Doktor i stereotypy
Stereotypy… Pegaz walczy z tymi doktorowymi. Na chwałę przyszłości Whoniwersum!
Obecna sytuacja zmusza do refleksji. Peter Capaldi zrezygnował. Nowy Doktor poszukiwany! A może… poszukiwana? Pojawiają się wątpliwości i różnice zdań. Nim przekreślisz jakąś wizję, przeczytaj ten tekst.
Era Dziewiątego Doktora? Nuda!
No właśnie… to nie tak. Lubimy porównywać Dziewiątego z Dziesiątym. Dziesiąty jest (?) bardziej medialny. Efekt? Dziewiąty Doktor traci punkty. Jego era traci punkty. Może jest kiczowata, ale era Dziesiątego też bywa! Dziewiąty nie jest nudny. Jest może mniej medialny. Tyle. Możesz nie kochać Dziewiątego oraz jego serii, ale daj temu zestawowi szansę.
Odcinki przeciw stereotypowi (AKA „Era Dziewiątego ma momenty”): Rose („Rose”), Dalek („Dalek”), Dziecko bez wnętrza („The Empty Child”), Doktor tańczy („The Doctor Dances”).
Dziesiąty Doktor jest słodki
Inteligentny, uroczy, przystojny. Dziesiąty Doktor kradnie serca fanów. I dobrze. Gorzej, gdy przestajemy być krytyczni, dostrzegamy tylko urodę i czar. Zapominamy o rodowodzie Dziesiątego, ignorujemy wady tej postaci. A Dziesiąty bywa przecież okrutny. Zbyt dumny. Przekonany o własnej wyższości. Oj, tak… Nikt nie jest idealny. Szkoda. Chyba.
Odcinki przeciw stereotypowi (AKA „Dziesiąty Doktor ma wady”): Rodzina krwi („Family of Blood”), Wody Marsa („The Waters of Mars”), Koniec czasu („The End of Time”).
Jedenasty Doktor to duże dziecko
Jedenasty jest szybki. Jedenasty się emocjonuje. Jedenasty lubi dzieci. Jedenasty jest zabawny i trochę niezdarny. Jedenasty wygląda młodo. Wniosek? Jedenasty Doktor to „dziecko”. Błąd! To wcielenie bywa dziecinne, fakt, ma jednak mroczną stronę! Wychodzi z Jedenastego wiek, lata przeżyć, cierpienie. Brak zaufania. Żal. Jedenasty bywa wesoły. Bywa też bardzo dojrzały. Zupełnie jak nie „dzieciak”.
Odcinki przeciw stereotypowi (AKA „Jedenasty Doktor to głębia„): Niemożliwy astronauta („The Impossible Astronaut”), Anioły na Manhattanie („The Angels Take Manhattan”), Bałwany („Snowmen”), Imię Doktora („The Name of the Doctor”).
Doktor Wojny jest niepotrzebny
Z Dniem Doktora („The Day of the Doctor”) mamy problem. Twórcy chcieli Ecclestona (tj. Dziewiątego): nie udało się. Aktor odmówił i trzeba było znaleźć zastępstwo. Napisać nową postać. Doktor Wojny, zapomniane wcielenie, był dla niektórych szokiem. Chyba stąd krytyka. „To mógł być Dziewiąty! Skąd oni wzięli tę postać! Kto to?” i tak dalej. ALE! Doktor Wojny jest teraz potrzebny. Odgrywa jakąś rolę w uniwersum. Istotną rolę. I już.
Odcinki przeciw stereotypowi (AKA Doktor Wojny to część Whoniwersum): Imię Doktora („The Name of the Doctor”), Noc Doktora („The Night of the Doctor”), Dzień Doktora („The Day of the Doctor”).
Dwunasty Doktor jest „zły”
Szorstki Dwunasty? Trochę nieczuły Dwunasty? Rzeczywiście… Taką wizję miał m.in. pan Capaldi. Ale zły? Zimny? Nie. Dwunasty zawiera pozytywne emocje oraz uczucia. Dwunasty umie się bawić. Dwunasty rozumie miłosierdzie. Dwunasty bywa głupkowaty. Dwunasty nie lubi wojen.
Odcinki przeciw stereotypowi (AKA „Dwunasty nie jest złym lodowcem”): Linia życia („Flatline”), Uczeń magika („The Magician’s Apprentice”), Pupilek wiedźmy („The Witch’s Familiar”), Inwersja Zygonów („The Zygon Inversion”).
Pospieszne wyciąganie wniosków to błąd. Ocenianie książki po okładce: błąd. Stereotyp? Kłopoty. Wkrótce poznamy Trzynastego lub Trzynastą. Poczekajmy na jego lub jej odcinki, obejrzyjmy je. Wtedy przyjdzie czas na krytykę. Tymczasem wznieśmy toast. Zieloną herbatą albo sokiem. Za piękną przyszłość Whoniwersum! Za popularność Doktora Who! Kto jest ze mną?https://gallifrey.pl/wp-admin/post.php?post=31305&action=edit
Fajnie by było przeczytać coś takiego o Classic Who, jakby ktoś się podjął.
okej, jak tylko będę miała chwilę, KONIECZNIE muszę napisać coś takiego o klasycznych Doktorach, w sumie pomysł już mi siedział w głowie od jakiegoś czasu, bo ho-ho, o nich to dopiero krążą odległe od rzeczywistości stereotypy… Chyba że Pegaz chce to zrobić sama, to się nie będę wtrącać (;
To będę czekać z niecierpliwością. Od nie dawna zaczęłam oglądać CW i pomimo duży różnic (zwłaszcza w początkach serialu) jest wspaniały i nie rozumiem dlaczego Newhovianie nie chcą go oglądać. Przecież samo nazewnictwo Classic, mówi, że to klasyka. Ba, to podstawa by znać choć pierwsze historie Doctora, które naprawdę są ważne. Ale cóż… ludzie wolą myśleć że 9 to 1. XDD
O tak, pisz szybko bo o Klasykach również chętnie przeczytam. Zwłaszcza o Szóstym, którego nadal nie uważam go za okrutnika (kiepsko napisanego i wyreżyserowanego, ale nie bezdusznego). I o Czwartym którego tak wielu ubóstwia, a sam nie cierpię. I wiem że Ty również XD.
Zastanawiam się, jaki był cel tego tekstu, bo nie zawiera żadnych argumentów, a tylko wskazuje parę odcinków. Wypisanie wszystkich odcinków z Doktorem Wojny nie sprawi, że przestanę sądzić, że jest niepotrzebny ;) Popieram walkę ze wszelkimi stereotypami, ale myślę, że żeby kogokolwiek przekonać do czegokolwiek czy choćby zacząć dyskusję, trzeba się jednak na początku trochę rozpisać.
„Odcinki przeciw stereotypowi (AKA „Era Dziewiątego ma momenty”): Rose („Rose”)” nie powiedział bym. Rose to według mnie to jeden z najgorszych odcinków DW.
„Rose” może wydawać się głupie dla doświadczonych whovian, ale spójrz na niego z perspektywy kogoś, kto zaczyna przygodę z Doctor Who od tego odcinka. Dla niego nawet te żałosne chodzące manekiny to coś niezwykłego, tajemniczego. Potem widzi gościa w czarnej kurtce ratującego dziewczynę przed manekinami. Jakimś dziwnym niebiesko świecącym narzędziem blokuje windę. Każe Rose uciekać, po czym wysadza sklep. To wszystko wprawia widza w lekką dezorientację, chce odkrywać dalej, chce wiedzieć kim jest ten Doktor. Emocje buduje jeszcze później rozmowa Doktora z Rose, gdy wychodzą z jej domu, znikająca budka policyjna, „wariat spiskowy” mówiący Rose, że Doktor jest kosmitą, pokazuje jego zdjęcia z czasów Titanica i Kennedy’ego, że zawsze pojawia się w towarzystwie śmierci. No i budka większa w środku niż na zewnątrz… Co jak co, ale „Rose” jest świetny na wprowadzanie nowego widza w Whoniversum ;)
Zgadzam się. To był mój pierwszy odcinek DW, i wcale mnie nie zniechęcił. Jasne, po obejrzeniu całego serialu nie umieściłabym go wśród najlepszych, ale też nie wśród najgorszych. Miał niezłe dialogi (rany, a ten mały monolog Dziewiątego „It’s like the first time they tell you that the Earth is moving…”, z tą genialną muzyką w tle, taki nagły fascynująco-tajemniczy moment pośród tego całego kiczu, to było tak bardzo… Doktorowe), wprowadził postaci, nawiązał do klasyków, a jednocześnie był czymś nowym, był taki lekki, śmieszny, może nawet głupawy i tandetny, ale jednocześnie było widać – szczególnie, jak się patrzyło na samego Doktora – że to ma potencjał i jeszcze dostaniemy coś większego i lepszego. Co było dość dobrą próbką tego serialu.
Moja reakcja po obejrzeniu Rose (pierwszego odcinka, jaki obejrzałem, nie wiedząc kompletnie nic o serialu): „Okej, to jest przejmujące arcydzieło udające kiczowaty serial science fiction klasy B. CO ZA CUDOWNE POŁĄCZENIE!”