Czternaste wcielenie Doktora – kobieta czy mężczyzna?
Na moment pisania tego tekstu, jedenastego stycznia anno Domini (jakie to ładne określenie…) 2021, nie jest jeszcze wiadomo, czy Jodie Whittaker opuszcza „Doctor Who” po sezonie 13. BBC nie ustosunkowało się do plotek, ale fandom już jest rozpalony do czerwoności. Pojawiają się, jak zwykle, przeróżne pomysły na to, kto powinien zastąpić aktorkę, a jednym z nurtujących część z nas pytań jest to, czy powinien być to mężczyzna czy kobieta. Otóż ja osobiście uważam, że…
To była taka mała złośliwość z mojej strony, zanim przejdę do sedna, mój Drogi Czytelniku, kilka słów o przeszłości. Pamiętam, jak bardzo byłem kontent, gdy ogłoszono, że trzynaste wcielenie Doktora po raz pierwszy w historii będzie wcieleniem żeńskim. Tak bardzo poszerzyło to możliwości twórców, jeśli chodzi o wybór następnej osoby, która zagra główną rolę… Z pięćdziesięciu procent aktorskiej populacji Zjednoczonego Królestwa zrobiło się okrąglutkie sto. Bajka. No, wprawdzie w przeszłości miałem drobne wątpliwości, czy zmiana płci u Doktora po tylu męskich inkarnacjach na pewno idealnie wypali, ale geniusz Stevena Moffata, który napisał pierwsze żeńskie wcielenie Mistrza pokazał, że nie ma żadnych przeszkód. Missy była fenomenalna.
Wszystko to, o czym napisałem nadal jest aktualne. Twórcy mają większe pole wyboru nie będąc ograniczonymi do jednej płci, a zmiana tejże u Mistrza niczego nie ujęła postaci. Tak więc wracając do początku mojego wywodu, jednym z nurtujących część z nas pytań jest to, czy czternaste wcielenie powinno być kobietą czy mężczyzną. Otóż ja osobiście uważam, że mężczyzną.
„Czy on się dobrze czuje?” pytasz pewnie w tym momencie, Drogi Czytelniku. I ja Cię dobrze rozumiem, prawie dwieście pięćdziesiąt słów chwalących pomysł na Doktora-kobietę i nagle taka bomba? Otóż czytaj dalej. Trzynasta Doktor, pierwsze żeńskie wcielenie, jest bowiem inkarnacją bardzo nieudaną. Bardzo rzadko efektywną (zazwyczaj robotę muszą za nią odwalać inni, bo ona nie jest w stanie – wysadzenie Mistrza&blaszanego towarzystwa, ucieczka z więzienia itp.) niemającą jakiegoś wyraźnego charakteru, lekceważącą problemy towarzyszy (szczególnie Grahama – słynna scena, gdy zwierza się on jej ze swojego lęku przed nawrotem nowotworowej choroby). I teraz też wiem, jakie chcesz zadać pytanie: ile z tych wad jest winą tego, że to Doktor-kobieta? Okrągłe, mój Drogi Czytelniku, zero.
Chris Chibnall dał się poznać od bardzo złej strony jako główny scenarzysta serialu, szczególnie jeśli chodzi o postaci, a Doktor jego pióra jest tego sztandarowym przykładem. Wielu widzów początkowo neutralnie lub nawet optymistycznie nastawionych do zmiany płci Doktora zmieniło zdanie, gdy zobaczyło efekty pisarstwa pana Chrisa i uznało, że to zły pomysł. Bardzo niesłusznie, jako odtrutkę na to mogę polecić całkiem solidną książkę The Good Doctor z Trzynastą i Rodzinką w roli głównej. Tam Doktor na poważnie daje czadu: jest sprytna, improwizuje, już w prologu udaje Greka, ażeby wrogowie jej nie docenili, dba o Grahama, Yaz i Ryana… Tak powinny być pisane wcielenia Doktora, niezależnie jakiej płci. Chris Chibnall tego, niestety, nie potrafi. Rozumiesz już, do czego zmierzam?
Skoro niektórzy odwrócili się od pomysłu na żeńskich Doktorów przez poziom pisania, należy z kolejną taką inkarnacją zaczekać aż ktoś kompetentny obejmie stanowisko głównego scenarzysty. Za Chibnalla lepiej nie będzie, więc może korzystniej, żeby kolejne słabe wcielenie, które bez wątpienia stworzy, było płci męskiej? A ktokolwiek przyjdzie po panu Chrisie udowodni swoim większym talentem, że Doktor-kobieta to nic złego. Że nie zaszkodzi serialowi. Czego nam wszystkim życzę.
Felieton ten dedykuję pewnemu członkowi grupy „Doctor Who Polska”, z którym to dyskusja zainspirowała mnie do napisania powyższego tekstu.