SKARO #4 – O kobiecie w roli Doktora
Subiektywny Komentarz Antagonizujący Rozmaite Opinie o jednej ze spraw najbardziej rozpalających fanów ostatnimi czasy.
Gdy planowałem ten tekst, jeszcze w ubiegłym roku, miał on wyglądać zupełnie inaczej. Co się zmieniło? Zapowiedziano (wreszcie), że Steven Moffat odchodzi i Peter Capaldi będzie jego ostatnim Doktorem. Wydawać by się więc mogło, że również szumnie zapowiadane i sugerowane przez obecnego showrunnera zaangażowanie kobiety do roli dzielnego Władcy Czasu zostanie przynajmniej odroczone. Ale czy na pewno? I co to właściwie oznacza dla serialu?
Steven Moffat już od dłuższego czasu karmił nas opowieściami o tym, że kobieta występująca w roli Doktora jest jak najbardziej prawdopodobna, co więcej, taka sytuacja w przyszłości, w sprzyjającej sytuacji, jest niemal pewna. W dodatku usiłował nas do tego przygotować fabularnie. Najpierw zobaczyliśmy przedstawianą jako coś naturalnego kobiecą inkarnację Mistrza (ze świetną rolą Michelle Gomez), ostatnio natomiast pokazano nam regenerację Generała z mężczyzny w kobietę, jednak wyraźnie powiedział/a on/a, że była to jedyna męska inkarnacja. Wniosek płynie z tego prosty – zmiana płci Władców Czasu jest absolutnie możliwa i normalna, choć raczej występuje jako jednorazowa anomalia. I wniosek dalszy – z Doktorem też się to może stać. Ale Steven Moffat już nie wprowadzi następnego Doktora. Przygotował solidne podłoże fabularne pod Doktora-kobietę, ale nie będzie miał wpływu na wybór następnych aktorów wcielających się w tę rolę. Czy to oznacza, że na razie możemy nie myśleć o takim rozwoju wydarzeń?
Trudno powiedzieć. Za sterami serialu zasiądzie Chris Chibnall, który napisał dotychczas pięć odcinków serialu (bardzo dobrych, choć niezmieniających znacząco biegu wydarzeń), a ostatnio także kryminalnego hitu Broadchurch. Nie za bardzo wiadomo, czego można się po nim spodziewać, jaka będzie jego wizja kontynuacji fabuły serialu. Czy będzie chciał podjąć wyzwanie zbudowania własnego, nowego Doktora, czy w swojej pierwszej serii będzie wolał polegać na marce Capaldiego? Nie wiadomo także, jak zapatruje się na kobiece wcielenie Doktora, a jeśli pozytywnie, to czy będzie chciał, żeby było pierwszym za jego kadencji, czy dopiero następnym. Takie wprowadzenie od razu wiązałoby się ze znacznym ryzykiem – nie wiadomo, jak fani zareagują na taki przewrót fabularny. Chris Chibnall może stać się najlepszym scenarzystą w dziejach serialu lub tym, który serial zniszczy. Może też zupełnie nie poruszać kwestii płci głównego bohatera, tym bardziej, że wydaje się, iż dla większości fanów jest to, mimo płomiennych dyskusji, sprawą podrzędną.
Ale po co właściwie zmieniać płeć Doktora, zapytają niektórzy. Nie ulega wątpliwości, że byłby to ryzykowny manewr. Serial ma już 52 lata i przez cały ten czas, we wszystkich, licznych mediach, Doktor był i jest mężczyzną. Od ponad pół wieku fani obserwują szalonego Władcą Czasu, który zmienia twarze, charakter, upodobania, ale nie zmienia płci. Bo zmiana płci byłaby paradoksalnie czymś więcej niż zwykłą zmianą twarzy. Bo Doktor jako mężczyzna stał się już paradygmatem. W świecie literackiej czy filmowej fikcji wiele jest możliwe i dopuszczalne (a w świecie Doktora Who jeszcze więcej), jednak dla wielu wydaje się to nie do przeskoczenia – Doktor-mężczyzna jest tak samo stały jak Superman-mężczyzna czy Batman-mężczyzna. Można tworzyć ich żeńskie odpowiedniki, co zresztą się robi (a w Whoniwersum tę rolę niejako odgrywa Mistrzyni, a swego czasu Romana), ale Doktor-mężczyzna jest już stałym punktem. Nie chodzi tu o fizyczne możliwości zmiany (bo jak już wiemy, one istnieją), ale o ogromne, wywrotowe znaczenie takiej przemiany dla postrzegania serialu i samej postaci.
Z drugiej strony można powiedzieć: skoro jest taka możliwość, to czemu nie? Skoro ktoś kiedyś zaplanował możliwość całkowitej przemiany Doktora i wykazano, że Władcy Czasu mogą zmieniać płeć, to dlaczego nie można tego zrobić? Skoro serial przetrwał 52 lata różnych perturbacji, to czemu miałby nie przetrwać przemiany Doktora w kobietę? Problemem takiego rozwiązania jest oczywiście kwestia postrzegania postaci, ale także niezwykle istotnych w dzisiejszych czasach wyników oglądalności. Taka decyzja mogłaby nie być popularna, a postać, która dotychczas była mężczyzną, niekoniecznie wyglądałaby naturalnie dla widzów, spośród których niektórzy oglądają przygody Władcy Czasu od samego początku. Zresztą wyraźnie widoczny jest brak entuzjazmu wobec tego pomysłu właśnie wśród starszych fanów (między innymi Petera Capaldiego). Trzeba zwrócić uwagę na to, że kiedyś niewiele osób brało pod uwagę przemianę Doktora w kobietę (choć myślał o tym w latach 80. jeden z twórców serialu, Sydney Newman), ale trzeba przy tym pamiętać, że też rola kobiety w tamtych czasach była zupełnie inna niż dziś, gdy kobiety odgrywają istotną rolę w świecie, a także w kinematografii. I można zrozumieć niektórych fanów, chcących kobiety w tej roli.
Osobiście jestem przeciwnikiem kobiety w roli Doktora (choć w samej Redakcji głosy są podzielone), przy czym rozumiem też racje osób, dla których taka regeneracja jest marzeniem. A jaka jest Wasza opinia na ten temat?
Korzystając z okazji, że może ten artykuł przyciągnie zadeklarowanych przeciwników idei kobiety w roli Doktora, chciałabym zadać jedno pytanie: czym, waszym zdaniem, obsadzenie w tej roli aktorki by poskutkowało? Jakie zmiany musiałyby pójść za taką decyzją? Dlaczego byłoby to aż tak wielką rewolucją?
Trochę mnie bawi gorączka jaką wywołuje ta debata. Mniej tutaj, a bardziej w anglojęzycznym necie widzę czasami argumenty w stylu „Płeć Doktora nie powinna mieć znaczenia, więc Doktor musi/powinien być kiedyś kobietą”. Czy tylko ja tu wyczuwam jakiś dziwny błąd logiczny? Albo wręcz zachodnie zacietrzewienie?
Ja osobiście nie miałbym nic wobec Doktora-kobiety, ale tylko jeżeli aktorka byłaby wybrana z innych powodów niż ten, że jest kobietą…
Druga sprawa jest taka, że nawet nie odczuwam wielkiej potrzeby Doktora-kobiety. To nie tak, że temu serialowi brakuje obecnie reprezentacji w postaciach kobiecych. Powiedziałbym nawet więcej, gdyby Doktor stał się kobietą, a poza tym nie wiele się zmieniło to mielibyśmy poważną nadreprezentację kobiet pośród pozytywnych postaci!
Wyobraźcie odcinek z nowym wydaniem UNITu z femDoktorem jak w Zygon Invasion/Zygon Inversion. Mielibyśmy UNIT zdominowany przez kobiety na wysokich stanowiskach i w sumie jedyne zauważalne postacie to kobiety + towarzyszkę + femDoktor?
Albo odcinek z asystą Paternoster Gang jak Deep Breath? FemDoctor + towarzyszka + Madame Vastra i Jenny + męski (?) comedic relief w postaci Straxa?
Albo zespół jak na polarnej bazie w Last Christmas? FemDoctor + towarzyszka + 3 różnorodne, ciekawe charaktery kobiece + męski comedic relief w postaci tego niekompetentnego, obleśnego faceta, który jako jedyny zginął?
Powiem w sumie, że nawet nie trzeba sobie wyobrażać hipotetycznej sytuacji z żeńskim Doktorem. Ten serial już teraz ma poważną nadreprezentację kobiecą wśród pozytywnych postaci, tym bardziej więc pewnie by tak było z femDoktorem.
A jeśli do tego dodamy postaci niejednoznaczne albo wręcz negatywne? Patrząc na postaci powracające w ostatnim sezonie mieliśmy: Davrosa (ok, mężczyzna, tego nie mogli zmienić, a jest w tym serialu od dawien dawna), Ohila, Generał (jak się okazuje, kobieta bardziej niż mężczyzna), Missy, Ashildr/Ja.
Ale wbrew temu, powtarzam, nie mam nic przeciwko żeńskiemu Doktorowi. Jednak jeśli ktoś chce żeńskiego Doktora, bo – no nie wiem – brakuje mu żeńskiego pierwiastka czy też brakuje mu jakiejś reprezentacji – to niech jeszcze raz się przyjrzy serialowi na który narzeka.
Jak już będzie kobieta Doktor to nie musi być taka nadreprezentacja kobiet jak w przykładach. Zamiast towarzyszki mógłby być wreszcie towarzysz. Uważam, że zmiana płci Doktora jest możliwa ale musi być przemyślana, a nie być po prostu odpowiedzią na żądania feminazistek. Z drugiej strony obserwując fanfiction.net i tumbr sądzę, że nie jest to oczekiwane przez widzów, a raczej widzki. Czego miałyby szukać w nim dalej yaolistki, rysujące lub opisujące intymne zbliżenia Doktora, Mistrza-Saxona i Jacka? Jak miałyby się fanki utożsamiać z towarzyszką jeżeli osobą obiecującą wielka przygodę nie byłby charyzmatyczny mężczyzna tylko inna kobieta?
No właśnie, skoro przy zmianie w żeńskiego Doktora, żeby była „właściwa” reprezentacja zmieniliby bilans żeńskich postaci powracających do męskich… to znaczy, że teraz jest w sumie dobrze?
Zmierzam do tego tylko, że jeżeli Doktor miałby być kobietą tylko z powodu „feministycznych” (czy jakkolwiek to nazwać, na wszelki wypadek biorę to w cudzysłów), to moim zdaniem jest to powód głupi.
Męski towarzysz był jeszcze tak niedawno i Rory był fantastyczny.
Danie aktorce roli Trzynastego, czy któregokolwiek -nastego Doktora nie sprawi, że nie będzie można pisać slashu z np. Dziesiątym Doktorem i choćby Simm!Masterem czy co tam kogo kręci. A serial nie jest wbrew pozorom kierowany do części fanek na tumblrze, tylko do rodzin w UK. Więc mógłby za to dać pozytywny przykład, że aktorka sprzeda taki rodzaj sf tak samo dobrze jak aktor. Poza tym przeraża mnie wizja, że ktoś mógłby oglądać DW, aby utożsamiać się z towarzyszami tylko na poziomie odczuwania pociągu do Doktora. W serialu jest on praktycznie aseksualną postacią, relacja Doktor-towarzysz z niewielkimi wyjątkami przypomina zazwyczaj przyjacielską lub co gorsza ojcowską i nie trzeba tak w ogóle utożsamiać się mocno z bohaterami, żeby lubić jakiś wytwór kultury.
Nie od dziś wiadomo, że kobiecy i męscy bohaterowie są wciąż nierówno traktowani w narracji, dlatego zatrudnienie kobiety w roli Doktora, który pozostałby wciąż Doktorem byłoby wyraźną wiadomością, że postać to postać, niezależnie od płci. Wciąż brakuje w telewizji kobiecych postaci, które nie są zdefiniowane przez swoją płeć, wciąż słyszy się, że chłopcy nie potrafią utożsamiać się z żeńskimi postaciami, a w Doktorze Who na tę nierówność płci nakłada się nierówność w statusie Doktora i towarzysza oraz ich wieku. Fakt, że ta dyskusja w ogóle się odbywa jest bardzo znaczący.
Moffat może i chciał dobrze, ale jego czasy dały nam: pół-Władcę Czasu River Song, która przez cały odcinek po swojej regeneracji myśli wyłącznie o swoim wyglądzie oraz Mistrza, który „nie może” dalej nazywać się Mistrzem, bo jest kobietą. Nie powiem, żeby to było działanie na rzecz równouprawnienia.
Nie jestem też pewna, czy Chibnall potrafiłby sobie z tym poradzić. Broadchurch dało nam wspaniały duet Hardy-Miller i parę naprawdę porządnych kobiecych postaci, ale w głowie tak zatwardziałego fana DW pewne schematy mogą się okazać nie do ruszenia. Wydaje mi się, że do dobrego napisania kobiecej inkarnacji Doktora potrzebny jest ktoś nieco lżej związany z Classic Who, młodszy, o świeższym spojrzeniu. Inaczej nawet przy najlepszych intencjach zamiast przełomu dostaniemy jeszcze większy seksizm.
Akurat wychodząc już poza fandom Doctora Who, a bardziej produkcje dla młodzieży albo dzieci. Już coraz bardziej na wierzch wychodzi, że reguła producentów kreskówek i innych opowieści dla młodzieży, że „dziewczyny mogą utożsamiać się z chłopcami, ale chłopcy z dziewczynami nie” jest… lekko mówiąc błędna.
Kiedy zaczęto tworzyć „Legend of Korra”, sequel do „Avatar: The Last Airbender” były obawy, że dziewczyna jako lead character może być źle odebrana przez męską część widowni, ale chłopcy i mężczyźni polubili Korrę. I do tego fajne mięśnie miała!
Steven Universe, który poza tytułowym bohaterem ma mocno żeńską obsadę bohaterów też jest lubiany i przez męską część widowni.
A fenomen My Little Pony? I nikt też nie narzeka na to, że Lara Croft to kobieta.
Wracając jednak do znowu narzekań na Moffatta – River wcale nie myślała przez cały odcinek o swoim wyglądzie, a przynajmniej niewiele dłużej niż to robi sam Doktor… Zwłaszcza Dziesiąty z tym samozachwytem i strojeniem się przed lustrem…
Bardzo mnie cieszy, że „coraz bardziej na wierzch wychodzi”, ale nie wystarczy zmianę zapoczątkować i stworzyć parę pozytywnych przykładów. Do równości jeszcze daleko. Wciąż są Wpływowi Ludzie z Pieniędzmi, którym trzeba uświadomić, że domyślnym głównym bohaterem nie musi być mężczyzna, a główną cechą kobiet nie jest fakt, że są kobietami.
Dziesiąty po obudzeniu ratuje Ziemię w piżamie, a potem wybiera sobie strój, co jest kluczowym momentem dla każdego Doktora . Pięć sekund końcowego patrzenia w lustro nie zmienia wymowy tej sceny. Tymczasem cała ta szopka z River jest żenująca: najpierw się obmacuje, potem się rzuca na Doktora, który… spójrzcie na jego dłonie, jak siedzi na biurku; potem idzie się jeszcze bardziej obmacać poza ekran, potem „zabija” Doktora, a potem przymierza ciuchy, póki Teselecta się nie zjawia. Ciekawe, że Doktorzy po regeneracji robią jeden czy dwa neutralne komentarze dotyczące swojego wyglądu, a River każe się wykrzykiwać „będę zawsze nosić bryczesy”.
Dziesiąty oczywiście wcześniej jeszcze rzuca takim określeniem jak „sexy” w celu opisania siebie, mruga zalotnie do Rose i z nikąd zaczyna flirtować z Rose bardziej niż kiedykolwiek wcześniej (o ile to co robił Dziewiąty w ogóle można nazwać flirtem). Nie mówiąc już o tym, że scenarzysta stroi sobie seksistowskie żarty ustami Jackie Tyler, kiedy ta pyta „czy więcej narządów ma podwójnie?” Taka sama logika, zawsze się znajdzie powody do narzekań. Chyba, że heteroseksualnemu Moffatowi nie wolno podkreślić seksualność kobiety, a homo(bi?)seksualnemu Daviesowi wolno podkreślić seksualność mężczyzny (Doktora).
To nie jest tylko „parę przykładów” – to co chcę powiedzieć, że w większości współczesnych programów, które oglądam jest więcej pozytywnych żeńskich postaci niż męskich, a wątpię, żeby to był przypadek, bo nie dobieram rzeczy do oglądania według klucza „równościowego”. Mam wrażenie, że ta „równość” będzie dopiero jak kobiet będzie więcej na ekranie niż mężczyzn.
Kiedy ktoś mówi, że „daleko do prawdziwej równości” to zastanawiam się czy ten ktoś żyje dalej w XX wieku czy może już w XXI?
Zgadzam się z Alumfelgą co do tego, że nie liczy się jedynie ilość kobiet w programie, ale i to jak są przedstawione – i scena z River też oburzała mnie w porównaniu z River z biblioteki, do momentu, gdy JJ nie scharakteryzowała jej jako objawu zaburzenia psychicznego (innego niż ulubiona moffatowska psychopatia) i w sumie widzę w tym teraz jakąś tam charakterystykę postaci. Poza tym, cieszę się Wojciechu, że znalazłeś tyle programów, w których jest więcej głównych bohaterek niż bohaterów, ale niestety nie oznacza to od razu tego, że reprezentacja kobiet w popkulturze jest już w porządku. Często są to postacie źle napisane, a i jako rzecze przedmówczyni producenci wyłożą pieniądze prędzej na film o superbohaterze niż superbohaterce chociażby. Bo skoro przeszkadzałoby Ci, że na ekranie jest więcej kobiet niż mężczyzn – choć do tej pory zawsze było więcej mężczyzn niż kobiet i prawie nikomu to nie przeszkadzało – to tak, jest to myślenie jeszcze XX-wieczne. Dla mnie, w XXI wieku takie dyskusje jak powyższa w ogóle nie powinny mieć racji bytu. Z drugie strony, absolutnie zgadzam się z tym co napisałeś poniżej: płeć Doktora nie ma znaczenia, co więcej jest on kosmitą i nawet nie wiemy czy jakąś ma – wobec czego płeć aktora go grającego nie powinna mieć znaczenia i rolę powinna dostać najlepiej nadająca się do tego osoba. Ale też i nadmiar kobiet w obsadzie nie powinien być żadnym problemem. Albo raczej dla mnie nie jest żadnym problemem.
(Artykuł, o którym piszę: https://gallifrey.pl/psychopatka-miare-doktora-river-song-nieco-inaczej/ )
W tym rzecz, że właśnie mi nie przeszkadza, że jest więcej kobiet na ekranie. Dla mnie UNIT może być zdominowany przez mężczyzn jak za Trzeciego lub przez kobiety jak za Dwunastego.
Ja nie argumentuję przeciw równości, lecz przeciw temu co widzę w tego typu dyskusjach w internecie (zwłaszcza w anglojęzycznym) i doszukiwania się dyskryminacji tam gdzie jej faktycznie nie ma. Dyskusje o Doktorze-kobiecie ładnie to pokazują.
Jeśli chodzi o superbohaterów, Bonda i tego typu postaci to należy zauważyć, że są to adaptacje, rebooty i remake’i słynnych postaci znanych już od dawien dawna – z dawnych, złych czasów gdzie faktycznie była dyskryminacja.
Jednak jeśli mamy rzeczy zupełnie nowe to nagle mamy takie postaci jak Katniss z Igrzysk Śmierci czy Korra z Legend of Korra.
Nawet jeśli wciąż jest więcej postaci męskich niż żeńskich wśród głównych bohaterów, to raczej nie dlatego, że obecnie panuje dyskryminacja, tylko, że potrzeba czasu, żeby stworzyć nowe, interesujące postacie, które tak się składa, że są kobietami. Potrzeba czasu, ale jak moje przykłady pokazują (i mógłbym podawać ich jeszcze bardzo wiele) to ten proces już dawno się zaczął i z czasem te proporcje się wyrównają.
Z jednej strony oczami swojej wyobraźni widzę ten moment, kiedy Doctor Capaldiego przechodzi swoją regenerację, a zamiast tego staruszka na jego miejscu stoi jakaś piękna kobieta, która jest zdziwiona swoim nowym ciałem (wciąż mi brzmi w uszach „I’m a girl!” Jedenastego :D), to byłaby na pewno epicka scena, ale z drugiej strony…. no cóż, Doctor przez pół wieku miał ciało mężczyzny, więc taka zmiana mogłaby być lekkim wstrząsem…
Na szczęście nie do mnie należy ten wybór :P
Dla mnie osobiście nie będzie miało znaczenia, co osoba wcielająca się w Doktora będzie mieć za przeproszeniem między nogami – osoba ta powinna być przede wszystkim utalentowana aktorsko.