Dlaczego „Midnight” i „Blink” budzą w nas jednocześnie strach i ciekawość?
Halloween, ach to Halloween. Nie ma nic bardziej intrygującego niż rozgrzane do czerwoności dzieciaki wędrujące od domu do domu w poszukiwaniu zaginionego Excalibura, zwanego potocznie słodyczami. Z jednej strony radość i chęć zdobyczy, z drugiej smak szaleństwa, tego, co przerażało kiedyś nas samych.
Dziś, obok rosyjskiego techno i zarówno antyutopijnego, jak i dystopijnego świata leży nowy poziom strachu – takiego, którego nie jesteśmy w stanie dostrzec, walka z tożsamością i przemijalnością czasu. I tak, to pretekst by napisać o tym, co takiego mają w sobie tak dobrze tytułowe Północ („Midnight”) i Mrugnięcie („Blink”).
Zacznijmy od pierwszego z tych odcinków. Co Północ może nam zaoferować, jeżeli chodzi o aspekt niepokoju w naszym życiu? Wedle słownika PWN:
Strach – niepokój wywołany przez grożące niebezpieczeństwo lub przez rzecz nieznaną, która wydaje się groźna.
W odcinku Północ na ekranie widzimy człowieka, bez żadnych efektów specjalnych czy kostiumu. Człowieka, który zgrabnie nauczył się scenariusza i jedynie powtarza słowa bohaterów odcinka (przynajmniej na początku). Czego się tutaj bać? Papugi? Z początku wszyscy prócz Doktora denerwują się, że ktoś ich naśladuje.
Intrygujące jest to, że ten potwór-nie potwór wszystko to robi w bezruchu. To trochę tak, jakby w środku nocy pod nasz dom podszedł stalker. Nie rusza się, tylko patrzy w nasze okno, a my nawet nie widzimy jego twarzy ani innych szczegółów. Tylko człowiek – w cieniu, w bezruchu, wpatrujący się w nas. Takie samo wrażenie wywołuje początkowo istota z planety Midnight: stalkera, postaci wyobcowanej, ale i w pewnym sensie nieludzkiej. Zachowującej się, jakby została opętana, chociaż w tym przypadku nie przez złego ducha, ale niezidentyfikowaną istotę z tajemniczej planety.
Do tego dochodzi jeszcze niepokój sytuacyjny w momencie, kiedy zdajemy sobie sprawę, że sam Doktor też nie wie, z kim ma do czynienia. Strach i ciekawość w tym odcinku pełnią rolę katalizatora pewnej formy niepokoju, jaka nas spotyka głównie przy horrorach.
Północ to dobra historia, która niejednej osobie zapadła w pamięć. Z planetą z tak wysokim promieniowaniem, że nikt nie mógłby przeżyć, tak niemożliwą jak ryby żyjące na dnach oceanów, w całkowitej ciemności. I właśnie konkluzja płynąca z odcinka, to, że nie wiemy, co nas spotkało i co jeszcze spotkamy, jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego ten odcinek budzi w nas ciekawość i strach jednocześnie. Oba narastają wraz z paniką na pokładzie, na widok nieruchomej postaci, która zaczyna się uczyć i mówić równo z innymi, by ostatecznie manipulować wydarzeniami. Na myśl przychodzą mi lovecraftowe scenariusze, które jakby chciały nas pożreć strachem przed nieznanym. A strach to jednocześnie coś, co nas ogranicza przez całe życie…
A co oferuje nam Mrugnięcie? Tutaj właściwie zasługa leży po stronie antagonistów Dziesiątego, a konkretnie tego, jak się prezentują: szare statuy aniołów, działające w ukryciu, powoli przybliżają się do ofiar, by ostatecznie je przenieść do przeszłości. Płaczące Anioły zdają się pytać: „Co by mogło być lepszego, niż zmarnować komuś życie, wyrwać z korzeni i rzucić w przeszłość – jak świerk na sawannę?”. Tak samo zaburzenie linii czasu nie jest w porządku, kiedy nie robi się tego dobrowolnie. A za tym wszystkim stoją postacie, które nie raczą się ruszyć, dopóki na nie patrzymy… Mam wrażenie, że to właśnie przedstawienie Płaczących Aniołów jako zagrożenia w świecie, w którym Doktor zajęty jest czym innym, daje niesamowity wydźwięk. Nie ma znikąd pomocy.
Na pierwszym planie mamy zwykłą osobę z codziennymi problemami: Sally Sparrow, która próbuje ogarnąć rozumem, co się właściwie dzieje dookoła. I znów, realistyczna niewiedza nas straszy, nie surrealizm. Na tym polega cała magia naszej ciekawości i jej synergii ze strachem, obeznanie się w sytuacji i ciężkie stawianie czoła czemuś, czego jeszcze nie pojmujemy.
Miejmy zatem nadzieję, że strach będzie katalizatorem dla naszej rozsądnej ciekawości tak w życiu, jak i wtedy, kiedy chcemy się bać – na przykład w Halloween. Dzisiaj nie pokonujmy zmyślności Płaczących Aniołów i nie pogódźmy się z istnieniem istoty z „Midnight”. Niech tegoroczne święto strachów będzie przesączone wytrzeszczaniem oczu w kierunku posągów na mieście i rozważaniem, co może zastukać i w naszych domach, kiedy jesteśmy w nich sami…
Pamiętaj, że „kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na Ciebie”. Powodzenia.