Rose Tyler – uwielbiana i znienawidzona
Dla żadnego Whoviana nie pozostaje obojętna. Jedni uwielbiają pomysł jej związku z Doktorem, inni wręcz go nie cierpią; ci pierwsi dzielą się na fanów jej relacji z Dziewiątym i na tych, którzy za najlepsze dla niej wcielenie uważają Dziesiątego; ci drudzy narzekają, że jej wątek obrzydził im Władcę Czasu, w którego wcielał się David Tennant. Rose Tyler. Za co ją kochamy, a za co nienawidzimy?
Kiedy postać Rose Tyler, w którą wciela się piosenkarka Billie Piper pojawia się w serialu, zaskakuje nas jej upór i zawierzenie mężczyźnie, którego właściwie nie zna. Cała jej relacja z Doktorem od samego początku zdaje się być oparta na zaufaniu i pełnym poświęceniu dotychczasowego życia. Dziewczyna, wcześniej najzwyczajniejsza i niczym niewyróżniająca się z tłumu z wielką chęcią wyrywa się w podróż między gwiazdy – czy możemy ją za to winić? Już od tego momentu widzowie zaczynają nabierać wątpliwości – bo jak można tak bez słowa zostawić samotną matkę i oddanego chłopaka dla nieznajomego kosmity? Obrońcy Rose wyjaśniają to jej przekonaniem, że wróci do swojej rzeczywistości w kilka godzin po zniknięciu.
Kolejny moment, w którym nasza sympatia do Rose jest wystawiana na próbę to odcinek, w którym Doktor pozwala jej zobaczyć swojego ojca. Dziewczyna lekceważy ostrzeżenia kosmity i zmienia bieg wydarzeń, co jest oczywiście tragiczne w skutkach. Fani serialu znów dzielą się na tych, którzy wyrozumiale podchodzą do jej odruchu uratowania osoby, której przez całe życie najbardziej jej brakowało oraz na tych, którzy pełni potępienia dziwią się, jak mogła postąpić wbrew słowom Doktora.
Tych momentów jest jeszcze wiele, lecz przede wszystkim na naszą ocenę tej postaci wpływa fakt, którego przeoczyć się nie da – Rose i tytułowy Władca Czasu zakochują się w sobie. Fora i fandomy od razu huczą od okrzyków zachwytu i trwogi, a po meta-kryzysie Doktora i jego decyzji o zostawieniu Rose ze swoją ludzką wersją do głosu dochodzą jeszcze ci, którzy wytykają towarzyszce egoizm i wybranie nie tej wersji Doktora, którą wybrać powinna.
Wiele jest jednak rozsądnych głosów, które nawołują do nabrania dystansu. Bo właściwie, czy Rose nie była po prostu nadzwyczaj ludzka? Popełniała błędy, miała wady, podejmowała błędne decyzje – tak właśnie, jak powinno być. A oprócz tego zmieniła okrutnego Dziewiątego Doktora w tego, który za słowa przewodnie obiera sobie zdanie „Nigdy nie noszę broni – mogą mnie zabić, ale moralna sprawiedliwość będzie po mojej stronie”. Niewątpliwie wyciągnęła go z samotności będącej skutkiem Wojnie Czasu, a przy okazji kilkukrotnie ratowała go z opresji w momentach, w których będąc samemu niewątpliwie by przegrał. Jej postać jest ważna w długim życiu Władcy Czasu, a widzowie – choć zawsze będą opowiadać się za którąś ze stron – nie powinni pozbawiać jej zasług.
A Wy – zaliczacie Rose Tyler do Waszych ulubionych towarzyszek, czy wręcz przeciwnie?
Rose była moją pierwszą towarzyszką; z nią zadawałam pytania i zakochiwałam się w Doktorze :) Miała mnóstwo wad, ale wciąż ją kocham. I właśnie fakt, że Doktor ją pokochał – taką „okropną, nudną, głupią egoistkę” świadczy o tym jaka jest miłość :)
Jest ludzka, jak najbardziej, ale czy lubimy każdego napotkanego człowieka? ;)
Ja Rose lubiłam na początku, potem mi przeszło. Amy, Rory, Martha, Donna, każda z tych osób też ma wady i zalety, ale oni w przeciwieństwie do Rose przechodzą metamorfozę, ich historie są o wiele bardziej wiarygodne. Sama Billie budzi we mnie sympatię, wydaje mi się też (nie znam się) że jest dobra aktorką, niestety postać mnie drażni. I patrząc na Rose, powracającą w czwartym sezonie, ze spluwą większą niż ona, ogarnia mnie śmiech.
Uwielbiam Rose i naprawdę nie rozumiem, dlaczego fani Doctora jej nienawidzą.
Też bardzo lubię Rose, a malkontentom polecam spojrzenie w lustro i dokonanie rachunku sumienia. Na pewno byli byście lepsi niż Rose? Może we własnym gimnazjum na przerwie między lekcjami, bo w sytuacjach, w których była ona, na pewno nie.
Zawsze zastanawiałem się jak potoczyły się jej dalsze losy. Z human doktorem. Tutaj natrafiłem na ciekawą interpretację.
http://rutube.ru/tracks/5235326.html
Widziałem wcześniej różne filmy na YouTube na ten temat. Ale to były durne romansidła dziejące się w zwykłym świecie, bez odrobiny ducha serialu. A ta interpretacja jest jak serial Doktor Who. Chociaż bez TARDIS. :)
Rose była dla mnie pierwszą towarzyszką Doctora i bardzo ją lubiłam właśnie za to, że była taka ludzka, ze swoimi wadami i zaletami.Nie mały wpływ na pewno miał fakt, że nie była obojętna Doctorowi, to w niej się zakochał. Kibicowałam im od początku oglądania serialu, cieszyłam się kiedy razem wychodzili z opresji, przeżywali wspólnie przygody i kiedy wpadali sobie w ramiona. I na koniec zalałam się łzami kiedy Rose została uwięziona w równoległym wszechświecie. Niemal czułam fizyczny ból oglądając jak płacze. Ten nieopisany ból na twarzy Doctora po stracie Rose i ogromny smutek który towarzyszył ich rozstaniu w Doomsday uświadomił mi jak bardzo była dla niego ważna.
Nie każdy musi lubić Rose ale dla mnie zawsze będzie mieć szczególne miejsce w sercu, ponieważ miała szczególne miejsce w sercu Doctora :)
Rose to taka typowa nastolatka – jej niewinność uratowała Doktora przed samozagładą. W drugiej serii stała się samolubna i zazdrosna w momencie, gdy jej znajomość z Doktorem zaczęła przybierać nieco bardziej erotycznego charakteru. Zawsze miałam wrażenie, że z jej strony to może być jedynie pierwsze zauroczenie, i gdybyśmy byli świadkami jej bytności w równoległym wszechświecie razem z kopią, okazałoby się, że już nie jest tak idealnie.
Erotycznego? Nie przesadzajmy.
No wiadomo co mam na myśli, brakuje mi słowa. Takiego… flirciarskiego?
Moim zdaniem to właśnie było urocze :)
Może i urocze, ja nie miałam nic przeciwko temu. Nie mniej jednak razem z tym ewoluowaniem ich związku, Rose dostała też wielu innych cech zazdrosnej nastolatki, której nie poświęca się tyle uwagi, ile powinno. I to budzi taką niechęć. Prawdę mówiąc jednak wolę ją od takiej Clary, która jest tak idealna, że aż śmiertelnie nudna. Rose natomiast, jak wszystkie postacie RTD, są wielowymiarowe, bardzo ludzkie, mają zalety i wady.
Clara jest sympatyczna, ale zdecydowanie zbyt idealna.
Osobiście nie przepadam za Rose, według mnie ona i Martha były rasowymi „przylepami”, jednak odegrała ona istotną rolę w życiu Doktora i nie można posądzać jej o niesłuszną miłość do niego (w końcu która z nas by się nie zakochała, gdyby przystojny kosmita wylądował u nas na podwórku i zaproponował wspólną podróż ;)). Mimo wszystko denerwujące były takie zapewnienia typu „Będziemy razem już zawsze!”, zupełnie jakby oczekiwała, że Doktor to potwierdzi. Nie lubiłam zaborczości dwóch pierwszych towarzyszek, ale je same dawało się polubić ;) Kochałam Donnę, była ona mocno charakterna i zawsze miała własne zdanie (to też na plus), ale była to też zagubiona istota, której niedoszły mąż nigdy nie kochał, a która nie miała także wielu znajomych. Było mi jej szkoda, dlatego cieszyłam się, że była ona „specjalna”. Oczywiście te wszystkie jej teksty typu „Martian Boy” czy „Space man” były genialne, Catherine Tate z racji swego atutu (komedia) wniosła dużo humoru do serialu.
Wait… To był artykuł o Rose… Wybaczcie. Zawsze zbaczam z tematu :c Dlatego zamiast dalej się rozpisywać, dam link do obrazka, który idealnie ukazuje moje poglądy na temat trzech pierwszych towarzyszek C; http://fonora.deviantart.com/art/Doctor-Who-Girls-386328710
Pozdrawiam!
„Bo właściwie, czy Rose nie była po prostu nadzwyczaj ludzka? Popełniała
błędy, miała wady, podejmowała błędne decyzje – tak właśnie, jak powinno
być.”
Rzecz w tym, że ludzka postać popełnia także słuszne decyzje, a nad swoimi wadami stara się pracować. Rose była egocentryczną mendą od pierwszego odcinka, w którym traktuje Mikiego jak cholernego śmiecia, aż do ostatniego, kiedy ma w głębokim poważaniu uczucia Doktora i zgadza się na życie z Doktor-Donną.
„A oprócz tego zmieniła okrutnego Dziewiątego Doktora w tego, który za
słowa przewodnie obiera sobie zdanie „Nigdy nie noszę broni – mogą mnie
zabić, ale moralna sprawiedliwość będzie po mojej stronie”.”
Tylko że jak się temu bliżej przyjrzeć, to Dziewiąty Doktor był tym łagodniejszym wcieleniem. Dziesiąty swoim niezrównoważeniem przypomina Szóstego – w kilku miejscach wprost mówi, że towarzysze są mu potrzebni, aby łagodzili jego bezwzględność i żywiołowość.
„Niewątpliwie wyciągnęła go z samotności będącej skutkiem Wojnie Czasu”
Nie kupuję tego. Każdy towarzysz jest w tym czy innym stopniu tymczasowym rozwiązaniem problemu samotności Władcy Czasu.
„a przy okazji kilkukrotnie ratowała go z opresji w momentach, w których będąc samemu niewątpliwie by przegrał.”
Dokładnie raz zrobiła coś ponad jęczenie i czekanie, aż Doktor ją uratuje i efektem tego jej działania była śmierć Dziewiątego.
Dziękuję za ten komentarz, to dobrze, że każdy ma swoje zdanie, a Ty w dodatku swoje uzasadniłaś. :) Starałam się napisać o tej postaci coś pozytywnego, dla odmiany od wielu negatywnych głosów na forum i w internecie. Każdy ma swoje zdanie i bardzo dziękuję za wypowiedzenie swojego.
Za ten tekst masz u mnie wielkiego plusa, trzymaj +
Do Rose mam sentyment.
Rozumiem stawiane jej zarzuty, jednak nie przeszkadzają mi one ją lubić i chętnie powracam do odcinków z jej udziałem.
Na pewno jest najbardziej kontrowersyjną z Towarzyszek Doctora :)
Ten obrazek pokazuje dlaczego jej nie lubię (Marty również) a kocham Donnę :D http://fc03.deviantart.net/fs71/f/2013/207/a/4/doctor_who___girls_by_maxkennedy-d6e0d52.jpg
Dla mnie była taka nijaka (nie chcę nikogo urazić, po prostu dla mnie nie ma właściwego charakteru, a ja uwielbiam postacie trochę dziwne, niezrozumiałe :-) ) Rose mnie nudzi. I jedną rzeczą mnie trochę uraziła, ale nie będę o tym pisał ze względu na pewną krytykę ze strony jej fanów.
Nie lubię. Irytująca, postać, z której więcej szkody w podróżach, niż pożytku.
Ja do ulubionych. Uwielbiam Rose