Siła śmiesznych spodni
Na co dzień zarzekam się, że żadna opinia zasłyszana w tym fandomie mnie nie obchodzi; słyszałam już dość i wzniosłam się ponad to wszystko. A jednak, drodzy czytelnicy, a jednak. O co poszło tym razem? O rzecz tak zdawałoby się nieistotną, jak spodnie Jodie Whittaker.
Każda informacja dotycząca nadchodzącego nowego Doktora, towarzysza, sezonu czy czegokolwiek, nieważne jak drobna lub drugorzędna, przetacza się przez fandom jak burza w, że tak z angielska powiem, filiżance herbaty – tak to już jest. Osobiście zwykłam zajmować wygodną strategiczną pozycję w oku cyklonu, podjadając popcorn i patrząc, jak się wszyscy miotają dookoła; z komentarzami wstrzymuję się do pierwszego odcinka. A jednak, pojawiła się sprawa tych spodni i coś we mnie pękło.
Dlaczego tak bardzo ruszyły mnie te wszystkie zgryźliwe komentarze, że fuj, że jakieś takie dziwne, że jakieś takie śmieszne, że wygląda w nich jak przedszkolak w za dużym mundurku…? Chciałabym się odgryźć, że co, kobiecie nie wypada, a mężczyznom jakoś uszło? Ale nawet gdybym miała ochotę powojować na froncie feminizmu, to po prostu nie do końca prawda. Szóstemu śmieszne spodnie (i jeszcze śmieszniejszą resztę) wypominają do dziś. Kiedy Dwunasty zmienił klasyczny garnitur na dżinsy w kratkę i pięć warstw T-shirtów, podartych swetrów i bluz z kapturem, też się krzywili, że trochę za stary, żeby się ubierać jak nastolatek. Że się próbuje przypodobać młodym i wychodzi głupio. Że to wygląda śmiesznie, że jak tu takiego wziąć na poważnie. Na pierwszy rzut oka sytuacja sama w sobie wydaje się absurdalna: czy ludzie się naprawdę tak bardzo przejmują tym, jakie spodnie nosi bohater serialu? Czepią się tych spodni jak wściekły pies… Ale nie ma się co dziwić: w śmiesznych spodniach, moi kochani, tkwi potężna siła. A wiem to bardzo dobrze, bo mam powód, dla którego, gdyby mi zabrakło dystansu, mogłabym się na te komentarze obrazić: sama noszę takie spodnie. Ba, jeszcze gorsze, bo nie w stonowanym kolorze klasycznego TARDIS blue (jakże drastycznie odmiennym od grożącego wypaleniem oczu elektrycznego błękitu sukienek wszystkich cosplayerów, jakich w życiu napotkałam, ale to nieomal temat na osobny felieton), a w dwóch bardziej rażących wersjach: jaskrawoczerwonej oraz brązowo-kraciastej. A szelki do nich założę w paski albo w kropki, bo nie mam wstydu i Boga się nie boję. I powiem wam wszystkim, którzy mojego doświadczenia w tej kwestii nie podzielają, że śmieszne spodnie to potęga, z którą lepiej nie igrać. Bo jeśli będziesz mógł sobie pozwolić na śmieszne spodnie, jeśli tym, kim jesteś i co robisz, dowiedziesz, że warto cię wziąć na poważnie nawet w śmiesznych spodniach, to poczujesz, że możesz wszystko. Świat będzie leżał u twych stóp, przyobleczonych – być może! – w śmieszne skarpetki. Kto uniesie tę konceptualną wagę śmiesznych spodni, zajdzie w nich daleko i nikt mu nie skoczy.
No, może łatwo mi tak mówić, bo podążając ścieżką kariery akademickiej, na śmieszne spodnie mam niejako dyspensę z racji głęboko zakorzenionego w ludzkich umysłach przekonania, że każdy naukowiec jest co najmniej po trochu wariatem. Nie każdemu śmieszne spodnie są pisane i można się w nich, wybaczcie niezdarną metaforę, zaplątać, potknąć o własne nogi i upaść, bo ludzie dookoła potrafią się okropnie zafiksować na punkcie tego, w co się wypada lub powinno ubrać – jak mieliśmy okazję poobserwować od zeszłego tygodnia. Rzecz w tym, że, porzucając osobiste dygresje, mówimy o Doktorze. Tym samym, który od zawsze strojem, miną i zachowaniem udaje nieszkodliwego klauna, by sprytnie zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. Tym samym, który ludzkich konwenansów jest albo nieświadomy, albo ma je w (nierzadko pokaźnym) nosie, albo – jeśli mi wolno domniemać – odczuwa przewrotną radość z ich łamania. Jak ktoś śmieszne spodnie poniesie, to właśnie on – czy też ona. Bo im wolno dziwnie wyglądać, a nawet śmiesznie, głupio albo brzydko, a nawet wyglądać tak powinni, bo Doktor zawsze był, jest i (miejmy nadzieję) będzie bohaterem w śmiesznych spodniach, bez względu na to, czy istnieją one dosłownie, czy w przenośni, przybierając postać śmiesznego kapelusza, śmiesznej twarzy, śmiesznego powiedzonka. Naszym świętym patronem, wiecznie odstającym i nieprzystosowanym naszym bohaterem, ludzi w śmiesznych spodniach. Amen.
Strasznie zgryźliwy jest Twój tekst… NIe wiem, po co ten przytyk do cosplayerów… Nieprzejmowanie się cudzymi wymaganiami dotyczącymi stroju jest OK, bohater w niebohaterskim stroju – OK, fajne, tak niewinnie wygląda, a taka w nim moc, ekstra, i tak dalej, zgoda. Ale to po prostu nie znaczy, że każdy śmieszny strój jest fajny. Strój Szóstego był pomyślany jako taki radykalny odpał i to, jak sama przyznajesz, nie zadziałało – nie zadziałało, bo większość fandomu uznała to za przegięcie. Nikt specjalnie nie czepiał się drobnych śmiesznych akcentów w strojach współczesnych Doktorów – trampek, szelek, fezów, to było właśnie dokładnie tyle, ile tworzyło to fajne wrażenie kogoś ogólnie wyluzowanego i noszącego to, co chce. A te spodnie, one nie są nawet zaprojektowane jako super demonstracyjnie śmieszne, jak strój Szóstego. One są takie w pół drogi z każdego punktu widzenia, kolorowe, tzn. mają kolor, ale jeden normalny, nie tak jak płaszczyk Szóstego, są krótkie, ale nie jak krótkie spodenki, tylko jak takie krótkie istniejącej w modzie długości 3/4, budzą skojarzenie ze spodenkami dzieci (co może być bardzo wkurzające z feministycznego punktu widzenia w roli pierwszego stroju Doktora-kobiety, mnie przynajmiej po prostu wkurza), ale gdzieś się zatrzymują w pół drogi, bo na wybiegach, bo chłopczyce bo coś tam. W dyskusji połowa uczestników broniła tego stroju, że jest w ogóle normalny w miarę i współczesny – nie, że taki odjechany.
Doktor może sobie chodzić w czym chce, ale ja osobiście nie chcę, żeby strój ją ośmieszał, bo wiem, że fajny strój po prostu pomaga, a dziwaczny – może się skończyć jak strój Szóstego, który jest po prostu trudny do zniesienia dla większości, szczególnie dzisiaj, bo od danwa niczego odpałowego nie było w DOktorze. I wkurza mnie, ze to właśnie pierwsza Doktor kobieta dostała taki dziwaczny strój, który nie jest ani ładny, ani poważny, ani efektowny, ani super odjechany, ani super śmieszny, za to po prostu dziwny.
Wypraszam sobie, trampki nie były śmieszne, zresztą szelki a nawet fez w odpowiedniej konfiguracji również nie.Ba, nawet okularki 3D z kolorowymi szybkami w odpowiednim zestawieniu były bardzo cool.
Ja sama chodzę w tych Doktorowych trampkach na cześć Doktora :)
sam bym chciał. Esencja fajności, a te trampki zawsze dodawały mu młodzieżowego sznytu
Dobrze powiedziane, zamiast pomóc ten strój może zaszkodzić (oczywiście nie pod kątem fabularnym, ale wiadomo że pierwsze wrażenie robi się tylko raz) przyszłym żeńskim wcieleniom i utrudnić przyciąganie nowych ludzi do oglądania Trzynastej. Popatrzą na plakaty promocyjne i zamiast zaciekawić się stwierdzą, że to jakaś tandeta musi być i że szkoda na to czasu, a na zachęcających popatrzą jak na wariatów. Oczywiście, że takie podejście nie jest dobre, ale gdybym nie znał Doktora to pewnie niezbyt byłbym zainteresowany, stwierdziłbym że mam lepsze rzeczy do oglądania patrząc na taką główną bohaterkę. I za tym może pójść spadek oglądalności (odejście starych fanów i problem z przyciągnięciem nowych. Może i zainteresowanych tym, że kobieta wreszcie staje za sterami TARDIS, ale zniechęconych jej strojem). Ja rozumiem zmiany, zwłaszcza odważne i jak najbardziej jestem za – to serial o zmianach, ale trzeba uważać, żeby nie przesadzić ilościowo i jakościowo ze zmianami i w efekcie nie doprowadzić do zmiany serialu w takim stopniu, że właściwie wspólna dla odcinków jednej i drugiej ery będzie tylko jego nazwa.
Jestem świadom, że podobnie się działo, gdy Capaldi został wybrany Doktorem – w końcu bardzo dawno nie było tak starego aktora w roli obecnego Doktora. I też ludzie zapowiadali bojkot (nawet znam osobiście taki przypadek, znajomy do tej pory nie może się zabrać za erę Dwunastego) i spadek oglądalności co by nie mówić jednak nastąpił. Oby tutaj nie było gorzej, acz przypuszczam że pierwsze odcinki Jodie będą miały gorszą oglądalność w dniu premiery niż pierwsze odcinki Capaldiego.
Inna sprawa to przyszłe wcielenia Doktor – ludziom może się zakodować w głowie, a zwłaszcza tym oglądającym tylko New Who, że kobiecy Doktor nie ma dobrych strojów, więc po co castować i oglądać kobiety w tej roli? I będą z automatu bojkotować np Czternastą czy Piętnastą, a w efekcie spadku oglądalności przy kobiecych wcieleniach BBC nieprędko kolejną wybierze.
Oczywiście o tym wszystkim zadecyduje również jakość odcinków, ale tych na razie nie ma, więc wypowiadam się tylko na podstawie tego co jest. Czas pokaże czy wybory Chibnalla będą dobre, czy też nie. Coś czuję że czołówka również będzie radykalnie zmieniona, bo zmian nadszedł czas!
Mi odpowiadają te spodnie, tak jak cała reszta. Są zabawne, ale nie ośmieszające i dużo ciekawsze niż np. czarna bluza, czarny płaszcz itp.
Chyba jednak masz mniej tego dystansu niż twierdzisz, że masz, skoro chcesz się obrażać :) Święte prawo każdego nosić, co chce. Ale postać fikcyjna powinna mieć strój przemyślany i dobrany tak, żeby uwagę przyciągać, a nie odrzucać od oglądania. A ten strój robi Jodie pod górkę jeszcze bardziej niż strój Jedenastego robił Mattowi (a narzekam na niego od trzech lat), nie jest estetyczny i deprecjonuje postać. Ja i tak będę oglądać, choćby męczył oczy, ale gdy pomyślę o tych wszystkich osobach, które po trzech sekundach zmienią kanał albo w ogóle nie sięgną po serial, zobaczywszy zdjęcie, to robi mi się bardzo smutno.