„Legenda Ruby Sunday” – wrażenia redakcyjne
Tajemnica Susan Triad czeka na odkrycie. Rozpoczynamy finał 1 sezonu! Zapraszamy Was do zapoznania się z naszymi wrażeniami z siódmego odcinka nowego sezonu, Legenda Ruby Sunday. Serdecznie witamy też naszych wyjątkowych gości: Natalię i Jacka z kanału Hype Train | Pociąg do popkultury, Bartosza z Torchwood5, Radosława z grupy Disney Plus Polska, Sylwestra z kanału Retro komiks, Jakuba i Piotra z podcastu O Filmówce Przy Kremówce, Karola z ekRAJNIzacji, Filipa z The Philmer, Kacpra z TARDISawki, Dominika z kanału Ja, Dominek, a także Filipa i Jakuba. Jeśli jeszcze nie oglądaliście odcinka, nadróbcie go szybko – tekst zawiera spoilery!
Krzysztof Danielak: To był bardzo satysfakcjonujący odcinek. Oczywiście to tylko pierwsza połowa historii, ale jestem zadowolony z tego, co do tej pory zobaczyłem. Owszem, spodziewałem się, że Susan Twist nie okaże się wnuczką Doktora, a w to wszystko będzie zamieszany jakoś Sutekh (w końcu pisałem o Sue Tech) i gdy Susan poprosiła, żeby mówić do niej Sue, to już byłem na 95% przekonany, że coś jest na rzeczy. Dobrze też, że najbardziej oczywiste teorie fanowskie zostały „zauważone” już na samym początku i nie było udawania, że postacie przez pół odcinka odkrywają coś, co widz już dawno sam wyłapał. Obejrzałem Pyramids of Mars krótko przed Legendą Ruby Sunday i myślę, że znajomość tej historii dodaje mocy odcinkowi – miło było rozpoznać głos Woolfa. Podoba mi się też wizualna strona nowej wersji Sutekha. Widać, że obecna era potrafi łączyć klasyczne z nowoczesnym.
Mam w tym odcinku dwie ulubione sceny – przeczesywanie nagrania i końcowy reveal! W tej pierwszej mocnym momentem była wiadomość od Ruby i Carli dla domniemanej matki Ruby. Do tego efekty specjalne i konkretna zapowiedź nadchodzącego zagrożenia – to zdecydowanie przykuwało uwagę. Świetny występ dała też Genesis Lynea, która zapowiadała nadejście Sutekha. Czuło się, że to ważne wydarzenie.
Zawsze miło widzieć salutowanie TARDIS. Kate w tym odcinku była jakby lepiej zagrana i pisana niż zwykle. Morris wypadł sympatycznie i miał kilka fajnych kwestii. Wprawdzie nie znam Mel z klasyków, ale miło było ją znowu zobaczyć. Rose… no na razie jak dla mnie ta postać wiele do historii nie wniosła, poza potwierdzeniem, że wujek Czternasty ma się dobrze. Trochę dziwne było też stwierdzenie Piętnastego, że jeszcze nie ma dzieci, kiedy nawet ten sezon wskazywał, że Doktor już je miał.
Drugie części finałów zwykle były tymi trudniejszymi do dowiezienia, ale dawno nie wyczekiwałem tak następnego tygodnia z Doktorem Who i za to, Russell, dziękuję. Mam też nadzieję, że skoro Piętnasty tyle mówi o Susan, to prędzej czy później uda się ją odwiedzić.
Kacper Olszewski (TARDISawka): Pierwsza część finału to bardzo przyjemna ekspozycja. Doceńmy to, ponieważ jest tu tak dużo postaci, otwartych wątków i bohaterowie znajdują się tak bardzo pod ścianą, że nie wierzę, że druga część da radę to wszystko zebrać do kupy i ładnie zamknąć. Zaniżam oczekiwania, bo po prostu nie chcę się rozczarować.
Podobał mi się wątek związany z Time Window – przyjemny pomysł i czaderski efekt. Lubię teorię, że Sutekh i Bestia z Nieprawdopodobnej planety / Szatańskiej pułapki to wcielenia tego samego demona, ponieważ obojgu głosu użyczył ten sam aktor, Gabriel Woolf, a mama z Ruby nagle wyskoczyła tekstem „Ja znam imię jego, to jest Bestia!”.
Mam nadzieję, że Doktor w finale wykaże się czymś genialnym, bo jak na razie w Diabelskim akordzie głównie uciekał, w Bum stał na minie, w Kropce i Bańce tylko próbował pomóc przez ekranik, a w 73 jardach to już w ogóle pobił rekord nieobecności. W zwiastunie jest takie jedno ujęcie, jak idzie w stronę kamery z determinacją w oczach. Mam nadzieję, że dostanie swój moment, w którym powie „No more!” i odwali coś heroicznego.
Natalia Fila Zabrzeska (Hype Train | Pociąg do popkultury): I tak oto docieramy do pierwszej części finału i rozwiązania wszystkich pytań, jakie zadaliśmy sobie podczas tej podróży z Doktorem. I szczerze powiedziawszy zostałam ze szczęką na podłodze. I nie dlatego, że dostajemy jakieś oszałamiające rzeczy. Od czasu do czasu oglądam sobie archiwalne odcinki Doktora i nie tak dawno temu obejrzałam odcinek Pyramids of Mars z Czwartym Doktorem. Więc gdy się okazało, że za tym wszystkim stoi Sutekh, nie mogłam uwierzyć, że na to nie wpadłam. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, tak wiele rzeczy, nawet takich drobnych, nabrało sensu. Chyba zdecydowanie chciałam wierzyć, tak jak Doktor, że Susan Twist okaże się jego wnuczką i byłam ślepa na wszelkie inne wskazówki.
Sam odcinek dostarcza niesamowitego napięcia i to na kilku frontach. Kilka wątków zaczyna się scalać i daje to potężne uczucie niepokoju. Mimo że zaczynamy docierać do odpowiedzi na kluczowe pytania, po drodze zaczynają się pojawiać nowe. Ten odcinek idzie cały czas w bardzo poważnym tonie. Czułam się jakbym oglądała poważny thriller. Odczuwam też poirytowanie na zachowanie Doktora, jego lekkomyślność i brawura doprowadziły do śmierci człowieka. Mimo ostrzeżeń Kate, podjął błędne decyzje. Ciekawe jak to wpłynie na jego rozwój postaci. Muszę też kolejny raz dodać, że Ncuti Gatwa jest cudowny jako Doktor!
Ocena pierwszej połowy dwuczęściowego odcinka jest trudna. Czekam więc na następny, ostatni odcinek i jestem przekonana, że ten finał mnie nie zawiedzie.
Jacek Gajowniczek (Hype Train | Pociąg do popkultury): Zabierając się do nowego odcinka byłem trochę sceptyczny. Po kilku odcinkach tematycznej różnorodności wracamy do UNIT-u i rozwiązywania spraw w stylu S.H.I.E.L.D. z Marvela? Nie wiem na co liczyłem, ale może na coś bardziej unikatowego? No ale dobra, dałem szansę, skuszony rozwiązaniem kwestii Susan Twist.
I tak się złożyło, że z każdą kolejną minutą odcinka byłem coraz bardziej przyklejony do ekranu. Zagęszczenie elementów tajemnicy z obu frontów – Susan oraz Ruby – sprawiło, że Russell T Davies dał nam kolejny kreatywny mózgołamacz. Niby to tylko połowa dwuczęściowego finału, a wydarzyło się tyle co przez kilka odcinków. Finałowy reveal nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, ale na pewno dołożył mi kilka godzin zagłębiania się w lore Doktora. A wszystko dlatego, że nie spędziłem zbyt wielu godzin w Classic Who.
Miałem też trochę wrażenie, że z okazji zakończenia dostajemy taki trochę odcinek all-star, włączając w to również ubiegłoroczne specjale. Udział Rose i jej interakcja z Ruby zaskakująco mnie ucieszyły, nawet jeśli był to pomniejszy element.
To skoro mieliśmy już Infinity War, to czekamy na nasze Endgame.
Bartosz „Rhydian” Gawron (Torchwood5): Co to był za odcinek! Szczerze mówiąc jestem zachwycony! Co prawda to jedna wielka podbudówka pod kolejny, więc wszystkie te zachwyty mogą szybko prysnąć, ale na razie jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, że cały odcinek skupiał się na rozwiązywaniu zagadek, które nabudowały się przez sezon. Jak zazwyczaj nie lubię odcinków z UNIT-em, to tutaj mi to jakoś nie przeszkadzało. Może dlatego, że bardziej skupiliśmy się na znanych nam postaciach – Rose, Kate, Mel – niż na żołnierzach. Po tym odcinku byłbym nawet zainteresowany potencjalnym spin-offem dla UNIT-u.
Moja ulubiona scena to odtwarzanie wspomnienia z kasety. Wygląda ona obłędnie. To przycinanie i zawieszanie się obiektów wokół Doktora i Ruby, w połączeniu z szaroburym kolorem projekcji, dawało bardzo niepokojącą atmosferę. Matka Ruby wypada tu wręcz jak jakiś demon przemierzający czyjeś nocne koszmary. Kocham to, że kamera, z której pochodzi odtwarzane wspomnienie, była usytuowana prawie idealnie 73 jardy od wydarzeń i, tak jak w odcinku 73 jardy, nie można z tej odległości dostrzec twarzy kobiety. Uwielbiam, że zobaczyliśmy pełne odtworzenie sceny z The Church on Ruby Road, łącznie z pojawieniem się Doktora, zatrzymaniem się w miejscu matki i zmianą wspomnienia z Kosmicznych dzieciaków.
Sama końcowa podbudowa Sutekha była dla mnie lekko konfundująca. Słowa wypowiadane przez Harriet i innych bohaterów, bardziej sugerowały mi powrót Bestii aka Diabła czy Szatana z serii 2. Zdaje sobie sprawę, że ten sam aktor głosowy podkłada głos zarówno pod Sutekha, jak i pod Bestię, ale nawet dobór słów był podejrzany. Może połączą te dwie postacie w jedną. Jestem też lekko zdziwiony jak mało zostało wyjaśnione w tym odcinku. Jakby chociaż w tej ostatniej minucie odcinka pokazali twarz mamy Ruby albo wyjaśnili kim jest pani Flood, to byłoby lżej w samym finale, a tak wszystko spoczywa na barkach ostatniego odcinka. Tak czy siak jestem bardzo podekscytowany i już nie mogę się doczekać!
Radosław Koch (Grupa Disney Plus Polska): Russell T Davies znów to zrobił! Przez cały sezon puszczał różne „oczka” do widowni w postaci przewijającej się wszędzie Susan Twist, a ostatecznie rozwiązał ten wątek… twistem. Pewnie wiele osób, podobnie jak zresztą sam Doktor, przez większość odcinka sądziło, że Susan Twist może być nowym wcieleniem wnuczki Susan, znanej z pierwszych przygód z Doktorem, a ostatecznie została odkurzona inna postać z klasycznej serii.
Jednak na mnie największe wrażenie nie zrobiło pojawienie się Sutekha w finałowej scenie, lecz fragmenty, w których Doktor i Ruby za pomocą Okna Czasu chcieli poznać tożsamość matki Ruby. Nie tylko zostały one zrealizowane na wysokim wizualnym poziomie, ale też trzymały napięcie. Ostatecznie nie poznaliśmy jednoznacznej odpowiedzi, co sugeruje, że jeszcze wiele asów w rękawie może mieć Davies, a gdzieś tam przebłyskuje też wątek z panią Flood. Jest bardzo duży potencjał, że finał będzie jeszcze lepszy, choć obawiam się, że sporo wątków na razie nie zostanie zamkniętych.
Sylwester Kozdroj (Retro komiks): Czuję się zaintrygowany. Nie kupiony – ocena końcowa pojawi się po drugiej odsłonie finału – ale zaciekawiony na tyle, że włączyła mi się chęć snucia rozkmin na temat potencjalnego zakończenia sezonu. A co być może najistotniejsze, mogłem bić brawo Doktorowi, który w końcu pokazał, że potrafi krzyknąć, a nawet walnąć pięścią w geście bardzo ludzkiej złości. W tej jedynej reakcji było więcej mojego Doktora niż we wszystkich wcześniejszych epizodach i naprawdę bardzo chciałbym, aby pan Russell T Davies dał mi w finale bohatera, na którego czekam od The Church on Ruby Road, a właściwie od samego początku sezonu.
Co się zaś tyczy fabularnej prezencji tego odcinka, to dostaliśmy naprawdę sporo wątków do przemyślenia. Nie wiem, czy to dobrze, czy przypadkiem te mniej ważne nie przysłonią finałowego rozdania, ale na ten moment jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. I tutaj znowu wracam do Doktora oraz tego, co zaprezentował. Ncuti Gatwa nie będzie moim Doktorem. Kiedy pojawiał się u boku Davida Tennanta byłem na tak, zaintrygowała mnie jego szałowość, jego new style. Im dalej w las, tym bardziej był jednak jakiś nieobecny. Załamywał ręce, biegał i biadolił nad problemami, bojąc się pokazać pazura. W The Legend of Ruby Sunday wszedł na poziom jakiego oczekiwałem. Inicjatywa była jego. Wydawał polecenia, podrzucał pomysły, ale przede wszystkim nie bał się działać. Był aktywny, także na poziomie emocjonalnym. Jeżeli energia bijąca od niego w tym odcinku pozostanie w nim na dłużej, to być może zmienię swoje nastawienie. Czas pokaże.
Jeżeli miałbym wyróżnić jakąś scenę, to byłaby to scena, w której Doktor wspomina swoją wnuczkę. Coś niesamowitego. Może i tchnie ona tanim sentymentalizmem, ale tym razem nie śmiem narzekać. Uwielbiam postać graną przez Carole Ann Ford. Ten jej piskliwy głosik, który potrafił błyskawicznie przejść w donośny krzyk, wyjątkowo miło wspominam. Mam cichą nadzieję, że dziwne, zagadkowe nawiązania do postaci Susan są rzeczywiście zalążkiem czegoś większego. Zastanawiam się również jak wyglądałoby jej spotkanie z Doktorem. Nadal zwracałaby się do niego „Dziadku”? Możliwe.
Celowo niewiele miejsca poświęciłem fabule ostatniego odcinka. Na tydzień odcinam się także od newsów związanych z serialem. Chcę samodzielnie wgryźć się w wielki finał, samodzielne wyciągnąć wnioski. Na weryfikację przemyśleń i ocenę zakończenia sezonu przyjdzie jeszcze czas.
Jakub Kraszewski (O Filmówce Przy Kremówce): No i doczekaliśmy się rozwiązania jednej z dwóch wiodących tajemnic tego sezonu. Zabawne, że fandom tak bezbłędnie rozgryzł powrót Sutekha – osobiście byłem raczej zwolennikiem teorii, że to Trickster stoi za wszystkim, ale nie zamierzam narzekać. Swoją drogą, trzeba naprawdę pochwalić ludzi odpowiedzialnych za redesign tego prawie 50-letniego już stwora – zarówno jego ludzka, jak i „psia” forma wyglądają naprawdę dobrze i całkiem przerażająco jak na serial dla całej rodziny.
Podoba mi się, że od jakiegoś czasu UNIT dostaje nieco większą rolę. Zaczynam mieć trochę nadzieję, że może ten potencjalny spin-off, o którym się wspominało tu i ówdzie, mógłby być poświęcony właśnie tej organizacji. Kate i ekipa fajnie sprawdzają się jako bohater zbiorowy, pojawiający się na drugim planie raz na kilka odcinków, ale widzę tu potencjał na zrobienie czegoś w stylu Torchwood. Skoro o ekipie mowa, pozytywnie zaskoczyła mnie postać Morrisa. Postaci genialnych dzieci/nastolatków potrafią być dość nieznośne i trochę tego się obawiałem po pierwszych zapowiedziach, tymczasem Lenny Rush wypada w tej roli całkiem sympatycznie.
Niestety, mam problem z dialogami w tym odcinku (zresztą podobnie jak w wielu momentach tego sezonu). Część kwestii brzmi strasznie nienaturalnie i drętwo, ekspozycja mogłaby też być nieco lepiej sprzedana. Nie do końca jestem też fanem opierania punktu wyjścia odcinka na bardzo oczywistym anagramie – cały ten motyw z S Triad = TARDIS i Sue Tech jest dość mocno naciągany i ciężko mi uwierzyć, że jakieś przepotężne bóstwo chciałoby się bawić w takie rebusy, żeby zapowiedzieć swoje przybycie na świat. A w momencie, gdy padło zdanie: „Ona ma na imię Susan, to zupełnie jak twoja wnuczka. Myślisz, że to ona?” strzeliłem takiego facepalma, że czuję go do teraz.
Mimo tych zgrzytów skłamałbym mówiąc, że odcinek nie wzbudził we mnie emocji. Siedziałem przed ekranem w napięciu właściwie przez cały czas i w równie wielkim napięciu będę czekał na weekendowy finał, bo jeszcze parę tajemnic zostało do rozwiązania. Szkoda tylko, że to już właściwie końcówka – zaledwie osiem odcinków w sezonie to zdecydowanie za mało.
Filip „ThePinkFin” Mazur: Zaczęło się! Pierwsza część finału już za nami. W końcu wiemy coś więcej o postaci(ach) Susan Twist, którą mogliśmy zobaczyć w każdym odcinku od Kościoła na Ruby Road. Plan na nią sięga nawet dalej. Zadebiutowała w serialu w Wild Blue Yonder, a jeśli obejrzycie jeszcze raz Chichot, to zauważycie, że Mel wspomina o Triad.
Mamy więc oto jeden z tych odcinków, w których cała fabuła zmierza do wielkiego cliffhangera na sam koniec. Nowej publiczności został przedstawiony Sutekh. Stara nowa publiczność też go pewnie nie zna, ale jeśli ktoś siedzi w klasyce, to być może pamięta go z historii Pyramids of Mars z Czwartym Doktorem i Sarą Jane. Ja sam jej nie widziałem, ale przeanalizowałem te odcinki na tyle wnikliwie, żeby zauważyć postać o tak osobliwym dla Polaka imieniu. Być może dlatego w dubbingu postanowiono dokonać bardzo kosmetycznej zmiany w wymowie. Tak czy siak kojarzyłem go i od razu podskoczyłem, gdy okazało się, że powrócił.
Dobrze jest zobaczyć znajome twarze. Bardzo mnie ucieszył powrót UNIT-u w składzie Kate Lethbringe-Stewart, Mel Bush, pułkownik Ibrahim, a nawet Rose Noble. Ale gdzie, u licha, jest Shirley? Wiem, że RTD mówił, że jeszcze powróci, bo teraz jest w Genewie, ale jakoś mnie to nie interesuje. Coś, czego nie ma w odcinku, nie istnieje. Szkoda, że nie wspomniano o niej choćby przelotem. Zamiast niej dostajemy Morrisa Gibbonsa – całkiem sympatycznego chłopca, który również porusza się przy pomocy kółek. Trudno się oprzeć myśli, że to jakiś miękki recast. Liczę na szybki powrót Shirley i może jakąś wyjątkową relację z Morrisem.
Jestem kupiony i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy tej historii. Z pewnością będę miał wtedy więcej przemyśleń. Nie będę mógł się oprzeć, by nie odwoływać się do Legendy Ruby Sunday, dlatego wybaczcie mi, że ten wpis jest taki krótki, i wyczekujcie kolejnego, który podsumuje całą walkę Doktora, Ruby i Sutekha.
Piotr Nowak (O Filmówce Przy Kremówce): No i doczekaliśmy się, pierwsza część finału sezonu za nami, a w niej rozwiązanie jednej z dwóch głównych tajemnic sezonu. W końcu odkrywamy tożsamość tajemniczej kobiety, pojawiającej się na przestrzeni czasu we wszystkich odcinkach. Susan Triad okazuje się być wcieleniem Sutekha, egipskiego boga ciemności i jednego z najstarszych przeciwników Doktora, który ostatnim razem pojawił się w Doktorze Who z 1975 roku. Legenda Ruby Sunday tym samym wprowadza jednego z najpotężniejszych dotąd antagonistów. Jestem bardzo ciekawy, jak Doktor w kreacji Ncutiego Gatwy poradzi sobie z tak wielkim zagrożeniem. Oprócz Sutekha pojawiają się tu także inne postacie znane długoletnim fanom serii, takie jak Kate Lethbridge-Stewart i Mel Bush.
Całościowo odcinek ciekawie wprowadza nam głównego antagonistę sezonu, jednak obawiam się, że twórcy wprowadzili tę postać trochę za późno, biorąc pod uwagę niewielką ilość odcinków. Nie da się też nie zauważyć, że Legenda Ruby Sunday cierpi na syndrom pierwszej części. Odcinek kończy się w momencie, w którym akcja zaczyna się rozwijać, przez co pozostawił u mnie mocny niedosyt.
Pomimo to nie mogę doczekać się następnego odcinka i tego, jak zakończy się ten rozdział przygód Doktora i Ruby.
Jakub „Mandalkor” Pras: A niech to! Czyli jednak się potwierdził ten spoiler, który mi się rzucił w oczy, gdy przeglądałem YouTube – powraca egipski bóg ciemności (ale też m.in. burz i pustyni – co by się nawet zgadzało z tym, co się w odcinku działo), ostatnio widziany w Doktorze Who w 1975 roku. Niemniej jednak, emocji ten odcinek dostarczył mi bardzo dużo. I właściwie drugie tyle pytań. Choć i tak największe, i najbardziej nurtujące jest to: jak niby dwa wątki tego odcinka (matka Ruby i powracający bóg) są powiązane? Mam nadzieję, że się to w kolejnym odcinku wyjaśni, bo długo już lecą na tym wątku tajemnicy Ruby i za chwilę przestanie być tak fajny i tajemniczy. Tym bardziej, że tak dużo się dzieje wokół tego wątku.
Odcinek mi się podobał, bardzo dobrze się przy nim bawiłem, ale ciężko mi uwierzyć, że to już finał. Może to przez to, że jestem ostatnio zabiegany i nie śledziłem tego, który konkretnie odcinek sezonu oglądam? A może przez to, że sądziłem, że będzie więcej pomniejszych bóstw przed „finałowym bossem”? No bo zobaczcie, mieliśmy właściwie tylko Maestro, a zapowiadało się po Zabawkarzu, że będzie cały Panteon bóstw. Tak to zresztą nazwali! Co mówicie, że co? Że Harriet to wyjaśniła i już był ten cały Panteon w poprzednich odcinkach? Aha… Mara za czasów Czwartego Doktora, Trickster w Przygodach Sary Jane, Krampus w komiksie z Jedenastym… Hmm, no niby ma to sens, ale czy to nie jest trochę pójście na łatwiznę? Czy to nie powoduje, że nowi widzowie, na których się tak bardzo teraz skupiają (zmiana numeracji, seria filmików na YT wyjaśniających lore i pewnie jeszcze kilka punktów) mogą się poczuć zagubieni i oszukani? Nie wiem, ale zabiegany na pewno jestem, bo szczerze mówiąc nie ogarnąłem nawet, że ta cała Susan Triad się pojawiła w poprzednich odcinkach. Serio, wstyd się przyznać, ale nie zauważałem, że to ta sama kobieta i gdyby mi serial tego wprost nie mówił, to pewnie bym się bardzo zdziwił przy retrospekcji. No cóż… Ale i tak nie wierzyłem, że to wnuczka Doktora. Jakoś mi się to nie kleiło. Mam za to nowego ulubionego pracownika UNIT. Ten trzynastoletni geniusz Morris jest świetny!
Karol Rajner (ekRAJNIzacja): Dwuczęściowe odcinki Doktora Who to coś, czego od zawsze byłem ogromnym fanem. Większość moich ulubionych Doktorowych historii jak np. The Empty Child / The Doctor Dances to właśnie opowieści składające się z dwóch epizodów, dlatego tym bardziej byłem ciekaw, jak sprawdzi się jedyny dwuczęściowy odcinek tego sezonu.
Rozwiewając wszelkie wątpliwości powiem, że epizod ten był kapitalny! Pomimo faktu, że to tak naprawdę pierwsza połowa tej historii, czujemy się ukontentowani, ponieważ mamy tutaj masę naprawdę bardzo dobrej treści. Fabularnie dzieje się tutaj naprawdę sporo. Przede wszystkim mamy ukazane tak naprawdę główne zagrożenie sezonu, jakim jest de facto prawdziwy Bóg śmierci, będący częścią tego całego doktorowego Panteonu bóstw, do których zaliczają się chociażby Toymaker czy Maestro, których mieliśmy okazję całkiem niedawno spotkać. Chociaż zawsze wolałem jakieś stricte „timey wimey stuff” kosmiczne zagrożenia, to uważam, że pomysł z pojawieniem się Panteonu jest bardzo interesujący i oryginalny. Generalnie podoba mi się jak bardzo ten sezon czerpie z Classic Who, czego dobrym przykładem jest chociażby ciągle przewijająca się w rozmowach wnuczka Doktora. Wątek Ruby i tajemnicy jej pochodzenia jest naprawdę dobrze prowadzony. Podoba mi się, że żadna odpowiedź nie przychodzi naszym bohaterom tak łatwo. Dobrym przykładem jest cała sekwencja w Oknie Czasu UNIT-u, która pomimo ogromnego technologicznego zaawansowania nie była w stanie ukazać nam matki Ruby, co tylko potęguje moje przekonanie, że pochodzenie Ruby jest dużo bardziej… kosmiczne. Kto wie, może Ruby jest kolejnym wcieleniem wnuczki Doktora? Prawdę mówiąc cieszyłbym się, jeśli twórcy postanowią nam w ogóle nie ujawniać tajemnicy i pokażą, że nawet istota tak potężna jak Doktor ma pewne ograniczenia. Wracając do samego odcinka, Legenda Ruby Sunday bardzo dobrze radzi sobie z budowaniem napięcia, które towarzyszy nam przez niemalże cały epizod. Miałem autentyczne ciarki na plecach podczas całej sekwencji w Oknie Czasu czy w scenie wyłonienia się naszego głównego zagrożenia z TARDIS. Urzekło mnie to w jaki sposób twórcy pokazują nam, że Doktor też może się mylić. Ciągle mu się coś nie udaje, nie idzie po jego myśli, a raz nawet ginie przez niego niewinny człowiek. Wszystkie te tragedie i pomyłki budują postać Piętnastego, który na łamach tego sezonu przeszedł wyraźną drogę.
Jestem naprawdę zadowolony z seansu i modlę się, żeby finałowy epizod spełnił oczekiwania moje i innych fanów Doktora. Na ten moment mamy jeszcze pozostawionych masę pytań bez odpowiedzi, więc ciągle jest jeszcze dużo miejsca na spekulacje i domysły. Jeśli finał będzie tak dobry, jak omawiany teraz epizod, to będziemy mieli do czynienia z najlepszym sezonem Doktora Who od jakichś dziesięciu lat! Tego sobie i wam życzę.
Dominik Śnioch (Ja, Dominek): Myślę, że ze wszystkich odcinków sezonu o tym będzie mi najtrudniej mówić. Z dwóch powodów: pierwszy i najbardziej oczywisty stanowi to, iż jest tylko połową przygody. Wiele więc rzeczy, wyglądających na wady scenariusza, może jeszcze wyjść na przysłowiową prostą i odwrotnie – dobre rzeczy mogą się zwyczajnie popsuć przy konkluzji. Powód drugi: był to chyba najbardziej przeciętny odcinek, jaki kiedykolwiek widziałem. Podbudowa do drugiej części, wiem, ale i tak.
Nudzić się nie nudziłem, stopniowanie napięcia zrobiono bardzo spoko, muszę przyznać, ale mam jednocześnie wrażenie, że nie działo się prawie nic. Dwa wątki (Susan Triad i kasety Ruby) w ogóle się ze sobą nie splatały i choć oczywiste, że dojdzie do ich połączenia w części drugiej, to miałem wrażenie jakby ich koegzystencja była wymuszona. No bo zobaczcie: Doktor wbija do bazy UNIT, prosząc o pomoc w jednej sprawie, zaczyna zajmować się drugą, bo tak… A w ogóle to od kiedy nasi ulubieni wojacy mają lepszy sprzęt niż TARDIS? Tak to wygląda, skoro Władca Czasu potrzebuje ich pomocy. Po diabła jest tam też córka Donny to ja nie wiem, nic nie zrobiła.
Fanem powrotów pojedynczych wrogów sprzed tak dawna nie jestem, ale sam powrót Sutekha wyszedł dobrze, psisko (wiem, że nie jest psem, chociaż w tej formie sprawia takie wrażenie) pojawiło się z przytupem i odpowiednią dawką fanfar. Potężna siła godna Bogów Zniszczenia z Dragon Balla, dobrze jest. Mam tylko nadzieję, że to Doktor go pokona, odzyskując sprawczość, jakiej tak bardzo mu brakuje w tym sezonie. A przez „mam nadzieję” rozumiem, że, cytując klasyka, łudzę się, łudzę, ale nie wierzę. Bo oczywiste jest, że zrobi to Ruby.
Filip Tokarzewski (The Philmer): Jak to mówią, „there’s always a twist at the end”. I słowo ciałem się stało, a pradawne bóstwo powróciło. Gdy tylko skończyłem odcinek, cofnąłem go o kilka minut i przełączyłem na polską wersję językową, ale niestety mój wewnętrzny dwunastolatek spotkał się z ogromnym zawodem, gdy okazało się, że tłumacze zmienili lekko wymowę imienia głównego antagonisty. Niemniej, przez to oczekiwanie i tak zaśmiałem się podczas revealu złoczyńcy w oryginalnej wersji. Tak, Sutekh, antagonista z jednej historii z Czwartym Doktorem, której niestety nie widziałem, więc wiem o nim tyle, co przeczytałem kiedyś na Wiki. Nie wypowiem się więc za bardzo o tym powrocie, ale spodziewałem się go, gdyż była to jedna z wiodących teorii dotyczących tego sezonu, jaką widziałem w internecie.
Co mogę powiedzieć to to, że poczucie niepokoju towarzyszyło mi przez cały odcinek aż do ujawnienia złoczyńcy. Napięcie w The Legend of Ruby Sunday stopniowo wzrasta z każdą sceną, więc śmiało mogę powiedzieć, że jest to całkiem nieźle wykonany reveal, który działa nawet jeśli ma się tylko pobieżną wiedzę na temat Sutekha oraz pomimo kulejącego CGI potwora. Ponadto, Davies już na samym początku zbywa śmiechem inne fanowskie teorie, takie jak anagram S. Triad czy samo imię Susan, choć wypada to dość naiwnie (tak jakby wnuczka Doktora i ta potentatka technologiczna były jedynymi osobami na świecie, które mają na imię Susan). Problem jedynie w tym, że cały ten odcinek to tylko podbudowa pod wielki finał w przyszłym tygodniu i obawiam się, że może on być głównie odhaczaniem kolejnych zawiłych teorii, jakie powstały w ciągu tego sezonu. Choć podoba mi się rola, jaką gra UNIT, to ich ekipa wydaje się zbyt przepełniona. Rose kompletnie nic tutaj nie robi i nie jestem fanem tego, że agencja zatrudnia osoby nieletnie. O ile w przypadku Morrisa można to jeszcze jakoś uzasadnić tym, że jest on młodym geniuszem, jakich wiele w popkulturze, to przynajmniej mogliby go zabrać ze strefy zagrożenia pod koniec odcinka.
Jak mówiłem, niewiele wiem o Sutekhu, ale podoba mi się sugestia (gdy Carla nazywa tajemniczy rój „Bestią”), że dałoby się go powiązać z Bestią z historii The Impossible Planet / The Satan Pit, ponieważ i Bestia, i Sutekh są oparci na reprezentacjach władców chaosu i śmierci z różnych kultur. Szczególnie miałoby to sens zważywszy na to, że pod oba potwory podkłada głos ten sam aktor, Gabriel Woolf.
Wątków do rozwiązania w kolejnym odcinku jest wiele i mam nadzieję, że zostanie to poprowadzone zgrabnie, ale zamiast teoretyzować na przykład, kto okaże się biologiczną matką Ruby, liczę po prostu na to, że jej, jak i Doktora wątki dostaną odpowiednio emocjonalne zakończenie.
A wy co sądzicie? Może macie w jakimś aspekcie inne zdanie? Zapraszamy do dyskusji o nowym sezonie na naszym serwerze Discorda oraz na naszej grupie na Facebooku – TARDISawce, gdzie powstają spoilerowe wątki dyskusyjne. Nie może Was zabraknąć w ożywionych rozmowach, które mają tam miejsce właśnie teraz!