polskich Gallifreyan.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *