Chibnall w ostatecznym wywiadzie

Chris Chibnall nie udzielił dla DWM wywiadu w cztery oczy od 2019 roku ze względu na wybuch epidemii – w marcu się to zmieniło i w najnowszym numerze możemy zapoznać się ze sporym wywiadem na temat jego pracy „Doctor Who” i nie tylko. W momencie, gdy Doctor Who Magazine kontaktuje się z showrunnerem postprodukcja „Legendy Morskich Diabłów” (Legend of the Sea Devils) jest już zakończona, a jego myśli skierowały się ku ostatniemu odcinkowi. Latem zatwierdzi zaś ostateczną wersję odcinka na stulecie i tym samym jego ostatni wkład w „Doctor Who” zostanie ukończony. Pytanie brzmiało więc, czy showrunner jest gotowy na udzielenie ostatecznego wywiadu? Głos po drugiej stronie telefonu wydawał się rozbawiony tą perspektywą:

Czas jest właściwy.

Dziennikarze DWM, Emily Cook i Marcus Hearn, udali się więc do Dorset na spotkanie z Chibnallem. Ostatnie pięć lat przyniosło mu reputację nieustraszonego obrazoburcy, chwalonego przez jednych za przecieranie szlaku i otwieranie nowych możliwości, a krytykowanego przez innych za złamanie niepisanych zasad „Doctor Who” i poważne zmiany w kanonie. Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób Trzynasta umrze, ale co Chris będzie miał do powiedzenia na temat podróży, w którą odbyli on i jego Doktor? Jak ona w ogóle się rozpoczęła?

Pierwsza historia, którą obejrzałem, to The Time Warrior[1]Historia z Trzecim Doktorem z przełomu 1973 i 1974 roku.. Bardzo wyraźnie pamiętam cliffhanger, w którym po raz pierwszy dobrze zobaczyliśmy Sontaranina. Pamiętam dyskusję o tym z moją praciotką kolejnego dnia, ponieważ również widziała odcinek. Te dwie rzeczy bardzo się ze sobą łączą w moich wspomnieniach. Pamiętam także The Sea Devils [1972 rok] i The Green Death [1973 rok], ale chyba muszę pamiętać powtórki, które nadawano, zanim zaczęła się era Toma Bakera, bo byłbym zbyt młody, by pamiętać oglądanie ich w dniu premiery [Chibnall urodził się w 1970 roku – przyp. red].

Twarz komandora Lynxa (tego samego, który został wspomniany w drugim odcinku 13 serii), granego przez Kevina Lindsaya, ujawniona na koniec pierwszej części odcinka.

Co „Doctor Who” znaczył dla małego Chrisa?

W zasadzie wszystko, serio. Żyłem sobotnimi popołudniami. To była najważniejsza chwila tygodnia, kiedy byłem dzieckiem i miałem między 4 a 5 lat; między 8 a 9 lat. To była naprawdę kształtująca część mojego dzieciństwa.

Głośny występ Chrisa w programie Open Air, w którym przedstawiano wrażenia widzów, gdy skrytykował scenarzystów Pipa i Jane za ich pierwsze cztery odcinki The Trial of a Time Lord (wypowiedź możecie zobaczyć wyżej) mogłaby sugerować, że był moment, w którym się odkochał w „Doctor Who”.

Och, nie. Przestałem oglądać serial jedynie, gdy się skończył. Jest taki filmik ze mną na YouTubie, który wszyscy oglądają i może on sugerować, że byłem poirytowany wszystkim w „Doctor Who”. Ale nie, to była tylko ta konkretna historia. też zrzędliwym, pyskatym, upartym 16-latkiem, do którego zadzwonili w niedzielę z pytaniem: „Czy chcesz iść jutro do telewizji?”. I nic nie przygotowałem. To było zabawne. I pomyśleć, że znalazłem się potem w tej pracy…

Pierwsza jednoaktówka Chrisa została wyprodukowana dwa lata później a później był już uznanym twórcą sztuk teatralnych, gdy w 2001 roku stworzył swój pierwszy serial w telewizji, nostalgiczny dramat rozgrywający się w wiejskiej izbie chorych, zatytułowany „Z krwi i kości” (Born and Bred).

Nie można kontrolować kariery, można jedynie reagować na to, co się pojawia. Chciałem być przede wszystkim scenarzystą. Myślałem o autorskich programach, które chciałem zrobić, ale byłem zachwycony, gdy Russel [T. Davies] zaoferował mi szansę pisania dla „Doctor Who”.

Chibnall napisał osiem odcinków do pierwszych dwóch serii doktorowego spin-offa, Torchwood (2006-2008), pełniąc także funkcję głównego scenarzysty i współproducenta. W 2007 roku napisał „42”, odcinek dla Dziesiątego Doktora. Nigdy nie przyszło Chrisowi do głowy, że jego zawodowe powiązanie z serialem będzie się jeszcze dalej rozwijało.

Pisanie dla „Doctor Who” to więcej, niż kiedykolwiek się spodziewałem. Dotyczy to także Torchwood. Także zrobiłem wiele. Chętnie bym na tym zakończył, ale kiedy Steven [Moffat] przejął rolę showrunnera poprosił mnie o napisanie kilku kolejnych odcinków.

Dla Jedenastego, Chibnall napisał w 2010 roku „Głodną ziemię”/”Zimną krew” (The Hungry Earth/Cold Blood), a w 2012 roku – „Dinozaury na statku kosmicznym” (Dinosaurs on a Spaceship) i „Potęgę Trójki” (The Power of Three).

Miałem napisać także scenariusz odcinka do drugiego sezonu z Mattem Smithem, a także do pierwszego sezonu z [Peterem] Capaldim. Po prostu nie udało się zgrać terminów. Czasami trzeba dokonywać wyborów – będziesz robić odcinki cudzego widowiska, czy będziesz robić coś własnego? Jednak Steven był super, był bardzo wspierający. Naprawdę cudownie się współpracowało z nim jako showrunnerem.

Główne postaci pierwszego sezonu Broadchurch - wśród nich także Jodie Whittaker jako Beth Latimer oraz David Tennant w roli detektywa Aleka Hardy'ego

Od 2013 roku Chris Chibnall zajmował się swoją ostatnią przed „Doctor Who” produkcją. Wstrząsający kryminał Broadchurch był kolosem oglądalności, który miał trzy sezony i 24 odcinki. Wyniósł Chrisa do czołówki twórców seriali. Z perspektywy czasu musiał wydawać się oczywistym pretendentem do zastąpienia Stevena Moffata w „Doctor Who”, ale Chibnall mówi, że oferta była dla niego kompletną niespodzianką.

Prawda jest taka, że nie wiedziałem, co powiedzieć. Prawdopodobnie wyobrażacie sobie, że myślałem: „cóż, można zrobić Daleków, Cybermenów, albo Mistrza…”. To, nad czym tak naprawdę się zastanawiasz to: „Gdzie będę mieszkał? Jak to wpłynie na moją rodzinę? Co powie na to moja żona?

I co powiedziała na to Madeleine Chibnall?

„O, Boże!”. Zmartwiła się presją, pod którą mogę się znaleźć. Ale także rozumiała, co to znaczy. Była jedną z pierwszych osób, którym powiedziałem o tym, że jest szansa, że mógłbym obsadzić pierwszą kobietę do roli Doktora. Wiedziała, że to istotne. W pewnym sensie to właśnie to przesądziło.

Uczynienie Trzynastego wcielenia Doktora kobietą, było tym, o czym przede wszystkim myślał Chibnall.

Kiedy Peter [Capaldi] zdecydował, że oddaje rolę – tak, wtedy zaczęliśmy rozmawiać o żeńskim wcieleniu. I jestem zadowolony, że to zrobiliśmy.

Kiedy Chibnall rozważał ofertę BBC, sporządził listę zalet i wad („Były dwa plusy i około 25 minusów”), zanim zdecydował się podjąć decyzję. Następnie przystąpił do dogłębnej analizy.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiło, było przejrzenie dokumentów, które zostały sporządzone w 1963 roku, kiedy po raz pierwszy powstawał „Doctor Who”.

Dokument z 29 marca 1963 roku opisujący to, co w przyszłości miało zostać „Doctor Who”.

Ze względu na to, że każdy serial ma swoje DNA i nie można tego DNA naruszyć, nieważne jak bardzo by się chciało. Nieodłącznym DNA tego serialu jest [debiutancki odcinek z 1963 roku] „An Unearthtly Child” i ta pierwsza historia z Dalekami [druga wieloodcinkowa historia w serialu]. Nie powinno się zbyt mocno od tego odchodzi, ponieważ to jet to, co każdy uwielbia w „Doctor Who”. W 2017 roku uznałem to za zabawne, że ludzie pytali „A czemu teraz jest trzech towarzyszy?”. Myślałem sobie, że przecież taki był oryginalny format serialu. Wszystko, co w tym momencie próbuje się robić, to sprawić, by widzowie czuli, że jest nowoczesny i kinowy.

Czyżby Chibnall – człowiek, który jak się wydaje wywrócił „Doctor Who” do góry nogami, był tak naprawdę kimś w rodzaju tradycjonalisty?

(Uśmiech) Tak, zdecydowanie. Jestem bez dwóch zdań tradycjonalistą, bo wróciłem do oryginału. Mam nadzieję, że rozwinąłem mitologię serialu, bez niszczenia jej.

Ile z historii Trzynastej, od początku do końca jej ery, miał w głowie Chibnall, zanim rozpoczęto kręcenie pierwszego odcinka?

Wyczuwałem dość dużo z historii Dziecka spoza Czasu. I są tam małe wskazówki. W pierwszym odcinku [„Kobieta, która spadła na Ziemię”] Doktor mówi: „Już dawno nie kupowałam kobiecych ubrań.” Można się spierać, że Trzeci Doktor był ubrany niczym sprzątaczka w The Green Death, ale tak na poważnie – ta linijka była małą podpowiedzią. A w drugim odcinku [„Widmowy pomnik”] możecie usłyszeć, jak Pozostałości wspominają o Dziecku spoza Czasu. To były takie ukłony w stronę kierunku, w którym mieliśmy zmierzać.

Chciałem odkopać to, co Doktor wie o sobie i zapytać: „A co jeśli to nie jest cała historia?”. Bo jest tak wiele niesamowitych luk. An Unearthly Child ma tak wiele niesamowitych luk – można by napisać całą encyklopedię tego, o czego o nim nie wiemy. Ma wnuczkę. Gdzie jest [jej] matka? Gdzie ojciec? Takie rzeczy zostały wpisane w serial.

Chibnall spogląda na listę odcinków, które wyprodukował i mówi:

(Patrząc na listę odcinków, które wyprodukował). To [era Trzynastej] jest trzyczęściową historią, z której pierwsza wprowadza nową Doktor. Druga pyta ją: „Czy w twoim życiu może być coś więcej niż myślisz?„. Trzecia część opowiada o odkryciu prawdy i o tym, gdzie to ją pozostawia.


Rzecz o showrunnerowaniu

Chibnall jest jedną z kilku osób, które są w stanie wskazać różnice między gościnnym pisaniem dla serialu a tworzeniem go jako showrunner. Zatem, czym to się różni wg Chrisa?

Kiedy Russell [T. Davies] poprosił mnie o napisanie odcinka, miał on być kontynuacją „Nieprawdopodobnej planety” (The Impossible Planet).  Mieli się w nim znaleźć Zach i Ida, miał być też Ood. Ale wtedy, podczas gdy pracowałem nad Torchwood, coś się zmieniło w „Doctor Who”. Kiedy wróciłem do pracy nad odcinkiem, Russell powiedział: „Nie możemy sobie pozwolić na rzeczy, o których rozmawialiśmy pół roku temu. Zamiast tego odcinek musi być umiejscowiony głównie w korytarzach. Jest statek, który ma rozbić się na słońcu, a ono ich opętuje.”. I tak powstał „42”.

Jako showrunner musisz odbywać te rozmowy z innymi scenarzystami. Ale myślę, że napisanie odcinka jako showrunner jest bardziej wynagradzające, bo możesz zobaczyć cały proces [powstawania].

Masz kontrolę nad redakcją, co jest tak faktycznie ostateczną wersją scenariusza, bo podejmujesz decyzje typu: „To działa, ale potrzeba więcej wyjaśnienia. A tam potrzebujemy kolejnej sceny, bo ta rzecz nie do końca zagrała”.

Scenariusz to w „Doctor Who” produkt ukończony w 40 procentach. W redakcji podejmujesz decyzję o tym, co robić, a czego nie i te decyzje mogą naprawdę wpłynąć na historię. Poświęcasz wiele z tego udziału w podejmowaniu decyzji jako scenarzysta gościnny, podczas gdy jako showrunner, nie musisz tego robić.

Jako showrunner masz zdecydowanie więcej zabawy. Ale też i zdecydowanie więcej stresu.


Kontynuując, Chibnall mówi:

To wszystko wiąże się z obsadzeniem kobiety w roli Doktora. Chciałem rozwiać poczucie, że istnieje pewien zamknięty, utrwalony mit i że jedyne rzeczy, które się liczą, to to, co do tej pory było na ekranie. Chciałem, żeby historia mogła się rozrosnąć. Chciałem rozwijać ekranowe uniwersum, stworzyć wrażenie, że można mieć tylu Doktorów, ile tylko się chce. Można opowiadać historie na znacznie większym płótnie, jeśli nie martwisz się tym, ilu jest Doktorów. To poszerza wszystko i rzuca wyzwanie twojej głównej postaci. Pamiętam, że byłem na BFI z Piersem Wengerem [dyrektorem zamawiającym produkcje BBC] i powiedziałem mu: „Co jeśli Doktor nie jest z Gallifrey?”. Odpowiedział: „Wow! Tak!”.

Piers i [dyrektorka ds. treści w BBC] Charlotte Moore byli tak wspaniali.

Więc skąd dokładnie pochodzi Doktor? Chibnall odpowiada bez zawahania:

Nie wiem. Nikt nie wie. O to chodzi. Wszystko, co zrobiliśmy wraca do tego głównego założenia.

Dwunasty miał skłonność do zastanawiania się, jaki jest. Pytał np. Clarę czy jest dobrą osobą. Jednak Trzynasta stanęła w obliczu bardziej fundamentalnych pytań.

Część inspiracji do tej historii jest osobista, bo jest to mit o adopcji, a ja byłem adoptowany.

Kwestia tego, skąd pochodzisz, kontra to, kim jesteś… to dla mnie bardzo osobiste. Myślę także, jest jest to wpisane w „Doctor Who”, bo z każdą inkarnacją Doktor jest zmieniany; jesteś za każdym razem nową osobą i dokonujesz nowych wyborów. Kiedy zaburzysz to poczucie, że wiesz, skąd jesteś, można zabrać Doktor w nowe miejsca wszelkiego rodzaju. Ja po prostu kopałem głębiej w tym, co już tam było, czyniąc to osobistą i emocjonującą historią.

Najtrudniejszą rzeczą w „Doctor Who” jest postawienie wyzwania swojej głównej postaci. To bardzo proste dla Doktor, żeby wyzwaniem nie było nic innego niż nieodłączny problem logiczny. Jednak tak właściwie trzeba robić coś więcej. A kiedy masz taką aktorkę jak Jodie [Whittaker] grającą Doktor, chcesz, żeby dała z siebie wszystko, co może.

Jodie Whittaker, aktorka, którą Chibnall wybrał na Doktor

Chyba każdy czerpie coś innego z „Doctor Who”, dlatego nigdy nie można powiedzieć, że mitologia serialu jest stała, bo doświadczenia danej osoby mogą być bardzo różne od doświadczeń innej – nawet w ramach tej samej historii, tego samego sezonu, tej samej ery albo czegokolwiek. Dlatego w „Dzieciach spoza Czasu” (The Timeless Children) znalazł się cytat z Walta Whitmana – „Składam się z wielości”.[2]Cytat pochodzi z pieśni Song of Myself z ze zbioru „Źdźbła trawy” z 1855 roku.Naprawdę w to wierzę odnośnie Doktor i wierzę w to odnośnie serialu.


Twarz Doctor Who

Bycie showrunnerem Doktora Who to jedno z najbardziej znanych stanowisk produkcyjnych w telewizji. Czy zatem fani podchodzą do Chrisa po autografy i selfie, gdy robi zakupy?

Zdarzyło się. Pewnego razu byłem w Forbidden Planet z moimi dziećmi, szukając gadżetów związanych z Harrym Potterem. Ktoś do mnie podszedł i powiedział: „Czy może pan tutaj zaczekać, podczas gdy zawołam przyjaciółkę? Będzie chciała mieć z panem zdjęcie”.

Szczerze powiedziawszy, było tego więcej w związku z Broadchurch. Był taki czas, kiedy – ze względu na Broadchurch – musiałem wstąpić w paru programach, czego naprawdę nie lubiłem. Nie bez powodu jestem scenarzystą. Kocham pisać scenariusze. Kocham być na spotkaniach z reżyserami i edytorami, kocham uczestniczyć w montażu, kocham postprodukcję, kocham pracę z kompozytorami i efektami wizualnymi. Uwielbiam tę pracę. Dostaję z niej wszystko, czego potrzebuję. Nie potrzebuję innych rzeczy. Nie są one dla mnie szczególnie użyteczne. Jest to pożyteczna rzecz dla programu, że wychodzę i go reklamuję, ale nie uważam tego za korzystne.

Chris Chibnall dodaje też, że zawsze dostaje pozytywne informacje zwrotne od ludzi, których spotkał:

Jest gość, tam gdzie mieszkam, który jest superfanem „Doctor Who”. Zatrzymuje mnie na ulicy, gdy wychodzę z psem i ucinamy sobie pogawędkę. Wszyscy zawsze byli mili.


Chris Chibnall początkowo wyjaśnił swoją strategię tylko garstce współpracowników, włączając w to producenta wykonawczego Matta Strevensa, producentkę współwykonawczą Sam Hoyle, scenarzystę Pete’a McTighe’a, Charlottę Moore.

A także oczywiście Jodie.  Była zachwycona. I potem zapytała: „Czy to pasuje do tego, co już było wcześniej w serialu?” A ja odpowiedziałem, że sprawię, że będzie pasować.

Czas na małą wycieczkę do archiwów, by odkurzyć The Brain of Morbius. W finałowym odcinku tej historii z 1976 roku miała miejsce bitwa umysłów, w trakcie której zobaczyliśmy zdjęcia, które – jak zasugerował odcinek – osiem wcześniejszych inkarnacji Doktora, o których nic nie widzieliśmy i w sumie nie było nawet tak do końca jasne czy ten żart twórców (inkarnacjom Doktora twarzy użyczyła ekipa produkcyjna) była kanoniczna, czy też nie. Wiedząc o nich można się zastanawiać, czy ten odcinek nie podsunął któregoś z pomysłów w „Dzieciach spoza Czasu”. Czy faktycznie tak się stało?

Nie, ale kiedy kręciliśmy ten odcinek, przypomniałem sobie fragment, w którym Morbius przewijał do tyłu inkarnacje Doktora. Mówi coś w stylu: „Jak długo żyłeś?”. Pomyślałem, że to mogłoby być naprawdę zuchwałe, dorzucić ten fragment do „Dzieci spoza Czasu” i powiązać razem te wątki.

Inne elementy osobowości Trzynastej powstały we współpracy z Jodie Whittaker.

Chyba jestem relatywnie pozytywną i ciekawską osobą. Wierzę w nadzieję, wierzę w życzliwość i chcę widzieć właśnie takie postaci, więc to są ważne cechy.

Jednak razem z Jodie rozmawialiśmy także wiele o Doktor, która jest pełna energii, entuzjazmu i ma w sobie dziecięcy pierwiastek. Jodie porównała swoją Doktor do kogoś, kto właśnie się obudził w ciemnej jaskini, a potem zapalają się światła, a ona natychmiast reaguje.

Sądzę, że to świetny czynnik napędzający i coś,  co naprawdę wniosła do pierwszego przesłuchania. Napisałem kilka scen, a ona po prostu je rozświetliła. Jednak czuję, że jest też prawdziwa nić łącząca Jodie z Patrickiem Throughtonem. Powiedziałbym, że jej Doktor jest naprawdę Troughtonowa tym sensie. Kiedy przyszła tego pierwszego dnia, pamiętam, że pomyślałem: „Och, ona jest właśnie taka, jak Patrick Troughton.”.  Miał w sobie ten zachwyt, a także twardą stal i furię. Jodie zrobiła to znakomicie.

Czy Chibnall także dostrzega nutę samotności i melancholii w Trzynastej Doktor?

Tak, i jest ona ukryta. W danej chwili jest bardzo spięta, bardzo ofensywna, wgłębia się w problemy. Ale kiedy znajdziesz ją siedzącą, ciężar, rozmyślanie i melancholia ją dopadają. I to ta część Doktor przeżyła wiele żyć.

Nazywanie przez samotną swoich towarzyszy „rodzinką” zostało częściowo zainspirowane oryginalnym składem postaci.

Sądzę, że pochodzi to od Pierwszego Doktora, który podróżuje z rodziną. Początkowo ze swoją wnuczką, potem buduje „rodzinę” wokół podróży. „Rodzinką” Doktora byli Susan, Ian i Barbara. Opisałbym to jako tęsknotę za przynależnością pochodzącą od kogoś, kto nie może nigdzie przynależeć. Wróciliśmy do tej struktury serialu. Z powrotem do jego DNA.

A co Chibnall sądzi o „Thasmin”?

Wiem, co to jest. Jestem świadomy, że to istnieje!

Nie było to częścią planu. Jesteś w ciągłym dialogu z serialem, bo widzisz, jak rzeczy się się pojawiają i myślisz sobie: „To interesujące – możemy to powoli rozwijać.” I trochę się tak w tym przypadku stało. Jeśli spojrzycie na „Arachnokapitalizm w Wielkiej Brytanii” (Arachnids in the UK) to w centrum uwagi znajdzie się scena, w której mama Yaz pyta: „Czy wy dwie się spotykacie?”, a Doktor opowiada: „Nie sądzę. Spotykamy się?”. Później w odcinku, gdy Yaz opisuje Doktor jako najlepszą osobę, którą kiedykolwiek spotkała, zauważyliśmy prawdziwą intensywność gry Mandip.

Zaczęło być to widać na ekranie, może częściowo ze względu na pozaekranową przyjaźń Jodie i Mandip, ale częściowo dlatego, że właśnie się pojawiło. Zaczęliśmy podejmować bardzo świadome decyzje dotyczące kostiumów i zaczęliśmy podsuwać pewne rzeczy. Pamiętam, że Maxine [Alderton] dodała kwestię do „Grozy w Villi Diodati” (The Haunting of Villa Diodati), w której Claire mówi, że Byron jest zagadką, a Yaz odpowiada: „Znam kogoś takiego”.

Mówimy o tym, jak wspaniała jest Jodie, ale Mandip jest równie dobra. Jest bardzo niesamowitą osobą. Jest tak zabawna. Tak wiele może zrobić. Mogłaby bez problemu zagrać Doktor.


Matt Strevens, z którym Chibnall współpracuje

 

U boku Chrisa przez ostanie pięć lat był jego kolega, producent wykonawczy Matt Strevens. Jaki był najlepszy pomysł, na jaki on wpadł w tym czasie?

Zasugerował Bradleya Walsha. Miałem w głowie kogoś innego, by zagrał Grahama, ale Matt zasugerował Brada. Zasługuje na pełne uznanie za to. Matt sprowadził nas także do Południowej Afryki na zdjęcia w plenerze [do odcinków „Widmowy pomnik” i „Rosa”]. Sprawić, by to zadziałało, to ogromna sprawa. Zresztą sprawienie, że cała ta era działała było prawdopodobnie najlepszym pomysłem Matta, ale każdy w zespole miał świetne pomysły każdego dnia. Może nie były to pomysły dotyczące montażu, ale były o pomysły, które sprawiły, że pewne rzeczy się ziściły.

Wyznaczenie najwspanialszych momentów Jodie Whittaker jako Doktor okazuje się dla Chrisa równie trudne.

Boże, jest ich tak wiele, prawda? Sądzę, że trafiła w sedno w pierwszym odcinku. Rządziła;widać, że to jest Doktor. Z czasem wydobywaliśmy coraz więcej głębi, ale nie ma różnicy w poziomie jej gry aktorskiej od tamtego odcinka do  teraz.

Trudno wybrać, prawda, bo instynktownie człowiek kieruje się ku wielkim dramatycznym chwilom, ale uwielbiam także zabawne rzeczy, które robi. Jest świetny moment w „Rosie”, gdzie ona i Brad rozmawiają z policjantem i Graham mówi, że nazywa się Steve Jobs. Policjant mówi coś w stylu „Nie okazuje mi pan szacunku, panie Jobs?”. Patrzcie na twarz Jodie w tej scenie – jest trochę przerażona, a potem zachwycona.

Wielki przywilej, jaki mam kiedy oceniamy zdjęcia, to oglądanie odcinka z wyłączonym dźwiękiem. Patrzymy na poziomy kolorów i tak dalej, ale widzę fizyczny wystep Jodie. Polecałbym to każdemu – obejrzyjcie „Doctor Who” z wyłączonym dźwiękiem i to, co zobaczycie od Jodie to niesamowity smakołyk, którego pewnie wcześniej nie dostrzegaliście. Nadal poznajecie historię i nadal dostajecie Doktora. Dostajecie wszystko.

Kolejną wspaniałą rzeczą związaną z Jodie jest to, że można sprowadzić naprzeciw niej dowolnego aktora lub aktorkę i Jodie jest niesamowita. Jodie i Sacha Dhawan w „Dzieciach spoza Czasu”. Jodie i Barbara Flynn [czyli Tecteun] w „Ocalonych z Przypływu” (Surivors of the Flux). No, Barbara jest zdecydowanie legendą. Należy do rodziny królewskiej brytyjskiego aktorstwa. A Jodie absolutnie do niej pasuje. Daliśmy Jodie kilka trudnych rzeczy do zrobienia i nie ma takiego ujęcia, w którym nie byłaby niesamowita.

Nadanie takiej spójności czemuś takiemu jest trudne. Jednak to nie tylko to, co widać na ekranie. Kiedy kręciliśmy Przypływ pod obostrzeniami COVID-owymi, nie mogła opuścić tej pracy przez rok, bo była w bańce izolując się z Mandip. Wstrzymały resztę swojego życia. Dzięki temu, dzięki całemu poświęceniu każdego z zespołu i naszym nadzorcom COVID-owym, nie mieliśmy ani jednego dnia przerwy.

Własne doświadczenia Chrisa w serialu pozostawiły mu miłe wspomnienia.

Najlepsze chwile to w większości codzienny pośpiech. W dobrym dniu pośpiech w „Doctor Who” jest lepszy niż pośpiech w dobrym dniu gdziekolwiek indziej. Jako kontrapunkt do tego, pośpiech w „Doctor Who” w najgorszym dniu jest gorszy niż gdziekolwiek indziej, jeśli masz potwora, który nie działa, albo kamera nie chce się przesuwać. Ale naprawdę dobre pierwsze cięcia są świetne. Albo pierwszy szkic od scenarzysty i wspaniały utwór muzyczny… Jest tak wiele wspaniałych chwil, dzień w dzień. Tworzenie tego serialu jest codziennym zwyżkowaniem.

Jeśli chodzi o produkcję, zespół pokonał największą przeszkodę, produkując serię 13 podczas ograniczeń pandemicznych w latach 2020-2021. Chibnall przyznaje, że skala wyzwania przyniosła mu niektóre z jego największych problemów, z jakimi mierzył się jako showrunner.

Każdy, kto pracował w telewizji – a także wiele innych branż – walczył. Byliśmy w dużym stopniu zdani na siebie, próbując wymyślić jak zrobić tę serię. Na początku nikt nie miał zielonego pojęcia. Powiedziałbym, że próbowanie wymyśleć, jak to zrobić, było dla mnie najgorszą chwilą. Miałem ofertę innej pracy i myślałem czy się na nią nie zdecydować, bo wyglądało na to, że nie ma sposobu, by pracować nad „Doctor Who”. Ale to zrobiliśmy.

Czy jest coś, czego Chibnall nauczył się o produkcji „Doctor Who”, co chciałby wiedzieć w 2016 roku?

To trudne pytanie. (zastanawia się) Uczysz się w toku działania, ale są pewne, małe rzeczy, które bym zmienił. Chciałbym mieć możliwość ukończenia każdego odcinka przed podjęciem decyzji o kolejności odcinków na każdy sezon. Nie ma na to szans, bo gdy seria się zaczyna, masz skończone może trzy lub cztery odcinki.

Ostatnia z tych decyzji została podjęta i Chrisowi został już tylko odcinek regeneracyjny. Dostarczył już scenariusz do innego telewizyjnego projektu i opisuje swoje ambicje na przyszłość z wyczuwalnym entuzjazmem. Czy to dziwne uczucie nie pracować nad „Doctor Who”?

Cóż, powiedzmy, że to miłe napisać historię, w którym Wszechświat nie musi być w niebezpieczeństwie.

Czy Chris napisze coś jeszcze kiedyś do „Doctor Who”?

Nie. Byłem pytany o tego typu rzecz wiele razy, gdy kończył się Broadchurch. Wielkim przywilejem tej pracy jest robić pewne rzeczy, cieszyć się nimi i potem się zatrzymać. I ja to uwielbiam.

Nie jest mu nawet trochę smutno z tego powodu?

Nie, nie jest. Pandemia sprawiła, że pewne rzeczy były tak trudne przez ostatnie dwa lata. I ponadto sądzę, że wątek obejmujący trzy serie to naprawdę fajny format. Myślę, zrobiliśmy to, po co tu przyszliśmy. Nie czuję, żeby zostały tu jakieś niedokończone sprawy. Wiedzieliśmy, co chcemy zrobić, gdy przychodziliśmy, zrobiliśmy to i teraz jest czas się zatrzymać.

(uśmiech) Ile osób może tworzyć „Doctor Who”? Nie wielu. Nam było to dane i to było wspaniałe. Ale jest też wiele innych rzeczy do napisania i wiele innych rzeczy do robienia. Za każdą serię „Doctor Who”, która zrobiłem musiałem rezygnować z wielu innych wspaniałych rzeczy.

Świetnie było robić „Doctor Who” i świetnie będzie go nie robić. Przekazuję go następnej osobie, a serial dalej będzie trwać, gdy wyjdę przez drzwi. To jest ważna rzecz. To jest jedyna istotna rzecz.


Powrót mistrza

Chibnall odchodzi i zastąpi go Russell T Davies

Nie chodzi jednak o Mistrza, a o Russela T. Daviesa. Jak obecny jeszcze showrunner wspomniał, niedługo następna osoba przejmie rolę showrunnera – RTD, który powraca po długiej przerwie. Jak się okazuje, Chibnall dowiedział się o jego powrocie dopiero na 36 godzin przed resztą świata.

Piers [Wenger] i Charlotte [Moore] mi powiedzieli. Miałem pewne podejrzenia, bo Russell nie pisał do mnie od jakiegoś czasu. A nigdy nie był taki cichy!

Więc zadzwoniłem do Russella i powiedziałem mu, że się domyśliłem. Bardzo przepraszał za utrzymywanie tego w tajemnicy.

Jesteśmy w stałym kontakcie, ale on prawie nie potrzebuje ode mnie żadnych notatek związanych z przekazaniem serialu – robił to już i wie dokładnie, co robić. Wiem trochę o tym, co się zdarzy, ale niezbyt wiele. Naprawdę nie chcę tego wiedzieć, bo po prostu chcę wrócić do oglądania serialu jako widz.

Nie mogę powiedzieć, czemu Russell zdecydował się wrócić, ale on zawsze był tak zaangażowany w serial[3]Chibnall ma tu na myśli wkład Russella do „Tweetalongs”, czyli wspólnego „oglądania” odcinków „Doctor Who” podczas lockdownu.Kiedy popatrzycie na to, co robił w czasie lockdownu, można by powiedzieć, że nigdy nie odszedł. Jestem pewien, że kocha pisać dla „Doctor Who” nie mniej niż kochał to robić w 2004 roku.

Odkąd przestał być showrunnerem, przez dekadę odnosił wielkie sukcesy, dlatego czuemu nie miałby wrócić na 60-lecie? Nie wyobrażam sobie, by serial miał więcej szczęścia, albo w lepszych rękach. Bylibyście głupcami, gdybyście postawili przeciwko Russellowi T. Daviesowi”.

źródło: Doctor Who Magazine #577

Przypisy

Przypisy
1Historia z Trzecim Doktorem z przełomu 1973 i 1974 roku.
2Cytat pochodzi z pieśni Song of Myself z ze zbioru „Źdźbła trawy” z 1855 roku.
3Chibnall ma tu na myśli wkład Russella do „Tweetalongs”, czyli wspólnego „oglądania” odcinków „Doctor Who” podczas lockdownu.


Fan Dwunastego, Dziesiątego i Jedenastego. Planuje pewnego dnia obejrzeć całe Classic Who. Do redakcji Gallifrey.pl dołączył w 2019 roku, a od 2020 jest redaktorem naczelnym. Nałogowy czytelnik (do tego stanu doprowadził go m.in. Harry Potter), chętnie ogląda seriale i filmy fantasy oraz sci-fi. Filmy Marvela są mu nieobce, komiksowo woli jednak DC. Chętnie zagra w gry (zarówno planszowe jak i komputerowe) i ucieknie z pokoju zagadek. Z wykształcenia robotyk, z zawodu programista baz danych.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *