Recenzje Time Lord Victorious. Echoes of Extinction
Główna oś fabularna sagi Time Lord Victorious została zamknięta w (nieudanej) powieści All Flesh is Grass. Oczywiście nie była to jedyna oś – niedawno miała miejsce premiera spektaklu Time Fracture. I nadal mamy do przesłuchania jedno słuchowisko, które budziło we mnie od początku szczególne zainteresowanie: Echoes of Extinction, napisane przez Alfiego Shawa, w którym Dziesiąty i Ósmy mieli walczyć z tym samym zagrożeniem w różnym czasie, przy czym żaden z nich nie wiedział o działaniach tego drugiego. Opisy brzmiały intrygująco, spodziewałem się tu jakieś solidnej pętli czasowej, a przede wszystkim miałem nadzieję, że ta opowieść będzie w jakiś sposób istotna dla całej sagi TLV. Skoro mamy tu dwóch Doktorów walczących z tym samym złem, ale w różnych czasach, to był tu potencjał na nieliche czaso-maso, być może takie, w którym jeden naprawia nieświadome błędy drugiego. Dodatkowym smaczkiem miała być edycja na płytach winylowych, gdzie po jednej stronie mamy jednego Doktora, a po drugiej – drugiego. Dwie strony jednej opowieści. Producent długo kazał nam czekać na jej poznanie, tytuł miał się ukazać na przełomie listopada i grudnia, ale właśnie z powodu pandemii przełożono premierę – winyle miały być dystrybuowane tylko i wyłącznie w supermarketach, które były przez długi czas zamknięte, a nikt nie chciał wydać wersji CD ani nawet wersji do pobrania przed premierą wersji winylowej. I tak premierę przełożono najpierw na luty, a potem na kwiecień, i wreszcie – słuchowisko Echoes of Extinction jest dostępne!
Data wydania: 16 IV 2021
Scenariusz: Alfie Shaw
Reżyseria: Scott Handcock
Muzyka: Joan Morris
Wydawca: Big Finish
Czas trwania: 1h18min
Opis dystrybutora:Uwięziony, udręczony potwór czeka, by pożreć nowe ofiary. Potrzebuje pomocy. Potrzebuje doktora. Niestety, czuje potrzebę zabicia każdego, kogo spotka. Pchnięty w nagłe niebezpieczeństwo Doktor broniąc się będzie potrzebować całej swojej pomysłowości by zatriumfować.
Dwie połączone przygody. Dwóch Doktorów. Jeden przeciwnik.
Producent zapewnia, że tej historii można słuchać w dowolnej kolejności – od Ósmego do Dziesiątego, bądź na odwrót, nie ma to znaczenia. Dlatego przekornie zacznę swoją recenzję od historii z Dziesiątym. Zjawia się on na statku złomiarzy (lub nawet łowców nagród), którzy lądują na opustoszałej planecie, aby odnaleźć źródło energii psychicznej, za które ktoś wyznaczył sowitą nagrodę. Muszą oni się jednak spieszyć zanim na powierzchni zjawią się służby bezpieczeństwa. Doktor raźno dołącza do nich i całe szczęście, bo okazuje się, że źródłem energii jest robot o morderczych zamiarach. Zniszczenie robota nie mogło więc ich uratować. Zrodzona z psychicznej energii świadomość wkrótce znajduje inne nośniki i przejmuje nad nimi kontrolę, a jej jedynym celem jest zabijanie.
Z kolei Ósmy Doktor zjawia się na stacji kosmicznej, orbitującej wokół tej samej planety. Stację zamieszkują tylko 3 osoby – kobieta Jasmine, jej robot Edwards i trzecia istota, opanowana przez wspomnianą wcześniej energię psychiczną. Wciąż słyszy głosy, które każą jej mordować. Z jakiegoś powodu jedynie Jasmine jest dla niej nietykalna, tylko jej nie usiłuje zabić. Aby zrozumieć, czym właściwie jest energetyczny byt, Doktor musi wpierw odkryć kim tak naprawdę jest Jasmine.
Ogólnie rzecz biorąc, historia była naprawdę ciekawa. Część Ósmego Doktora jest pełna zagadek i zwrotów akcji, część Dziesiątego z kolei jest pełna błyskotliwych i zabawnych dialogów. Obie mają świetny klimat i obie są raczej wciągające. Dla zabawy odsłuchałem całość 2x, za każdym razem w innej kolejności, zastanawiając się, czy odkryję w ten sposób coś nowego. Ze smutkiem muszę jednak przyznać, że tak się nie stało. Jakkolwiek opowieść jest naprawdę ciekawa, to czaso-maso jednak tu nie uświadczymy. Wszystko toczy się dosyć linearnie, to po prostu dwa starcia z tym samym przeciwnikiem. Tyle że dla Doktora oba są czymś nowym, ale bynajmniej nie z powodu paradoksów czasowych i pętli; po prostu, jak sam stwierdza, kiedy jako Ósmy rozbił się na Karn w „Nocy Doktora” (The Night of the Doctor), mógł doznać jakichś zaników pamięci. Przyznam że to wydaje mi się dosyć głupim pomysłem, może nawet absurdalnym; chyba że to miało być jakieś nawiązanie do tego, że Ósmy Doktor w Rozszerzonym Wszechświecie (Expanded Universe) tracił pamięć nader często. Jak by nie było, faktem jest, że Dziesiąty nie pamiętał swoich przeżyć na stacji kosmicznej i poprzedniego spotkania z energetycznym bytem. A to trochę zmarnowanie pomysłu, byłem święcie przekonany, że historia będzie polegała na tym, że nieprzyjaciel z tej przygody zmierzy się najpierw z Dziesiątym, a później z Ósmym, przez co on już będzie znał Doktora przy kolejnym spotkaniu, lecz Doktor nie będzie znał jego. To by było interesujące zapętlenie i szkoda, że nie tak zaplanowano niniejszą przygodę.
No, ale to tylko moje gdybania i oczekiwania, a jak powiedział klasyk – jak coś nie spełnia twoich oczekiwań, to należało to wymyślić samemu. Uczciwie muszę przyznać, że historia mimo wszystko jest intrygująca, rozwiązanie zagadki stwora zrodzonego z psychicznej energii jest interesujące, a ujawnienie przyczyn zagłady na planecie (oraz przeszłości Jasmine) wypada bardzo dobrze i dosyć oryginalnie. W gruncie rzeczy, jest to historia o stworze, który został stworzony po to by zabijać, mimo że zabijać wcale nie chce. Rola Doktora polegać będzie na przemówieniu mu do rozsądku, na przekonaniu go, by jednak oparł się swoim morderczym instynktom. I tutaj znajduje się jedyne nawiązanie do sagi TLV w całym słuchowisku. Jedyne, kompletnie bez znaczenia dla samego słuchowiska, ale stanowiące pewną kropkę nad 'i’ dla sagi. Otóż Ósmy Doktor jest tu jeszcze przed całą aferą, podczas gdy Dziesiąty jest już po książkowych wydarzeniach. Obaj muszą powstrzymać istotę, każdy w swoim czasie, jednak Dziesiąty ma tu zdecydowanie inną postawę niż do tej pory. Nie ma już tych wojennych zapędów, które wykazywał w książkach, nie czuje się już wszechpotężny, jak to było w odcinku „Wody Marsa” (The Waters of Mars), od którego się cała saga zaczęła. Nie ma w nim już tej postawy nieomylnego kata, którą miał w Minds of Magnox. Jest inny. Spokojniejszy i bardziej trzeźwo myślący. Bliższy temu Dziesiątemu, który w swoim finałowym odcinku wyskakuje z TARDIS w kwiatach hawajskich. Rozmawiając z istotą, odwołuje się do swojego starcia z Kotturuh i sam przyznaje, że wszystko, co tam zrobił było błędem. Jednocześnie jego postępowanie jest inne niż Ósmego, który również zdecydowanie stronił od walki, lecz mimo wszystko był jednak Doktorem z którym nie wolno zadzierać. Dlatego Ósmy koniec końców starał się jedynie uwięzić groźną istotę. Dziesiąty przed wojną z Kotturuh pewnie znów dałby upust uśpionym w sobie demonom i zniszczył ją na dobre. Jednak tu mamy Dziesiątego w pewien sposób oczyszczonego, w przededniu regeneracji w cieszącego się życiem i kroczącego dziarsko przez życie Jedenastego. Dlatego ten Dziesiąty już nawet nie walczy z istotą, lecz pomaga jej znaleźć odkupienie.
Część Dziesiątego kończy się pewną ważną sceną, co do której podchodzę ambiwalentnie – z jednej strony wydawała mi się wymuszona i sztuczna, z drugiej jest to naprawdę ładnie napisany moment katharsis, którego tak mi brakowało w powieści. Kiedy Dziesiąty zorientował się, że Ósmy Doktor również zmierzył się z bytem energii psychicznej, pozwolił sobie na krótką zadumę i monolog, w którym zastanawia się nad wszystkim, przez co jego młodsze wcielenie będzie musiało przebrnąć w najbliższej przyszłości. Jest to skromne nawiązanie do całej sagi TLV, mniejsze niż miałem nadzieję, jednak jak dla mnie zupełnie satysfakcjonujące. Bardziej niż cała powieść All Flesh is Grass.
Od strony technicznej – jestem pod wrażeniem. Słuchowisko Echoes of Extinction jest nagrane z pełną obsadą, Doktorów grają oczywiście Paul McGann i David Tennant. To moje pierwsze spotkanie z audio z Tennantem i jestem naprawdę pod wrażeniem. Świetnie gra głosem i genialnie wczuwa się w rolę – Dziesiąty jak żywy! Słuchowiska z Ósmym były mi znane już wcześniej, ale o tym, że Paul McGann jest bezkonkurencyjny w słuchowiskach wiedzą chyba wszyscy Whovianie. Do tego niezwykle urzekła mnie muzyka Joan Morris – tworzyła wspaniałą atmosferę i chętnie poznam więcej produkcji z jej ścieżkami dźwiękowymi. Jest delikatna, klimatyczna, tajemnicza. Całościowo rzecz biorąc, Echoes of Extinction to jeden z lepszych tytułów w sadze TLV.
Ocena: 8/10