Steven Moffat o kulisach odcinka rocznicowego (cz. 2)

Scenarzysta opowiedział DWM o awaryjnych pomysłach na odcinek rocznicowy, a także o historii wyboru Johna Hurta do roli Doktora.

W pierwszej części wywiadu Moffat przyznał, że wpadł w rozpacz z powodu odmowy Christophera Ecclestona, który nie chciał powrócić do roli Dziewiątego Doktora. Jak wyglądałby odcinek rocznicowy, gdyby aktor zdecydował się na powrót do roli?

Dzień DoktoraOryginalna wersja Imienia Doktora („The Name of the Doctor”) kończy się tym, że Jedenasty Doktor wchodzi w swój strumień czasowy po pocałowaniu River i nie miałem pojęcia, co zdarzy się później, ale wiedziałem zawsze, że musi nas to doprowadzić do odcinka rocznicowego, nawet jeśli jeszcze nie miałem do niego scenariusza. W pewnym momencie miałem taki pomysł, że Doktor Matta Smitha wejdzie w swój strumieni czasowy i… obudzi się jako Christopher Eccleston. Moment, który nie miał wtedy jeszcze kształtu Billie Piper, powiedziałaby: I co o tym myślisz?. O czym co myślę? – spytałby Doktor. To twoja możliwa przyszłość – odpowiedziałaby mu Moment.

Czy to oznacza, że lata Tennanta i Smitha zostałyby wymazane z uniwersum?

W pewnym sensie. Tylko tymczasowo – udałoby mu się ustabilizować linię czasową, którą znamy. A Matt i David pojawialiby się w odcinku jak duchy przyszłych świąt Bożego Narodzenia. Przez jakiś czas ta wersja obowiązywała w mojej głowie. Była jeszcze inna wersja – tę nawet pobieżnie spisałem – gdzie Matt po wejściu do linii czasowej wpada na pole bitwy i znajduje Chrisa gotowego nacisnąć wielki, czerwony przycisk…

Znamy już plan A, a co z planem C? Skoro David i Matt nie podpisali od razu kontraktów… Czy Steven poradziłby sobie bez żadnego Doktora?

Tak, wymyśliłem scenariusz na taką okoliczność. Nadszedł taki dzień, gdy uświadomiłem sobie, że skoro jedyną osobą, która podpisała umowę na 50 rocznicę, jest Jenna Coleman, to muszę wymyślić, co zrobię, jeśli w odcinku miałaby pojawić się jedynie Clara. Trailer #2Plan był taki: Doktor wchodzi w strumień czasowy i przestaje istnieć. Już go nie ma. Ale nadal jest rozproszony wszędzie w małych odłamkach rzeczywistości. Clara wciąż dostrzega go w opowieściach i filmach, granego tam przez wielu znanych aktorów. Ale musi odzyskać kompletną pamięć o Doktorze, aby go przywrócić – co brzmi trochę jak zakończenie odcinka Wielki wybuch („The Big Bang”), niestety. Pomysł był taki, że mielibyśmy masę aktorów grających Doktora. Ta wersja istniała w mojej głowie jakoś jeden dzień. Zachowywałem się chyba wtedy odrobinę histerycznie, tak myślę. Ponieważ byłem w stanie histerii. Ale Dzień Doktora („The Day of the Doctor”) ostatecznie zadziałał. Pomyślałem: dodajmy kolejnego Doktora! i napisałem wreszcie zakończenie Imienia Doktora,  gdzie na końcu dodałem zdanie: Pojawia się wtedy najsławniejszy aktor na świecie. Pamiętam myślenie o tym, że musi to być tak niesamowita decyzja castingowa, żeby każdy pomyślał: Wow, zobaczymy Doktora TEJ osoby. Wiedzieliśmy, że aktor musi być starszy, uosabiać „stare serie” dyskutujące z chłopakami, którzy przejęli serial i musi być zniszczony wojną, ale wciąż głęboko wrażliwy i kapryśny. I jeszcze ktoś, kto mógłby grać Doktora w latach 1989-2005, gdyby przerwa w emisji serialu nigdy nie nastąpiła… To wszystko prowadzi nas chyba do Johna Hurta. Och, idealnie, John Hurt, mówiliśmy sobie. Spytajmy go o to od razu, bo mamy mało czasu, więc miejmy już z głowy jego „nie, dziękuję”. A on oczywiście powiedział „tak” i mieliśmy szansę zobaczyć Johna Hurta jako Doktora. To naprawdę się zdarzyło! Było prawdziwe!

Ciężko nie odnieść wrażenia, że John Hurt również dobrze się bawił, grając Doktora…

steven moffat john hurtOn jest bardzo kochany, jeśli o to chodzi. Wcale się nie wywyższa. Widziałem go kiedyś na konwencie i mówił o tym, jak wiele radości sprawiło mu granie Doktora i był bardzo ostrożny z powiedzeniem: „Jestem prawdziwym Doktorem. Liczę się”. Myślę, że podoba mu się fakt, iż został oficjalnym, pełnym, właściwym Doktorem i nie musiał spędzić trzech czwartych roku w Cardiff, jedynie trzy tygodnie.

Pisanie odcinka rocznicowego rzeczywiście brzmi jak droga przez mękę… A co myślicie o produkcie końcowym? Któraś z powyższych wersji bardziej wam się podoba? Lubicie Doktora Johna Hurta? Dajcie nam znać w komentarzach i nie zapomnijcie – świętowanie 53 rocznicy czas zacząć!

Źródło: Doctor Who Magazine



Uzależniona od herbaty, pisania i brytyjskich seriali. Kocha ludzi, teatr, wiedzieć więcej. Nie znosi fasolki, seksizmu i źle napisanych dialogów.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

11 thoughts on “Steven Moffat o kulisach odcinka rocznicowego (cz. 2)

  1. John Hurt był fajny jako Doktor, taki starszy, bardziej doroślejszy. Jednak jak wspomniałem, wolałbym Chrisa zobaczyć jako tego, który to zrobił. Wiadomo dlaczego dokładnie nie chciał wrócić, czy nigdy tego nie sprecyzował?

    1. Wydaje mi się, że gdzieś czytałem, że nie spodobało mu się to co jego Doktor miał zrobić. Ale nie mam pewności…

        1. Ja już słyszałem tyle wersji na temat tego czemu Chris ogólnie odszedł z serialu i tyle wersji czemu nie zagrał w rocznicy, że już nic mnie nie zdziwi. Nawet sugestia, że nie lubi Matta Smitha (a można go nie lubić?).

          1. Właśnie kiedy usłyszałem coś takiego nie chciało mi się wierzyć. I nadal nie wierzę, że coś takiego twierdził. Matt był genialny, a zwłaszcza w 7 serii. Fajnie by było jakby kiedyś wrócił, chociaż na chwilę.

  2. Niestety, Eccleston był w roli Tego, Który Nacisnął Przycisk niezastąpiony – nawet jeśli RTD sugerował, że Dziewiąty urodził się bardzo krótko przed „Rose”, to właśnie jego utożsamiliśmy z decyzją zakończenia wojny i z McGannem efekt byłby może lepszy niż z Hurtem – gdyby się Ósmego przedstawiło młodszej widowni w nieco dłuższym od Night of the Doctor prequelu – ale wciąż daleki od tego, co osiągnęlibyśmy z wszystkimi trzema nowymi Doktorami z rękami na przycisku. Wybaczyłeś, widzu, Doktorowi ten czyn, ale czy potrafisz się z nim pogodzić, widząc Twojego Doktora popełniającego go?
    I tutaj rozchodzimy się z Moffatem, bo ja sobie całkowicie wyobrażam, że oni we trójkę ten przycisk naciskają i wiedzą, że choćby ich było trzydziestu, to każdy by zrobił to samo, bo są tą samą osobą i nie dało się inaczej postąpić. I w końcu zaczynają się z tym godzić. Opcja numer dwa: znajdują sposób, żeby uratować kogoś („save someone”). Może planetę i Gallifreyańczyków, może paru Władców, którzy nie byli aż tak zaangażowani w wojnę i dało się ich „wyciągnąć” nie niszcząc struktury rzeczywistości czy cokolwiek. Doktor wciąż pozostaje osobą z masowym morderstwem na koncie, ale mamy możliwość przywrócenia Władców do serialu, jeśli ktoś tego chce. I opcja trzecia: zdarza się coś, co powoduje, że nie musi tego robić. Ktoś robi to za niego (jeśli kiedykolwiek River miała się do czegoś przydać, to chyba właśnie tu) albo z jakiegoś powodu istotnie zmieniają się okoliczności. Opcja dla kogoś, kto chce zdjąć Doktorowi ciężar z barków. Ale nie, że Doktor decyduje, że jednak nie, i wtedy znajduje się sposób. Bo gdyby ten sposób był, to on by tego nigdy nie zrobił.

    1. Ja to zawsze rozumiałem tak, że to się nigdy nie zdarzyło. On ich uratował, ale o tym zupełnie nie pamiętał (co potwierdza także dialog Doktora, który mówił mniej więcej, że nie będzie pamiętał, że starał się ocalić planetę zamiast ją spalić). I tak sobie to tłumaczę :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *