Głową muru nie przebijesz, czyli o fandomowych konserwatystach słów kilka
Uprzedzam: tekst będzie ostry, szczery do bólu oraz bez cenzury. Czytacie to na własną odpowiedzialność!
Ktoś mógłby stwierdzić, że publicystyczny debiut w takim stylu będzie tanią próbą przyciągnięcia uwagi, czymś na miarę tabloidów (których sam nie znoszę, swoją drogą). Jednakże nie byłbym sobą, gdybym siedział cicho w sytuacjach, które odbijają się negatywnie zarówno na mnie, jak i na innych członkach fandomu.
Tytuł niniejszego artykułu dedykuję pewnemu brytyjskiemu nacjonaliście, z którym kulturalna z początku dyskusja na temat tego, dlaczego Doktor (wg niego) powinien pozostać brytyjskim mężczyzną (obyło się bez rasizmu, co jest dla nacjonalistów szczególnym osiągnięciem), skończyła się werbalnym ciosem poniżej pasa, albowiem „Prawdziwy Brytyjczyk” stwierdził, iż dyskusja ze mną nie ma sensu, albowiem jestem dwa razy od niego młodszy i nawet nie jestem Brytyjczykiem.
Zabawne, nieprawdaż? Myślałem, że to odosobniony przypadek… lecz moja pomyłka osiągnęła rozmiary Mount Everestu z chwilą, gdy znalazłem wiele tego typu wątków, np. na Reddicie, oficjalnym fanpage’u serialu, portalu Gallifrey.pl, różnorakich grupach na Facebooku, forach internetowych… wszędzie. Po prostu wszędzie, gdzie była mowa o Doctorze Who.
Tutaj należy zadać jedno, bardzo ważne pytanie. Dlaczego ludzie, którzy zwą siebie fanami serialu, w którym głównym bohaterem jest kosmita zdolny do regeneracji, której efektem ubocznym jest zmiana wyglądu, nie chcą widzieć w tej roli… kobiety? Tudzież kogoś o innej karnacji, orientacji? Ilekroć widzę „argumenty” w stylu: „Doktor od zawsze był białym mężczyzną i tak powinno pozostać”, pomijając fakt, iż Mistrz (Missy) oraz Generał są obecnie kobietami, tylekroć pragnę wyrzucić router za okno i emigrować do Kanady (Brexit oraz Trump skutecznie mnie do tego nakłaniają).
Moffatowi można zarzucić wiele, ale ten facet jest Vincentem McMahonem* branży telewizyjnej i nie bał się przeforsować swoich pomysłów. Dlaczego o nim akurat wspominam? Albowiem to właśnie on wprowadził na ekrany wyżej wymienione postaci, doprowadzając do małej-wielkiej rewolucji w serialu. Wywołał tym sporo „kontrowersji” (czyt. wielki lament zatwardziałych „tradycjonalistów”), ale czas pokazał, że jego pomysł wypalił i ma szansę na powodzenie w przypadku Kobiety-Doktora, jeśli któryś z producentów wykonawczych (nie musi to być Chibnall, aczkolwiek skrycie na to liczę) wprowadzi ją na ekrany tak dobrze, jak została wprowadzona Missy czy Generał.
Nawet Marvel, gigant świata komiksowego, zdecydował się nie na jedną, lecz na wiele drastycznych zmian! Weźmy pod lupę zmianę, która pasuje tutaj jak ulał – Jane Foster jako następczynię Thora Odinsona, która została przyjęta dosyć mieszanymi reakcjami. Wielu ludzi nie było w stanie zaakceptować śmiertelnika (zwłaszcza kobiety) w roli Gromowładnego Boga Asgardu. Jednakże komiksy z nowym wcieleniem Thora obroniły się same, zaś płacz fandomowych tradycjonalistów w końcu ucichł.
Jaki jest z tego morał? Fabuła jest najważniejsza. Wszystko inne to dodatek. Doktor nie jest białym Brytyjczykiem, lecz Władcą Czasu z Gallifrey, zdolnym do regeneracji, która owocuje totalnie nowym ciałem. Jest on (lub ona, jeśli bierzemy pod uwagę choćby Trzynastą Doktor z The Curse of Fatal Death lub Trzecią Doktor z Exile) bohaterem serialu, w którym wszechświat nie stoi w miejscu. W serialu, którego główną naturą są zmiany. Zatem dlaczego, moi drodzy „tradycjonaliści”, nie chcecie tych zmian? Czyżby one wykraczały poza waszą strefę komfortu? Czy nie dociera do was fakt, iż świat cały czas mknie do przodu?
Nie musicie wsiadać do tego pociągu – nikt was do tego nie zmusza. Ale błagam… nie blokujcie go! Robicie w ten sposób krzywdę ludziom, którzy chcą się udać w podróż w nieznane i świetnie się przy tym bawić.
Tak czy siak… to już koniec besztania z mojej strony. Dodam od siebie tylko tyle: dla mnie nie ma znaczenia, kto będzie grał Doktora (tudzież „Panią Doktor”). Dla mnie najważniejsze jest to, żeby Capaldi miał dobrego następcę, który udźwignie tę rolę i pozostawi po sobie ślad. Najważniejsze jest to, żeby Doktor pozostał „doktorowaty”, albowiem za to go uwielbiam.
Dziękuję wam wszystkim za uwagę! Zwłaszcza Redakcji, która dała zielone światło artykułowi, mogącemu zmienić stosunek czytelników zarówno do mojej osoby, jak i do tego portalu. Czekam na wasze komentarze zarówno odnośnie tego tematu, jak i mojego debiutu – każdy z nich jest na wagę złota!
* Vincent Kennedy McMahon (ur. 24 sierpnia 1945) – amerykański promotor wrestlingu, były konferansjer, komentator sportowy, producent filmowy, aktor i emerytowany wrestler. Aktualnie jest dyrektorem generalnym World Wrestling Entertainment, większościowym właścicielem oraz przewodniczącym tej federacji.
złoto
Dziękuję i kłaniam się w pas! ;)
Brawo. Zwłaszcza za śmiałe podejście do tematu. Nie ma tu owijania w bawełnę aby czasem kogoś nie urazić. Wybitnie napisane, zgadzam się z każdym słowem.
Dziękuję ślicznie! :D
Zależy mi przede wszystkim na tym, by serial nie ucierpiał przez lament ludzi, którym nie można w jakikolwiek sposób dogodzić.
Zobaczymy się tu jeszcze niejednokrotnie – zapewniam! ;)
„aby czasem kogoś nie urazić”. Wydawało mi się, że podstawą konstruktywnej dyskusji jest wzajemny szacunek i akceptacja faktu, że współistnieć może wiele opinii na jeden temat (nawet jeśli nie ze wszystkimi się zgadzamy). Ale może to ja jestem staromodny, w końcu żyjemy w świecie, w którym przeciwnika w dyskusji trzeba „zaorać”, „zmiażdżyć”, albo przynajmniej wyzwać od gorszych.
Zanmato, na początku tekstu wspominasz złe potraktowanie przez brytyjskiego nacjonalistę, a w dalszej części tekstu robisz to samo w stosunku osób które z kolei mają inne zdanie niż Ty. Dlatego widzę w tym tekście takie samo zacietrzewienie, jak w przypadku „konserwatystów” – tylko, że o przeciwnym biegunie. Pisząc „głową muru nie przebijesz” o kimś, tylko dlatego, że ma inne zdanie, sam stawiasz taki sam mur.
Który kandydat powinien być następnym Doctorem? Najlepszy. Nieważne, czy będzie to kobieta, czy mężczyzna.
Nie podoba mi się robienie z tego sprawy dziejowej: że jedyną słuszną drogą jest wybranie kobiety, a kto chciałby inaczej jest konserwą, ciemiężycielem i nie rozumie świata.
(Uwaga na marginesie: myślę, że na kobietę-Doctora możemy liczyć szybko, na Doctora-nieBrytyjczyka raczej nie:)
Dokładnie to chciałem przekazać w komentarzach pod innym artykułem. Z mojej perspektywy podejście „Doktor-kobieta musi być” jest niewiele lepsze od „Doktor-kobiety nie może być”.
okej, czy ja tu jestem jedyną osobą, która odczytała ten tekst jako „nie obchodzi mnie czy będzie to kobieta czy mężczyzna, byleby była to osoba pasująca do roli, ale na litość boską, podajcie mi jeden sensowny argument, dlaczego koniecznie nie kobieta”, a nie „kobieta musi być koniecznie”? w sensie czytam tak wasze komentarze, wracam do artykułu i czytam go jeszcze raz, i panowie tu trochę sami sobie prowadzą dwie różne dyskusje…
Mój komentarz jest faktycznie bardziej „impresją” na temat artykułu, niż odpowiedzią wprost na jego założenia. Na przykład w pierwszej części odnoszę się jedynie do sposobu prowadzenia dyskusji.
Moim zdaniem głosy w dyskusji mogą się uzupełniać, nie tylko na zasadzie „za” lub „przeciw”.
Chciałem też po prostu wyrazić swoje zdanie, które w dużej mierze jest spójne z tym przedstawionym w artykule.
Mam tylko wrażenie, że Zanmato przedstawia sprawę „Doctor: mężczyzn czy kobieta” trochę tak, jakby w tym sporze ktoś mógł mieć RACJĘ, podczas gdy moim zdaniem można mieć co najwyżej OPINIĘ. Bo nie ma jednego, słusznego sposobu dalszego poprowadzenia historii Doctora.
Blownie odczytał/a moje intencje prawidłowo.
Drogi Wojciechu oraz Negrasie – czytanie ze zrozumieniem to umiejętność bardzo potrzebna w życiu codziennym.
Mój tekst był skierowany przede wszystkim do ludzi, którzy uważają, że Doktor „powinien” być mężczyzną. Nie mówiłem nic o tym, że musi być kobietą.
Przede wszystkim nie chcę, aby serial ucierpiał w wyniku lamentu ludzi, którzy myślą, że serial jest robiony pod nich, albowiem mogą później uznać, że ich bojkoty mają siłę sprawczą i będą chcieli hamować coraz więcej nieszablonowych konceptów.
Dla mnie najważniejsze są dobrze napisane historie oraz równie dobrzy aktorzy.
Mam nadzieję, że przynajmniej w tej kwestii się zrozumieliśmy.
„Czytanie ze zrozumieniem to umiejętność bardzo potrzebna w życiu
codziennym”, Zanmato, święta prawda. Słowo klucz z mojego
komentarza do komentarza Blownie: impresja.
Żeby było jeszcze prościej:
„Moim zdaniem głosy w dyskusji mogą się uzupełniać, nie tylko na zasadzie „za” lub „przeciw”.
Chciałem też po prostu wyrazić swoje zdanie, które w dużej mierze jest spójne z tym przedstawionym w artykule.”
Dobrze, że to była impresja, a nie zarzut. :P
Najgorsze jest obecnie to, że kłótnia osiągnęła gargantuiczne wręcz rozmiary i co za tym idzie – kompromis się oddala.
Nie wiem, co zrobi BBC, ale mam nadzieję, że nie zagra „bezpieczną kartą”.
PS Skoro chcą mieć lepsze zyski, to niech wypuszczą towary lepszej jakości. Czemu ubzdurali sobie, że Capaldi „słabo się sprzedaje”?
Tak, tak wielkie rozgorączkowanie w tym temacie jest trochę przykre. Regeneracja – moment, który powinien być ekscytujący – stała się źródłem jakichś niezdrowych emocji. Jedyny pozytyw z tego zamieszania jest taki, że nieważne, co zrobi BBC, fani i tak będą zaskoczeni: jeśli będzie kobieta: wiadomo – nowość, jeśli będzie mężczyzna – ciśnienie na kobietę jest jednak na tyle duże, że jednak będzie to pewne zaskoczenie.
Też mnie ciekawi, czy BBC naprawdę uważa, że spadek sprzedaży to wina Capaldiego. Ostatni sezon nie miał moim zdaniem wielu ciekawych historii, a mocne odwołania do przeszłości serialu, o ile dla mnie ekscytujące, mogło trochę zniechęcać nowych fanów.
Co do regeneracji… to pamiętam jeszcze niechęć do Capaldiego, która niczym powódź zalała internet po ogłoszeniu, że to on ma być Doktorem.
Najbardziej rozbrajały mnie argumenty w stylu „a bo on jest za stary” (to raczej oczywiste, że tacy ludzie nie widzieli Klasyki) lub że nie widzą „Malcolma Tuckera” w takim serialu.
Ja zaś osobiście chciałem go zobaczyć w roli Valeyarda, ale to już inna sprawa… :P
Zastanawiałam się ostatnio nad tą sprawą i mam czysto subiektywne dwa argumenty przeciw doktorowi kobiecie – przy czym zaznaczam, że zakochałam się w serialu niedawno i jestem dopiero po pierwszej serii z Jedenastym (mam nadzieję, że nie wyklucza mnie to bardzo z rozmowy ;) ). Więc możliwe, że moje obawy się rozwiewają w tych wszystkich seriach, które mnie jeszcze czekają.
1. Dziwnie to zabrzmi, ale lubię, kiedy Doktor obrywa. Czy to humorystycznie – dostaje po twarzy od matek swoich towarzyszek (do teraz się uśmiecham, kiedy przypominam sobie minę Dziewiątego po bliskim spotkaniu z matką Rose). Czy to już na całkiem poważnie – np. w Daleku, The Sounds of Drums czy The End of Time. Fakt, że Doktor może przegrać, czy chociażby mocno się poobijać, sprawia, że jego wygrane są tym bardziej satysfakcjonujące. Boję się, że przy kobiecie scenarzysta może mieć opory przed pokazaniem przemocy (nasza kultura jednak dalej uznaje, że przemoc wobec kobiet w TV jest tabu), w związku z tym Pani Doktor stanie się nietykalna, a przez to nudniejsza.
2. Towarzysz… Kogo dać za towarzysza Pani Doktor. Wszystkie towarzyszki jakie znam, są traktowane nieco jak damy w opresji (poza River. River jest genialna. Uwielbiam ją). Nie mam absolutnie nic przeciw, Donna i Amy są świetne, ale jeśli będziemy się tego trzymać i Pani Doktor dostanie męskiego towarzysza, to boję się, że będziemy mieli następnego Mickiego. A ja nie znoszę Mickiego… Poza tym, jeśli towarzysz zacznie podrywać Panią Doktor, to może iść w naprawdę dziwnym kierunku…
Najlepszym rozwiązaniem byłoby chyba małżeństwo a’la Amy-Rory. Nie mam nic przeciw.
W sumie – to tylko moje obawy. Jak dotąd nie było jeszcze chyba totalnie nietrafionego Doktora i mam tylko nadzieję, że trend się utrzyma. (A sezonu z Capaldim nie mogę się już doczekać – jakoś mi się wydaję, że go bardzo polubię).
pierwszy argument jest interesujący, nie myślałam nigdy o tym w ten sposób.
ale w sumie nie sądzę, żeby tak wyszło – może ze względu na problem przemocy wobec kobiet pani Doktor nie oberwałaby po twarzy od czyjejś matki (czy ojca), ale w innych sytuacjach nie powinno być problemu. w sensie, jak masz np. superbohaterkę która trochę oberwie podczas walki, to nikt nie traktuje tego przez pryzmat przemocy domowej, nie?
Moffat trochę zamotał z tą zmianą płci. Jest wiele do wyjaśnienia, np jak Władcy Czasu płodzą potomstwo. Czy jeśli tak jak my, to co jeśli w trakcie ciąży dojdzie do regeneracji i zmiany płci.
Z drugiej strony zastanawia mnie fakt, dlaczego wszyscy kosmici też są dwupłciowi. To cecha gatunków ziemskich. Skoro na Gallifrey mają dwa serca, to znaczy że się czymś różnią od nas. Na każdej planecie biologia powinna być inna. Coś może być podobne, ale nie większość. Jeśli by wprowadzić więcej płci, to nie było by problemu, bo nie można by było porównywać do Ziemskich płci. Słowa Kobieta i Mężczyzna powinny być zarezerwowane tylko dla Ziemian. Tak samo ze stereotypami. Znamy tylko Ziemskie.
Ten temat jest tak rozległy, że nie wiadomo jak do tego podchodzić.