Jak będzie wyglądać struktura jedenastej serii?
Wraz z przybyciem Chrisa Chibnalla na stołek producenta wykonawczego Doctor Who – zgodnie z przewidywaniami – szykują się zmiany. Poznaliśmy już twarz nowego Doktora (czy też, należałoby rzec, nowej Doktor), wciąż czekamy na informacje na temat towarzysza (lub towarzyszy!), spekulujemy, którzy scenarzyści i reżyserzy powrócą w jedenastej serii…
Stosunkowo rzadko zdajemy się jednak zadawać jeszcze jedno, zasadnicze pytanie – jaką postać będzie miała nadchodząca seria?
O co chodzi? Już spieszę z wyjaśnieniami.
Kilka tygodni po objęciu przez Chibnalla nowej funkcji zaczęły pojawiać się plotki, że rozważa on zmodyfikowanie sposobu, w jaki scenarzyści pracują nad serialem. Do tej pory Doctor Who działał w modelu brytyjskim: każdy scenarzysta pisał jeden odcinek, producent wykonawczy wszystko nadzorował i czasami dorzucał coś tu i ówdzie (lub wetował jakiś pomysł). Chibnall rzekomo rozważał model amerykański, zgodnie z którym zamyka się ludzi potrafiących wydusić z siebie jakieś sensowne historie w jednym pomieszczeniu, daje im laptopy, wielką białą tablicę, trochę kartek i przyrządów do pisania, a później wszyscy siedzą i coś wymyślają. Ktoś tym zespołem kieruje, ktoś odpowiada za konkretny odcinek, ale sama historia jest owocem pracy całego zespołu, a nie pojedynczych osób nadzorowanych przez zastanawiającego się, kogo by tu jeszcze uśmiercić (ale tak nie do końca!) lidera.
Na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat swojego istnienia serial przyjmował różne formy. Początkowo mieliśmy do czynienia z kilkuodcinkowymi historiami podzielonymi na nieco ponad dwudziestominutowe odcinki (których to liczba była zmienna w każdej historii), co w latach osiemdziesiątych uległo modyfikacji i epizody zostały wydłużone niemalże dwukrotnie. Znanym eksperymentem była historia The Trial of a Time Lord z drugiego sezonu Szóstego Doktora, mająca szkatułkową budowę, rozpisana na cały sezon historia zawierająca w sobie inne historie. Nawet we współczesnej wersji serialu eksperymentowano z jego formułą. Mieliśmy sezon składający się tylko z pojedynczych odcinków (siódmy) oraz taki, w którym były niemalże tylko dwuodcinkowe historie (dziewiąty). Przeważnie scenarzyści balansowali między jednym a drugim rozwiązaniem. Rozpoczynaliśmy nowe serie dwuczęściowcami (seria szósta i dziewiąta) albo pojedynczymi odcinkami (seria pierwsza i ósma) i podobnie działo się w kontekście finałów. Mieliśmy nawet sezon (szósty), w którym część odcinków była poprzedzana krótkimi prologami, dostępnymi w sieci wprowadzeniami do poszczególnych odcinków, które to sceny nie pojawiały się następnie w epizodzie, np. przybycie Doktora na Skaro przed Planetą obłąkanych Daleków („The Asylum of the Daleks”) czy stworzenie antagonisty z Miasteczka Mercy („A Town Called Mercy”).
Co zaproponuje nam Chibnall? Jakie są możliwości? Przyjrzyjmy się im, a następnie niech każdy we własnym zakresie spróbuje sobie odpowiedzieć na pytanie, jaka jest preferowana przez niego opcja, jeśli – oczywiście – istnieją preferencje w tym zakresie, gdyż równie dobrze każde rozwiązanie może wydawać się nam równie satysfakcjonujące.
Pojedyncze odcinki
Poszczególne epizody wykorzystują postać Doktor i jej towarzyszy. Odwiedzają obce planety, eksplorują Ziemię w różnych jej epokach historycznych, przeżywają przygody, a specyfika serialu (maszyna do podróży w czasie i przestrzeni!) jest po prostu narzędziem do opowiadania różnorodnych, niepowiązanych ze sobą historii, które zasadniczo można by oglądać w dowolnej kolejności – no może poza odcinkiem otwierającym i wieńczącym erę (czy też serię).
Pojedyncze i podwójne odcinki
A może czterdzieści pięć minut czasu ekranowego to za mało i warto opowiadać niepowiązane ze sobą historie, ale takie, których czas trwania wykracza poza jeden odcinek, a czasem jest dłuższy nawet od dwóch? Krótko mówiąc, dać scenarzystom wolną rękę, niech tworzą wspaniałe opowieści i wykorzystają tyle czasu antenowego, ile potrzebują. Do tej kategorii oczywiście wpadałby również sezon, który składa się wyłącznie z podwójnych odcinków, ale nie dlatego, że taki był plan, ale po prostu w ten sposób ułożyły się historie.
Pojedyncze odcinki z wątkiem wiodącym
Większość serii współczesnej wersji serialu ma właśnie taką strukturę. W sezonie Christophera Ecclestona śledzimy różnorodne historie, ale raz na jakiś czas dostrzegamy wplatany w nie wątek Złego Wilka (Bad Wolf). Przez cały trzeci sezon zastanawiamy się, kim jest Harold Saxon i dlaczego mielibyśmy na niego głosować, a w ósmej serii Steven Moffat serwuje nam zagadkę powracającej co jakiś czas na ekranie tajemniczej kobiety i promowanego przez nią raju.
Pojedyncze i podwójne odcinki z wątkiem wiodącym
Napisałem w poprzednim punkcie, że pojedyncze odcinki z wątkiem wiodącym to dominująca struktura w obecnej wersji serialu? Kłamałem jak Moffat! W rzeczywistości rzecz jest bardziej różnorodna i wygląda mniej więcej tak, jak sugeruje to tytuł niniejszego podpunktu.
Jedna długa opowieść
Śledzimy jedną, długą historię rozpisaną na cały sezon (lub nawet na kilka sezonów). Pod koniec każdego odcinka mamy cliffhanger, bohaterowie odwiedzają różne miejsca, poznają rozmaite postacie i przeżywają różne przygody, ale wszystko jest częścią jednej długiej opowieści. Jeśli będzie ona oparta na ciekawym pomyśle, dającym materiał na wiele epizodów, to może być ciekawie, ale gorzej, jeśli twórcy zaserwują nam coś złego lub najzwyczajniej w świecie coś, co nie podpasuje do naszego gustu. Pomyślcie o waszym ulubionym odcinku i wyobraźcie sobie, że trwa cały sezon i nie ma w tym wszystkim ani jednej zbędnej sceny. A teraz przypomnijcie sobie odcinek, za którym nie przepadacie i wyobraźcie sobie to samo – nie jest już tak różowo, prawda? Wiele historii w tym serialu aż prosi się o rozbudowanie i niektóre opowieści dzięki pracy utalentowanych scenarzystów mogłyby z powodzeniem wypełnić cały sezon. To bardzo kuszące! Ale czy poświęcilibyśmy dla takiego rozwiązania różnorodność serialu? Przecież ta niepewność, że nigdy nie wiemy, gdzie w danym tygodniu trafimy, jest jedną z sił napędowych Doctor Who! (No dobrze, tak naprawdę wiemy, bo pewnie już dawno obejrzeliśmy zwiastun, ale wiecie, o co chodzi. ;) )
Narracja szkatułkowa
Na przestrzeni sezonu śledzimy pewną główną opowieść, z którą wiążą się inne, mające charakter retrospekcji, zasłyszanych historii albo są wprowadzane do historii w inny wymyślony przez scenarzystów sposób. Te dodatkowe wątki mogą łączyć się z podstawową narracją sezonu, a mogą też mieć jedynie charakter anegdotyczny. Pamiętacie, jak Missy w drugim odcinku dziewiątej serii opowiadała Clarze, w jaki sposób Doktor uciekł przed armią morderczych androidów, przyjmując na siebie ich atak i używając tej energii do teleportowania się w inne miejsce? Tam mieliśmy to wytłumaczone w kilkadziesiąt sekund, a w strukturze takiej jak ta podobna opowieść mogłaby wypełnić cały odcinek, natomiast ucieczka Doktora byłaby jedynie jego zwieńczeniem. A historia Jacka Harknessa i stania się przez niego nieśmiertelnym, przedstawiona w jednym z odcinków czwartej serii Torchwood? To przykład opowieści w opowieści, czegoś, co scenarzyści wpletli w główną historię i stworzyli z tego oddzielny epizod. W przypadku tej wersji serialu mielibyśmy główną opowieść oraz pomniejsze opowieści, czasami wypełniające odcinek od początku do końca, czasami nawet dwa odcinki, a innym razem jedynie pół, jeśli materiału byłoby akurat na tyle.
Narracja typu YOLO
Opowieść pocięta jest na krótkie kawałki, które są ze sobą totalnie wymieszane. Niektóre prezentowane są od tyłu, inne do góry nogami albo w postaci pojedynczych klatek, które trzeba sobie powycinać i zmontować. W przypadku niektórych fragmentów historii zastosowano nowatorskie, awangardowe rozwiązanie i sceny przedstawione są w formie czekoladowych rzeźb, stojących w najbardziej nasłonecznionych miejscach na świecie. Najważniejsze elementy opowieści zsyntetyzowano jako silnie psychoaktywne substancje, którymi spryskano przypadkowe chodniki w Cardiff, dlatego też od momentu startu nowej serii na ulicach tego miasta można spotkać ludzi intensywnie liżących asfalt i betonowe płyty w poszukiwaniu kluczowych wątków historii. Kilku scen brakuje, ale nikt się nawet nie zorientuje, bo i tak nie da się w tym wszystkim połapać.
A może macie inne pomysły, w jaki sposób mogłaby wyglądać struktura najnowszej serii? Nie piszcie do Chibnalla, on już na pewno podjął decyzję. Ale możecie podzielić się swoimi pomysłami tutaj, pod niniejszym tekstem!