Team Steven – kilka słów o Moffacie (część 3)

W części pierwszej oraz drugiej  mogliśmy poczytać, jak Stevena Moffata wspominają m.in. Rachel Talalay, Mark Gatiss i Peter Harness. Tym razem otrzymał pochwały od kilku świetnych scenarzystów oraz swojego następcy, Chrisa Chibnalla.

Jamie Mathieson o swoich początkach i wsparciu:

Czasami Steven gubi się w uwagach, które daje. Kilka razy chwalił mój koncept lub zdanie i musiałem mu przypomnieć, że były to jego pomysły: „Właściwie to komplementujesz siebie, Steven…”.

Podczas mojego pierwszego roku niesamowicie mnie wspierał. To było podczas pisania Mumii w Orient Expressie („Mummy on the Orient Express”), kiedy Steven przyszedł na spotkanie i powiedział producentom i scenarzystom coś w stylu: „Nie mam za bardzo uwag, jestem tu tylko po to, żeby chronić przed wami scenariusz”.

Zaśmiałem się, powiedział to częściowo jako żart, ale było w tym trochę prawdy. Odcinek przeszedł długi rozwój, walczyłem z fabułą i przepisywałem ogromne fragmenty. Gdy wszystko zaczęło być przytłaczające, Steven był zawsze przy mnie, by pokazać, że stoi po mojej stronie.

Obojętnie, jakie nosi maski, gdy przychodzi co do czego, zawsze jest z tobą. Dziękuję, szefie, za wszystkie poprawki, delikatne zabijanie złych pomysłów, nagradzanie tych dobrych. Dziękuję przede wszystkim, za podarowanie mi takiej szansy. Jako showrunner dałeś z siebie wszystko.  Nie mogę się doczekać, co zrobisz dalej!

Catherine Tregenna o tym, czego nauczyła ją praca z Doctor Who:

Myślę, że obejdzie się bez mówienia, że Steven Moffat jest geniuszem. Dar niebios („Heaven Sent”), na przykład, jest jednym z najbardziej zniewalających dzieł telewizji, jakie widziałam. Perfekcyjnie bilansuje na linii strachu i ciepła, chłodu i podnoszenia na duchu. To, co naprawdę mnie uderzyło po wskoczeniu na pokład statku Doctor Who było to, jak wielkodusznie współpracuje się podczas całego procesu pisania odcinków od początku do końca. Czułam się poprowadzona, szanowana i co najważniejsze, zrozumiałam, że oni chcą usłyszeć mój głos. Wierzcie mi, to rzadkość, więc jestem zadowolona, że mogłam być tego częścią. Przypomniałam sobie, że pisanie jest – i powinno być – tak zabawne, jak i bolesne. Udało mi się pisać dla niesamowitego Petera Capaldiego i Maisie Williams oraz śpiewać, wstawiona, piosenki Simona i Garfunkela z ogromnie utalentowanym reżyserem Edem Bazalagettem na imprezie w ostatni dzień zdjęć! Szczęśliwe dni!

Sarah Dollard na temat wyjątkowej sceny z dziesiątej serii:

Wkurzające w Stevenie jest to, że jest tak pomysłowy, te wszystkie sceny i potwory, ale potrafi powalić małym, cichym, charakterystycznym momentem, który sprawia, że zakochujesz się w bohaterach. Mam na myśli te sceny w kuchni małej Amy Pond z Jedenastej godziny („Eleventh Hour”) i te z Bill Potts w gabinecie Doktora w odcinku Pilot („The Pilot”). Uwielbiam sceny z Bill. Moment, który się dla mnie wyróżnił, to kiedy zauważa, że TARDIS stoi na dywaniku, który dała Doktorowi na Boże Narodzenie, a przecież Doktor powiedział wcześniej, że budka jest tak ciężka, że trzeba było podnieść ją dźwigiem. Takie proste, a sprytne. Podpowiada Bill, że kryje się tam tajemnica, a Doktor czasem zmyśla. Nam pokazuje, że Bill jest spostrzegawcza i otwarta. A Doktorowi, że Bill byłaby idealną towarzyszką, że powinien znów złamać zasady. Kocham to.

Rona Munro, która miała okazję napisać scenariusze nowego oraz klasycznego odcinka serialu, opowiada o wyjątkowej umiejętności Stevena:

Sceny, które znaczą dla mnie najwięcej w erze Stevena, rozgrywają się w Ciemnej wodzie („Dark Water”) i Śmierci na niebie (Death in Heaven”). Są prawie nie do zniesienia smutne, ale też oczyszczające i dodające energii. Według mnie, ukazują najbardziej niesamowite wartości, jakie możesz zauważyć o scenariuszach Stevena. Umiejętność pisania prawdziwych ludzkich historii, które są mroczne i trudne, ale tak, by przedstawić je w sposób łatwy do odebrania przez osoby w każdym wieku, wypełnić je humorem, współczuciem i nadzieją. Sprawił, że uwierzyłam w przetrwanie miłości. Nie znam innego pisarza, który znałby się na takich sztuczkach.

Chris Chibnall

Steven jest genialny. Wszyscy się z tym zgodzimy, prawda? Do tego jest oczywiście zabawny. Ma wielkie serce, jednak pewnie nie chciałby, żeby ktoś to wiedział. Jest lojalny, uprzejmy i ogromnie ciężko pracuje. Kocha Doctor Who tak bardzo, że oddał dla niego ładną dekadę swojego życia. A w tym czasie pogłębił i poszerzył wszystko, co możliwe w serialu i jego głównym bohaterze. Popchnął granice. Zrobił rzeczy, o których nawet nie pomyślelibyście, że są możliwe w wieczornym sobotnim serialu. Nigdy nie przestał eksperymentować. I pomyślcie o całej liście bohaterów, które stworzył dla Doctor Who, teraz nieodwracalnie wypalonych w historii serialu: wyraziste, zabawne postacie.

Kilku karierom odpalił silnik z turbo napędem, spójrzcie na to trio: Matt, Karen i Arthur w trakcie ich pierwszego roku, świeże buźki i duże oczy.  Teraz są międzynarodowymi gwiazdami, i tak ma być. Spójrzcie na Jennę, jak rządzi w serialu ITV. Spójrzcie na Pearl, świeżutko uformowaną gwiazdę ostatnich miesięcy. W pewnym sensie dał też Peterowi Capaldiemu – aktorowi, który już miał na koncie cudowną pracę – niesamowite wyzwanie, historie, które wyniosły go wyżej aż do ikony kultury.

Zrobił również jedną z najmądrzejszych rzeczy w historii Doctor Who: kiedy stanął w obliczu braku jednego z Doktorów, stworzył nowego i nawet nie mieliśmy pojęcia, że go przegapiliśmy. Udało mu się znaleźć sposób na przedstawienie tego tak, żeby nie zepsuć numeracji. A potem znalazł najwspanialszego aktora w kraju, aby obsadzić go w tej roli. To jest geniusz polany brawurą.

Pierwsze słowo w pierwszym mailu, który wysłał mi Steven Moffat to: „Oi!”. Potrafi być właśnie tak bezpośredni. Najbardziej wartą zapamiętania rzeczą, którą mi powiedział, było: „Przepraszam, ale zamierzam wykoleić twoje życie”. Ale to już inna historia.

Doctor Who będzie za nim tęsknić. Szkoda mi jego następcy.

To była już ostatnia część z serii Team Moffat. A jak wy wspominacie erę Stevena? Zgadzacie się z wypowiedziami twórców Doctor Who? Podobały wam się jego serie, czy wolicie scenariusze Moffata, które pojawiły się w seriach Russella T Daviesa?

Źródło: Doctor Who Magazine

PATRONITE

 



Zapalony podróżnik, jakby muzyk, trochę student, bardziej marzyciel. Zakochany w brytyjskiej i włoskiej kulturze, filmowych soundtrackach, maśle orzechowym i Dwunastym.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *