Steven Moffat o ósmej serii i swoich wyborach (część 3)
Trzecia część wywiadu, którego Steven Moffat udzielił przy okazji Doctor Who: Anatomy of a Hit.
O konieczności śmierci Osgood
Obawiałem się, że Mistrz jako postać może zbyt szybko stać się milutki – nawet odsłona Rogera Delgado całkiem szybko stała się dla widza kumplem. Stwierdziłem, że jeśli mamy przywołać tego bohatera jeszcze raz, to musi on zabić kogoś, kogo lubimy w najbardziej bezlitosny, przerażający sposób i być w tym prawdziwym potworem. Musiałem pokazać wprost, że to naprawdę straszna, zła postać, inaczej szybko stałaby się swego rodzaju alternatywnym, komediowym Doktorem z tym, że nieprzyzwoitym. Można byłoby powiedzieć, że kimś takim była River Song, ale w przypadku Missy to naprawdę jest ktoś zły. Nie wiem, z kim identyfikują się fani, więc nie siedzę i nie wymyślam „przyciągnę ich do tego bohatera, a potem go zabiję!” – byłoby to niegrzeczne, nie zrobiłbym czegoś takiego. Mistrz to ktoś, kto naprawdę bardzo chciał podróżować w TARDIS, a nigdy nie dostał tej szansy – została mu ona odebrana przez byłego przyjaciela. Nie miałem więc złowieszczego planu.
O tym, czy motyw Missy wożonej na wózku był ukłonem w stronę Hannibala Lectera
Myślałem jedynie o Doktorze w Do końca wszechświata („The End of Time”), bo tylko z Doktora Who korzystam jako odniesienia kulturowego.
O zastosowaniu gatunku horroru w ósmej serii
Zawsze chcieliśmy, żeby Doktor Who był straszny, nie jest to nowy impuls. Moje wspomnienie tego serialu z czasów dzieciństwa jest takie, że totalnie mnie przerażał. Dużą częścią jego misji jest straszenie dzieci bez specjalnego celu. Ben [Wheatley] nie tylko jest przerażającym reżyserem i człowiekiem, ale także fanem Doktora Who i wie bardzo dobrze, jak daleko można się tu posunąć.
O androidach w Głębokim oddechu („Deep Breath”), podobnych do tych z Dziewczynki w kominku („The Girl in the Fireplace”)
Ideą było tu spotkanie z androidami odbudowującymi się tak dogłębnie, że nie przypominają już swojego oryginału. Jednak poza tym chodziło także o nawiązania do starszych odcinków, które mogliby wyłapać wierni widzowie z dłuższym stażem – jak się okazuje – naprawdę liczni, a dodatkowo pokazujemy, że sam Doktor ma problemy z przypomnieniem sobie tych doświadczeń – po prostu przeżył tak długie i skomplikowane życie, że nie każdy detal, który my pamiętamy, pozostał w jego głowie. To także wskazówka do budowania charakteru postaci – Dwunasty nie pamięta czułostkowej historii ani tego, że zakochał się w Madame de Pompadour, to wszystko jest już przeszłością. To właśnie chciałem osiągnąć. Nie przywróciliśmy zegarowych androidów… no, chyba że przywróciliśmy.
O obecnych wskaźnikach serialu
Liczby są takie same – dosłownie. Jeśli przez wskaźniki masz na myśli liczbę ludzi, którzy oglądają program, to pozostała ona bez zmian. Przede wszystkim – choć to nudny temat – liczby nie zmieniły się od czasów, kiedy zmieniliśmy serial. Jednak od kiedy Matt Smith przejął Doktora Who – a więc także od kiedy ja go przejąłem – liczba widzów z iPlayera się potroiła. Zmienił się sposób, w jaki ludzie oglądają serial. Zaczęli go oglądać na wyrywki, ale nie wpłynęło to na wskaźniki. Chcę zaznaczyć, że gdyby nasz wynik liczył się w zarwanych nocach, to mielibyśmy niezwyciężony hit. Dla serialu mógłbym pracować bardzo ciężko i wciąż byłbym niezadowolony jak Szkot.
O tym, czy przyszli towarzysze to kolejne młode kobiety
Jeśli chodzi o zmiany, to i tak zachodzą ogromne – zobaczcie, jak różne to były dziewczyny.
Poczekamy, zobaczymy. Mamy chyba najbardziej trwały i wytrzymały serial w historii. Zawsze była taka tendencja, ale nie widzę powodu, dla którego nie można byłoby tej tendencji zmienić. Nie ma podyktowanej księgi zasad pozostawionej przez Verity Lambert ani nic w tym stylu. Absolutnie możemy to zmienić. Czasy, kiedy próbowano zmian zawsze wiązały się z ogromną pracą – wystarczy przypomnieć sobie walkę z postacią Leeli. Była wspaniała, ale szybko musiano ją ucywilizować, bo ciężko było ją wpasować do historii. Ale tak, jak mówię – nie ma tu żadnej zasady.
O możliwości zmiennokształtnego pingwina w roli przyszłego towarzysza
Dla ogólnej wiadomości – nie podobał mi się zmiennokształtny pingwin. Nie lubiłem go.
O tym, czy czuje się zobowiązany do używania Daleków w każdej serii
Nie da się uniknąć Daleków – jesteśmy zobligowani kontraktem do przywracania ich w każdej serii.
O ilości regeneracji Doktora
Szczerze mówiąc, tak długo, jak Doktor Who odnosi sukcesy – czyli bez końca – Doktor będzie się regenerował. Ilość regeneracji nigdy, przenigdy nie będzie wchodziła nam w drogę.
Czy ten wywiad odpowiedział na któreś z Waszych pytań? Czy może zrodził nowe? Koniecznie podzielcie się z nami swoimi opiniami w komentarzu.
Źródło: Denofgeek.com
Może coś ze mną nie tak, ale ja lubię Missy-Mastera ;) No cóż, o gustach się nie dyskutuje :)
Chyba jednak większość lubi Missy. Osobiście nie spotkałam się z negatywną opinią na jej temat.
’więc nie siedzę i nie wymyślam „przyciągnę ich do tego bohatera, a potem go zabiję!”’
http://25.media.tumblr.com/92fd2f28a1151de0463352cf3c8edfd0/tumblr_mzb904HwXH1rzwx7lo1_400.jpg
Nie to, że lubiłam Osgood, szczerze mówiąc, w ogóle jej nie pamiętałam, ale to zdanie Moffata jest tak cudowne, że musiałam ;)