„Ocaleni z Przypływu” – wrażenia redakcyjne
Nadszedł czas na przedostatnie już w tym roku wrażenia redakcyjne z odcinka, tym razem jest to odcinek „Ocaleni z Przypływu”. Zapraszamy do lektury!
Mandalkor: Ok, czyli jednak bywają odcinki, które i mnie niespecjalnie przypadają do gustu, przy których nie mam się za bardzo nad czym zachwycać. Seria 13 jest jak sinusoida – raz mamy chaos, a raz spokój. I tak się składa, że w odcinku „Ocaleni z Przypływu” spadamy znów na dół, w stronę ogromnej ilości wątków, wymieszanych w sposób chaotyczny. Wątków było tak dużo, że już właściwie nie pamiętam, ile i co chciałem na ich temat napisać. Aczkolwiek najważniejsze kwestie w pamięci zostały.
Po pierwsze, „Ocaleni z Przypływu” to odcinek w stylu: “ej, gdzieś to już widziałem”. Wielki Wąż tworzy wewnątrz UNIT-u tajną komórkę wiernych wyznawców (z wężowymi tatuażami trochę jak u Śmierciożerców), która działa często na niekorzyść organizacji głównej. Nie było co prawda (choć może było to w planie) wielkiego przewrotu i zniszczenia organizacji od środka, ale bardzo przypominało mi to marvelowską Hydrę. Niby spoko, ale jednak „skradziony” pomysł, więc nie do końca. Swoją droga sama postać Węża – długowieczna, ale ukrywająca się z tym postać, żyjąca na przestrzeni dziejów. To też brzmi jakoś znajomo.
Nie wiem również, po co „Doctor Who” inne wszechświaty. W sensie sama koncepcja spoko, ale dla mnie moment na to jest słaby. Mam wrażenie, że ostatnio wszędzie gdzieś widzę jakieś multiverse. Jakby każdemu nagle się ten sam pomysł spodobał i chciał uszczknąć coś dla siebie. Ale może się czepiam.
Kolejna sprawa, to dość oczywiste skojarzenie podróży Yaz, Dana i Eustaciusa z Indianą Jonesem, czy serią Tomb Raider. Była przecież nawet scena z pokazaniem trasy podróży na mapie. To akurat bardzo mi się spodobało i żałowałem, że „Ocaleni z Przypływu” tak nie wyglądali. Nie narzekałbym nawet, gdyby kazano nam zaczekać dopiero do następnego odcinka, aby dowiedzieć się, co się stało z Doktor. Serio, odcinek bez niej w stylu filmu podróżniczo-archeologicznego z kosmiczną zagadką w tle. Brzmi świetnie, oglądałbym. Niestety, akurat ten wątek, twórcy postanowili ograniczyć do absolutnego minimum. A szkoda.
Podczas, gdy wyjaśniano nam, czym jest Dywizja i że wywodzi się ona z Władców Czasu, również miałem to uczucie, że gdzieś to już było. Już myślałem, że doszukuję się na siłę, ale jednak nie. Organizacja, która wyłoniła się z jakiejś innej, “ograniczonej” zasadami moralnymi organizacji, na działanie której bardzo nieoficjalnie ta moralna pozwala. Organizacja, która stosuje bardzo różne środki do osiągnięcia swojego celu i ukrywania się w tajemnicy. Nawet usuwanie pamięci. Przypomniało mi się, że twórcy Star Treka mieli taki pomysł w latach 90 z Sekcją 31. Już mniej oczywista „zrzynka”, ale jednak.
Następne skojarzenie jest właściwie prawie że na plus. Bo jednak „ściąganie” od siebie samych to nic złego. Hologram, który Doktor zostawiła dla Yaz – co uczynił wcześniej Dziewiąty Doktor dla Rose w The Parting of the Ways (no chyba, żeby się czepiać, to w sumie Obi-Wan w Zemście Sithów zostawił Jedi nagranie holograficzne, przechowywane również na małych „dyskach” danych o podobnym kształcie). Dopełnia to obrazu powtórek, ale jednak to ta sama postać (nawet jeśli dużo starsza), więc nic dziwnego, że czyni coś podobnego co kiedyś. Przy czym to nagranie jest takie od serca i bardzo przyjacielskie.
I na koniec, coś co w sumie jest akurat sympatyczne i nie było takim typowym „ściąganiem” pomysłów, a bardziej easter eggiem. Mrugnięciem okiem. W końcu przecież kiedyś już policyjna budka stała w jednym z gabinetów w siedzibie UNIT, czyż nie?
I tu płynne przejście do kolejnego aspektu, czyli do UNIT właśnie. Przebieżka przez całą historię organizacji była całkiem spoko. Tym bardziej, że powróciły w taki, czy inny sposób postaci z tą organizacją związane. Brygadier, Kate czy choćby Osgood. Miło się dowiedzieć, że gdzieś tam cały czas żyją i działają. Przynajmniej te dwie ostatnie panie.
Ostatni aspekt, to zauważalna konsekwencja Chibnalla. Mimo tak negatywnego odbioru wątku Dziecka spoza Czasu, on dalej konsekwentnie ciągnie go dalej, uzupełnia, dodaje więcej tajemnic i… Odrobinkę tylko urywa zabijając Tecteun, którą przynajmniej chociaż trochę zdążył nakreślić. Bezduszna naukowiec, oddana do reszty nauce, eksperymentom. Za wszelką cenę. Nawet życia innych. Aha no i zdążyła wygłosić świetną przemowę na temat Doktor i dlaczego jest zagrożeniem.
Także ogólnie: odcinek „Ocaleni z Przypływu” do najlepszych nie należał, choć miał swoje momenty. Tak jak ta wizyta u pustelnika, który był postacią wprost prze komiczną. I ta jego rada wymalowana w pobliżu muru chińskiego. Cudna scena. Poza tym, przynajmniej wreszcie się wyjaśniło coś więcej o Williamsonie!
Alternauta: Jest to przedostatni już odcinek 13 serii i niestety. Bardzo liczyłem, że uda się utrzymać poziom wcześniejszych odcinków – niestety, „Ocaleni z Przypływu” nie spełnił moich oczekiwań. Jednak zanim przejdę do tego, co moim zdaniem się nie udało, parę słów o tym, co trzeba pochwalić.
A pochwalić trzeba ekipę od efektów specjalnych. Tym razem naprawdę nie ma się czego przyczepić, nie było żadnej sceny gorszej jakościowo, jak to bywało w poprzednich odcinkach. Świetnie też wyszedł pustelnik. I wcale się tu z Wami nie droczę ;) Szkoda troszeczkę, że nie było nawiązania do Dziesiątkowych Zjednoczonych Pustelników (szczególnie, że chyba coś było w proroczych mocach jegomościa). Karvanista jak zwykle rządził – odliczanie do jednego, to było świetne. Muszę też pochwalić Steve’a Orama, który moim zdaniem bardzo dobrze sobie radzi z rolą Williamsona. Wnętrze stacji dowodzenia Dywizją też mi się podobało. Chętnie także zobaczyłbym więcej Farquhara (swoją drogą typowe dla Chibsa udziwnianie nazwisk, by ciężko było je zapamiętać). Jak zwykle Swarm moim zdaniem też został dobrze zagrany.
Natomiast tym razem jest trochę rzeczy, które… nie wyszły, niektóre mniej, inne bardziej. Tak jak w dyskusji na naszym Discordzie zostało to ujęte – ten odcinek jest swoistym zwiastunem, wstępem do właściwego finału. Widać to chociażby po Kate, która wróciła po to by… zniknąć. Trochę jak Jack, z tym że wróci już w następnym odcinku. Podobnie jak w odcinkach pierwszym i trzecim wielość wątków daje niestety poczucie chaotyczności. W części scen można odnieść wrażenie, że są to powtórki czegoś, co już mieliśmy: albo w tym samym odcinku jak Wielki Wąż, który dostał w sumie dwie bardzo zbliżone sceny zabójstw czy podróż Dana, Yaz i Jericho, którzy szukali, znajdowali, szukali, by odnaleźć coś, co powiedziało, że trzeba szukać dalej, albo na przestrzeni ery Chibnalla. Dostaliśmy powtórkę z “Dzieci spoza Czasu” – Trzynasta jest sam na sam z wrogiem odcinka, który tłumaczy jej przeszłość za pomocą ekspozycji. Tylko tym razem nie było prezentacji z PowerPointa. Wrócił typowy dla Chibsa tych scenach problem z ekspozycją, ale o tym szerzej za chwilę.
W końcu wspomniana podróż z początku odcinka nie przyniosła kompletnie nic. I naprawdę żadne z nich nie pamiętałoby o tajemniczym napisie, który od 1907 roku pojawił się w pobliżu Wielkiego Muru? Niemożliwe, żeby była to nieznana rzecz (prawdopodobnie to przez nią pojawili się zabójcy Węża, szkoda że o innych konsekwencjach Chibnall już nie pomyślał), niemożliwe, żeby Karvanista dowiedział się akurat teraz, a nie wcześniej – wtedy mógłby osobiście powiedzieć im, że nie ma technologii podróży w czasie. Swoją drogą – po co w ogóle wybierać Wielki Mur? Wiadomo, że jest widoczny z kosmosu, ale sposób, w jaki wykonano napis kompletnie Wielkiego Muru nie wykorzystuje (chyba, że w trakcie produkcji zmieniono coś – wiemy, że były jakieś pretensje Chińczyków o coś, czyżby to był powód?). Wątek ten sprawia wrażenie czegoś, co ma dać coś do roboty towarzyszom. Yaz, która zachowuje się jak rasowy zabójca? Gdzie tego się nauczyła? Z Doktor? W dodatku nie bardzo potrafię, panie Chibnall, uwierzyć, że pańskie postaci spędziły ze sobą 3 lata. Nie wierzę, że przez taki czas kompletnie nie powiedzieliby Jericho o tym, jak się znaleźli w jego czasach, ani o Karvaniście – na pewno by w to uwierzył, skoro widział Anioły. W dodatku powstało trochę wrażenie, że to Yaz miała być tą najmądrzejszą, bo najbardziej doświadczoną towarzyszką Doktor. Więc co się dzieje? Decyzja o wyprawie (swoją drogą skąd trzy osoby, które w zasadzie nie istniały wcześniej i nie miały dosłownie niczego przy sobie, było stać na tak dalekie podróże?) nie została podjęta przez nią, przywódczynię towarzyszy. Próbowała już dwa odcinki temu zachowywać się jak Clara (CBZD), ale daleko jej do tak samodzielnej towarzyszki – potrzebowała Doktor, która da jej enigmatycznie wyrażoną misję odnalezienia kogoś, kto przepowie przyszłość (serio?), zaś jak już wspomniałem pomysł zrobienia napisu był bezsensowny i powiedział nam to wprost Karvanista. Samodzielnie wpadła na pomysł z Wielkim Murem, ale jak to skomentował Karvanista – nie miało to sensu. Pomysł z Tunelami z kolei wyszedł od Dana…Znowu próbowano także wykorzystać jej zawód policjantki (dynamit), ale było to co najmniej dziwne rozwiązanie problemu. Swoją drogą, skoro mowa o misji od Doktor – czy Doktor nie zasugerowała właśnie przypadkiem, że Ziemi trzeba bronić przed uchodźcami? Źle to brzmi w kontekście sytuacji politycznej na świecie (nie tylko tej przy granicach Polski z Białorusią).
Bel i Vinder. Wezwanie Bel do floty było co najmniej sztuczne – skoro Karvanista może przejąć zdalnie dowodzenie nad dowolnym statkiem floty, to czemu nie zrobi tego ze statkiem, który z nieznanej przyczyny nagle odleciał? To sprawia, że jedynym celem, dla którego tak się stało było sprowadzenie Bel, by spotkała Karvanistę i rozminęła się ponownie z Vinderem, by drama trwała dalej. Vinder zaś również zachował się bardzo dziwnie. Okej, wyśledził Pasażerów i porwane osoby, super. Czemu nie skorzystał z telefonu do Doktor (tak, wiem, akurat by nie odebrała raczej, ale mógł chociaż spróbować), tylko wlazł tam idealnie po to, by dać się złapać? I spotkać akurat Diane, co za przypadek.
Wracając do Doktor i jej konfrontacji z Tecteun, która nie wiem z jakiego powodu uważała, że Doktor może ją kojarzyć. Czy wiedziała, że nagranie zostało odnalezione? Nie wiemy, nie zostało to zasygnalizowane, choć nie jest szczególnie zdziwiona, że Mistrz wie. Dziwi też to, dlaczego Tecteun uważała, że jej oczy we wszystkich inkarnacjach są w zasadzie takie same. Owszem, Doktor ma mniej kontroli nad regeneracją, niż większość Władców Czasu, ale wątpię, by pierwsza regeneracja Tecteun była w pełni kontrolowana. Wybór, przed którym staje Doktor jest… dziwny. Jeśli Tecteun tak dobrze zna Doktor, to dlaczego miałaby przypuszczać, że wybierze wspomnienia od ukochanego Wszechświata? A oczekiwanie, że (nawiązując ponownie do Gwiezdnych Wojen), niczym Luke lub Rey wybierze ciemną stronę Mocy i dołączy do swojego rodzica jest bezzasadne – Tecteun jest dla niej obcą osobą ze wspomnianego PowerPointa, jaki sens odwoływać się do tego, że kiedyś Doktor nazywała ją matką? Tak samo wściekłość za ingerencję i łamanie praw Władców Czasu – a co niby takiego innego robiła sama Doktor w przeszłości? Potrafiła przecież ingerować i to mocno. Doktor jest też wściekła za zabrane jej potencjalne życie – ale jak sama Tecteun zwróciła uwagę, to mógł równie dobrze być ratunek. Ja na jej miejscu bardziej bym się wściekł za wykorzystywanie mnie jako dziecka i eksperymentowanie na mnie, by pozyskać technologię wszczepiania regeneracji. Ba, nawet nie można stwierdzić, że Doktor jest, jaka jest, bo przetrwała i poradziła sobie z traumą (bardzo ważny i poważny temat) – jak może być mowa o traumie, skoro tych zdarzeń nawet nie pamięta? Skoro o wspomnieniach mowa – dobrze, że Trzynasta tak grzecznie przestrzega zasad, inaczej na pewno spróbowałaby ukraść zegarek, gdy zrozumiała, co to jest. I otworzyć go, skoro tak bardzo pragnęła poznać swoją przeszłość. A wiemy, że pragnęła bardzo to zrobić, gdyż była gotowa ryzykować życiem swoim i towarzyszy w trzecim odcinku.
Kolejna sprawa – ten sam wybór „wspomnienia kontra Wszechświat” od strony widza jest zwyczajnie nieciekawy. Nie mamy żadnego związku emocjonalnego z przechowywanymi w zegarku wspomnieniami/inkarnacjami. Jak to ujął ładnie Max Curtis na Twitterze, z naszego punktu widzenia jest to tak, jakby Doktor wybierała między ocaleniem Wszechświata a przeczytaniem pełnego wpisu na Wikipedii o sobie. W sumie z jej punktu widzenia trochę też, bo wszystko, co pamięta o przeszłości, pamięta bo jej to pokazano. Dlatego właśnie bardziej nas poruszało pozbawienie się przez Dwunastego wspomnień o Clarze, bo ją znaliśmy. Dlatego nas poruszało pozbawienie Donny wspomnień o Doktorze, bo pamiętaliśmy te przygody. A tutaj? Mogą tam być nawet i tysiące Doktorów, jak mówi Trzynasta. Tylko co z tego wynika dla widza, dla którego bez różnicy, ile tam jest wcieleń?
Sama Dywizja jest tak prosta i enigmatyczna, że w sumie za wiele się o niej nie dowiadujemy. Jak przekonała do współpracy istoty takie jak Anioły? Czemu w bazie głównej było tak pusto? Jak to jest, że skoro Dywizja jest wszędzie, to Doktor miała takie ogromne problemy z natrafieniem na choćby jednego jej agenta? No i jak to jest, że dopiero działania Trzynastej zaczęły przeszkadzać Tecteun? Przecież byli Doktorzy, którzy dużo bardziej ingerowali w “eksperyment”? Skoro o eksperymentach mowa, to wydawałoby się, że Doktor znajdzie jakąś odpowiedź na to, dlaczego towarzysze nie są tym samym, co wszechświat, dlaczego jej postawa jest inna niż postawa Tecteun.
Wreszcie jak to się stało, że tak genialna osoba jak Tecteun nie zabezpieczyła się w żaden sposób przed wrogim wtargnięciem (nieważne czy chodzi tu o Błękitną i Rój, czy o jakiekolwiek inne zagrożenie). Jak wspomniałem – wydaje się, jakby wszystkim zarządzali tylko Ood i Tecteun. Bardzo przykre, że pozbyto się jej w tak prosty sposób i w efekcie służyła jedynie, by podbić grozę i potęgę Roju. Przy okazji fajny smaczek – widać energię regeneracyjną, stąd wniosek, że nawet regeneracja nie pomaga na to, co zrobił Rój.
Podsumowując wprawdzie odcinek „Ocaleni z Przypływu” ma swoje dobre strony, ale to, co ujawnia i dylematy, jakie stawia przed postaciami nie są bardzo przejmujące (prawda, że byłoby ciekawiej, gdyby okazało się, że to nie Tecteun, tylko Rassilon?). Mamy luki logiczne (przyjmuję też jakoś wyjaśnienie jednym słowem, dlaczego udało się przetrwać pierwszy Przypływ, ale w życiu nie przekonałbym się do tego bez dyskusji, wyłącznie oglądając serial). Postacie zaś nie zachowują się jak prawdziwe osoby, tylko jak funkcje, jakby wykonywały odgórnie narzucony plan. Gdybym miał ten odcinek oceniać liczbowo, dałbym mu 3/10.
W tym momencie nie wierzyłem już, że Chibnall da radę spiąć te wszystkie wątki w finale. Mamy Sontaran, Claire, Jericho i towarzyszy w tunelach Williamsona, Doktor z Błękitną i Rojem (dalej nie wiadomo, kim są), sam Przypływ, Bel i Vindera z Diane. Bardzo dużo jak na 59 minut. Czy moim zdaniem Chibnall sobie poradził – przeczytacie następnym razem.
Dominek: „Ocaleni z Przypływu”… Co to w ogóle było? Zamiana w Anioła cofnięta po minucie (bo była… środkiem transportu? Co do…), towarzysze na jakiejś dziwnej misji, której szczegółów nawet nie znamy, a która to misja wzięła się znikąd i donikąd nie prowadzi, wreszcie ta nieszczęsna Tecteun, głowa superpotężnej, złowrogiej Dywizji, zdjęta przez Lorda Zedda, pardon, Swarma, ot tak, po tym, jak skończyła nudną ekspozycję… Do tego przesłodcy Bel i Vinder (wciąż nie wiem, po jaką cholerę tam w ogóle są…)… O, a któż to? Były szef Vindera? Co on robi na Ziemi? Aaa, parodiuje film “Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz”. Chce podbić Ziemię (kij, że nie miał wcześniej z tą planetą nic wspólnego) ale wie, że chroni ją dobra organizacja UNIT, więc tworzy złą organizację… UNIT! A potem oddaje błękitną planetę Sontaranom, nie mając z tego nic dla siebie. Oklaski, Chibs, oklaski. „Ocaleni z Przypływu” to chyba najgorszy odcinek, jaki ten człowiek napisał, a napisał wiele gniotów.
A jakie jest Wasze zdanie o odcinku „Ocaleni z Przypływu”? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach, na naszej grupie Polscy Gallifreyanie oraz na naszego Discorda.