Efekty specjalne w nowej erze „Doctor Who”
Siân Reynish to koordynatorka ekipy od efektów specjalnych w nowych odcinkach „Doctor Who”. W wywiadzie w najnowszym DWM opowiedziała ona o swoich obowiązkach w tej roli i swoim osobistym związku z serialem.
Siân nie jest kimś zupełnie nowym w świecie „Doctor Who” – dołączyła do niego jako runnerka w Invasion of the Bane, pilotażowym odcinku „Przygód Sary Jane”. Teraz będzie pełnić funkcję koordynatorki ekipy od efektów specjalnych, więc gdyby spotkała Doktora, ten mógłby udzielić jej powiedzieć to samo, co jako Piąty powiedział Tegan w Castrovalvie – „Masz w sobie to, że jesteś dobrym koordynatorem”.
Jak mówi Siân, która jest łącznikiem między ekipą produkcyjną a niezależnymi studiami od efektów specjalnych:
Uczenie się [jak działa] całkiem nowy wydział naprawdę trzyma mnie w gotowości. To nie przypomina żadnego serialu, nad którym pracowałam, ale nigdy nie czuję się jakbym była w pracy. Wydaje się, że wszyscy naprawdę chcą działać, by osiągnąć świetny efekt końcowy.
Tworzenie telewizji jest we krwi Siân:
Dorastałam w Pontypridd, które znajduje się jakieś pięć minut jazdy od Upper Boat Studios, gdzie kręciliśmy „Doctor Who”, „Przygody Sary Jane” i Torchwood. Zawsze widziałam, że chcę pracować w telewizji. Nie wiedziałam w jakim charakterze, ale wiedziałam, że mi się to podoba. Zawsze pamiętam jak jeździliśmy z moim tatą odebrać starszego brata i gdy przejeżdżaliśmy koło Broadcasting House w Cardiff, myślałam sobie: „O rany, to byłoby dla mnie wszystkim!”
Doctor Who Magazine: Cześć, Siân! Jakie to uczucie wrócić do świata „Doctor Who”?
Siân Reynish: Wspaniałe! Jest to naprawdę niczym powrót do domu, do rodziny. Moim pierwszym telewizyjnym projektem był pilotażowy odcinek „Przygód Sary Jane”, dawno temu, w 2006 roku. Potem przeszłam do rolu runnerki produkcji, a potem wróciłam do Sary Jane jako sekretarz produkcyjny. Później był „Torchwood”. Powrót razem z Russellem [T Daviesem], Julie [Gardner] i Philem [Collinsonem] jest jak powrót do domu.
Wyobrażamy sobie, że w Bad Wolf sporo się teraz dzieje.
Zgadza się. To wspaniałem, że mamy mieszankę ludzi ze starej szkoły i nowych twórców. Mając taki zespół zajmujący się „Doctor Who”, pasję i scenariusze, jestem całkowicie pewna, że będzie dobrze.
To czym zajmuje się kordynator efektów specjalnych?
Zasadniczo jest to normalna praca koordynacyjna, organizowanie spotkań. A jest ich dużo! Jeśli chodzi o efekty specjalne, to oczywiście kontynuujemy to także w postprodukcji. Gdy odcinek zostaje zatwierdzony, zostaje przesłany do dowolnego studia efektów, dowolnego ich dostawcy, z którego usług korzystamy. Wykorzystujemy różne studia do różnych odcinków. Robią swoją magię i wysyłają nam z powrotem nagranie do zaopiniowania i każdy przedstawia swoje kreatywne komentarze. Robię notatki z tego, co wszyscy mówią, co jest dość trudne, bo jest wiele mocnych i czasami sprzecznych opinii. Muszę śledzić to, co ludzie mówią i dać informację zwrotną do studia w zwięzłej i odpowiedniej formie. Czuję się tak szczęśliwa, że możemy zobaczyć inny aspekt tego, co się dzieje. Kiedy będziecie oglądali [odcinek] w domu, pomyślcie o tym, ile rozmów odbyliśmy na temat tego, jak często mruga Meep!

Co ekscytuje cię w przyszłości serialu pod kątem wizualnym?
Używamy najnowocześniejszej technologii, takiej jak w filmach Marvela, by tworzyć „Doctor Who” w Walii, co uważam za dość spektakularne. Oznacza to, że „Doctor Who” jest na czele przesuwania granic. A w odcinku świątecznym używaliśmy na planie dronów do kręcenia, czego wcześniej nikt nie robił. Ze względu na sposób, w jaki Doktor biega chaotycznie wokół TARDIS, to niesamowite mieć tego typu ujęcia.
Co ekscytuje cię w wizji Russella na serial?
On nie boi się niczego. Scenariusze są bardzo, bardzo ambitne. Nie ma kompromisów w jego twórczym sposobie myślenia. Nie ma czego ciąć, bo nie warto tego robić. Każdy kawałek sprawia, że odcinek jest tak fantastyczny.
Co twoim zdaniem Ncuti Gatwa wniesie do roli Doktora?
Myślę, że wniesie nową dynamikę. Jest młody i zabawny. Ekipa mówi, że jest gotów na wszystko i myślę, że naprawdę uczyni go własnym i nie będzie próbować kopiować manieryzmów po innych. Jest naprawdę indywidualny i tego właśnie chcemy – nowego nowego Doktora!
Doctor Who ma dla ciebie rodzinne znaczenie…
Poznałam mojego męża na planie pilotażowego odcinka „Przygód Sary Jane”. Był asystentem location managera[1]Location manager to członek ekipy filmowej odpowiedzialny za wybór i zabezpieczenie lokalizacji na potrzeby filmu/serialu. i jesteśmy razem od tamtego czasu. Kiedy zobaczyłam Russella ponownie na planie tegorocznych specjali, powiedziałam mu: „Mam sarojanowe dziecko! Ma ona na imię Ruby!”. A Russell na to: „O rany! Wiesz, jakie jest imię nowej towarzyszki?” Więc naprawdę wszystko zatoczyło koło!
źródło: Doctor Who Magazine #588
Przypisy
↑1 | Location manager to członek ekipy filmowej odpowiedzialny za wybór i zabezpieczenie lokalizacji na potrzeby filmu/serialu. |
---|