Dni Fantastyki 2024 – wrażenia redakcyjne

Krzysztof Danielak: W sierpniu tego roku miały miejsce wrocławskie Dni Fantastyki – tym razem, chyba po raz pierwszy, konwent odbył się nie w Zamku w Leśnicy, ale na Kampusie Pracze. Jak więc wypadła ta wyjazdowa edycja?

Już na pierwszej prelekcji, na której byłem, czuło się różnicę pomiędzy Zamkiem a Kampusem. Prelekcja Dżedajki o polityce w Gwiezdnych wojnach (nie tylko rozumianej jako kwestie propagowania pewnych poglądów czy idei politycznych, ale także jako nawiązania do prawdziwej polityki w nazwiskach postaci, np. Nute Gunray został nazwany po republikańskich politykach) odbywała się w laboratorium chemicznym; w efekcie poczułem się prawie jak na jakiejś laborce na studiach. To była jedyna sala sprawiająca takie wrażenie, reszta miejsc już była bardziej standardowa. Następną prelekcją była opowieść o prawach autorskich i nieznanej mi wcześniej historii powstania Myszki Miki. Nietypowym tematem tego dnia były zbroje bikini w popkulturze, czyli znęcanie się przez Ozzie Scribbler nad przykładami przeseksualizowanych przede wszystkim żeńskich zbroi (ale też i strojów, jak np. Quiet z serii gier Metal Gear, choć moim zdaniem uzasadnienie jej stroju przez oddychanie przez skórę nie jest najdziwniejszym z pomysłów Kojimy). Owszem, nie od dzisiaj wiadomo, że szczególnie w grach kobieca zbroja bikini potrafi być nie mniej skuteczna od pełnej zbroi płytowej u mężczyzn, co fajnie podsumował ten skecz, ale nie zgadzam się z opinią prelegentki, że przypadki, gdy seksualizuje się tylko mężczyzn są okej. Albo obie płcie noszą swój odpowiednik bikini, albo najlepiej żadna. Później przyszedł czas na najważniejszy dla nas punkt programu, czyli rozmowa o 1. sezonie Doktora Who. Dziękujemy wszystkim, którzy przyszli! Cieszy nas, że braliście aktywnie udział w dyskusji i mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście. Pozdrawiamy też gżdaczkę opiekującą się naszym punktem programu. Dzień zakończył się dla nas koncertem zespołu Runika – muzyka inspirowana fantasy, mitologią słowiańską i germańską robiła klimat, jak to zwykle na DF-owych wieczornych koncertach bywa.

Sobota to główny dzień wydarzenia i zauważalnie więcej osób uczestniczących w konwencie. Dzień zaczął się dla mnie od prelekcji o kolonizacji Marsa, którą prowadził nagrodzony w tym roku Zajdlem Istvan Vizvary. Trochę bardziej kojarzyła mi się z wykładem niż reszta punktów, ale Vizvary zwrócił uwagę na pozornie niemające związku z podbojem kosmosu kwestiami ekologicznymi na Ziemi, o czym raczej zazwyczaj się nie myśli oglądając produkcje typu For All Mankind. Następnie przyszedł czas na udział w wiedzówce zorganizowanej przez Damiana i Jacka z Ryjówki. Pytania i kategorie jak zawsze były pomysłowe i zmuszające popkulturowy umysł do wysiłku. Tym razem udało nam się przejść eliminacje, oby za rok poszło jeszcze lepiej! Z częścią pytań eliminacyjnych możecie zmierzyć się sami, wystarczy że zerkniecie tutaj. Następne dwa punkty, na których byłem, miały miejsce w auli. Przypominała trochę Zamek, bo było tam cieplej i bardziej duszno niż w reszcie sal; nie było tu klimatyzacji, u części osób wachlarze poszły w ruch. Pierwszą z atrakcji w auli był panel, na którym Robert M. Wegner, Krzysztof M. Maj i Jarosław Grzędowicz rozmawiali o stanie polskiej fantastyki. Następnie przyszedł czas na solowy występ Krzysztofa Maja, czyli dyskusję o tym, czym jest realizm w grach wideo. Prowadzący opowiadał z właściwą sobie energią – lubię brać udział w punktach z jego udziałem. Nie zabrakło też sporego zaangażowania widowni w dyskusję, dzięki czemu było interesująco. Następnie posłuchaliśmy trochę o tym, co whovianie mogą lubić najbardziej – o podróżnikach w czasie, a konkretnie najbardziej nietypowych postaciach tego typu. Faktycznie, autor prelekcji, trzeci członek Ryjówki, wybrał mniej typowe przykłady niż Doktor, także z rodzimego podwórka. Wiedzieliście, że podróżowano w czasie już w pierwszej połowie XVII wieku za sprawą powieści epistolarnej Memoirs of the Twentieth Century? Wreszcie przyszedł czas na gry komputerowe w formie dyskusji o serii Dragon Age – dotychczasowych trzech częściach i nadchodzącej Straży Zasłony. Adam Flamma świetnie o tym opowiadał, to również pozytywnie sprawdzony w mojej ocenie prelegent, który jeszcze mnie nie zawiódł. Dzień zakończył się prelekcją Dominika o Zygmuncie Freudzie. Osobiście nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania tym tematem, ponownie dziękujemy tym, którzy przyszli. To, że popkultura lubi Freuda nie jest dla mnie aż takim zaskoczeniem, ale niespodzianką była planszówka zainspirowana tym lekarzem i jego działalnością w Wiedeńskim Towarzystwie Psychoanalitycznym o tytule „Unconscious Mind.

