K.omentarz: Czy czworo w TARDIS to już tłok?
Niedawno BBC ogłosiło oficjalnie imiona bohaterów, którzy mają towarzyszyć Trzynastej Doktor oraz nazwiska aktorów i aktorek, którzy w tych rolach się pojawią. Podsumujmy: w nowej drużynie mamy zobaczyć młodego mężczyznę (a więc młody towarzysz płci przeciwnej do doktorowej odhaczony), młodą kobietę (a więc również zwolennicy obecności na TARDIS towarzyszki nie powinni być rozczarowani), a nawet białego mężczyznę w średnim wieku (więc okazuje się, że nie są oni gatunkiem na wymarciu, to znaczy ci znudzeni średnią wieku towarzyszy oscylującą w okolicach dwudziestki również powinni być zadowoleni). Nie dajcie się jednak zwieść tej z pozoru satysfakcjonującej różnorodności. Hola, hola – powiedział fandom, czy nie za dużo tego dobrego? Niby wszystko fajnie, ale czworo na TARDIS to już trochę tłok.
Chciałabym wiedzieć już teraz więcej o tej czwórce, chciałabym móc zanalizować to, jak stworzona między nimi dynamika wpływa pozytywnie na postrzeganie postaci Doktor granej przez kobietę i jak dobrze robi samemu serialowi. Oczami wyobraźni widzę już niezliczoną ilość skomplikowanych relacji i zaskakujących powiązań, które w obrębie takiej drużyny mogą się wytworzyć. Ale na razie muszę się zadowolić tylko dwoma argumentami za obecnością tej trójki w TARDIS (bo najwyraźniej nie mogę napisać felietonu składającego się z samych serduszek i wykrzykników). Pierwszy z nich brzmi: Zmiana przez duże zet. Drugi, przewrotnie: to nic nowego, wracamy do jednego z najbardziej klasycznych układów w TARDIS.
Zacznijmy od Zmiany. W czasie swoich długich, było nie było, rządów Steven Moffat wcale nie tkwił w miejscu, jak wielu osobom mogłoby się zdawać. Mieliśmy oczywiście trzy młode współczesne towarzyszki, ale zarówno ich dynamika z Doktorem, jak i liczba osób znajdujących się regularnie w TARDIS ulegała zmianie na przestrzeni serii. Jedna towarzyszka/towarzysz? Było. Dwójka w regularnej obsadzie? Tak. „Plus jeden” towarzyszki? Obaj Rory i Danny poznali Doktora lepiej niż by chcieli. Orbitująca wobec Doktora i towarzyszki kolejna postać? A żeby to jedna. Kiedy spojrzymy na to z tej perspektywy, Chibnall naprawdę niewiele mógł zrobić, żeby nie powtórzyć żadnego z użytych już przez Moffata schematów. Jeśli chciał całkiem nowego, zaskakującego wejścia (a jak na razie wszystkie jego decyzje związane z obsadą i formatem zdają się to potwierdzać), to musiał znaleźć coś innego. Siłę trójki postanowił całkiem rozsądnie zamienić na magiczną czwórkę.
Ale równocześnie nie można zapominać, że serial istniał przed epoką Moffata i że drużyna z TARDIS nieraz wymykała się już schematowi Doktor + towarzyszka. Starszy pan, dwójka młodych ludzi i Władczyni Czasu? Gdzie ja to widziałam?
Ach tak, już pierwszy odcinek serialu wprowadzał nam trójkę bohaterów towarzyszących Doktorowi i okazało się, że dynamika ta nie tylko doskonale się sprawdziła, ale i zaważyła w pewnym sensie na popularności serialu. Schemat utrwalony przez Russella T Daviesa, opierający się na głęboko rozbudowanej relacji Doktora z żeńską towarzyszką, pojawił się w serialu później niż pomysł na kilka bardzo różnych i niekoniecznie związanych wcześniej z sobą nawzajem towarzyszy i patrząc na ogólną niechęć wobec Clary chyba się już powszechnie trochę przejadł. I żeby nie było, ja uwielbiałam szczerze relację Doktora z Rose, naprawdę, i być może to ona sprawiła, że tak głęboko zaangażowałam się emocjonalnie w serial. Ale równocześnie – wiecie, jaka jest moja ukochana drużyna nawet z ery RTD? Ta, w której znajdziemy trójkę towarzyszy.
Porównajcie powyższą ilustrację ze zdjęciem nowego teamu Trzynastki i znajdźcie różnicę (podpowiedź: Doktor ma mniejsze uszy). Żeby znaleźć dowody na to, że ten pomysł może się udać, nie trzeba daleko szukać. Zresztą, nawet sam finał ostatniej serii oferował nam przez chwilę trójkę towarzyszących Doktorowi postaci. I chyba nikt nie miał wrażenia, że odcinek traci na tym, że Doktor traci nie jedno z nich, ale całą trójkę, że jego relacje z każdym z nich przechodzą ewolucję, a co więcej – na każdy z tych wątków starczyło czasu na przestrzeni zaledwie dwóch odcinków. A zapowiada się na to, że drużyna Trzynastej będzie starała się razem przetrwać przez całą kolejną serię.
W pewnym sensie rozumiem ostrożność i obawy wielu osób. O pomyśle Chibnalla na nowe serie wiemy tak naprawdę niewiele, a sam scenarzysta nie ma renomy autora najgenialniejszych z odcinków, jaką mógł w tym momencie kariery popisać się Steven Moffat. Fajnie być tą osobą, która na pewno będzie mogła po pierwszym odcinku rzucić ze smutną miną: a nie mówiłam? Ale jest coś absurdalnego w narzekaniu na ilość postaci – a tym samym potencjalnie liczbę interesujących wątków w jednym ze swoich ulubionych seriali. I przy całej mojej niechęci do takich łatek aż kusi mnie, żeby zasugerować, że na to ogłoszenie jest tylko jedna reakcja prawdziwego fana Doctor Who. Brzmi ona: niesamowite, jeszcze trochę i będzie dość pilotów, żeby poprawnie pilotować TARDIS!
Ja uważam że TARDIS jest na tyle duża że może pomieścić nawet i więcej osób. Jak dla mnie super, im więcej tym lepiej :)
Taki nowy „tryb” towarzyszy przypadł mi do gustu. Zmiany to zmiany. Nie da się tak łatwo z nimi dyskutować.
Dobrze powiedziane.