Wywiad z Markiem Gatissem
W zeszłym tygodniu Blogtor Who przeprowadził wywiad z Markiem Gatissem. Scenarzysta i aktor opowiedział o swoim najnowszym odcinku.
Gatiss został najpierw zapytany o format odcinka, który pierwotnie miał być dwuczęściową historią:
Taki był mój plan, zawsze chciałem zrobić dwuczęściowca i tak też rozpisałem całą historię. Ale im dłużej myślałem nad tym w kontekście konwencji znalezionego materiału filmowego tym większe miałem wątpliwości. Ostatecznie uznałem, że nie sposób utrzymać takiego napięcia przez dwa odcinki. To bardzo specyficzny styl i Steve [Moffat] przyznał mi rację.
W dwuczęściowej historii świetne jest to, że masz cliffhanger i możesz rozłożyć elementy fabuły w zasadniczo dość staroświecki sposób, jest dużo więcej grozy. W jednym z moich wczesnych szkiców byli tylko Doktor i Clara (trochę jak w The Ark in Space) eksplorowali tę opuszczoną stację kosmiczną, ponieważ był na to czas w scenariuszu. Podczas gdy zazwyczaj musisz wrzucić wszystko naraz.
Co ciekawe, kiedy już zdecydowałem się że zrobię pojedynczy odcinek, to naprawdę pomogło. Ten odcinek naprawdę potrzebował szybkiego tempa. Minęło już 10 lat odkąd serial wrócił na ekrany i zdążyliśmy się do tego dużo bardziej przyzwyczaić. Chcesz zanurzyć się w fabule kiedy jest najbardziej ekscytująco. To naprawdę porywające doświadczenie, bardzo emocjonalnie wkroczyć w odcinek, w momencie w którym wszystko się pieprzy. Taki był pierwotny tytuł. [śmiech]
Jedną z rzeczy które uwielbiam w pracy nad Doktorem Who jest szansa na zrobienie czegoś nietypowego, ciągłe eksperymentowanie z formatem serialu po ponad 50 latach. To wspaniałe, że wciąż jest do tego zdolny, bardzo to do niego pasuje.
Można sobie pozwolić na wspaniałe przeskoki narracyjne, bo ten odcinek nie musi tak naprawdę być sekwencyjny. Jest taki fragment gdzie Reece [Shearsmith, grający profesora Rassmussena] mówi do kamery: „Mieliśmy nasze własne problemy” i od razu widzimy rozbijający się statek, spadający z orbity Neptuna. Normalnie byłaby to seria scen, ale w tym przypadku można wciąć się w tę sekwencję czymś innym – to było dla mnie bardzo ekscytujące.
Dziewiąty odcinek jest też unikalny w innym sensie – nie ma czołówki. Gatiss został zapytany, od kogo wyszedł ten pomysł:
Ode mnie! Pamiętam jak oglądałem Blair Witch Project, który uwielbiam. Zawsze zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby ktoś dał mi nieoznakowaną kasetę wideo i powiedział: „Widziałeś to?”. Wiąże się z tym bardzo bezpośredni rozgłos i spoilery.
Zawsze miałem słabość do do wszelkich odstępstw od utartych formuł. Tak jak w pierwszym sezonie Jona Pertwee’ego – tytuły poszczególnych historii nigdy nie były takie same, ponieważ twórcy eksperymentowali. Ale tak naprawdę takie zmiany to całkiem przyjemna koncepcja.
Jestem z tego bardzo zadowolony. Jeśli przyjrzysz się wszystkim literom, które przewijają się przez ekran (w pierwszych chwilach odcinka) zobaczysz imiona wszystkich postaci, a potem na krótką chwilę pojawia się nazwa serialu, więc wiesz że to o niego chodzi! Naprawdę, przyjrzyj się tym napisom, jak się wygaszają!
Na koniec Gatiss został zapytany o element grozy w swoim odcinku:
Pomyślałem sobie: „Napiszę to tak, jakby to był horror, a potem się cofnę”, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Taka jest prawda. Jest wspaniale straszny, jestem zachwycony tym jak straszny wyszedł. Uwielbiam potwory, które się w nim pojawiają, są naprawdę przerażające.
Źródło: Blogtor Who
Nie wiem, chyba już się boję tego odcinka. Z Gatissem w ogóle mam problem. Lubię go, ale odcinki przez niego napisane średnio mi się podobają, szczególnie przy pierwszym oglądaniu…
To… nowe. Myślałam, że te dwa odcinki będą niejako zapychaczami między świetną historią o Zygonach a finałem, a zapowiada się, że jednak będzie ciekawie.