30. MFKiG w Łodzi – (foto)relacja okiem whovianina
W dniach 27-29 września 2019 r. odbył się 30. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Chociaż był to dla mnie już czwarty rok z rzędu, kiedy odwiedziłem miasto z łódką w herbie, to dopiero po raz drugi mogę podzielić się moimi odczuciami na łamach Gallifrey.pl. W przeciwieństwie do roku poprzedniego, teraz na fanów Doctor Who na MFKiG czekała miła niespodzianka. Jednak nie wyprzedzajmy faktów i zacznijmy od początku.
Dla samej imprezy w zeszłym tygodniu miały miejsce dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, jak przed chwilką wspomniałem, obchodziła ona swoisty jubileusz w postaci trzydziestej edycji. Była to nie tylko świetna okazja do świętowania dla organizatorów i doświadczonych uczestników, ale i dobry punkt wejścia dla osób nowych, które na co dzień nie interesują się komiksami oraz grami (lub zaczęły to robić stosunkowo niedawno). Po drugie, nastąpiła zmiana lokalizacji z Atlas Areny na Halę Expo. Jak wypadło to przysłowiowe „przemeblowanie”? A no… dobrze. Choć z nostalgią wspominam stare miejsce, to z czystym sumieniem mogę rzec, że Expo wywiązała się ze swojej funkcji perfekcyjnie. Wszystko było przejrzyste (w poprzednich latach sam czasami łapałem się na tym, iż nie mogłem znaleźć jakiejś sali), a i na strefie targowej było o wiele więcej luzu.
Tym razem jednak klątwa Pyrkonu dosięgła i Łódź, a dokładniej: krainę wystawców. Wiązało się to z podwyższoną temperaturą, więc od czasu do czasu trzeba było przetrzeć czoło ściereczką, gdyż pot dawał się we znaki. Dawniej, pomimo wiele mniejszych rozmiarów Atlas Areny, praktycznie co kilkanaście metrów było uchylone okno bądź drzwi, które zapewniały ciągły dostęp świeżego powietrza. Jednakowoż była to oczywiście drobnostka, która w żaden sposób nie wpłynęła na moje uczucia dotyczące samego MFKiG.
No dobrze, lecz co z Doktorem? Niestety, jeśli chodzi o prelekcje, nie było ich wcale. Oczywiście nie ma się czemu dziwić. W końcu to wydarzenie skupione stricte na mediach komiksu i gier. W pierwszej z tych kategorii Titan Comics wypełnia obecnie niszę okupowaną przez fanów tegoż serialu, którzy (w większości) interesują się przy tym komiksowym światkiem właśnie. Starsze pozycje są zaś zbyt mało w Polsce popularne. Co do gier, to tutaj marka BBC nigdy nie wiodła prymu. O ile w zamierzchłych czasach zdarzały się większe lub mniejsze aspiracje, o których dziś pamiętają już tylko zagorzali fani, o tyle obecnie są to raczej drobne próby poszerzania rynku, które nie przynoszą gigantycznego zainteresowania. Co ciekawe, na spotkaniu z panem Tomaszem Kołodziejczakiem (jeżeli jakimś cudem czyta Pan tę drobną (foto)relację, to serdecznie pozdrawiam!) powiedział:
[…] krążymy wokół Doktora Who, bo to jeden z moich ulubionych seriali.
W związku z tym, czy po tak długim czasie kompletnego ignorowania polskich whovian doczekamy się jakichś komiksów w naszym rodzimym języku osadzonych w doktorowym uniwersum? Mimo że zapewne pragnąłbym tego nie tylko ja, to jak na razie są to tylko niczym niepotwierdzone pogłoski. Obawiam się, iż Egmont będzie bardzo ostrożnie podchodził do wydawania ewentualnych pozycji ze względu na stosunkowo małe zainteresowanie, skutkujące potencjalnie nikłymi dochodami. Jednak w celu zbadania rynku zawsze istnieje możliwość opublikowania jednego tomiku w ograniczonym nakładzie. Jeśliby sprzedał się wystarczająco dobrze, to „metodą małych kroczków” można by z czasem poszerzać ofertę.
Poza tym nie zapominajmy jednego. Wydawnictwo Egmont obecnie dystrybuuje historie spod znaku między innymi Rick and Morty („Rick i Morty”), która jest znacznie popularniejszą franczyzą niż Doctor Who, lecz wciąż nie tak znów olbrzymią. Młodsi bracia książek rozgrywających się w świcie serialu stacji Adult Swim radzą sobie u nas całkiem dobrze – na chwilę pisania tych słów można już nabyć tom piąty. Plus, twory sztuki komiksowej, o których prawie wszyscy myśleli, że nie ma absolutnie ŻADNYCH szans na ich wydanie (jak na przykład Moon Knight z Marvel Now czy też The Vision ze scenariuszem Toma Kinga) znalazły swoje miejsce w ofercie Egmontu. Przyszło trochę na nie poczekać, ale jednak! Ba, przecież właśnie w ubiegłą sobotę zapowiedziano wydanie w 2020 przegenialnego Mister Miracle z DC Rebirth oraz runu Moon Knight napisanego przez Jeffa Lemire’a. Rzeczy niepowalające wynikami sprzedaży już w momencie ich oryginalnego wydawania przez odpowiednio DC Comics i MARVEL, aczkolwiek nadrabiające całą masą pozytywnych recenzji.
W ramach niezobowiązującej ciekawostki pragnąłbym dodać, że w międzyczasie o godzinie 13:00 zrobiłem sobie drobną przerwę od omawianego konwentu i odwiedziłem oddaloną o około pięć kilometrów drogi wystawę pod tytułem Sztuka DC. Świt superbohaterów. Można na niej było zobaczyć między innymi oryginalne rekwizyty i kostiumy z filmów z bohaterami DC Comics, a także 160 prac jednych z najsławniejszych komiksowych artystów XX i XXI wieku. Nieraz cieszyłem się w starej elektrociepłowni jak dziecko w piaskownicy, odkrywając coraz to nowe dobrodziejstwa udostępnione dzięki uprzejmości Warner Bros. Nie żałuję ani minuty poświęconej na baczne przyglądanie się wszystkiemu, co udało się w Łodzi zgromadzić. Jeśli ktoś z was będzie stosunkowo niedaleko tego miasta do dnia 2 lutego roku 2020, to naprawdę warto wydać te około trzydzieści złotych na bilet i zobaczyć to, co tak znacząco zapisało się historii popkultury i… wpłynęło na historię otaczającego nas świata.
Nie da się jednak ukryć, że prawdziwą „wisienką na torcie” było pojawienie się w Strefie Autografów dwóch osób. W sobotę od 18:00 do 19:30 oraz w niedzielę od 10:30 do 12:00 i od 12:00 do 13:30 można było spotkać się z artystami, którzy dołożyli do uniwersum Doctor Who swoje małe cegiełki. Mówię oczywiście o Mike’u McMahonie i Johnie Higginsie.
Obydwaj narysowali po dwa komiksy umieszczone pierwotnie w Doctor Who Magazine. Dokładniej pisałem o tym tutaj, jednak pozwolę sobie przypomnieć podstawowe informacje. John Higgins (tuszer legendarnych już powieści graficznych pod tytułem Strażnicy oraz Batman: Zabójczy żart narysował Follow that TARDIS! (w tym przypadku na spółkę z kilkoma innymi osobami) i Keepsake. Ponadto, wykonał też ilustracje do książki The Cabinet of Light (przy czym znalazły się one tylko w jej wersji limitowanej oraz e-bookowej) oraz stworzył okładkę do wakacyjnego wydania DWM z roku 1985. Z kolei drugi z nich, Mike McMahon (ilustrator pozycji spod znaku Judge Dredd w latch 1977-1979, 1994 i 1995), pokazał swe umiejętności w doktorowych The Greatest Gamble i Junkyard Demon.
I… tyle. Chociaż na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier przebywałem tylko w sobotę, to czas ten w zupełności wystarczył, aby potwierdzić moje zdanie na temat samej imprezy. To niezwykły konwent, gdzie panuje bardzo miła atmosfera, a każdy, kto chociaż odrobinę interesuje się popkulturą, znajdzie tam coś dla siebie. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji w nim uczestniczyć, to koniecznie zakreślcie sobie w kalendarzu środek/koniec września następnego roku. Naprawdę warto, gdyż organizatorzy zawsze odwalają kawał dobrej roboty i nie spoczywają na laurach, tylko wciąż starają się wprowadzać drobne modernizacje wychodzące na dobre każdemu. Jasne, nie należy się nastawiać na ogrom atrakcji związanych z dobrze nam znanym brytyjskim serialem science-fiction, ale przy odrobinie pokory i życzliwości losu czasami potrafią się trafić drobne perełki.
Na koniec chciałbym podzielić się kilkoma zdaniami prosto z serca. Na początek, dziękuję Wiktorowi (prowadzącemu kanał KFK Studio) za przyjacielski uścisk dłoni i zamienienie paru zdań. Mam nadzieję, iż numerek do Johna Laymana się przydał! Chciałbym też podziękować każdemu z wystawców, z którymi rozmawiałem, za niezwykle pozytywny odzew i wskazywanie gadżetów związanych z Doktorem, które znajdowały się na zapleczu lub stały w mało widocznym miejscu. Właśnie w taki sposób nabyłem figurkę Funko POP z Doktorem Wojny (z moim, delikatnie mówiąc, średnim wzrokiem najprawdopodobniej w ogóle bym jej nie zobaczył). A tak, o jedną pozycję do prywatnej kolekcji więcej. Pozytywną energię w ramach wdzięczności przesyłam także wspomnianym już Mike’owi McMahonowi i Johnowi Higginsowi. Brytyjczycy okazali się naprawdę ciepłymi osobami, które rozmawiały ze mną niemal jak równy z równym i nie wzbraniali się przed wspólną fotografią czy podaniem ręki. Och, i prawie bym zapomniał, pozdrawiam whoviankę w cosplay’u Clary. Naprawdę chciałem do Ciebie podejść, lecz kiedy dzieliło nas już praktycznie kilka metrów, to zorientowałem się, że szybko muszę się udać wystawę (zostało mi wówczas niecałe 20 minut czasu). Koniec końców życzę ludziom odpowiedzialnym za całokształt MFKiG, aby ten wciąż się rozwijał i zyskiwał coraz to większą popularność.