Peter Capaldi nie chciał, by Dwunasty dał się lubić
Peter Capaldi wyznał ostatnio, że nie chciał, by jego Doktor w swojej pierwszej serii dał się łatwo lubić – próbował nawet usunąć ze scenariusza sceny, w których mógł budzić sympatię widzów.
Podczas panelu z Markiem Gatissem tłumaczył się następująco:
Chyba wszyscy zgodziliśmy się, że skoro Matt był tak wspaniały i uroczy, to jedynym sensownym wyjściem będzie stworzenie postaci z nim kontrastującej. Ponieważ Doktor Matta był otwarty i przez wszystkich uwielbiany, uznałem, że ja powinienem być bardziej zdystansowany. Steven i ja razem ustalaliśmy, jak daleko możemy się w tym posunąć.
Capaldi dodaje:
Czasami znajdowałem w scenariuszu dość czułostkowe sceny i dialogi, które wyraźnie miały na celu wzbudzić sympatię widza. Starałem się je wtedy usunąć.
Nie chcę, żeby mnie lubili!
Jak sądzicie, udało mu się to, czy Dwunasty jednak wzbudza sympatię? :)
[Witamy Narvienn na pokładzie! – Lierre]
Rewelacyjna robota panie Capaldi, stuprocentowy sukces! W tym sezonie sceny, w których Doktor wzbudza jakiekolwiek pozytywne odczucia, można policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze kilka zostanie. Palców, nie scen.
Ale dobrze wiedzieć, że nie tylko Moffat jest odpowiedzialny za to, że ten sezon wyglądał tak a nie inaczej.
Kwestia gustu. Ja 12 lubię bardzo.
Policzyłam na szybko i zabrakło mi palców :P
A ja kocham Dwunastego całym sercem, już od pierwszego odcinka. Chyba właśnie dlatego, że jest taki inny. Fakt, że sezon 8 był, jaki był (za dużo Clary, za mało rewelacyjnego Doctora), ale Capaldi zrobił niesamowitą robotę i Jego Doctor skradł moje serce :)
Trzeba przyznać, że dość karkołomne założenie (oraz próba jego wykonania). Nawet, jak nie trawię jednego z aktorów jako Doktora, to samą postać lubię… I mogę to ocenić z perspektywy lat i pierwszych obejrzanych odcinków z Doktorem… Bez tego nie poszukiwał bym Doktora by znów go obejrzeć. Wydaje mi się że panu Capaldi’emu, bardziej zależy na „zamieszaniu”. Dziś media tylko w ten sposób żyją…
A ja – być może jestem naiwna – patrząc na warsztat aktorski Petera Capaldiego widzę w nim aktora i dojrzałego człowieka, a nie celebrytę. Pomijając już całą sprawę z jego geekowskim dzieciństwem. Ale może dałam się nabrać. :D
Może nie chodzi o niego jako celebrytę, ale by „zamieszać” w mediach o samym filmie… Czego, uważam, sam Doktor nie potrzebuje…