Jamie Magnus Stone o kulisach serii 13 i odcinka regeneracyjnego

Jamie Magnus Stone to jeden z dwóch reżyserów serii 13 (odpowiadał za odcinki pierwszy, drugi i czwarty z ostatniej serii), a swój debiut w „Doctor Who” zaliczył w pierwszej części „Spyfall”. Odpowiada on także za nadchodzący jesienią odcinek regeneracyjny. Reżyser opowiedział co nieco o powstawaniu odcinka i serii 13 w wywiadzie dla Radio Times.


Jamie, oczywiście pracowałeś dość intensywnie przy serii 12. Czy powrót do serii 13 był inny? 

Było naprawdę dobrze wrócić mając już doświadczenie z serią 12. Zawsze w każdej pracy mam takie lekko nerwowe uczucie, coś jak pierwszy dzień w szkole. Zajmuje chwilę, by zorientować się jakie kto ma silne strony i jak szybko podejmować decyzje.

Cudownie było wrócić i ruszyć z kopyta. Ale też czułem się inaczej z powodu planów, by od początku sezon był zserializowany, co dodało całemu przedsięwzięciu inny smak.

Oczywiście mieliście też jeszcze kwestię COVID-a [do uwzględnienia], co musiało stanowić wyzwanie.

Nie byłem zbytnio częścią tego, czym był oryginalny plan na serię, zanim stała się tym, czym jest teraz. Odbyłem z Chrisem i producentami rozmowę na Zoomie parę miesięcy przed startem zdjęć – myślę, że to była pierwsza fala, wtedy gdy ekipy odpowiedzialne za produkcje naprawdę zastanawiały się czy mogą ruszać naprzód, czy też nie.

Naprawdę działaliśmy powoli i ostrożnie, po swojemu próbując wymyślić, czy było możliwe [produkować serię]. Zdecydowaliśmy, że zdecydowanie się tego podejmiemy i zrobimy najlepsze, co jesteśmy w stanie. A także, że nie będziemy kręcić za granicą, ale nieco zwiększymy środki, które były przeznaczone na podróże i dodamy je do budżetu na efekty specjalne i budowanie scenografii.

Czy serializacja odgrywała w tym jakąś rolę?

Sądzę, że częścią planu serializacji było to, że nasze scenografie mogły stać się bardziej ambitne. Dość często w standardowej serii „Doctor Who” mamy TARDIS jako stały plan zdjęciowy, ale każdy inny plan, który budujesz, jest rozstawiany, używany tylko w jednym odcinku i potem ponownie składany.

Dlatego plan polegał na tym, żeby być nieco sprytniejszym używając ponownie scenerii typu Świątynia Atropos. I kręcenie w studio mogło pomóc pod kątem COVID-u, bo najtrudniejszą rzeczą w związku z COVID-em jest kręcenie lokacjach będącymi wnętrzami pomieszczeń.

Rój, Błękitna i Pasażer z odcinka "Wojna Sontaran"

To jest jedna z tych rzeczy, gdzie jak tylko zaczęliśmy kręcić, musieliśmy nauczyć się nowego rytmu działania. Kręciliśmy jedną kamerą, nie wieloma jak to zwykle robiliśmy. Było kilka rzeczy, do których trzeba było się przyzwyczaić.

Myślę, że ogólnie jako produkcja mieliśmy szczęście z COVID-em, ponieważ nie zostaliśmy zamknięci. To był czysty przypadek.

Jakie było największe wyzwanie, które wiązało się z COVID-em?

Myślę, że najcięższym dniem, co dziwne, było kręcenie domu na kole podbiegunowym w pierwszym odcinku, bo był to jedyny rodzaj małego wnętrza, w którym musieliśmy kręcić. Trzeba było zorganizować taki ludzki Tetris, bo w danym pomieszczeniu nie mogło przebywać więcej niż cztery, pięć osób. A to dość mały dom pełny małych pomieszczeń.

Aby obiektyw mógł być na zewnątrz – czyli kamera – trzeba było czegoś w stylu Jengi z kręcących się [po domu] ludzi, aby mieć pewność, że nigdy nie było więcej osób w pokoju niż mogło ich być. Przyprawiało to nieco o ból głowy. Po tym wszystkim zdecydowaliśmy, że zbudujemy własne wnętrza, ile tylko się da.

Największą atrakcją tej serii była „Wioska Aniołów”, czyli rzecz jasna odcinek, który reżyserowałeś. Jest w nim tak wiele wspaniałych sekwencji – kręcenie której podobało ci się najbardziej?

Och, nie wiem. Naprawdę podobało mi się kręcenie odcinka jako całości, ponieważ scenariusz pojawił się trochę później niż pozostałe dwa, więc właściwie nakręciliśmy go samodzielnie. Zwykle kręcimy wiele odcinków w tym samym czasie, więc trzeba pilnować wielu spraw naraz. Jednak ten konkretny był naprawdę fajny, bo był niezależny i nagrywaliśmy wszystko na koniec mojego bloku zdjęciowego, trochę jako jedną całość, więc można było się na nim naprawdę skupić.

Osobiście najbardziej podobała mi się sztuczka, którą zrobiliśmy z lustrem z Claire. Zawsze chciałem zrobić ujęcie z fałszywą dziurą w ścianie zamiast lustra i naprawdę podobało mi się organizowanie tego i drobne szczegóły. Jestem wielkim fanem oldskulowych trików z kamerą, kiedy mamy czas na ich zaplanowanie. Było coś naprawdę satysfakcjonującego w układaniu choreografii tego wszystkiego i była w tym naprawdę upiorna atmosfera.

Końcowa sekwencja z Jodie przeobrażającą się w Anioła była również świetna. Ogromny szacun dla ekipy od efektów specjalnych z DNEG (Double Negative) za to, że dali radę. To był kłopotliwy ruch do nakręcenia i wymagał wielu ujęć. Ale ostatecznie się udało.

Z jakiego ujęcia lub sceny jesteś najbardziej dumny w serii 13?

Myślę, że prawdopodobnie z materiału z Krymu, bo było naprawdę ciężko go kręcić. Chyba nakręciliśmy to w listopadzie 2020 roku, a żywioły były przeciwko nam. To były naprawdę ciężkie warunki filmowania. Cały nasz sprzęt był przemoczony.

Mamy te E-Z UP-y, które są w zasadzie jak namioty, które mają na celu utrzymać sprzęt w stanie suchym. Wiał tak silny wiatr, że straciliśmy z siedem czy osiem tych namiotów.  Po prostu zdmuchnął i zerwał nasz sprzęt. Rzeczy przemokły. Wiele technicznych problemów.

To było naprawdę ciężkie dla obsady, bo aktorzy przemakali cały czas. Było naprawdę ciężko utrzymać fryzurę i makijaż przy takiej pogodzie i wietrze w stanie nienaruszonym. Wydawało się, że to prawdziwa bitwa o to, by udało się dokończyć jakiekolwiek ujęcie na Krymie.

bitwa między ludźmi a Sontaranami z odcinka "Wojna Sontaran"

Mieliśmy także parę nieprzewidywalnych sytuacji z COVID-em, gdy testy wychodziły ludziom niejednoznacznie. Zdarzyły się też pozytywne przypadki. Co oznaczało, że musieliśmy przeplanowywać różne rzeczy, dość często na ostatnią chwilę. Kręcenie tego wszystkiego było jak bycie na polu bitwy.

Sądzę jednak, że ostatecznie zadziałało to dobrze w odcinku. Uważam, że jest w piasku, błocie, dymie, deszczu, deszczu ze śniegiem i konzystencji widocznej na ekranie jest prawdziwa prawda. Według mnie naprawdę dobrze oddało to ton tej historii. I chyba jestem dumny z tego odcinka, bo był tak ponury i trudny do nakręcenia.

Czy były takie momenty w serii 13, gdzie zaplanowaliście coś w jakiś sposób i potem trzeba było to zrobić inaczej? A może wszystko po prostu postępowało zgodnie z planem?

Nie użyłbym określenia „postępowało zgodnie z planem”, bo plan musiał być, jak to zwykle w „Doctor Who”, trochę ewoluującym, mglistym konceptem. Nie dostajemy wszystkich scenariuszy naraz, czasem nawet konkretny scenariusz dostajemy w częściach, gdy prace idą do przodu. To coś, do czego musisz się przyzwyczaić, tworząc etapami bardzo plastyczny plan, który możesz wykonać. Zawsze musisz być świadom, że prawdopodobnie w miarę postępów dokonają się jakieś zmiany.

W tym roku z powodu COVID-u było to nawet jeszcze bardziej prawdziwe. Był spory kawałek, który miał zostać nakręcony w Liverpoolu i wtedy na swoim początku w Liverpool uderzyła dość mocno pandemia. Wszystkie te lokacje zostały wycofane. Część z nich przenieśliśmy i znaleźliśmy odpowiedniki w Cardiff, a niektóre musiały zostać przepisane, ponieważ rozgrywały się w charakterystycznych punktach Liverpoolu.

Ale to czyni pracę nad serialem ekscytującą. Czasami orientowałem się, że jeśli jest scena, która istniała w scenariuszu od bardzo, bardzo długiego czasu i wszyscy wiedzą, co mają w związku z nią robić, mam gotowy storyboard i wszystko… Czasami okazywało się, że wychodziło bardziej nijakie od tych scen, gdzie trzeba było improwizować. No wiesz, scenariusz zmienił się dwa dni wcześniej i jesteś w miejscu, którego nie odwiedziłeś. Czasami takie sceny są bardzo żywe, najbardziej błyskotliwe, gdy dojdziesz do etapu edycji.

Jest pewien rodzaj trzasku i elektryczności w dokonywaniu tych odkryć w ciągu dnia, gdy przeprowadzasz próbę lub blokujesz, gdzie musisz wymyślić, jak sobie poradzić z różnymi rzeczami [blokowanie to określanie ruchów i pozycji aktorów na scenie lub przed kamerą – przyp. red].

A tymczasem rzeczy, które skrupulatnie zaplanowałem czasami nie dają tego samego uczucia, co te bardziej improwizowane.

Czy było coś, co zaskoczyło cię tym, że było łatwiejsze lub trudniejsze, niż się spodziewałeś?

O, to podchwytliwe. Sądzę, że na wczesnym etapie uważałem charakteryzację specjalną za dość trudną. Był Karvanista, Sontaranie, Rój i Ood.

Pomyślałem sobie: „Okej, to będzie łatwe i przyjemne, bo wszystko tam jest. Nie trzeba sobie wiele wyobrażać. Można to trochę zobaczyć.”. Ale na pewno potrzebny jest talent do oświetlania charakteryzacji, do sprawiania, by wyglądała na prawdziwą i cielesną. A także z praktycznego punktu widzenia jest to naprawdę trudne dla wykonawców, którzy ją noszą. Przy oświetleniu w studio szczególnie zaczynają się pocić, prostetyki mogą się ześlizgnąć i odpaść. W ciągu dnia staje się coraz trudniejsze utrzymać je na ich twarzach.

Ta sytuacja wymagała ode mnie nauczenia się sporo w krótkim czasie. Musiałem się na własnej skórze przekonać, że zawsze muszę najpierw nagrywać charakteryzacje, bo jeśli tego nie zrobię, zapocą się i odpadną.  I skończy się to tak, że będę musiał to ponownie kręcić miesiące później, co zdarzyło się parę parę razy – musiałem wracać [na plan] i nagrywać ponownie zbliżenia już po fakcie. Więc to było trochę trudniejsze, niż sądziłem. Chociaż ekipa wykonała absolutnie cudowną robotę i wyglądało super.

Coś łatwiejszego? Nie wiem. Było całkiem trudno (śmiech). Pod wieloma względami to były trudne zdjęcia.

W porządku, jeśli nic nie było łatwiejsze.

(śmiech) Nic nie było łatwiejsze, niż myślałem. Często jestem nieco zbytnim optymistą, jeśli chodzi o to, jak łatwo się będzie coś robiło, a rzeczywistość jest zwykle trudniejsza niż mi się wydaje.

Musiała być też pewna presja w tym, że to była ostania seria Jodie Whittaker. Czy miałeś poczucie, że naprawdę trzeba to porządnie zrobić?

Cała seria miała ten rodzaj dodatkowej wagi, dodatkowego znaczenia i dodatkowej siły. Wiedzieliśmy, że będą te specjalne odcinki. Mam szczęście, że reżyserowałem ostatni z nich. Więc w zasadzie robiłem jej regenerację.

Ale nawet, poza odcinkami specjalnymi, to była ostatnia pełna historia Jodie. Więc zdecydowanie czuło się dodatkową odpowiedzialność, by oddać jej sprawiedliwość.

Właściwie miałem spytać o odcinek na stulecie, który się zbliża. Wiem, że nie możesz powiedzieć zbyt wiele, ale to były chyba dość emocjonalne zdjęcia dla wszystkich?

Tak, były. Szczególnie ostatni dzień Jodie na planie, ponieważ zaplanowaliśmy to tak, żeby to były nasze ostatnie całodniowe zdjęcia. No, zrobiliśmy jeszcze potem parę dokrętek. Ale w zasadzie jej ostatni dzień na planie był ostatnim dniem nagrań także dla ekipy. Wszystko było tak zaaranżowane, żeby mieć ten wielki, finałowy ostatni dzień. I tego ostatniego dnia Jodie kręciliśmy w chronologicznej kolejności, więc skończyliśmy jej ostatnią sceną.

Ale jeszcze przed tym było wiele łez. Wszyscy ją oklaskiwali – właściwie to ją i Mandip. Każdy je oklaskiwał w TARDIS po raz ostatni i było trochę łez. Nagraliśmy ostatnią scenę w TARDIS, pożegnaliśmy się z nią i wtedy uroniliśmy trochę łez.

I wtedy przeszliśmy w zasadzie do nagrania jej regeneracji. A ostatnie ujęcie, które zrobiliśmy, będzie chyba ostatnim ujęciem odcinka. Więc to było naprawdę fajne robić te rzeczy w kolejności. Tego ostatniego dnia były to głównie sceny Jodie i Mandip. Było super-wzruszająco.

Potem na koniec Jodie wygłosiła tę wspaniałą przemowę. To było naprawdę – nie wiem – jak koniec pewnej ery i bardzo ważne, ale bardzo urocze. A tego dnia na planie było ze 100 dodatkowych osób. Każdy zszedł, żeby zobaczyć ten ostatni klaps.

Więc tak. Czułem się bardzo szczęśliwy będąc tego częścią.

To brzmi wzruszająco!

(śmiech) Tak, tak było. Jednocześnie naprawdę trudno sprawić, by ludzie się rozeszli, gdy jest wielka, wzruszająca i ważna scena, ale mówisz „ludzie, mamy jakieś pół godziny, żeby zrobić tę ostatnią scenę. Możemy się pospieszyć?”.

Ale wszystko wyszło naprawdę fajnie. Myślę, że wszystko, co nakręciliśmy tego dnia będzie naprawdę urocze. O, tak, nie mogę się doczekać, by wam to pokazać.

Nie mogę się doczekać. Domyślam się, że jeszcze przed wami parę miesięcy pracy, zanim właściwie nastąpi premiera?

Tak. Edytowaliśmy ten odcinek przez ostatnie kilka miesięcy. Mamy niewiele więcej do zrobienia, jeśli chodzi o edycję, a potem wiele pracy, mnóstwo rzeczy. Ale miło wiedzieć, że odcinka nie będzie w telewizji aż do jesieni. To wielka ulga.

Tworzyłeś ostatnią serię Jodie Whittaker i jej regenerację – jeśli nie zrobisz więcej żadnego odcinka, to czy to będzie dobry sposób na zakończenie kariery w „Doctor Who”?

Tak, zdecydowanie. To honor robić jakikolwiek odcinek serialu tak historycznego i z takim dziedzictwem, jak „Doctor Who”. Więc jestem wyjątkowo szczęśliwy i bardzo wdzięczny.

To był wielki zaszczyt, że udało mi się zrobić ostatnią część tej ery, zrobić regenerację, żeby była ona odcinkiem o długości filmu pełnometrażowego i to na stulecie BBC. Jestem bardzo wdzięczny chłopakom, którzy mi to umożliwili.


Odcinek regeneracyjny będzie mieć zatem przynajmniej godzinę i zapowiada się na dramatyczne odejście Trzynastej Doktor. Konkretny tytuł zapewne poznamy po premierze wiosennego odcinka.

Źródło: Radio Times



Fan Dwunastego, Dziesiątego i Jedenastego. Planuje pewnego dnia obejrzeć całe Classic Who. Do redakcji Gallifrey.pl dołączył w 2019 roku, a od 2020 jest redaktorem naczelnym. Nałogowy czytelnik (do tego stanu doprowadził go m.in. Harry Potter), chętnie ogląda seriale i filmy fantasy oraz sci-fi. Filmy Marvela są mu nieobce, komiksowo woli jednak DC. Chętnie zagra w gry (zarówno planszowe jak i komputerowe) i ucieknie z pokoju zagadek. Z wykształcenia robotyk, z zawodu programista baz danych.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *