10 lat minęło – Dalek
Kosmiczne trofea, władca Internetu i dobry potwór, czyli niemożliwy powrót głównego przeciwnika.
Po czterech odcinkach Russella T Daviesa i jednym Marka Gatissa w odcinku numer sześć stajemy przed kolejnym debiutem. Autorem scenariusza jest Robert Shearman. Już w zapowiedzi po poprzednim epizodzie pokazano, czego możemy się spodziewać, a starych fanów Doktora Who wiadomość ta niewątpliwie zelektryzowała – oto powraca największy w historii przeciwnik Doktora: Dalek.
Odcinek zaczyna się nietypowo. Doktor ląduje w miejscu, z którego wydobywa się wołanie o pomoc. Odkrywa niezwykłe muzeum pełne kosmicznych trofeów. Powiem szczerze, że to bardzo widowiskowy moment; widzowi pokazuje się miejsce, gdzie zebranych jest wiele skarbów. Oczywiście, Doktor (jak zawsze) nie pozostaje niezauważony. Szybko nawiązuje znajomość z Henrym van Stattenem, jak się okazuje – właścicielem Internetu. I oto kolejny prosty, acz błyskotliwy pomysł: nadanie Internetowi właściciela, o którym nikt nie wie, co bardzo pasuje do doktorowej retoryki, a poza tym ciekawi i przyciąga uwagę.
Dalej jest już tylko lepiej. Doktor staje przed Dalekiem, który okazuje się bezbronny. Władca Czasu odkrywa swoje okrutne, choć pełne smutku oblicze. I jest to niezwykle istotne dla całej serii. Dotychczas widzieliśmy Doktora momentami zadumanego, ale generalnie pogodnego. Teraz widzimy go wściekłego, gotowego zamordować bezbronnego Daleka – to bardzo ważne dla całej prezentacji postaci.
To, co wyróżnia ten odcinek w porównaniu do większości z tej serii, to naprawdę szybka akcja. Przez pierwsze kilkanaście minut ciągle coś się dzieje. Od wejścia otrzymujemy mocny przekaz. Muzeum obcych technologii, Dalek i coraz lepiej i coraz szybciej. Geniusz biznesu van Stattena obezwładnia Doktora, żeby wykorzystać jego wiedzę, jednak okazuje się, że mają znacznie poważniejszy problem – dzięki dotykowi Rose Dalek odbudowuje się i rozpoczyna swój marsz. Marsz po trupach.
Wydawałoby się, że nie ma ratunku i wszyscy zginą. To taki stały koncept dotyczący historii z Dalekami – zawsze mają ogromną przewagę i wszystko wskazuje na to, że odniosą miażdżące zwycięstwo. I nagle magiczna sztuczka, jakiś fortel, coś niespodziewanego… Dalekowie przegrywają. A tym razem Dalek stał się dobry… Co się dzieje z tym światem? Oczywiście, wszystko dobrze się kończy, van Statten traci władzę, a muzeum trofeów przestaje istnieć. Ziemia kolejny raz uratowana, o czym jej mieszkańcy pozostają w błogiej nieświadomości, rzecz jasna. I tak powinno być.
Bardzo ciekawe jest to, że scenarzystą tego odcinka nie był Russell T Davies. Stworzył historię o trzeszczącej płachcie w ostatnich dniach Ziemi i pierdzących kosmitach w centrum Londynu. Wykazał się szaloną wręcz kreatywnością, po czym oddał komu innemu napisanie być może najważniejszego odcinka w pierwszej serii. Epizodu, w którym dochodzi do przedstawienia największego adwersarza w historii serialu – Daleka. Powiem szczerze, że tego nie rozumiem. Ale może to i dobrze – nie wiadomo co prawda, jak poradziłby sobie z tym tematem RTD, ale wiemy, że Robert Shearman zafundował nam naprawdę wyśmienity odcinek.
Mała uwaga odnośnie ostatnich zdań: Davies wprowadzał zmiany w odcinkach, których nie pisał – „poprawiał” (oryginalnie „rewrite”) sporo i w zasadzie w większości odcinków powinien być dopisany jako współscenarzysta (Davies postarał się o to dopiero przy specialach). To wyjaśnia, jak prawie wszystkie odcinki (z wyjątkiem np. odcinków Moffata) ery RTD mimo różnych autorów zachowują ten sam styl. Także gdy mówimy o odcinkach, w których Davies nie widnieje jako autor, nigdy nie wiadomo, co zostało napisane przez autora, a co dopisane przez RTD.
Źródło: „The Writer’s Tale”.