„Wojna Sontaran” – wrażenia redakcyjne

Dzisiaj polska premiera drugiego odcinka na BBC First. Już niedługo, bo o 17:25 – zatem to najlepszy czas na wrażenia redakcyjne z „Wojny Sontaran”. Jeśli jeszcze nie oglądaliście – zapraszamy po seansie. W innym przypadku miłej lektury!

Mandalkor: Uff, na szczęście, w tym odcinku było już spokojniej, a poruszanych wątków było zdecydowanie mniej. Właściwie to dwa, przy czym dominował i tak jeden. Czyli mamy zadaje się do czynienia z eksperymentem, w postaci odwrócenia nieco znanej dotychczas kolejności opowiadania historii. W tym sensie, że najpierw mamy wszystkie wątki razem, a potem każdy po kolei. Mimo to i tak wstrzymuję się z opinią na koniec sezonu. Może to zadziała, zobaczymy.

Skaak na koniu - wrażenia redakcyjne

Odcinek ten, to zatem mimo wszystko klasyczne już połączenie wydarzeń historycznych z kosmitami. Warte uwagi postaci historyczne mamy dwie. Jedna prawdziwa, druga fikcyjna aczkolwiek bardzo wiarygodna. Mowa oczywiście o pani Mary Seacole i Generale. Bardzo się cieszę, że udzielona została mi lekcja historii o tej ciemnoskórej pielęgniarce. Zaciekawiła mnie na tyle, że doczytałem sobie o niej później na Wikipedii. Fakty historyczne z jej życia tylko dopełniły już i tak cudownego jej obrazu. Wspomnę tylko, że ginie ona w cieniu bardziej znanej brytyjskiej pielęgniarki Florence Nightingale, a szkoda. No bo spójrzcie: ma świadomość, że „doktor” to tytuł typowo męski, a jednak działa po swojemu, skutecznie i nie pozwala sobie, by w jej Hotelu Brytyjskim, decyzje podejmował ktokolwiek inny. Działa z dobroci serca, bo jak sama twierdzi “każde życie jest […] święte”. Tak bardzo pasuje ona do odcinków „Doctor Who”, że aż żałuję że nie pojawiła się wcześniej. Ale lepiej późno niż wcale.

Dla bardzo wyraźnego kontrastu mamy po drugiej stronie generała. Tak do bólu typowa postać męskiego dowódcy militarnego, że nie wiem czy nie lubię go ze względu na osobowość, czy właśnie dlatego, że był taki typowy. Zawistny, szowinistyczny, nie znający granic przyzwoitości. I to picie alkoholu, bo „przecież pracuję”. Doktor to jasno skomentowała. Mam zdanie podobne do niej. Najgorsze jest chyba to, że jest on gotów poświęcić ludzkie życie, bo przecież “żadna kobieta nie będzie mu mówić co ma robić” (no, może oprócz królowej). Ja rozumiem, wojna i w ogóle, ale czy to w walce z Rosjanami, czy Sontaranami, nie możemy przestawać być ludźmi i szanować przeciwnika. Tak czy siak, jego postać zachęca do zastanowienia się. A przynajmniej mnie zachęciła.

Kolejna kwestia – Sontaranie. Jak już przy poprzednich wrażeniach zaznaczyłem bardzo spodobał mi się design ich strojów. O wiele bardziej przypomina ten z Classic Who, niż to co widzieliśmy za czasów Moffata. Dla mnie to duży plus, bo nawet jeśli wyglądali nieco bardziej kiczowato, to właśnie to jest cecha charakterystyczna tego serialu. I mi to nie przeszkadza. Nawet jeśli przez to te ich stroje nie przypominały tak do końca zbroi. Ale z drugiej strony, po co ci ona jak masz taką przewagę technologiczną? Duży plus również za przypomnienie o pierwszym pojawieniu się tej rasy w serialu w postaci wspomnienia o Komandorze Lynxie. I w ogóle za tę ich pokraczność i groteskowość (bo przecież to nadal wojownicy i mordercy). Bardzo zabawna wydała mi się także argumentacja dowódcy Sontaran, dlaczego najechał Ziemię akurat w tym czasie – chciał zobaczyć jak to jest jeździć konno. Ostatnim plusem jest to, że w końcu ktoś z przeciwników Doktor się zdziwił, że jest ona kobietą (chyba, że to na samą jej obecność tu i teraz, bo nie do końca w to wierzył?). Niby drobna i pozornie nieistotna rzecz, a jednak na to czekałem.

Kolejna kwestia – towarzysze. Mało który towarzysz lub towarzyszka, aż tak przypadli mi do gustu jak Dan. Tutaj zarzuci sucharem (dalej pękam ze śmiechu na myśl o tym z wokiem), tam pokaże swoje bohaterstwo. I ta jego relacja z rodzicami. Początkowo w ogóle myślałem, że przez jakieś timey-wimey powstali z martwych i to dlatego zdziwił się, że ich widzi. Ale jednak nie. Ciekawie również ewoluuje jego relacja z Karvanistą. Z otwartej wrogości przeszli na żartowanie sobie z niej. Tylko kiedy to się zmieniło?

Z kolei Yaz, mam wrażenie, że powoli staje się podobna do Clary. I to do tej jej wersji, która widzom nie bardzo się spodobała. Dobrze jej się współpracuje z Doktor, wychodzi jej to całkiem nieźle (nawet obsługa TARDIS), no i wreszcie zastanawia się Co By Zrobiła Doktor w danej sytuacji, a nawet się trochę jak ona zachowuje. Tylko czekać, aż stanie za sterami tej TARDIS, w której tak się zadomowiła szukając Doktor pomiędzy serią 12, a odcinkiem specjalnym. Z jednej strony podoba mi się ten motyw, a z drugiej obawiam się wtórności.

I na koniec Doktor i TARDIS. Nadal bardzo mi się podoba postępujące powoli niszczenie kapsuły czasu. Nadaje to lekkiego dreszczyku i takiego wyczekiwania, co będzie dalej. Jak bardzo jeszcze się TARDIS uszkodzi? I gdzie znów powędrują drzwi?! Ewentualnie: “Ile dodatkowych jeszcze będzie?”. Wiadome jest jedno: coś jest nie tak z Czasem i to zarówno jako ze zjawiskiem (bo wielkością fizyczną to już dawno nie jest) i z planetą. Ciekawy pomysł z tymi Mouri jako strażnikami stabilności czasu. Zobaczymy jak to rozwiną dalej. I czy to faktycznie będzie wątek główny kolejnego odcinka, czy znów coś pomieszają.

Jeśli chodzi o Doktor, to widać, że sama nie ma pojęcia co tu się dzieje, jak temu zaradzić, co robić. Fajnie, że w tym odcinku dano jej jeden problem na raz. Właściwie to dwa, przy czym dominował i tak jeden. Ale ta Doktor to nadal Doktor, więc nie mogło zabraknąć nieścisłości historycznych, jak to porównanie do tankowania aut, albo monologów, na które właściwie nie wiadomo czy oczekuje odpowiedzi.

Doktor i Mary Seacole - wrażenia redakcyjne

Alternauta: To był odcinek, który faktycznie uważam za lepszy od poprzedniego. Chociażby dlatego, że faktycznie nie było tu aż tyle chaosu, a przynajmniej jego wrażenia –  mimo dwóch głównych wątków, nie czuło się aż tak, jak poprzednio, że jest to po prostu miks iluś odcinków. W dodatku Sontaranie faktycznie tworzyli tu poważne zagrożenie. Mary Seacole rządzi – widać że w tej erze dostajemy ciekawe postaci historyczne (Rosa, Mary Shelley, teraz imienniczka tej drugiej), podobnie jak Dan i Karvanista, to chyba najlepsza relacja między postaciami, jaka się w erze Chibnalla udała. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby kiedyś jeszcze gościnnie wrócili. Doktor wprawdzie znowu zrobiła wykład, ale tym razem miało to ręce i nogi. Znowu, mimo, że odcinek bardziej przypominał tradycyjne odcinki, udało się jednak zminimalizować to, co jest największą bolączką Chibnalla, czyli gadaninę, która nic nie wnosi. Nie czuło się żadnych przestojów. Intryguje także tajemniczy, opuszczony dom. Czyżby to był Dom Lungbarrow, albo coś w tym stylu? Więcej pisałem o tym tutaj. Chibnall zmylił wszystkich w zapowiedzi, ale to liczy się na plus jak dla mnie. Sceny w Atropos ciekawe (Ravagerzy wyglądają na znacznie ciekawszych przeciwników od takiego Tima Shawa). Również sam koncept istot kontrolujących czas i ich „zepsucie się”, które może być przyczyną Przypływu jest spoko. A, byłbym zapomniał. Rodzice Dana byli prześwietni! Teraz już chyba żaden whovianin nie będzie wychodzić z domu bez woka na wypadek inwazji!

Dan z wokiem - wrażenia redakcyjne

Jednak jak są plusy, to są i minusy. Wprawdzie widać, że znowu ekipa od efektów specjalnych się postarała, ale Dan i Karvanista spadający ze statku wyglądali jakoś tak… jakby jakiś karton wypadał, nie żywe istoty. Był też jeszcze jeden czy dwa momenty, które mi zgrzytnęły, ale całość wypadła in plus. Muzyka była ponownie bardziej zauważalna niż w poprzednich dwóch seriach, ale dalej generalnie pobrzękiwała gdzieś tam w tle. Vinder z kolei spokojnie mógłby zostać wprowadzony w tym odcinku. A to, że do pokonania Sontaran wystarczył jeden człowiek i jeden Lupar… aż dziwne, że Lupari się tym nie zajęli w ciągu tych paru dni. No i przeskok z cliffhangera z pierwszego odcinka, oby to zostało ostatecznie wyjaśnione, bo znowu ważna rzecz wydarzyła się zakulisowo. Kolejna rzecz to trailer Next Time. Drugi raz popełniono dokładnie ten sam błąd. Postacie są postawione w bardzo trudnej sytuacji, nie wiadomo czy przeżyją, czy przetrwają, po czym pstryk (to nie Thanos ani Rój ;) ale jeśli to celowe nawiązanie to doceniam) i widzimy jak wszyscy sobie wesoło chodzą cali i zdrowi. Całe napięcie znika, nie musimy się dłużej o te postaci bać. Owszem, można się zastanawiać jak przetrwają, ale zawsze może to być po prostu rozwiązane zakulisowo. Niby wystarczyłoby nie oglądać zwiastunów następnego odcinka i niby to mała rzecz, ale jest to coś, co można było zrealizować lepiej, choćby ucinając odcinki w trochę innym momencie.

Ravagerzy - wrażenia redakcyjne

 

Podsumowując, odcinek polecam. Solidny odcinek, zaś sam Dan i jego poczucie humoru sprawiają, że polubiłem tego towarzysza. Mam wrażenie, jakby te dwa odcinki pisał zupełnie inny człowiek niż w poprzednich dwóch seriach. Oby tak dalej, Trzynasta zasługuje na dobry finałowy sezon.

Dominek: Przyzwoity odcinek, niby nie brakowało w nim problemów, ale w ogólnym rozrachunku nie przeszkadzały one zbytnio, bo zabawa była po prostu dobra. Rozdzielenie Doktor z towarzyszami oraz ogólna fabuła taka troszkę… na siłę. Chodzi mi o to, że Sontaranie z ich futurystyczną technologią powinni byli podbić rodaków Mary Seacole w sekundę. Niby rozumiem, to mogło być czaso-maso, w sensie mogli pojawić się ze swojej perspektywy bardzo niedawno, a reszta to zmiany w linii czasowej, ale i tak. To wszystko jednak, jak mówię, nie przeszkadza aż tak bardzo, bo Doktor, jak to wcielenie rzadko ma w zwyczaju, zachowywała się kompetentnie. Świetna scena z sontarańskim jeńcem, chyba moja ulubiona.  Zaraz po tym, na drugim miejscu, Dan i Pan Pieseł, za całokształt działalności. No i rodzice naszego Liverpoolczyka też na plus. Tylko ja chciałbym ich zobaczyć jako towarzyszy? Mega postaci. Wątek główny w postaci Vindera i Yaz w świątyni ani mnie ziębi, ani grzeje, podobnie, jak bieda-Lord Zedd, pardon, Rój. Otwarte zakończenie odcinka to z kolei nuuuuuda, wiadomo było, że Yaz musi przeżyć, nie zabiją jej w drugim z sześciu odcinków, a nawet jeśli, to czaso-maso. Tak więc odcinek średni, ale dający mi frajdę, a przecież na dobrą sprawę o to chodzi…


A jakie jest Wasze zdanie o odcinku „Wojna Sontaran”? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach, na naszej grupie Polscy Gallifreyanie oraz na naszego Discorda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *