SKARO #5 – O Big Finish Productions
Rozmyślania laika o tym, dlaczego warto słuchać słuchowisk Big Finish.
Od dłuższego czasu – a szczególnie sprzyjająca ku temu jest przerwa w serialu – zastanawiam się nad sięgnięciem po doktorowe słuchowiska. W końcu jest tam mnóstwo dodatkowych, pobocznych opowieści, które uzupełniają luki fabularne, rozwijają stare wątki i kreują nowe, zmieniają i poszerzają wizerunek towarzyszy oraz przyjaciół Doktora (czasem także bez jego udziału), jak i samego Władcy Czasu. Krótko mówiąc, Big Finish to wielowątkowe, wieloaspektowe rozwijanie doktorowego uniwersum w całym czasie i przestrzeni (a czasem i w równoległych wymiarach), gdzie twórców nie ogranicza nic poza wyobraźnią. Brzmi cudownie, prawda? Ja osobiście byłem też zachwycony debatą o Expanded Universe, która odbyła się niedawno na Whomanikonie (a która skłoniła mnie do napisania tego felietonu) i siłą rzeczy sporą jej część zajmowały słuchowiska. Była cudowna, fantastyczna i zachęcająca, naprawdę. Nic tylko zacząć słuchać. Ale…
No właśnie, ale. Bo mimo tego, że Big Finish zachęca nas bardzo swoją różnorodnością fabuł i historii, to przerażająca jest ilość słuchowisk. Przez 20 lat działalności wytwórni (BF powstało w 1996 roku) powstało kilkaset doktorowych i okołodoktorowych produkcji. Więcej niż odcinków serialu, a już sam serial jest dość ciężki do ogarnięcia. Jak do tego podejść, od której strony zacząć? Z pomocą przychodzą liczne poradniki, ale też fakt, że spora część słuchowisk jest autonomiczna, możemy sięgnąć do nich, niekoniecznie znając fabułę pozostałych. I to niewątpliwie duży plus. Problemem jednak pozostaje czas. Są słuchowiska krótkie, ale zdarzają się też bardzo długie. Całość złożona z tych kilkuset nagrań jest ogromna bez względu na długość części składowych. A raz rozpoczęte słuchowiska nie odpuszczą, będą wracać jak wyrzuty sumienia, wzywając do dalszego słuchania. Tymczasem w XXI wieku czasu nie mamy, a TARDIS brak… Innym problemem jest konieczność zakupu takiej ilości słuchowisk (jeśli chcemy to robić z legalnego źródła – jak powinniśmy). Słuchowiska bywają tanie (te krótkie), ale czasem ich ceny przekraczają w przeliczeniu 100 złotych. I to jest prawdopodobnie dla większości spory wydatek, szczególnie, że raczej niejednorazowy. Czy warto sięgać więc po produkcje Big Finish?
Pewnie, że warto! Przede wszystkim Big Finish rozszerza sposób patrzenia na uniwersum. Za pomocą samego dźwięku można pokazać dużo więcej, twórców niemal nic nie ogranicza – ani koszty (nie potrzeba odległych scenerii, wyszukanych scenografii i charakteryzacji), ani poprawność telewizyjnego ekranu (w słuchowisku można powiedzieć lub zasugerować dużo więcej, pozostawiając interpretację słuchaczowi). Wszystko zależy od wyobraźni twórców, ale też wyobraźni słuchacza, który słuchowisko odbiera. Można się wsłuchać w fantastyczne głosy aktorów (całej plejady znanej już jako odtwórców ról klasycznych Doktorów i ich towarzyszy, ale też wielu więcej) i ich akcenty dokładniej niż w serialu, gdzie uwagę przyciąga obraz. Można się położyć, słuchać i wyobrażać sobie to wszystko, co twórcy dla nas przygotowali. A przygotowali wiele. Bo Big Finish wypuszcza czasem kilka, a czasem nawet kilkanaście słuchowisk w miesiącu. Zdecydowanie jest czego posłuchać. I jest się czym zachwycić. Warto zwrócić uwagę na to, że jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś był z doktorowych słuchowisk niezadowolony. Znam trochę osób zakochanych w słuchowiskach i nikogo, kto powiedziałby: „Szkoda czasu, straszny syf”. Wręcz przeciwnie, słuchowiska nierzadko naprawiają to, co psuje serial. I to jest prawdziwa wartość dodana z tych produkcji, powód dla którego warto się przemóc i mimo problemów oraz niedogodności po nie sięgnąć.
Mimo że Big Finish nie jest jedynym wydawcą doktorowych słuchowisk (istnieje jeszcze między innymi wytwórnia AudioGO), to stanowczo najbardziej znanym i zasłużonym, także wśród osób, które słuchowiskami nie interesują się wcale. Ze względu na ilość wydawanych historii, ale także (a może przede wszystkim) na ich bardzo dobrą jakość, świetne scenariusze, a do tego wyśmienitą realizację. Co więcej Big Finish zna się na marketingu – ostatnie pozyskanie praw najpierw do postaci River Song, a później do Doktora Wojny, Dziesiątego i Donny (a kto wie, co jeszcze BF ma na podorędziu), jest genialnym ruchem. Bo w Polsce i wielu innych krajach (także częściowo anglosaskich), gdzie tradycja oglądania Doktora Who zaczęła się wraz z New Who, odcinki klasyczne są ogromną przeszłością, po którą strach sięgać. O jeszcze większej słuchowiskowej części uniwersum nie wspominając. A sięgając po ukochane i świetnie znane postaci, można zachęcić do posłuchania ich historii od Big Finish. I wpadnięcia także w klasyki. I to jest bardzo obiecujące w perspektywie powszechnego korzystania z dobrodziejstw Expanded Universe.
Jakie mam konkluzje? Dwa lata temu z kawałkiem, gdy zaczynał kształtować się polski fandom, powstały pierwsze grupy i ta strona, o słuchowiskach w Polsce nie wiedział prawie nikt. Dziś słucha już pewne grono osób, a znacznie większe grono chce zacząć. Nadal są też takie osoby, których to wcale nie interesuje. Co z nimi zrobić? Może eksterminować? W każdym razie tendencja i tak jest dobra i może już za rok, może za dwa, polscy fani Doktora Who będą mogli spotkać się i z przejęciem rozmawiać o słuchowiskach? Właśnie tak (być może naiwnie) wierzę.