Christopher Eccleston nigdy nie oglądał „Doktora Who”
Wbrew powszechnej opinii, nie wszyscy aktorzy wcielający się w Doktora są wielkimi fanami serialu…
Jeśli nie oglądaliście zbyt wielu klasycznych odcinków, ale uważacie się za fanów Doktora Who, możecie od czasu do czasu czuć się nieco winni. Czujecie się nieco zagubieni, gdy ktoś wspomina Valeyarda albo Omegę, Morskie Diabły albo Eliminator Kompresji Tkankowej. Wiedza na temat serialu pochodząca tylko z XXI wieku nie zawsze jest wystarczająca…
Z radością możemy oznajmić, że teraz już nigdy nie musicie się wstydzić – bo sam Dziewiąty Doktor w ogóle nie oglądał Doktora Who. Nie, najwyraźniej nawet odcinków, w których sam wystąpił.
Zapytany, czy widział w roli swojego następcę, Petera Capaldiego, Christopher Eccleston odpowiedział negatywnie – bardzo negatywnie.
Nie oglądałem Doktora Who, kiedy byłem dzieckiem. Nigdy nie oglądałem SIEBIE w Doktorze Who!
To chyba odpowiedź przecząca, chociaż mocne słowa Ecclestona skrywają łagodne nastawienie do serialu, biorąc pod uwagę ostatnie komentarze. W końcu nadal jest Doktorem w swoim sercu (lub dwóch)…
W niedawnym wywiadzie z Radio 4’s Loose Ends powiedział:
Myślę, że nie jest istotne to, że odszedłem. Ważne jest to, że w ogóle wystąpiłem w tej roli. Wciąż jestem obecny w Doktorze: byłem w Davidzie Tennancie, byłem w Matcie Smithie, byłem w Peterze Capaldim. Zawsze tam jestem duchowo.
W zasadzie ma rację – po co oglądać serial, skoro nadal duchowo jest się na planie? Teraz to wszystko ma sens – fantastycznie.
Eccleston udzielił wywiadu podczas premiery filmu o biografii bliźniaków Kray, granych przez Toma Hardy’ego, pt. Legenda, gdzie gra policjanta „Nippera” Reada. Jak przygotował się do roli prawdziwej osoby? Najwyraźniej właściwie wcale:
Nauczyłem się moich kwestii, założyłem kostium i poszedłem do pracy. Wydaje mi się, że mówi się dużo nonsensownych rzeczy o jakichś ogromnych przygotowaniach do roli. Nie gram prawdziwego Nippera Reada. Grałem kiedyś Johnna Lenona, ale nie byłem Johnem Lennonem, tylko czyjąś wersją Johna Lennona. To przedstawienie.
Scenariusz Legendy był wystarczająco mocny. Poczytałem trochę o Nipperze, a potem zagrałem Nippera ze scenariusza, a nie tego, o którym czytałem w różnorakiej literaturze. Taka próba mogłaby doprowadzić człowieka do szaleństwa.
Legenda wejdzie do brytyjskich kin 9 września.
Źródło: RadioTimes
Jak naprawdę uwielbiam Dziewiątego, i strasznie żałuję, że tak go mamy mało, tak sam Eccleston nigdy jakoś nie budził we mnie podejrzeń, że po nocach ogląda Doktora i pieszczotliwie głaszcze ukradziony z planu soniczny śrubokręt ;)
„byłem w Matcie Smicie” błąd wam się wkradł.
Dziękujemy za czujność. Już poprawiliśmy :)
Sądząc z różnych wywiadów rozsianych po sieci, Christopher Eccleston jest – a przynajmniej był – człowiekiem cholernie serio podchodzącym do życia i twardo stąpającym po ziemi, a do tego nie mającym prywatnie tak medialnej osobowości jak David Tennant czy Matt Smith. Jeśli dobrze pamiętam, do roli Doktora sam się zgłosił, bo było to dla niego zawodowe wyzwanie. I chociaż stwierdził gdzieś, że jako fan muzyki bodajże reggae rozumie co to znaczy być fanem – myślę, że przepaść między fanami reggae a fandomem „Doktora Who” jest zbyt duża, żeby podejmując się tej roli wtedy miał świadomość, jaki bagaż na siebie bierze. Dlatego cieszę się, że ostatnio trochę wyluzował pod tym kątem i też zaczyna akceptować fakt, że jest (i zawsze będzie) Doktorem. Nawet był gdzieś filmik, chyba kręcony telefonem i strasznej jakości, ale jednak, gdzie w jakimś pubie w Nowym Jorku Eccleston występuje w charakterze Doktora i wspiera jakiegoś fana podczas oświadczyn. Owszem, i Tennant, i Smith też to robili, ale akurat w wykonaniu Ecclestona, który zawsze tak się dystansował do roli Doktora, to było prawdziwe zaskoczenie.