Whoviastyczny Whomanikon

Oto nasza relacja z najwspanialszego konwentu Doktora Who w Polsce. 

Kyrie: Whomanikon był wielką nowością w polskim fandomie Doktora Who i zarazem pierwszym konwentem, whomanikon-2016-03-15-03w jakim brałam udział. A ponieważ zgłosiłam się do obsługi (i otrzymałam plakietkę „Siostry z Karn”, przeciwko której protestowałam, bo umówmy się, ostatnia ich reprezentantka nie był ani ładna, ani bardzo lubiana przez Doktora), dla mnie konwent rozpoczął się już w piątek – od symbolicznie ciężkiej (tak, tak) pracy składania kilkuset programów. Ku memu zaskoczeniu, dosyć szybko zostałam od obowiązku uwolniona i przeniosłam się z organizatorami, znanymi nam skądinąd jako Gingerstorm i Lierre (wielki szacunek dla nich i reszty ekipy za całą pracę, jaką wykonali!) do podziemi Arteteki, gdzie czekaliśmy na coś, o czym nie można było mówić.Miało pozostać tajemnicą aż do godziny 11:30 dnia następnego, czyli do momentu otwarcia konwentu. Niebieskie cudo było z oczywistych powodów jednym z najjaśniejszych punktów na mapie wydarzenia. Czy ktoś wyszedł z Arteteki, nie zrobiwszy sobie zdjęcia z TARDIS? Znalazła się chyba we wszystkich fotorelacjach, jakie uczestnicy wrzucają do internetu. Ponieważ Whomanikon był moim pierwszym konwentem, a do tego byłam helperem, whomanikon-2016-03-15-02moje obawy jej-jak-ja-się-tu-odnajdę odnotowały wysoki poziom. Podobno to nic niezwykłego, ale jednak byłam zaskoczona! Uczestnicy czekali pod drzwiami na otwarcie i gdy tylko wybiła jego godzina, wszystkie cztery poziomy wypełniły się Gallifreyanami (czyt. uczestnikami), Władcami Czasu (czyt. prelegentami) i wszelkimi kosmicznymi istotami (czyt. cosplayerami). Zanim się obejrzałam, mały Dalek eksterminował mnie na schodach, magiczna aura wydarzenia pozwoliła mi to jednak przeżyć i udać się na pierwszą prelekcję. Ponieważ było ich wiele, nie udało mi się odwiedzić wszystkich, jakie bym chciała, zamierzam jednak w krótkim czasie nadrobić je, oglądając nagrania. Poza małym wypadkiem TARDIS, kiedy to odpadły jej z wrażenia drzwi z powodu ogromnej i zrozumiałej popularności, jaką się cieszyła, wszystko odbyło się wprost idealnie. Nie musiałam nawet wypraszać żadnego z prelegentów na swoim dyżurze, ponieważ każdy kończył swoje wystąpienia na czas. Co prawda nie spotkałam wszystkich osób, na które chciałam się natknąć (!),udało mi się za to poznać zupełnie inne, przesympatyczne osoby, whomanikon-2016-03-15-04z którymi mam nadzieję spotkać się w przyszłości. A co zrobiło na mnie największe wrażenie? Chyba Ood! Choć doprawdy, wszystkie cosplaye były nieziemskie.

Seven Roses: Po pierwsze: SQUEEEEE! Taki głośny, wewnętrzny pisk rozlegał się we mnie podczas Whomanikonu wielokrotnie, począwszy od porannej wędrówki po okolicach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w mżącym deszczu („To gdzie właściwie jest ten konwent?!”), kiedy dotarło do mnie nagle, że NASI TU SĄ! Jakaś pani, która też nie wiedziała gdzie, miała na torbie napisane Police Public Call Box. Jakiś chłopak podszedł do nas, bo widać było, że my też. Jakiś Org w koszulce ze smokiem wyskoczył z podejrzanych drzwi… Kiedy weszliśmy do środka, mój wewnętrzny pisk zaczął drzeć się na cały regulator. Tylu fezów, tylu szalików, tylu koszulek z napisem whomanikon-2016-03-15-05„Trust me I’m the Doctor” oraz „Keep calm and call the Doctor”, tylu sonicznych śrubokrętów, tylu plecaków,toreb i torebek wyglądających jak TARDIS jako żywo nie widziałam wcześniej inaczej niż na zdjęciach. To już nie było „nasi tu są”, ale „Hurra! Sami swoi!”.

O tym, że naprawdę trafiliśmy we właściwe miejsce, przekonała mnie jednak TARDIS. Prawdziwa niebieska budka, która stała sobie cichutko zaparkowana w podziemiu. Przyznaję, poleciałam od razu jej dotknąć, bo niebieskich budek nie ma na świecie aż tyle: kilka w Doctor Who Experience w Cardiff, jedna przed nim, jedna w Londynie. Jedną, na czyimś prywatnym podwórku, BBC kazało w majestacie prawa zdemontować, bo ma wyłączność na podróże w czasie. ;) whomanikon-2016-03-15-06Jej obecność nie była więc dla mnie wcale oczywistością. Zresztą chyba nie tylko dla mnie – wokół niebieskiej budki tłoczyli się ludzie i kosmici z aparatami fotograficznymi, i ustawiały kolejki długości doktorowego szalika.Przy okazji uzyskaliśmy dowód siły fandomu Doktora: drzwi do TARDIS nie sforsowały ponoć nawet hordy Dżyngis-chana… a fandom owszem, uczynił to z powodzeniem, choć bez złych intencji i raczej z nadmiaru czułości. Dobrze, że na miejscu byli mechanicy z Gallifrey!

Myślę jednak, że gdyby nawet ich zabrakło, znalazłoby się godne zastępstwo, bo na konwencie były obecne co najmniej dwa inne egzemplarze TARDIS, z którymi można było sobie zrobić zdjęcie i uciąć pogawędkę, whomanikon-2016-03-15-07wcale nie telepatyczną. A sytuacja, kiedy do człowieka podchodzi zupełnie obcy TARDIS i zagaduje, powoduje, że wewnętrzny pisk uszczęśliwienia wzmaga się gwałtownie i zaczyna przypominać dźwięk wehikułu czasu startującego przy zaciągniętym ręcznym hamulcu. ;) W ogóle prawie każda osoba, na której zatrzymywałam oczy, wywoływała mi na twarzy radosnego banana – nie tylko Pani Kapitan Harkness, która banana (z Villengard) faktycznie miała w kieszeni. Doktora widziałam w kilku inkarnacjach. Łobuz jest w tym nieźle wprawiony, udało mu się nie wywołać paradoksu, choć wszędzie było go pełno. Były na sali Rose, River, Amy i Clara, i co najmniej dwie Osgood, ale nie udało mi się stwierdzić, która z nich była Zygonem. Płaczący Anioł zdecydowanie stanął na wysokości zadania – nie było chyba osoby, która nie zrobiłaby sobie z nim zdjęcia, a ponieważ obraz anioła staje się aniołem, pewnie nigdy się nie dowiemy, w jakich czasach kto wylądował… W tym tłumie pewnie sporo osób przegapiłam – udało mi się też (a raczej „oodało mi whomanikon-2016-03-15-08się”) nie zrobić sobie słitfoci z Oodem. Kocham Oodów i zawsze na ich widok włącza mi się: „We must feed… we must feed… we must feed… <stuk-puk!> We must feed you if you are hungry!”. Tylko jak się jedzie na konwent z dzieckiem, to następne skojarzenie brzmi: „Młody na pewno jest głodny…” i nawet Oody idą wtedy w zapomnienie. Może następnym razem? :)

Potwierdziła się moja teza z ostatniego Polconu, że na konwentach absolutnie niezbędnym wyposażeniem jest działająca TARDIS albo przynajmniej zmieniacz czasu. Znowu wszystkie punkty programu, w których chciałam uczestniczyć, odbywały się w tym samym czasie! Hmm… a może po prostu chciałam wysłuchać wszystkich prelekcji i dlatego tak marnie mi to wyszło, i wysłuchałam zaledwie ułamka? Teorie spiskowe, odcinki historyczne, Szekspir, etnografia, przekrój socjologiczny fandomu, budowanie TARDIS, mózgi Władców Czasu – wszystko było godne uwagi. Na szczęście prócz nas, konwentowiczów, biegających z obłędem w oku z piętra na piętro, ktoś jeszcze biegał z kamerą i nagrywał – to tak, jakby konwent jeszcze trwał. whomanikon-2016-03-15-09Jak tylko skończę tę pisać tę relację, wracam na prelekcję.

Jeszcze kilka słów o tym, czego zabrakło. Z rzeczy przyziemnych, zabrakło mi pieniędzy przy „budkach z badziewiem”. Tyle whoviańskiego badziewia naraz… jak mogliście?! Uczta dla oczu i rozpacz dla portfela. Znaczy, od jutra zbieram na przyszłoroczny Whomanikon… ;) Chwilami zdawało mi się też, że brakuje przestrzeni. Arteteka najwyraźniej nie jest większa w środku i w kilka miejsc nie udało nam się wejść. Ale wierzę, że gallifreyańskim mechanikom do przyszłego roku ten mankament uda się usunąć. Poza tym to w sumie nasza, fanów, wina: obiecaliśmy Orgom kameralny konwencik, a pojawiły się tłumy ludzi (i nieludzi). Powinniśmy się wstydzić… ale cóż, jesteśmy paskudnym, rozbestwionym fandomem i bezczelnie cieszymy się, że jest nas aż tyle! whomanikon-2016-03-15-10Czego jeszcze zabrakło? Na poziomie bardziej abstrakcyjnym zabrakło mi trochę luźnych pogawędek o Doktorze. No, ale tak się złożyło, że w czasie przeznaczonym na socjal trafiłam w Pauzie akurat na podstolik zajmujący się „Gwiezdnymi Wojnami”, a wszyscy, których znałam wcześniej z widzenia, byli Orgami, czyli Istotami Bardzo Zajętymi. Ale tak to bywa. Może następnym razem, kiedy rozpoznam jakieś znajome twarze, będzie okazja porozmawiać.

A tak w ogóle… Drodzy Orgowie i Prelegenci, nie wiem, czy ktoś Wam już mówił, że jesteście wielcy, dzielni i kochani? Pewnie tak, ale to w niczym nie przeszkadza powiedzieć to jeszcze raz.  A czy ktoś wspominał, że za rok konwent będzie dwudniowy? Proszę na mnie nie krzyczeć, to podobno informacja z pewnego źródła! Słyszałam, że ktoś dysponujący technologią Władców Czasu był w roku 2017 na Whomanikonie i klnie się, że ten dwudniowy konwent to fixed point in time! <to powiedziawszy uciekła na prelekcję, bo zderzyć się z niewyspanym po imprezie Orgiem to trochę gorsze niż Oncoming Storm>.

whomanikon-2016-03-15-11Ecthelion: Konwent zleciał zdecydowanie zbyt szybko. Był też dla mnie wyjątkowy, bo pierwszy raz byłem po tej drugiej stronie i wygłaszałem prelekcje (jedną wspólnie z moją mistrzynią Jedi, Narvienn, drugą sam). Tym samym niewiele prelekcji dane mi było wysłuchać na żywo, więc tym bardziej doceniam to, że zostały utrwalone dla potomności. Nie spodziewałem się tak pięknej i wiernej oryginałowi TARDIS, nie spodziewałem się też tak wielkiego zainteresowania, tylu znajomych (i nowych) twarzy praktycznie z całej Polski. Atmosfera była wybitnie konwentowa, zagęszczenie cosplayów spore (Płaczący Anioł, jak można było przewidzieć, zgarnął wszystkie laury, ale mnie osobiście najbardziej ujęła Rose z „The Idiot’s Lantern”). Dopracowałem mój własny cosplay, więc w końcu mogłem się naprawdę poczuć jak Ósmy Doktor z okresu Wojny Czasu (było groźnie, mały Dalek eksterminował mnie co najmniej dwa razy). Liczba stoisk z cudownymi gadżetami była czymś wspaniałym i bardzo cieszyła oko, ale równocześnie żal mi było niepomiernie, że muszę odłożyć fundusze na niedaleki już Pyrkon. Obie prelekcje – wspólna o Szekspirze w uniwersum whomanikon-2016-03-15-12DW i własna o tym, dlaczego średniowieczne przygody Doktora przypominają fantasy, wypadły lepiej, niż się spodziewałem – sporo słuchaczy gratulowało nam po ich zakończeniu, a niektórzy dzielili się swoimi przemyśleniami w temacie, co było bardzo miłe i za co chciałem im tutaj podziękować. Integracja pokonwentowa przedłużyła trochę magię tych kilku godzin (serio kilku? chyba zagięliśmy czas i przestrzeń), potem jeszcze powrotna, deszczowa dyskusja o erpegach i larpach sprawiła, że z tym większą niecierpliwością wyczekuję Pyrkonu (i kolejnych tegorocznych konwentów). Następnego dnia miał miejsce epilog w postaci pakowania TARDIS na przyczepę – nostalgia wróciła i ścisnęła za gardło. Konstatacja jest prosta – magia konwentów jest też w tym, że są tak rzadko, raz na rok. Ale chciałoby się, żeby były co najmniej raz na miesiąc (o ile nie jest się organizatorem – tutaj wielkie wyrazy uznania dla Lierre i Loe, które wykonały prawdziwie tytaniczną pracę, by dla tylu ludzi ten dzień okazał się tak wspaniałym fanowskim świętem). whomanikon-2016-03-15-13Na Pyrkonie ma być niewiele whomanistycznych atrakcji, tym lepiej więc, że mieliśmy wcześniej wypełniony nimi cały dzień.

Castigator: Tegoroczny Whomanikon na pewno był czymś niezwykłym. Zarówno ogólnie (pierwszy w Polsce konwent Doktora Who, yay), jak i dla mnie (mój pierwszy konwent w życiu, yay). W związku z tym, przyjeżdżając na miejsce, zupełnie nie miałem pojęcia, czego mam się po tej imprezie spodziewać. A jak było? Na pewno interesująco. Wziąłem udział w kilku prelekcjach (ukłony przede wszystkim w stronę Dziamy – za dwie cudowne prelekcje – oraz Asi Kotek i Magdy Kamińskiej – za ich mózgi, mniam) i jednej debacie (o Expanded Universe, była genialna i w moim przypadku niezwykle zachęcająca, szczególnie do słuchowisk). Największym dramatem tych godzin była krytyczna awaria mojej własnej TARDIS, która uniemożliwiła mi wzięcie udziału we wszystkich. Całe szczęście, że można teraz obejrzeć nagrania z nich. No właśnie, TARDIS, która robiła furorę i kolejki, ale której zobaczenie było niesamowitym przeżyciem. Podobnie jak wysłuchanie historii z nią związanych – mimo że nie nastawiałem się, że pójdę akurat na ten punkt programu, to niesamowicie pozytywnie mnie on zaskoczył i wyszedłem z rogalem na twarzy. Coś jeszcze? whomanikon-2016-03-15-14Cosplaye. Generalnie nie jestem ich fanem, bo bardzo ciężko jest stworzyć naprawdę dobry, ale na Whomanikonie było czym się zachwycić. Generalnie show skradł Płaczący Anioł, słuszny zwycięzca konkursu. Dopracowany, świetny, rzucający na kolana strój. A mnie urzekła sama Anielica, gdy na schodach obawiała się, że odpadną jej skrzydełka. Jedyne, co doskwierało, to brak powietrza i fakt, że konwent niezwykle szybko się skończył. Niemniej przyjazd uważam za całkiem udany.

K.: Faktycznie zabrakło mi powietrza, kiedy zobaczyłam, ilu fanów Doktora znalazło się w jednym miejscu! Ale dla Whomanikonu warto było nawet podusić się przez chwilę. ;) Jak już pisali moi poprzednicy, konwent robił niesamowite wrażenie, nie tylko dzięki niesamowicie imponującej organizacji, ale i stężeniu czystej fanowskiej miłości na metr kwadratowy. Należę wprawdzie do tej wąskiej grupy osób, które ani nie wydały majątku na stoiskach (bo nie zdążyły się im przyjrzeć), ani nie mają zdjęcia w TARDIS, za to z pewnością jestem dumna z tego, że nie uciekłam z płaczem w połowie mojej prelekcji (chyba nigdy nie miałam takiej tremy, ale też ile tam było osób!), uczestnicy bawili się świetnie na kalamburach (choć niekoniecznie moja w tym zasługa), a panel o EU był naprawdę niesamowity i, czego nie zdążyłam powiedzieć wspaniałym whomanikon-2016-03-15-15panelistom, poznanie ich osobiście było spełnieniem jednym z wielu moich małych fanowskich marzeń. I na tylu mniej więcej punktach programu byłam, bo choć każda prelekcja kusiła (nie mogę sobie darować mózgów Władców Czasu!), to ja postanowiłam odreagować cały ten stres w gronie znajomych, tylko po to, by wrócić na pokonwentową integrację i odkryć, że mam w fandomie jeszcze więcej wspaniałych znajomych. Po czym wyjęłam zmieniacz czasu, aby posłuchać choć części prelekcji sama… Ale ciii, nie mówcie organizatorom, bo mnie nie wpuszczą w przyszłym roku za łamanie regulaminu.

Sherlockistka: Dla mnie także to był pierwszy konwent – i chociaż jak zobaczyłam, co traciłam przez całe życie, miałam ochotę walić głową o ściany tej cudownej TARDIS, która stała na dole, to z drugiej strony strasznie się cieszę, że zaczęłam właśnie tak. Dotarłam lekko stremowana i przeokropnie niewyspana, a właściwie od momentu wejścia do Arteteki wpadłam w taki wir radości, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Dziękuję strasznie wszystkim, którzy włożyli tyle pracy w te cosplaye, bo efekt był po prostu urzekający. whomanikon-2016-03-15-16Za każdym razem, gdy przechodziłam obok zwycięskiego Anioła, lekko drętwiałam, dobrze, że cały czas ktoś na niego patrzył. Martwili mnie z jakiegoś powodu ludzie z kreseczkami na twarzach, ale nie pamiętam już, o co chodziło. Moim największym problemem było wybranie tylko kilku prelekcji – a po tych, które usłyszałam, ledwo wróciłam do domu, rzuciłam się ze zdwojonym entuzjazmem do oglądania, słuchania, czytania. Ogromnie się cieszę, że miałam okazję nie tylko tyle się dowiedzieć, ale zobaczyć na żywo tyle miłości do Doktora i jego wszystkich rozszerzonych wszechświatów. Patrzeć, jak dziewczyna obok mnie tuli podczas prelekcji swojego Adiposka. Podziwiać, ile ludzie wiedzą, ile włożyli w Doktora serca i umysłu, ile wyjęli zachwytu. Wreszcie udało mi się posłuchać prelekcji niezrównanej i jedynej Aleksandry Klęczar, pobyć z nią przez chwilę w moim ukochanym odcinku o Pompejach i dać się zaprowadzić za rękę do rewolucyjnej Francji. Dowiedziałam się,jak wielu rzeczy nie wiem o Valeyardzie i ile wspaniałości może na mnie czekać w komiksach. A przecież do tylu osób nie podeszłam, tylu jeszcze osobiście nie poznałam, tyle nie zobaczyłam i nie usłyszałam. Whomanikon był zdecydowanie większy w środku. Jestem ogromnie wdzięczna organizatorom za to, że stworzyli taki punkt w czasoprzestrzeni, mam nadzieję, że jest stały.

***

whomanikon-2016-03-15-01Lierre: Ode mnie zaś garść zdjęć (więcej na fanpage’u i w wydarzeniu) i ogromne podziękowania – w imieniu całego grona organizatorów – za onieśmielającą frekwencję i uśmiechy na twarzach. Efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania i ciągle chyba nie do końca wierzymy, że naprawdę wszystko się udało (nie było idealnie, ale obyło się bez wielkiej katastrofy, jak to możliwe?!). Fandomie, jesteś niesamowity! To wszystko nie miałoby szans się odbyć, gdyby nie ogromna pomoc fundacji Historia Vita, Krakowskich Smoków i wielu przemiłych osób, które wspierały nas przez miesiące przygotowań – będziemy wam dziękować jeszcze wiele razy. A uczestnikom to ja właściwie trochę zazdroszczę, bo miałam czas na rozmowy dopiero wtedy, kiedy niemal wszyscy zdążyli już się z Arteteki zmyć, ale taki los. Musiało mi wystarczyć pośpieszne witanie się i nierozpoznawanie w biegu starych znajomych, cieszę się też z nagrań prelekcji, bo żadnej nie udało mi się wysłuchać choćby w połowie – naprawdę cudem było, że wysiedziałam na własnej. :D Pozdrawiam jeszcze dodatkowo moich wspaniałych prelegentów, to wy zrobiliście ten konwent i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jakimi sympatycznymi i mądrymi ludźmi wszyscy jesteście.

fandom



Mateusz K. - sympatyczny student geografii, miłośnik literatury przygodowej i takiego też kina. Dziwny człowiek, który uwielbia psychologię i amatorsko się nią zajmuje (obserwuje ludzi). Poza tym bardzo lubi pisać.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

9 thoughts on “Whoviastyczny Whomanikon

  1. No i gdzie komentarze? Wygląda na to, że wszyscy opiewani tu Gallifreyanie utonęli w setek zdjęć TARDIS i trochę potrwa zanim wypłyną ;D Ja potwierdzę, że tak, podobało mi się ^^ Co ciekawe, dopiero przy ankiecie zdałam sobie sprawę, że nie byłam chyba na żadnej prelekcji w całości – głównie było łażenie, gadanie, wybieranie, na co poświęcić kredyty… znaczy: złotówki, ganianie za kolorowymi postaciami do fotografowania, rozglądanie się, czy nie zauważyłam właśnie kogoś, kogo jeszcze nie widziałam…
    Najwyższa pora, bym podziękowała Lierre za te wielkie oczy shrekowego Kota w Butach, które zrobiła, jak usłyszała, że miałam nie jechać ^^ Do teraz czuję się uwielbiana i wyróżniona, a do tego zabranie swojego nowego fandomu ze sobą było jedną z najbardziej postrzelonych rzeczy, jakie w życiu zrobiłam. Gdyby nie Ty, ominęłaby mnie wielka TARDIS, śliczne wisiorki (z TARDIS…), niebieski pan przebrany za… No sami wiecie, za co. Nie mówiąc już o małym wrzeszczącym Daleku, wystąpieniach przyjaciół (jednak obejrzałam większość obu! XD), śmianiu się z upraszania o niezakrzywianie czasoprzestrzeni… No i nie poznałabym Ciebie – jak mogłabym dopuścić do takiej straty?
    Tak więc dziękuję ^^ Tobie oraz oczywiście wszystkim organizatorom. Za rok może, nawet pomimo nieodpowiedniego miejsca zamieszkania, uda mi się jakoś pomóc? :)

    1. To teraz się przyznam, że nie miałam pojęcia, że mieszkasz w Szczecinie. Gdybym wiedziała, może bym nie namawiała cię tak usilnie. :DD Ale strasznie się cieszę, że dotarłaś i że ci się podobało. <3

      1. Ha, gdybym mieszkała w Krakowie, to raczej powinnaś namawiać mnie na pomoc w organizacji :D
        Ale tak szczerze, to poza tym, że właśnie nie za bardzo mogę zrobić coś więcej niż pokazanie się, to długie jazdy i spanie w pociągu wcale mi nie przeszkadzają, lubię to :) Jedyną moją obawą było to, że nie będę teraz kompatybilna z tym fandomem. Ale fandom fandomem, a wspaniali podekscytowaniu ludzie to zawsze dobra zabawa :3

        P.S. Jeśli za rok robicie za dwa dni, to będę miała u kogo nocować? ;p

  2. Hej, ja mam taką jedną propozycję tylko. Dałoby się za rok zrobić to w weekend przed albo weekend po Wielkanocy (kiedykolwiek to wypadnie), czytaj wtedy kiedy mi przerwa międzysemestralna by o to zahaczyła?
    Jako Oficjalny Samozwańczy Zagraniczny Korespondent Gallifrey.pl donoszę, że nie masz lepszego konwentu nad polski konwent, i jak mnie jakiś jeszcze raz ominie, to będę zła :P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *