Madame de Pompadour – po drugiej stronie… kominka?
Żyjąc krok po kroku, czyli Doktor spotyka Madame de Pompadour.
Wielu z nas kojarzy ją zapewne jedynie jako kochankę króla Ludwika XV – ot, ciekawostkę na marginesie podręcznika do historii. Tymczasem z jakichś powodów ta metresa o bardzo krótkim i teoretycznie nieciekawym życiorysie przetrwała do dzisiaj w naszej europejskiej świadomości. Zainspirowała także Stevena Moffata do napisania jednego z najciekawszych, a w każdym razie najbardziej emocjonalnych odcinków Dziesiątego Doktora. Co jeszcze wiemy o tej niezwykłej kobiecie? Czy jej historia obrosła już w zbyt wiele legend, czy da się pod nimi odnaleźć pełną ideałów Reinette? I dlaczego akurat dla niej nawet Doktor mógł stracić głowę?
Postać: Jeanne-Antoinette Poisson, znana jako Reinette lub Madame de Pompadour
Miejsce i czas życia: Paryż, Francja, XVIII wiek
Urodzona: 29 grudnia 1721 w Paryżu
Zmarła: 15 kwietnia 1764 w Wersalu
W serialu: Dziewczynka z kominka („The Girl in the Fireplace”)
Grana przez: Sophie Myles
Dziewczynka z kominka
Reinette, imię, pod którym poznajemy bohaterkę, było jedynie przydomkiem nadanym jej przez rodzinę i przyjaciół, który oznaczał „małą królową”. W rzeczywistości jednak mała Jeanne-Antoinette nie pochodziła wcale z arystokratycznej rodziny – jej ojciec, François Poisson, nie posiadał żadnych tytułów ani praw do ziemi. Prowadził za to interesy na terenie Paryża, aż do 1725 roku, kiedy to musiał uciekać z Francji, skazany na śmierć za niezapłacone rachunki. Prawdziwe pochodzenie późniejszej Madame de Pompadour było więc na dworze powodem niemałego skandalu. Z drugiej zaś strony Reinette otrzymała w dzieciństwie staranne wykształcenie, zwłaszcza w zakresie sztuki, filozofii i etykiety. Była świetną artystką, aktorką, tancerką i muzyczką, co miało wpływ na jej późniejszą dworską karierę. Tym również w odcinku zachwycał się Doktor. Istnieje także legenda, rozpowszechniana przez samą metresę, jakoby wróżbita przepowiedział jej gdy miała dziewięć lat, iż pewnego dnia będzie rządzić sercem króla. A król faktycznie absolutnie oszalał na jej punkcie…
Powolna ścieżka
Już jako sześcioletnia dziewczynka, z którą Doktor rozmawia przez kominek, Reinette wydaje się być niesamowicie inteligentna i dojrzała jak na swój wiek. Nie panikuje, gdy widzi droida spod swojego łóżka, odpowiada spokojnie na pytania Doktora… Z drugiej strony nie kwestionuje w żaden sposób prawdziwości Doktora i jego słów, co dowodzi, że posiada wspaniałą wyobraźnię. I rzeczywiście, z tego co wiemy, Reinette była nie tylko uznawana za jedną z najpiękniejszych, ale i najciekawszych kobiet Paryża. Od kiedy wyszła za mąż za Karola Wilhelma Le Normant d’Etiolles i założyła w Paryżu własny salon jej głównym zajęciem było organizowanie spotkań z filozofami i artystami tamtych czasów, m. in. z Wolterem i Monteskiuszem. Mniej więcej w tym samym czasie usłyszał o niej król i doszło do pierwszego spotkania między nimi: na wspomnianym w odcinku Balu Żywodrzewnym (Yew Tree Ball) w lutym 1745 roku.
Dlaczego ona?
Reinette oczarowała Ludwika do tego stopnia, że już miesiąc później otrzymała własne apartamenty w Wersalu. Trzy miesiące później natomiast ogłoszono jej separację z mężem, co umożliwiło jej przyjęcie tytułu królewskiej metresy. W tym również momencie otrzymała tytuł Madame de Pompadour, pod którym znamy ją dzisiaj, oraz została oficjalnie wprowadzona na królewski dwór. Czym przewyższała poprzednie kochanki króla? Nie tylko urodą, ale także praktycznym podejściem do swojej funkcji. Towarzyszyła królowi w czasie jego obowiązków i organizowała mu rozrywki, nadal wspierała artystów i myślicieli, a przede wszystkim miała świetne stosunki z królową, córką polskiego króla, Marią Leszczyńską. Starała się nie izolować jej od króla, którego namawiała z kolei do częstego kontaktu z dziećmi. Jednym słowem dbała o dobre stosunki w rodzinie królewskiej oraz spokój i pogodę ducha króla. Wydaje się, że było to dla niej istotniejsze niż wielka polityka, od której jednak nie stroniła. Żeby przetrwać na pełnym intryg i zawistnych wrogów dworze musiała być również bardzo silną i niezależną kobietą. Taką też właśnie widzimy ją w Doktorze Who.
Opuszcza Wersal ostatni raz…
Jej panowanie, choć niezwykle intensywne, nie trwało długo. Jakkolwiek od 1750 roku nie była już królewską kochanką, zachowała swoją pozycję na dworze, pozostając jego wierną przyjaciółką. Wciąż organizowała życie dworu, ale jej stan zdrowia coraz bardziej się pogarszał, przemijała także jej uroda. Zmarła w 1764 roku na gruźlicę, mając niecałe czterdzieści trzy lata. Ponoć król, obserwując jej trumnę opuszczającą pałac w deszczowy dzień (scenę tę widzimy pod koniec odcinka), powiedział: „Markiza nie będzie miała dobrej pogody na podróż”. Jej wpływ zarówno na politykę, jak i na królewski dwór ostatecznie okazały się znikome, a jednak szybko o niej nie zapomniano.
O samej Reinette wiemy tak naprawdę bardzo niewiele – przetrwała w zbiorowej świadomości głównie jako bohaterka popkultury. I może właśnie w tym tkwi jej niezwykła siła – czegokolwiek by o niej nie powiedzieć, była kobietą, o której się mówiło, która wprowadziła nieco fantazji na królewski dwór. Która potrafiła znieść związane z tym upokorzenia w imię miłości i radości życia. Dlatego też już zawsze będę widzieć ją nie tylko jako kochankę króla, ale przede wszystkim jako fascynującą i silną kobietę. Kobietę, która rozumiała Doktora lepiej niż niejeden z jego towarzyszy, bo dzieliła z nim podobne pragnienie życia chwilą i poszukiwania tego, co piękne. Ostatecznie to właśnie czyni dla mnie ten odcinek tak poruszającym – pomimo całej niezwykłości Reinette dane jej było jedynie nazbyt krótkie i monotonne życie, podczas gdy Doktor, choć załamany, już w następnym odcinku rusza przed siebie w gwiazdy.
A Wy, co myślicie o odcinku i jego głównej bohaterce? Może znacie ją z innych filmów lub macie całkiem odmienną wizję tej postaci? Dajcie znać w komentarzach!
W poprzednim odcinku: Agatha Christie
Źródła:
Madame de Pompadour
Tardis wikia
Warto również wspomnieć o wspaniałej muzyce w tym odcinku
„Girl in the Fireplace” to jeden z najlepszych odcinków Doktora Who, on po prostu nie ma słabych elementów. Doskonale skonstruowana fabuła, jedno z najbardziej pomysłowych miejsc akcji, dość klasyczna, ale przełamana humorem opowieść o księciu na białym koniu, przepiękne wnętrza, zewnętrza i kostiumy, doskonała obsada i muzyka, na którą brakuje słów. To małe arcydzieło.
Okej, nie zaszkodziłoby mu wyjaśnienie, dlaczego Doktor nie może po prostu użyć TARDIS, ale to przeszkadza tylko za pierwszym razem ;)