W ostatni dzień konwentu było chłodniej, w związku z czym przyjemniej na zewnątrz budynków. Jak to w ostatni dzień bywa, na terenie konwentu można było spotkać mniej osób, jednak wcale nie oznaczało to wielkich pustek czy to na prelekcjach, czy innych atrakcjach. Dzień zaczęliśmy od prelekcji Dominiki i Bereniki Oramus. Matka i córka opowiadały o fikcyjnych grach w popkulturze (Jumanji, gry ze Squid Game czy symulacja z Gry Endera). Prelegentki w ciekawy sposób podzieliły gry ze względu na ich typ i cel (np. kontrola społeczności lub wpływ na rzeczywistość poza światem gry). Oczywiście w ramach dyskusji, która się wywiązała w trakcie prelekcji nie mogliśmy nie wspomnieć o Zabawkarzu. Następny punkt programu, na którym byliśmy, dotyczył „Gwiezdnych wojen”, a konkretnie tworzenia fikcyjnych światów i biologii spekulatywnej, czyli tego jak stworzyć planetę wiarygodną pod kątem naukowym. Prelekcja miała miejsce w namiocie ratusza, a więc poza budynkami kampusu, gdzie było bardziej duszno. Niestety muszę przyznać, że początek prelekcji był trochę nudny i usypiający – nabrała jednak energii, gdy wkroczyła współprowadząca zajmująca się naukowo astrobiologią. Ciekawie było posłuchać o projektach fanowskich – mapie Galaktyki czy też mapach geologicznych Mandalory i podobnych planet. Miałem też okazję trafić na tradycyjną niedzielną belgijkę przy akompaniamencie polskiego coveru ‘t Smidje w wykonaniu zespołu Żniwa. Nie włączyłem się jednak do tańca, bo przyszedł czas na ostatnią dla mnie prelekcję w tym roku, która była dobrą okazją do poszerzenie horyzontów.

Autorka bloga Azjatycka półka opowiadała o gatunku literatury, którego nazwa mi się spodobała, cosy/healing literature, czyli po polsku literaturze kocykowej. Są to popularne w Azji (szczególnie w Korei Południowej i Japonii) książki, które mają na celu ukojenie czytelnika. Młodzi ludzie żyjący w ciągłym stresie i próbujący sprostać oczekiwaniom rodziny i społeczeństwa mogą znaleźć spokój w przyjaznych przestrzeniach np. kawiarni czy domu pod miastem. Mogą tu się pojawiać elementy fantastyczne jak nietypowe kelnerki-króliki (z Księżyca) czy kawiarnia przenosząca w czasie na czas stygnięcia herbaty. Nie słyszałem o tym wcześniej; jest to interesujące odbicie potrzeb psychicznych koreańskich czytelników (już 20-latkowie potrafią przeżywać kryzys wieku średniego!). Okazuje się, że te książki są nawet wydawane po polsku, więc nie ma bariery językowej, jeśli ktoś chce po nie sięgnąć i u nas.

Tegoroczna edycja obfitowała w prelekcje, jak i atrakcje innego rodzaju: koncerty, czy miasteczko konwentowe, gdzie można było kupić rzeczy od wystawców albo wziąć udział w poszukiwaniach Appy czy obserwować występy rzymskich legionistów. A więc programowo impreza dalej trzymała ten sam poziom, za który ją lubię. Nietypowym wydarzeniem w trakcie tej edycji był ślub wieloletnich uczestników Dni Fantastyki, którego udzielił prezydent Wrocławia! Zmiana lokalizacji wydarzenia była na pewien sposób odświeżająca, jednak nie mogę się już doczekać powrotu w zamkowe okolice w przyszłym roku. Dziękuję organizatorom i do zobaczenia za rok!

Dominik Śnioch: Bardzo udane były te Dni Fantastyki. Przyznam, że początkowo miałem poczucie, że w programie jest trochę mniej punktów które mnie personalnie interesują, ale wrażenie okazało się mylne. Znalazłem dla siebie dużo dobrego: prelekcję o istnieniu bądź nieistnieniu polityki w uniwersum Gwiezdnych wojen, pogadankę o nadchodzącym, nowym Dragon Age, krytykę filmu Madame Web… Było dużo i soczyście, poznałem też nowy gatunek czy podgatunek literacki rodem z kraju kwitnącej wiśni… Najbardziej, jak zawsze, zachwycił Krzysztof M. Maj w jego prelekcji o grach RPG – facet to urodzony showman.

Nieodłączną częścią Dni Fantastyki są niesamowici cosplayerzy. Mam wrażenie, że w tym roku było ich odrobinę mniej niż zazwyczaj, ale ci, którzy byli, jak zawsze reprezentowali znakomity poziom. Doktorzy, ninje, Jedi i Sithowie, wiedźmini i cała masa innych bohaterów. Pozdro dla cosplayera gwiezdnowojennej postaci Kita Fisto, który zgodził się trzasnąć sobie ze mną fotkę.

Cieszy też od strony, nazwijmy to, zawodowej, że współprowadzona przeze mnie prelekcja o obecnym sezonie przygód Doktora całkiem się udała, podobnie jak moja autorska, o innym doktorze, tym razem Zygmuncie Freudzie. Byłem zaskoczony frekwencją! Jedna i na szczęście jedyna natomiast rzecz, która była zaskoczeniem na minus to to, iż tegoroczna, inna od poprzednich lokalizacja, to był jakiś labirynt! Dobrze, że miałem nawigatora. I że kolejna edycja Dni odbędzie się tam, gdzie dawniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *