„Chichot” – wrażenia redakcyjne

Od premiery Kościoła na Ruby Road minęło już nieco czasu, zapraszamy tymczasem Was do zapoznania się z naszymi wrażeniami z Chichotu – trzeciego (i ostatniego) odcinka rocznicowego. Serdecznie witamy też gości, w szczególności Felicję z Felicjady! Jeśli jeszcze nie oglądaliście odcinka, nadróbcie go szybko – tekst zawiera spoilery!

Krzysztof Danielak: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. I tak oto nieco ponad rok po odcinku regeneracyjnym Trzynastej przyszło nam pożegnać kolejnego Doktora. Odcinek ten zdecydowanie można określić jako pojedynek nie tylko Doktora i Zabawkarza, ale też Neila Patricka Harrisa i Davida Tennanta. Cudownie było oglądać ich obu razem na ekranie i to w Doktorze Who. Mimika Tennanta w scenie z „cioteczką Mel” bardzo dobrze świadczy o jego aktorstwie (swoją drogą ciekawe, czy nie było to jakieś nawiązanie do brwi Dwunastego), widać też było w potrzebnych chwilach, że jego Doktor jest już zmęczony. Harris jako Zabawkarz jest świetny. To żonglowanie akcentami (nieprzypadkowymi zapewne). Taniec niestety nie wypadł w moim odczuciu tak dobrze jak u Dhawana i jeśli któraś z tych dwóch scen będzie dla mnie kultowa, to zdecydowanie ta z Mistrzem. Scena z teatrzykiem kukiełkowym – mistrzostwo świata. Davies dobitnie nią pokazał, że nie ma zamiaru odcinać się od poprzednich er, będzie za to z nich czerpał, by kreatywnie pogłębiać uniwersum. Jak ktoś dobrze podsumował: i jak teraz przyznać się, że jedna z najbardziej lubianych postaci w uniwersum stała się złotym zębem? Śmiech czworga Mistrzów i tajemnicza dłoń, która go zabrała. Oby to był znak, że Piętnasty swojego Mistrza w którymś momencie spotka. RTD zostawia nam dużo okruszków do snucia teorii na przyszłość i to mi się podoba!

Nie mogę nie wspomnieć o bigeneracji. Potężne wycieki zdążyły mnie przygotować na sam fakt jej zaistnienia i uważam ją za potencjalnie ryzykowne zagranie, bo nie każdy może uznać Gatwę za ważnego Doktora. Nawet, jeśli w przyszłości coś się będzie z tym wątkiem działo. Byłoby szkoda. Gesty, mimika – wszystko było bardzo doktorowe. Jeszcze dodać do tego strój, który Gatwa będzie mieć w następnym odcinku i mamy przepis na świetnego Doktora! Może Doktor mógł nie paradować tyle czasu w gaciach, ale to plus potraktowanie młotem TARDIS (znowu!) ewidentnie wskazuje, że ta inkarnacja nie będzie się traktować poważnie i otoczka wokół Doktora będzie lżejsza niczym za Jedenastego – co nie wyklucza poważniejszych scen. Dobrze też, że Piętnasty dostanie własny śrubokręt.

Odcinek ten był też wreszcie bardziej rocznicowy niż wcześniejsze, choć niewątpliwie czuć po tym „minisezonie” Tennanta niedosyt rocznicowy, ale o powroty innych Doktorów w sumie było ciężko po ostatnim odcinku Chibnalla. Miło było usłyszeć brzmienia znanych utworów w oprawie muzycznej. Super też, że znowu było widać większy budżet – kupiono nawet wieżę od Tony’ego Starka! Porządny odcinek. Komentarz społeczny bardzo potrzebny. Nie tylko w kontekście zwolenników teorii spiskowych, ale i dyskusji (zwłaszcza w internecie), co niestety jakiś czas temu było widać bardzo dobrze w komentarzach. Za dobrą decyzję uważam też, że Wilfa nie uśmiercono ze względu na aktora. Żyje i patrzy w gwiazdy. A człowiek naprawdę nie umarł, dopóki jest powtarzane jego imię.

Nie pozostaje teraz nic innego, jak odpalić TARDIS! Cel: Święta!

Neil Patrick Harris jako tańczący Zabawkarz

Łukasz Skórko: Moja przygoda z Chichotem rozpoczęła się od pewnego interesującego incydentu – tak jak poprzednio, podekscytowany włączyłem odcinek na Disney+. I dobrą chwilę zajęło mi zrozumienie, że oglądam go z polskim dubbingiem, a nie, jak mi się wydawało, z oryginalną ścieżką dźwiękową. Otwierające kwestie Zabawkarza w wykonaniu Cezarego Pazury brzmiały aż tak dobrze!

Trudno mi ocenić ten odcinek w pełni obiektywnie, bo fanowska ekscytacja, która w mniejszym lub większym stopniu towarzyszy mi zwykle podczas oglądania, tym razem wystrzeliła ponad skalę. Nie był to odcinek idealny, a największe zarzuty mam do trzeciego aktu. Rozwiązanie akcji z Zabawkarzem było zbyt szybkie, łatwe i naiwne, szczególnie, kiedy weźmie się pod uwagę wcześniejsze podbudowanie postaci. Mieszane odczucia może budzić też bigeneracja, choć tutaj jestem pozytywnie zaskoczony (informacje o tym zwrocie akcji krążyły już w internecie od jakiegoś czasu, więc spodziewałem się najgorszego). Liczę tylko na to, że Piętnasty Doktor został wciągnięty w akcję z bardziej zaawansowanego etapu swojego życia, a Czternasty na końcu swojego żywota pełnoprawnie zregeneruje się w Piętnastego.

Chichot był dla mnie przede wszystkim źródłem ogromnej frajdy. Neil Patrick Harris był wyśmienity, a Ncuti Gatwa kupił mnie już od pierwszej sekundy. To chyba pierwszy raz, kiedy nie będę się musiał w ogóle przyzwyczajać do odtwórcy/odtwórczyni roli Doktora, co mnie niezwykle cieszy! Podobała mi się także skala odcinka i świetna reżyseria (to ujęcie otwierające!). Sekwencja muzyczna w siedzibie UNIT-u była absolutnie przecudowna. Brakowało mi muzyki w Whoniwersum – szczególnie wykorzystywanej w ciekawy sposób. A coś mi mówi, że w przyszłości będę miał jeszcze więcej okazji do zachwytu.

Kacper Olszewski: Mam teorię, że Russell T Davies odbył terapię, nabrał dystansu do swojej pracy, spojrzał na swój dotychczasowy doktorowy dorobek i uznał „Muszę to wszystko odkręcić! Nie może tak być, że moja twórczość łamie ludziom serca. Od teraz będzie tylko i wyłącznie – ku pokrzepieniu serc!”. Tak więc Donna odzyskuje wspomnienia bez jakichkolwiek efektów ubocznych. Czternasty Doktor doświadcza bigeneracji, więc wcielenie Davida Tennanta pozostaje żywe i nawet nie musi rozstawać się z TARDIS, bo statek też się magicznie rozdwoił. Tak wygodne, że aż niewiarygodne.

Russell w Doctor Who: Unleashed powiedział, że przede wszystkim nie mógł przepuścić okazji do przedstawienia interakcji pomiędzy dwoma Doktorami, skoro i tak mieli się spotkać na planie – stąd pomysł na bigenerację. Tylko jak to wpływa na tożsamość Doktora? To zawsze było skomplikowane, bo jako podróżnik w czasie, sam jeden jest w wielu miejscach jednocześnie i wielokrotnie już spotykał samego siebie. Nie podróżowałem nigdy w czasie wstecz, ale wydaje mi się, że w takim razie Czternasty Doktor odbędzie swego rodzaju terapię z rodziną Donny, żeby w końcu zregenerować się, cofając się w czasie do wydarzeń z Chichotu. Być może jest to sprytny sposób na świeży start dla serialu – Doktor bez skrupułów może zostawić Donnę i poukładać sobie w głowie bałagan, o który przyprawiły go rewelacje z ostatnich serii. Mam nadzieję, że tak to działa, bo inaczej trudno będzie mi przyswoić to specyficzne rozdwojenie jaźni. Skoro regeneracja nie jest śmiercią postaci, nie rozumiem czemu pozostawiony przy życiu Czternasty Doktor miałby być czymś dobrym – przecież Piętnasty to dalej on, tylko odrodzony! Naprawdę trudno nie patrzeć na to przez pryzmat przywiązania do roli Davida Tennanta. A skoro nawiązuje do Dziesiątego, to nie piękniej byłoby, gdyby tym razem przeszedł regenerację będąc w pełni z nią pogodzonym?

Moim zdaniem plusem bigeneracji mogłoby być to, że przysłużyłaby się pokonaniu Zabawkarza – w końcu to bardzo trudny przeciwnik, który ma pełnię kontroli nad sytuacją, więc niełatwo go zaskoczyć. Jednak kiedy przegrywa poprzez niezłapanie piłki, trudno nie poczuć rozczarowania. Naprawdę potrzeba było do tego dwóch Doktorów? Nie twierdzę, że Doktor musiał ograć przeciwnika intelektualnie, ale zawsze fajniej, jak wykazuje się nieszablonowym myśleniem – na co potencjał znajdował się w samym wyborze gry. Tymczasem Doktor wybrał coś, co podrzucił mu sam Zabawkarz. Być może to część jakiegoś fortelu? Narzekam, ponieważ odcinek był naprawdę świetnie prowadzony, aż nagle przyszedł czas na jego zakończenie i całe napięcie rozeszło się po kościach. Widziałem już tendencję pisania odcinków w ten sposób u innego showrunnera i nie chciałbym, żeby to się powtórzyło.

Dominik Śnioch: It’s time to d-d-d-d-d-d-d-duel! To nie był dobry odcinek, miał masę dziur fabularnych, niedopowiedzeń i uproszczeń. Ale go zwyczajnie bardzo lubię. Może te wady na początek: wszystko było pretekstowe do cna. Pranie mózgu, które zrobił ludziom Zabawkarz, jego tańce, śpiewy i hulanki. Obecność Mel. Może też ktoś mądry mi wyjaśnić, czemu Doktor Tennanta musi odpocząć od ciemnych stron bycia Doktorem, a wcielenie Gatwy już sekundę po „narodzinach” jest od tych niszczących psychikę obciążeń wszystkich poprzednich inkarnacji wolne? Sam powód powrotu do dawnej twarzy też nie powala, a bigeneracja wzięta została totalnie z powietrza.

Na szczęście są też dobre strony. Neil Patrick Harris jako Zabawkarz jest bardzo spoko, bawi się rolą i w ogóle, Kate Stewart jak raz nie była nieznośna, a nowy Doktor kupił mnie w zasadzie od samego początku tonami pozytywności i szerokim uśmiechem. Dużo też mogę zarzucić Russellowi T Daviesowi, ale satyrę to on pisać umie: te opaski blokujące sygnał Zabawkarza i ruch przeciwko nim, „każdy ma rację”, a nawet doktorowa wersja Borisa Johnsona się tam gdzieś pojawiła!

Tomasz I3altazarTarnawski: 57 lat minęło, a Władca Czasu i Zabawkarz stanęli w szranki ponownie. Dwie wiekowe istoty: kosmiczny bóg boskiej mocy niegodny i zwyczajny podróżnik, który mimowolnie boską aurą jest otaczany. Delektowałem się każdą ich wspólną sceną, śledziłem każde drgnięcie brwi Czternastego i każdy krzywy uśmieszek Zabawkarza. Doskonałość aktorska i scenariuszowa. Scenę z kukiełkami cenię nie tylko za samo jej odegranie, ale też za potencjał memogenny, którego owoce już zaczęły się pojawiać w sieci. Podoba mi się też, że wraz z Daviesem wróciła jego satyra – przez ostatnie lata brakowało kompetentnego komentarza społecznego w Doktorze Who. Jestem też bardzo zadowolony z tego odcinka jako odcinka rocznicowego. Może i nie mieliśmy występu poprzednich Doktorów, ale za to dostaliśmy powrót bardzo starego antagonisty, garść emocjonujących nawiązań, powrót towarzyszki z klasyków i wreszcie studium samej postaci Doktora. Śmiem twierdzić nawet, że jest to lepsza celebracja całego serialu, niż Dzień Doktora, który jest odcinkiem zachwycającym, ale jego fabuła ma więcej odniesień do New Who niż klasyków. 

Z bigeneracji jestem najbardziej niezadowolony. Po pierwsze z powodu kalki z Końca podróży. Wtedy było to szalone i odważne, ale zrobienie tego znowu, 15 lat później, w dodatku z gorszym uzasadnieniem fabularnym, wyszło słabo. Wprawdzie możemy liczyć, że uzasadnienie fabularne bigeneracji pojawi się z czasem, ale to samo mówiłem innym nieufnym fanom o zmianie kostiumu Doktora w wyniku regeneracji i się pomyliłem. Więc ciężko mi jest dać znów wiarę, że bigeneracja zostanie wyjaśniona. Na tym etapie mogę mieć już tylko nadzieję, że kryje się za tym jakiś długofalowy (i jakościowy) story arc. Póki co, ta cała bigeneracja pomaga rozwiązać kwestię Kustosza. Może Kustosz wcale nie jest przyszłym Doktorem, tylko zbigenerowanym Czwartym. To by też wyjaśniało czemu w słuchowiskach pojawia się Kustosz w postaci Szóstego – również bigeneracja. Właściwie to wszystkie przygody Doktorów ze wszystkich mediów, które nie dają się wpasować w jakiś logiczny ciąg, można brzytwą Okhama odciąć i wrzucić do pudła z podpisem „Bigenerowani”.

Jeszcze kwestia ostatniej bitwy z Zabawkarzem. Może i przekładanie kart i rzucanie piłką wypada słabo jak na ostateczne starcie z nieśmiertelnym bytem, ale z drugiej strony – Pierwszy Doktor wykiwał Zabawkarza tym, że kuglarsko podrobił jego głos. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie było w tym wcale więcej finezji niż w tegorocznym starciu. Taki jest Zabawkarz i takie są reguły jego gry.

Doktor gra w karty z Zabawkarzem - „Chichot”

Jakub Pras: Po 40 minutach odcinka byłem już przekonany, że to się nie zdarzy, a jednak – dostaliśmy historię multidoktorową na rocznicę! Tylko nie w takim znaczeniu, jak się spodziewaliśmy (a na pewno nie ja)… Także przez ostatnie 20 minut odcinka byłem trochę jak Czternasty tuż po regeneracji z Trzynastej, coraz głośniej i z coraz większym zdziwieniem powtarzałem „CO?!”. Odcinek ten zdecydowanie rozwalił mi mózg, ale nadal nie wiem, czy w pozytywnym, czy negatywnym znaczeniu. No dobra, ale zacznijmy od początku.

Początek jest genialny. Całkowity chaos, nie wiadomo co się dzieje, a na środku tego tańczy, pławiąc się w tym wszystkim, główny antagonista – Zabawkarz. Potem też jest mega ciekawie, bo okazuje się, że ludzkość jest po prostu sobą, ale pewne niewłaściwe cechy zostały porządnie wzmocnione. Ta krótka acz treściwa przemowa Doktora o ludzkiej pysze, nienawiści i przekonaniu o posiadaniu racji jest przewspaniała! I spotykamy Mel, która wróciła jednak na Ziemię po latach. Te sceny w przeszłości z genezą problemu indoktrynacji telewizyjnej (nie mogłem się powstrzymać), spotkanie z Zabawkarzem i rozpoznanie go przez Doktora, a potem bieg przez korytarze w jego wymiarze – cuda. Ale podobały mi się też smutniejsze części, gdy Doktor wspomina ile razy przegrał, lub jakim kosztem wygrał, ile osób stracił. I to jeszcze tak cudownie pasuje do twarzy Tennanta! Wszystko to składało mi się we wciągającą historię zmierzającą dokądś. A potem Doktor przegrał grę, choć tak naprawdę to był remis. I zaczęła mi się wizja sypać. Nie trafiła do mnie scena z tańcem Zabawkarza. Nie do końca rozumiem, czemu od razu nie wrócili do gry i czemu Doktor czekał z ponownym wyzwaniem aż tak długo, że zdążyło tyle ludzi znowu zginąć, w tym on sam (wiadomo, że w sumie to nie do końca, ale rozumiecie, o co chodzi). Ze zdziwieniem spojrzałem na czas i patrzę, że jeszcze przecież 20 minut odcinka, więc co tu się jeszcze wydarzy, skoro regeneracja jest już teraz?

A potem wydarzyła się rzecz kuriozalna – Czternasty zaczął się regenerować, ale jednak nie. I nawet jeśli sama scena z pożegnaniem wydała mi się faktycznie ładna i wzruszająca (tak mógłby odejść Dziesiąty!), a kolejna z „Czy mogłabyś pociągnąć?” całkiem zabawna, to jakoś nie kupuję tej bigeneracji. Może to dla mnie zbyt duża zmiana względem tradycji, może za bardzo lubię te smutne pożegnania i odejścia, a może po prostu nie rozumiem wizji scenarzysty. Tworzy mi to więcej pytań niż odpowiedzi. Powoduje mętlik w głowie i to nie taki pozytywny, jak to często w Doktorze Who bywało. Czy obaj teraz mogą dalej regenerować? Czy mają te same wspomnienia? Czy to jakiś klon, czy może potomek? I do tego jeszcze Doktor, który rezygnuje z podróży, żeby żyć jak normalny człowiek? Przecież sam mówił, że by go to znudziło. I tak nagle zmienia zdanie? Dziwnie. Gdyby jeszcze to był pomysł na ostateczny koniec serialu, albo na długą przerwę, swego rodzaju urlop, no to okej. Podoba mi się nawet taka rodzinna atmosfera i to, że potrzeba tej postaci odpoczynku po ciągłym bieganiu i ratowaniu świata, zdecydowanie! Po prostu w tej formie mnie to nie przekonuje. Ten drugi, Piętnasty, przecież dalej biega w tym samym celu i z takim samym bagażem emocji, czyż nie? Chyba, że właśnie o to chodzi, że te wszystkie negatywne emocje i smutki zostały w Czternastym i poszedł na terapię, a Piętnasty biega „zdrowy”? No przecież smucenie się jest złe, a radość jest super! Zresztą, to przez cały ten wątek pokonanie Zabawkarza zostaje uproszczone i skrócone do minimum. Pstryknięcie palcem, machnięcie różdżką (no prawie). Odnoszę przez to wrażenie, że struktura logiczna odcinka została odrzucona po to, by Piętnasty zrobił show, a Czternasty został „wujaszkiem”. O samym nowym Doktorze nie wiem na razie, co myśleć. Przypomina mi mocno Jedenastego (za którym przepadam nieco mniej) – zwariowanego, szalonego i głośnego. Dobrze, że chociaż koordynację ma lepszą, bo gra w piłkę by się źle skończyła… Za to wątek Mistrza został ciekawie ugryziony (pun intended). Intrygujące, że to znów będzie najprawdopodobniej kobieta. Podsumowując: dużo fajnych momentów i emocji, ale końcówka tak mi zamieszała w głowie, że nie wiem, co myśleć.

Felicja Jarnicka (Felicjada): Na samym wstępie mogę powiedzieć, że choć odcinek nie jest idealny, to KOCHAM go pod każdym względem. Rozumiem i widzę, co może u odbiorców wywoływać negatywny efekt, co może oburzać, bądź się po prostu nie podobać. Postanowiłam, że wszystkie te średnie czy negatywne elementy odkładam w kąt i skupiam się wyłącznie na własnym odbiorze odcinka. 

Dla mnie Chichot to istny majstersztyk. Chociaż miałam wrażenie, że Tennant nie pokazał jeszcze wszystkiego. Tu znowu dużo się działo. Toymaker (Zabawkarz) w wykonaniu Neila Patricka Harrisa był przegenialny. Jak zmieniał akcenty, jak się bawił, jego szaleństwo mamiło, oglądałam to wszystko z wielką przyjemnością. W tym odcinku także jest ten dreszczyk, lekkie poczucie zagrożenia, niepewności. Potem akcji jest więcej i robi się ciekawiej, nadchodzi istne szaleństwo.

Pierwszy raz mamy bigenerację. Okej, nie przypuszczałam, że coś takiego może mieć miejsce, ale przyjmuję. Ucieszyłam się też, że mamy takie dobre, pozytywne zakończenie dla Czternastego Doktora. Że może on odpocząć. Za to moment, gdy widzimy dwóch Doktorów po prostu mnie rozczulił. Ncuti Gatwa kupił mnie całkowicie. Pokochałam jego błysk w oku, uśmiech i tę niesamowitą radość. Przyznam, że nawet się troszkę popłakałam i wzruszyłam, gdy widziałam przytulających się Doktorów. To było jak oczyszczenie. 

Podsumowując: Chichot to wspaniały odcinek (dla mnie) i idealne zakończenie tej mini serii. Z drugiej strony czuję wielki niedosyt, więc znowu oglądam Doktora od początku, od 9 serii 🤩

Biregeneracja

Łukasz Grzesik: Problem dotyczący kwestii bigeneracji, jak tak o tym myślę, prawdopodobnie wynika stąd, że twórcy chcieli mieć przysłowiowe ciastko i zjeść ciastko. Nie była ona tak koszmarnie zła jak to sobie wyobrażałem, lecz wyszło to tak w lekko niesatysfakcjonujący sposób. Niby serial twierdzi, że Dziesiąty/Czternasty będzie się cieszyć wakacjami z państwem Noble, popijając herbatkę z kropelką mleka o godzinie 17:00, lecz osobiście sądzę, że nagłe przejście na emeryturę w przypadku postaci takiej jak Doktor jest zwyczajnie niemożliwe. Można cynicznie podejrzewać, że taka nieobecna obecność Czternastego Doktora ma podłoże czysto pozaserialowe, czyli mamy pod ręką innego Doktora, jakby tak Piętnasty grany przez Ncutiego Gatwę miał jakieś problemy. Dziwny brak wiary w tego aktora. Podejrzewam trochę swoją nadinterpretację w tej chwili, doszukując się jakichś nieistniejących motywów działania RTD i producentów, lecz nie mogę się pozbyć myśli o tym dziwnym braku wiary w umiejętności i charyzmę Ncutiego Gatwy.

Co do samego nowego odtwórcy roli Doktora – wypadł w mojej opinii bardzo dobrze, będąc przysłowiowym wulkanem entuzjazmu i radości. Liczę na to, że wypadnie dobrze w swoim nadchodzącym sezonie. Tutaj na razie mam dobre wrażenie. David Tennant wypadł tak, jak można się było po nim spodziewać. Neil Patrick Harris jest Toymakerem, widać miał bardzo dużo ubawu z grania tej roli. Naturalnie wszedł w rolę i zagrał swoją interpretację w charyzmatyczny sposób. Ponadto niby zachowuje się jak klaun, lecz każde słowo i każdy gest podszyte są czymś groźnym, czymś nieludzkim. Może to stąd, że Toymaker to istota z innego wymiaru. Szkoda wręcz, że pojawił się na tak krótko, zaledwie jeden odcinek. Właśnie, nie podoba mi się to, jak łatwo go pokonano. Niby uczciwie, bo w końcu w grze w „rzucanie piłką”, gdzie były jasne zasady i Zabawkarz nie złapał piłki, lecz było to wszystko takie niesatysfakcjonujące.

Gwoli podsumowania, czekam cierpliwie na dalsze losy Piętnastego, liczę, że wypadnie w swoim odcinku świątecznym dobrze (pisane już po odcinku świątecznym, ćśśś) i że Czternasty Doktor pozostanie na swojej emeryturze. Trylogia odcinków specjalnych mogłaby być lepsza, na szczęście Russell T Davies udowodnił, że dalej potrafi pisać Doktora Who. Oby tak pozostało.


A wy co sądzicie? Może macie w jakimś aspekcie inne zdanie? Zapraszamy do dyskusji o rocznicowych odcinkach na naszym serwerze Discorda oraz na grupie na Facebooku – TARDISawce, gdzie powstają spoilerowe wątki dyskusyjne. Nie może Was zabraknąć w ożywionych rozmowach, które mają tam miejsce cały czas!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *