Troje reżyserów – Chanya Button, Tom Kingsley i Rachel Talalay

Niedawno opublikowaliśmy napisy do „Trzech Doktorów”, teraz przyszedł na potrójny wywiad z trojgiem reżyserów! Oczywiście mowa o Chanyi Button, Tomie Kingsleyu i Rachel Talalay. Porównanie reżyserów do Doktorów jest w sumie nieprzypadkowe – rzadko w jednym miejscu znajdzie się więcej niż jeden. Jednak planiści produkcji byli w stanie ominąć Efekt Blinovitcha i zgromadzić wszystkich troje w jednym czasoprzestrzennym wydarzeniu, gdyż produkcja ich odcinków latem zeszłego roku nakładała się na siebie.

Rachel Talalay, Tom Kingsley i Chanya Button
Reżyserzy Rachel Talalay, Chanya Button i Tom Kingsley

Jak mówi Tom:

Jako reżyser spędzasz czas z wieloma ekipami i wieloma różnymi aktorami, ale nigdy nie spędzasz czasu z innymi reżyserami. Dlatego było wspaniale móc spędzić czas z Rachel i Chanyą. Miło było móc świętować dobre czasy… i ponarzekać na złe chwile!

Rachel zgadza się z przedmówcą:

Mieliśmy ze sobą naprawdę silną więź. Nie chodziło o to kto z kim konkurował, ale o to czy możemy sprawić, że całość zadziała. Co – jak mówi Tom – nie jest coś, co normalnie robisz jako reżyser.

Chanya popiera pozostałych:

Poznanie Rachel i Toma, którzy są absolutnie genialni, było jedną z najpiękniejszych rzeczy w kręceniu tych odcinków. Zdarza się to bardzo rzadko i okazało się to bardzo wyjątkową częścią procesu [powstawania odcinków].

W wywiadzie, który przeczytacie dzisiaj, DWM próbował ponownie połączyć ze sobą Troje Reżyserów w ramach rozmowy o odcinkach specjalnych, ale udało się to tylko częściowo. Udało się wyciągnąć Rachel i Toma z ich linii czasowych na wspólne połączenie na Zoomie, ale Chanya utknęła w zawirowaniach czasowych (tak naprawdę to kręci właśnie film), więc jej część została nagrana osobno i stąd na grafice wyżej znalazła się w telewizorze zwisającym z sufitu TARDIS. Czas więc na opowieść o tym, jak ta trójka pomogła Russellowi T Daviesowi, Davidowi Tennantowi, Catherine Tate i reszcie wyprawić „Doctor Who” do nowego rozdziału jego sześćdziesięcioletniej odysei…


DWM: Zatem to 60. urodziny „Doctor Who” – a wy odpowiadacie za imprezę. Zero presji…

Rachel: (śmiech) Absolutnie żadnej. Nie czuliśmy nic takiego….

Tom: To był po prostu wielki zaszczyt. Scenariusze są tak dobre, a wspiera cię tak wspaniały zespół, że nie czujesz presji.

Chanya: Czuję, że to wielki przywilej i duża odpowiedzialność. Jako ktoś, kto sam kocha Doctor Who i ma wiele miłości i szacunku dla serialu i jego fanów, byłam absolutnie zachwycona możliwością zaangażowania się w 60. rocznicę.

Rachel: Powrót na 60-lecie razem z Russellem, Davidem, Catherine i tą całą grupą był dla mnie ogromnym zaszczytem. Trzeba sprostać wadze tego wydarzenia. Ale myślę, że presja nadejdzie bliżej emisji. Tuż po emisji, właśnie wtedy zawsze wyłączam moje media społecznościowe.

Ha, wszyscy uwielbiają twoją pracę nad serialem, Rachel. A według Russella, „rzucono się na kolana” przed tobą i błagano cię o powrót…

Rachel: Cóż, nie było im tak znowu ciężko… Aczkolwiek sprawiłam, że musieli się nieco pomęczyć, bo miałam inną ofertę – z bardzo wysokiej półki – w tym samym czasie.

Elisabeth Sladen, Jon Perwee i Nicholas Courtney nagrywający The Paradise of Death
Elisabeth Sladen, Jon Perwee i Nicholas Courtney nagrywający The Paradise of Death

Tom, to twój debiut w „Doctor Who”, serialu odkrytym przez ciebie za pośrednictwem słuchowiska The Paradise of Death z Jonem Pertwee z 1993 roku. Nie pewności, czy kiedykolwiek wcześniej coś takiego powiedział…

Tom: Tak, gdy dorastałem, moi rodzice nie pozwalali nam oglądać telewizji, ale słuchaliśmy kaset z sitcomami i tego typu rzeczami w czasie długich podróży samochodem i w ten sposób pierwszy raz usłyszałem Doctor Who. To był interesujący sposób na zapoznanie się z uniwersum, bo wystarczyło sobie wyobrazić, jak ono wygląda.

Czyli cała twoja kariera w telewizji jest czym w rodzaju słodkiej zemsty na rodzicach?

Tom: Myślę, że tak może być. To tańsze niż terapia!

Chanya, David Tennant był twoim pierwszym Doktorem, prawda?

Chanya: Tak, byłam wielką fanką pierwszej ery Davida. Pamiętam, jak byłam zachwycona nim i Billie Piper jako Rose.

Powiedziałaś mu na planie, że uwielbiałaś go jako nastolatka? Czy może byłoby to strasznie nieprofesjonalne?

Chanya: Nie sądzę, że ujęłam to w ten sposób, ale wykazałam się dość encyklopedyczną wiedzą o jego odcinkach. Wiedział, że wracam do wielu z nich i oglądam je ponownie w czasie naszej wspólnej pracy. Co, jak sądzę, go dość rozbawiło – moje pytanie następnego ranka o Ooda czy Adipose, albo coś jeszcze. Pytał: „Wracasz do domu i oglądasz Doctor Who?”. Dokładnie to robiłam. Fajnie było wrócić do czegoś, co uwielbiałam w tak kształtującym okresie mojego życia.

Adiposy

Jaka była wasza reakcja na scenariusze Russella?

Tom: Otworzyłem swój i po prostu przez niego przeleciałem. Nawet jako doznanie czytelnicze, był bardzo ekscytujący. Jednak w pewnym sensie dotarłem do końca i pomyślałem: „No, współczuję osobie, która będzie to reżyserować, bo to absolutny koszmar!”. Planowałem napisać maila do mojego agenta następnego dnia o treści: „[Scenariusz] jest świetny, ale… nie ma mowy”. Ale kiedy obudziłem się następnego dnia, wciąż o nim myślałem. I zacząłem wymyślać: „No dobra, jak można właściwie zrobić to?”. A to dlatego, że duża część mojego odcinka jest dość dziwna.

Nawet na samym odczycie próbnym, Rachel – twój odcinek wypadł tak nieźle, że naprawdę zazdrościłem ci reżyserowania go. Dlatego, że w moim odcinku jest tak wiele skomplikowanych didaskaliów reakcja osób w pomieszczeniu była mniej więcej taka: „Że co proszę?”. Sprawiło to, że sądziłem, że będzie to katastrofa. Ale oczywiście, kiedy przyszło kręcić odcinek, był naprawdę super. Ma wiele podobieństw z moimi dwoma ulubionymi filmami, „Obcy – decydujące starcie” i „Coś”. Ma w sobie nieco ich DNA zmieszanego z „Doctor Who”.

Rachel: Przeczytałam wszystkie trzy i moją reakcją było: „Wow!”. Pierwszy scenariusz to klasyczne familijne Who. Przywraca ten świat, który Russell zostawił [w 2010 roku] z Davidem i Catherine. A potem staje się znacznie bardziej rozbudowany. Russell naprawdę zaangażował w to swoją ogromną wyobraźnię jednocześnie myśląc o podbudowie pod następną serię.

Tom: Każdy odcinek specjalny ma inny smak. Wydaje się, że Russell pręży muskuły i pokazuje różne rzeczy, które może robić „Doctor Who”.

Rachel: W moim odcinku jest wiele osób w wielu scenach. Są żołnierze, są bitwy i  pomyślałam sobie: „Nie zawsze udawało mi się robić w przeszłości momenty akcji z dużą liczbą statystów. To naprawdę mnie przeraża”. Dlatego byłam zdeterminowana, by zrobić to naprawdę, ale to naprawdę dobrze. W tym wszystkim chodzi o akceptację rzeczy, które cię przerażają.

Chanya: To była najbardziej rozbudowana rzecz, jaką kiedykolwiek czytałam. Na każdej stronie, którą odwracałam, był inny świat, inny pomysł i inny rodzaj szaleńczych i inspirujących przygód. To był najwyższy zaszczyt przeczytać to i stwierdzić: „To jest scenarzysta u szczytu swoich możliwości, kompletnie nieograniczony i pewny tego, co przelewa na papier”. Dla mnie jako reżysera jest to naprawdę wyzwalające. To wyzwanie w najlepszym tego słowa znaczeniu, gdy ktoś powie: „Tu jest wielki pomysł, zobaczmy jak ty go zrealizujesz”.

Czy cokolwiek w CV może przygotować do reżyserowania „Doctor Who”?

Chanya: To zdecydowanie swój własny świat. Można oglądać porównywalne rodzaje światów fantastycznych jak produkcje Marvela czy DC, ale „Doctor Who” to odrębna kategoria. Ten serial ma tak wielkie serce i jest w unikalny sposób ludzki – są piękne sceny, które wymownie opowiadają o tym, jak radosne i bolesne jest być człowiekiem. Jedną z najbardziej inteligentnych i wymownych rzeczy w serialu jest obserwowanie tego za pośrednictwem Doktora. Jednak towarzyszą temu genialne, pomysłowe i napędzane przez fantastykę sekwencje.

Zrobiłam wiele ambitnej, wysokiej klasy programów telewizyjnych, więc na swój własny sposób miałam wiele kontekstu do wyreżyserowania niektórych ambitnych sekwencji, które nakręciliśmy. Jednak nie mogę powiedzieć, że wszystko, co zrobiłam w tym serialu, robiłam już wcześniej. Bycie reżyserem jest bardzo zbliżone do bycia magikiem – trzeba wyciągnąć wszystkie swoje sztuczki i mówić każdym językiem.

Nasz odcinek maluje wszystkimi kolorami. Jest jak wszystkie piosenki grane naraz. To eksplozja pomysłów, dźwięków, kolorów i występów. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko ma miejsce w ciągu godziny.

Tom: Wyreżyserowałem wiele sitcomów, które zwykle mają bardzo niskie budżety. W przypadku czegoś takiego jak Ghosts, dość często robię efekty sam. Dosłownie, na moim laptopie. Dlatego dało mi to dobre podstawy dotyczące w jaki sposób możemy zatrzymać dany efekt, nawet jeśli nie ma na niego pieniędzy. Nakręciłem po to wiele testów w mojej kuchni po prostu rozpracowując, jak możemy zrobić pewne rzeczy.

Zgodnie z wielką tradycją „zrób to sam” reżyserów „Doctor Who”…

Tom: Tak, dokładnie. Jest taka sekwencja efektów w moim odcinków, gdzie potrzebowaliśmy, żeby coś urosło, co dosłownie sprawiło, że ktoś stał na małym pudełku! To jest poziom, na którym czasami jesteśmy. Z drugiej strony mamy dostęp do tych niesamowicie drogich środowisk generowanych komputerowo…

Opowiedzcie nam coś o pracy z Davidem i Catherine. Wygląda na to, że wrócili do „Doctor Who” z czystej miłości do serialu. Czy było to oczywiste na planie?

Chanya: Bardzo. Mają wspaniałą chemię i ogromną lojalność wobec siebie, co było widoczne od pierwszej chwili spotkania z nimi. Oboje tak bardzo kochają i szanują serial oraz jego dziedzictwo i to jak ważny on jest dla ludzi. David myśli o widzach cały czas we wszystkim, co robi.

Zaś praca z Catherine… naprawdę ma więź z historią i przeszłością swojej postaci. Byłam pod wielkim wrażeniem przywołania przez nią emocjonalnych momentów, które Doktor i Donna mieli w swoim pierwszym wspólnym czasie. Oboje mieli tak dużą kontrolę nad swoimi postaciami – zdolność wczucia się w nie i instynktowną wiedzę, co jest dla nich właściwe. Pracowali ciężko, ale to nigdy nie wyglądało na wysiłek.

Rachel: Nie mogliby być bardziej radośni. Gdy tylko David zaczął mówić jako Doktor w czasie próbnego odczytu, można było po prostu usłyszeć jak cała sala wzdycha ze szczęścia, że wrócił.

Tom: Są świetni razem. I znają te postacie tak dobrze. To była po prostu przyjemność. Od czasu do czasu musiałem ich trochę popchnąć w danym kierunku. I w połowie przypadków było dobrze, a w połowie David mawiał: „Tom, pewnie, że tego spróbuję, ale nie jestem tak właściwie pewien, czy Doktor by to zrobił…”On, David, wie, co robi. Jest jednak też bardzo łaskawy i spróbuje wszystkiego. Dosłownie przybiega rano na plan. Jest bardzo pewny siebie, ale w tak spokojny, przyjazny sposób. Jakby był bardzo szczęśliwy, że tu jest. Sprawia wrażenie człowieka, który jest bardzo ustabilizowany i szczęśliwy. A Catherine wnosi tę dodatkową zuchwałość – często po prostu próbuje rozśmieszyć Davida.

Rachel: Mam bardzo silne wspomnienie. Byliśmy na tym podziemnym parkingu w Londynie, co jest najbardziej irytującą miejscówką. Bo jesteśmy w Londynie! Dlaczego więc jesteśmy na podziemnym parkingu? Na początek – to nie są fajne miejsca. Dodatkowo było naprawdę głośno i były to nocne zdjęcia, więc bałam się wszystkiego, co z tym związane. Rozkładamy się, obracam się i po rampie wbiega David – całkowicie radosny. I nagle poczułam – David tu jest, wszystko będzie w porządku, wszystko będzie super. I tak było.

Peter Capaldi i Rachel Talalay na planie Heaven Sent
Peter Capaldi i Rachel Talalay na planie „Daru niebios” (Heaven Sent).

To czy Peter Capaldi jest dalej twoim Doktorem, Rachel? Czy David jest silnym konkurentem do tego tytułu?

Rachel: Zadajesz mi pytanie, które mnie zabije?

Przepraszam. Ujmijmy to w ten sposób – czy bardzo się różnią w swoim podejściu do pracy?

Rachel: Są inni. Obaj są Doktorem i obaj są swoimi Doktorami. Jednak Peter jest bardziej ukierunkowany na próby niż David, to znaczy chce więcej eksperymentować; bardziej bawi się kwestiami. Peter da ci trzy zupełnie inne podejścia do czegoś. Podczas gdy David raz ustali, co chce zrobić i co zrobiłby Doktor, jest bardzo w tym konsekwentny. Powiedziałabym, że to największa różnica. Ale to przyjemność pracować z jednym i drugim.

Pracujesz tylko ze szkockimi Doktorami Who, Rachel?

Rachel: Tak. I przepłynęłabym Atlantyk wpław, by pracować z którymkolwiek z nich.

Jak kręciło się w Wolf Studios?

Rachel: W dniu, gdy przyleciałam, miałam jet lag, a pierwszą rzeczą, którą zrobioną było przeniesienie mnie do TARDIS w wirtualnej rzeczywistości. Zakładasz gogle VR i chodzisz sobie po TARDIS, jak na przejażdżce w parku rozrywki. Co było samo w sobie fantastyczne. Następnie zabrali mnie na wycieczkę po scenach, które były po prostu ogromne. W zasadzie największe, jakie widziałam w życiu. I były zupełnie puste – z wyjątkiem jednego małego Płaczącego Anioła. No, to był Płaczący Anioł normalnych rozmiarów, ale wyglądał tam na małego.

Tom: Też miałem wycieczkę w wirtualnej rzeczywistości, ale nie mogłem jej rozpracować. Ciągle ją psułem.

Czy to ich trochę zmartwiło, Tom, że gość, którego zatrudnili do wyreżyserowania tego technicznie wymagającego serialu nie może rozpracować gogli VR?

Tom: Prawdopodobnie tak, ale było już za późno! Podpisałem już umowę. Chociaż troszkę taki jestem. Nie potrafię nawet grać w gry komputerowe.

Chanya, praktycznie dorastałaś na planach filmów takich jak Harry Potter [ojciec Chanyi to Roy Button, były dyrektor wykonawczy Warner Bros, który ma na koncie 300 filmów. Między innymi pracował jako asystent reżysera w filmach „Superman”, „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi” – przypis DWM]. Jak wypada porównanie z Bad Wolf?

Chanya: Tak, na dobre i złe, dorastałam na planach filmowych i ambicja świata wizualnego w Bad Walf wcale nie sprawia wrażenie mniejszej. To wspaniałe miejsce.

Mogliście także pobawić się w nowej TARDIS…

Chanya: O rany, jest przeogromna. To znaczy, jest absolutnie piękna. Przypomina rozmiarami kościół i mimo to jest to intymna przestrzeń, która zabiera cię z jednego miejsca do drugiego – do jeszcze większych światów.

Tom: Tak wiele szczegółów, miłości i przemyślenia zostało w nią włożonych. Można skierować kamerę w dowolne miejsce w TARDIS i będzie to świetnie wyglądać.

Rachel: Byłam w pobliżu przez cztery miesiące, patrząc jak jest budowana. Rozmawiałam z moim reżyserem kamery o tym jak oświetlić te okrągłe rzeczy w ścianach i tego typu sprawy, ale cały czas myślałam: „Nigdy nie będzie gotowa na czas…” Dlatego fakt, że w ostatnich kilku dniach mojego zlecenia wreszcie się w niej znalazłam był niesamowity.

Rachel Talalay, Jenna Coleman i Peter Capaldi na planie Hell Bent
Rachel Talalay, Jenna Coleman i Peter Capaldi na planie „Z piekła rodem” (Hell Bent).

Podoba mi się, że powiedziałaś roundel [czyli te okrągłe rzeczy w ścianach TARDIS, widoczne na przykład na zdjęciu z planu wyżej], Rachel. To słowo, którego tak naprawdę używają fani „Doctor Who”, prawda?

No, to jest już teraz w moim słowniku…

Jak według was jako reżyserów, zmienia się w tej erze „Doctor Who”?

Rachel: Nie wiem czy ambicje się zmieniły, bo ambicją „Doctor Who” zawsze było przekraczanie granic… Ale całę podejście zdecydowanie było inne.

Chanya: To wspaniałomyślna, genialna sprawa, że Russel wrócił do czegoś, przy czym już odniósł tak ogromny sukces. To znak rozpoznawczy kogoś, kto naprawdę ma wiele miłości i szacunku dla materiału.

No i wreszcie – czy był dla każdego z was szczególny moment, który sprawił, że zatrzymaliście się i pomyśleliście sobie: „To naprawdę zwariowany sposób, by zarabiać na życie…”?

Rachel: Myślę, że dla mnie było to kręcenie na zewnątrz z Wojownikami Wrarth (niżej) po raz pierwszy. Te mierzące prawie dwa i pół metra potwory na szczudłach, w ogromnych kostiumach z plastiku, które nic nie widziały i ledwo utrzymywały się na nogach… Tak bardzo typowa sytuacja dla „Doctor Who”. I wtedy przychodzi David i chce zrobić sobie z nimi zdjęcie. I mówi: „Ten zapach… Ten lekko gumowaty zapach to dokładnie to, co pamiętam!”. A ja pomyślałam sobie: „To niesamowite, że to moja praca”.

Wojownicy Wrarth 60. rocznica
Tom: Pamiętam pewien dzień, który jest dobrą ilustracją tego, jak bardzo jest różnorodnie, gdy zaczęliśmy kręcić coś na zewnątrz w naprawdę przepięknej lokacji. I wtedy weszliśmy do środka do kosmity, potem nakręciliśmy robota, następnie zrobiliśmy dokrętkę z Davidem i Catherine, przebiegającymi po tym zupełnie wyobrażonym miejscu na green screenie. I wszystkie te chwile, które są naprawdę fajne i zupełnie różne od siebie – to wszystko z jednego odcinka. I wtedy sobie pomyślałem: „Ach, dzieciak w sklepie z słodyczami…”

Chanya: Mam taki moment, ale musiałabym opuścić planetę, gdybym o nim powiedziała. Jest szczególny moment w moim odcinku, gdzie będzie widać, gdy ludzie będą to oglądać, że jest on jakby nie z tego świata. Wiem, że już nigdy czegoś takiego nie zrobię.

Klaps Rachel Talalay odcinek rocznicowy z narysowanym Meepem

źródło: Doctor Who Magazine #589



Fan Dwunastego, Dziesiątego i Jedenastego. Planuje pewnego dnia obejrzeć całe Classic Who. Do redakcji Gallifrey.pl dołączył w 2019 roku, a od 2020 jest redaktorem naczelnym. Nałogowy czytelnik (do tego stanu doprowadził go m.in. Harry Potter), chętnie ogląda seriale i filmy fantasy oraz sci-fi. Filmy Marvela są mu nieobce, komiksowo woli jednak DC. Chętnie zagra w gry (zarówno planszowe jak i komputerowe) i ucieknie z pokoju zagadek. Z wykształcenia robotyk, z zawodu programista baz danych.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *