Doctor Who i brytyjscy pisarze
„Doctor Who” to spotkanie nie tylko z niezwykłymi kosmitami, ale też z istotnymi postaciami historycznymi, to było w serialu oczywiste od samego początku. Przez 56 lat przewinęły się tu tuziny polityków, naukowców oraz poetów i pisarzy.
Właśnie na tych ostatnich chciałbym skupić się w tym wpisie. A właściwie nie na tych, którzy pojawili się w serialu, tylko na tych, których jeszcze nie było, a być powinni. Aby jednak się nie rozgadywać za bardzo, skupię się na literatach brytyjskich. W końcu jest to najbardziej brytofilski serial w historii, więc od tego powinniśmy zacząć. Lista tych, którzy już się pojawili, jest całkiem pokaźna. Już Piąty Doktor wziął udział w aferze, która stała się inspiracją dla Czarnej Orchidei, zaś Szósty zabrał na pokład młodego Herberta George’a Wellsa. Postać tego ostatniego akurat została jednak zmarnowana i spłycona, nad czym ubolewam. Wells to fascynująca osobistość brytyjskiej historii, a spotkanie kogoś takiego z Ostatnim Władcą Czasu powinno wycisnąć z jego charakteru ile się da. Ukazać jego intelekt (Wells był biologiem), rozwinąć jego niepohamowaną wyobraźnię; może nawet to właśnie takie spotkanie byłoby przyczyną krytycznego spojrzenia Wellsa na ówczesne Imperium. Doktor mógł pokazać mu przyszłość, która się pisarzowi nie spodobała, więc jedyne co mógł zrobić po powrocie, to sięgnąć po kałamarz i zacząć pisać powieściowe przestrogi dla Anglików. Zamiast tego, jego odcinek, „Timelash” przeszedł do historii jako najgorszy epizod serialu (aczkolwiek pomijając samego Wellsa, osobiście uważam fabułę za całkiem udaną).
Brytyjska literatura ma jednak jeszcze wiele osobistości, które mogłyby się wiele od Doktora nauczyć, a może czasami również Doktor od nich. A zacznę od najważniejszej dla mnie:
Oscar Wilde – autor znanej powieści Portret Doriana Graya z 1890. Portret jest jednak szczególnie interesujący pod kątem Doktora, wszak opowiada o człowieku, który się nie starzeje. Ale bynajmniej nie wytypowałem go na pierwszym miejscu z powodu samej nieśmiertelności. Doktor to osoba przede wszystkim o żelaznej moralności. Wiele już widział i wiele wycierpiał, więc wie, co jest w życiu ważne. Z drugiej jednak strony, moralność ta dużo go kosztuje.
„Dziś honoruję ofiary. Ofiary jego, Mistrza, Daleków oraz tych wszystkich ludzi, którzy zginęli przez moją litość!”
Jedenasty Doktor, Miasteczko Mercy („A Town called Mercy”)
Portret jest powieścią nie tylko o zaklętym obrazie i niestarzejącym się chłopcu. Przede wszystkim jest to opowieść o moralnym zepsuciu, studium ludzkiej etyki. Młody Dorian pod wpływem dyskusji z cynicznym lordem Henrym zaczyna kwestionować swoje idealistyczne spojrzenie na świat. Późniejsza klątwa pogłębia te rozterki – jego marzenie się spełniło. Dzięki niestarzeniu się, zaczął się czuć lepszy od innych, a przy tym bezkarny wobec świata, a to doprowadziło do jego upadku. Nie wiem jak Wam, ale mi się to od razu kojarzy z Doktorem niejednokrotnie tłumaczącym, że dla niego każdy człowiek jest ważny właśnie dlatego, że jego życie jest ulotne. I że sam Doktor rozumie tą ulotność i ją ceni, nie pomimo swojej nieśmiertelności, lecz dzięki niej, bo rozumie jak cenne są życia istot niepewnych jutra.
Sam Wilde napisał, że zawarł w tej powieści wiele ze swojej własnej osobowości. Poczciwy malarz, który namalował tytułowy portret miał być tym, za kogo pisarz sam się uważał. Lord Henry uosabia to, jak świat postrzegał Wilde’a. Dorian zaś miał być tym, kim pisarz „chciałby zostać – być może w innych czasach”. Konfrontacja tego autora z kosmitą, który nieraz mierzył się z wewnętrznymi demonami równie groźnymi co Dorian, mogłaby być pasjonująca. Wilde był dodatkowo ciężko doświadczony przez los – aresztowany i skazany na ciężkie roboty za sodomię (tak wówczas określano kontakty homoseksualne). Problematyka tego rodzaju wydaje się pasować do najnowszych sezonów. Mieliśmy już podejmowaną dyskryminację rasową, poniekąd zwrócono uwagę na dyskryminację płciową. Ale jak takie spotkanie miałoby wyglądać – Doktor podnosi Wilde’a na duchu? Wilde wytyka Doktorowi jego hipokryzję? A może Doktor robiący coś złego zasłaniając się przy tym dobrymi pobudkami staje się inspiracją do powieści? – to już nie do mnie pytanie. Nie jestem dobry w snuciu opowieści.
Clive Staples Lewis (C.S. Lewis) – kolejna wielka osobistość brytyjskiej historii. Nie tylko twórca baśniowej krainy Narnia, ale też uznany filozof i teolog, a także autor mało w Polsce znanej Trylogii Kosmicznej. W tej niezwykłej opowieści, Lewis dał upust zarówno swojej wspaniałej wyobraźni, moralizatorskim zapędom tak silnym w „Opowieściach z Narnii”, jak również swoim filozoficzno-religijnym przemyśleniom. Oto dostajemy wizję Układu Słonecznego jako międzyplanetarnej społeczności, nad którymi czuwają duchy opiekuńcze, pod wodzą najwyższego z bytów astralnych, czyli Maleldila. Jeden z duchów się jednak zbuntował, za co został uwięziony na Ziemi, jego planeta odcięta od tejże społeczności, a wiedza o innych planetach i cywilizacjach zapomniana.
Na spotkanie z kimś takim najbardziej pasowałby mi Siódmy (wspomnijmy Fenrica) lub Piąty (wspomnijmy Strażników), ale spotkania z kosmicznymi bogami zaliczyli również Trzeci („The Daemons”) oraz Dziesiąty („The Impossible Planet”/”The Satan Pit”). Precedensy jak najbardziej były, więc Doktor mógłby pokazać Lewisowi to i owo. Nie wspominając o tym, jak głębokie mogłyby być ich dyskusje. C.S. Lewis to zdecydowanie pisarz warty pokazania w serialu. W ramach ciekawostki: Lewis i Tolkien pojawili się raz w komiksie z Jedenastym Doktorem.
sir Arthur Conan Doyle – mieliśmy Agathę Christie, więc wydaje się oczywiste, że powinien pojawić się również Doyle. I jeśli chcecie znać moją osobistą teorię, czemu jeszcze do tego nie doszło, to mam wrażenie, że Brytyjczycy, w swoim uwielbieniu do Sherlocka Holmesa, nie chcą przyznać, że to postać fikcyjna. A konfrontacja Doktora z Doylem musiałaby im o tym przypomnieć. A tak na poważnie – mam nadzieję, że szkocki pisarz jednak się kiedyś pojawi, wszak nie samym Holmesem żył (właściwie to go wręcz nie lubił). Wsławił się również powieścią Zaginiony Świat o odkryciu zamieszkanego przez dinozaury płaskowyżu, sporo też pisał o historii i wojnie, zaliczył nawet troch bardziej zahaczające o fantastykę opowiadanie Groza Przestworzy. Sam brał zresztą udział w II wojnie burów, za co dostał swój szlachecki tytuł. A jakby tego było mało, był pasjonatem spirytyzmu.
Jest to więc naprawdę ciekawa postać, która mogłaby podsunąć Doktorowi sporo ciekawych tropów. Lub vice versa. No i tak na deser: jego opowiadanie „J. Habakuk Jephson’s Statement” spopularyzowało tajemniczą historię Mary Celeste. Fani Klasyków wiedzą, kto przyczynił się do stworzenia tej legendy, oczywiście zupełnie przez przypadek (zainteresowanych odsyłam do historii Pościg („The Chase”) z Pierwszym Doktorem); to się aż prosi o drobnego gaga, w którym Doktor zauważa na biurku Doyle’a tekst opowiadania, co przywołuje niezręczne wspomnienia.
Lewis Carroll – chyba nikogo nie dziwi jego obecność w tym zestawieniu. Uznany matematyk, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Chales Lutwidge Dodgson, intelektualnie byłby to więc godny towarzysz dla Doktor(a). Co się tyczy świata wykreowanego, to Whoniwersum, z całym swym szaleństwem i abstrakcją, nawet nie zauważy, że dodaliśmy do niego Krainę Czarów lub krainę po Drugiej Stronie Lustra. Z całym szacunkiem dla Doktora, jego monolog na temat czasu w Mrugnięciu („Blink”) nie jest wcale bardziej cudaczny niż dyskusje przy stole Kapelusznika czy mgliste wskazówki Kota z Cheshire.
Naprawdę chętnie zobaczyłbym to spotkanie; np. Jedenasty popisujący się kolejną wiązanką kosmo-bełkotu i Carroll ze stoickim spokojem stwierdzający, że wszystko rozumie. Albo wręcz ujawniający, że w tym słowotoku tak naprawdę nie ma logicznego sensu i że Doktor tylko się popisuje zawiłymi terminami, choć to co robi jest w istocie znacznie prostsze. Chętnie przekonałbym się też, jaka byłaby reakcja profesora Dodgsona na wnętrze TARDIS. Może nawet okazałoby się, że ich wspólna przygoda miałaby na celu uratowanie Alicji Liddell przed jakimś kosmicznym złem? To też mogłoby być interesujące.
James Matthew Barrie – tego pana typuję na bardziej komediową historię. No bo sami pomyślcie – niestarzejący się chłopiec zabiera przyjaciół w podróż do innego świata. To by było naprawdę zabawne, gdyby okazało się, że szkocki bajkopisarz oparł Piotrusia Pana na Doktorze, a Dzwoneczkiem spersonifikował TARDIS. Nibylandia mogłaby w tej bajce być po prostu obcą planetą, a Kapitan Hak – Mistrzem. Raczej nie ma na to szans, ale skoro już o Mistrzu mowa, to w roli pana Smee chętnie widziałbym Mnicha Mąciciela. Albo: Mistrz jako Smee, a Rani jako Hak.
Tu nawet nie trzeba się silić na jakąś dramatyczną fabułę – wystarczyłaby dowolna historia w stylu Trzeciego i Mistrza Rogera Delgado, a inspiracja dla Piotrusia Pana i Kapitana Haka murowana! I analogicznie jak w przypadku Carrolla, przygoda mogłaby polegać na uratowaniu dzieci Sylvii Davies.
Douglas Adams – to by było spotkanie o tyle zabawne, że ten pan w rzeczy samej napisał 2 historie w klasycznym Doctor Who: Piracka Planeta („The Pirate Planet”) i „Shada” a także współtworzył „The City of Death”. Podobnie jak w przypadku Carrolla, to co opisywał w swoich książkach z trylogii Autostopem przez Galaktykę to taka parada abstrakcji, taka kopalnia uroczo niedorzecznych pomysłów, że aż się prosi to o crossover z „Doctor Who”.
Warto w tym miejscu wspomnieć o powieści „Dirk Gently’s Holistic Agency”, która to również zawiera niesamowitą ilość absurdów a przy tym główny bohater, samozwańczy detektyw Dirk Gently jest postacią bardzo doktorowatą *. Na pewno więc Adams czułby się swojsko w świecie Doktor(a). Zresztą we wspomnianej Pirackiej Planecie faktycznie przemycił pewne nawiązania do swych książek, więc taki crossover byłby jak najbardziej na miejscu. A może to i by była dobra okazja do lekkiego uderzenia w czwartą ścianę? Coś w takim stylu, jak u Siódmego Doktora, który przeniósł się do 1963. W jednej ze scen mogliśmy usłyszeć telewizyjną zapowiedź nowego serialu BBC, „Doctor… – i cięcie, zmiana sceny.
Na mojej liście ulubionych pisarzy fantasy i science-fiction jest jeszcze wielu Brytyjczyków i większość z nich byłaby warta ukazania w serialu o Wariacie z Budką. Choćby Alex Scarrow, autor świetnej serii młodzieżowej o podróżach w czasie właśnie, o silnym moralizatorskim wydźwięku, co pasuje do Doktora. Peter Hamilton ze swoimi niezwykłymi space operami o niebywałym rozmachu. Bram Stoker – mamy przecież w Whoniwersum wampiry, zarówno w starej Planecie Rozkładu („Planet of Decay”) jak i nowych Wampirach Wenecji („Vampires in Venice”). Alan Moore ze swoim Potworem z Bagien (skojarzenia z Vervoidami?). Czy też wielki Neil Gaiman, którego nawet nie wypada opisywać jednym zdaniem, jako iż nawet 3 akapity poświęcone jego twórczości byłyby niedopowiedzeniem. Dalej Phillip Pullman, Terry Pratchett, czy nawet autor jednej z moich ulubionych powieści z dzieciństwa, Philip Reeve. I co warto nadmienić, większość z tych współczesnych w taki czy inny sposób maczała już palce w Whoniwersum (jak nie odcinki, to powieści lub opowiadania). Także wybór jest nad wyraz szeroki, ja starałem się ograniczyć do tych, których sam uważałem za najciekawszych. A swoją drogą, jeśli nie byli wam oni wcześniej znani, to możecie potraktować ten artykuł przy okazji jako polecajkę. Naprawdę kawał solidnej literatury.
Co myślicie o tych pomysłach? Chcielibyście, żeby któryś z wymienionych dołączył do grona postaci historycznych, których spotyka Doktor? A może wręcz nie lubicie takiego zabiegu, bo odbiera on twórcom ich zasługi, sugerując że ich wiekopomne dzieła to w istocie relacja wydarzeń? Pamiętajmy, że takie spotkania nie zawsze muszą służyć im za inspirację do czegokolwiek. W swojej rozpisce zwracam również uwagę na możliwość dyskusji z tymi postaciami. W przeciwieństwie do Klasyków, w New Who nie zawsze to sugerowano – Dickens wręcz spotkał Dziewiątego u samego kresu życia. Możliwości jest więc wiele, ja tylko wypunktowałem, jakich literatów chętnie bym zobaczył, bo swoją twórczością i/lub osobowością pasują do Doktor(a) i Whoniwersum. Resztę zostawiam twórcom.
* Wprawdzie książki są tylko dwie, ale polecam zapoznać się z serialem od BBC America z 2016 roku o tym samym tytule co książka. Twórcom idealnie udało się oddać wszystkie absurdy i charakter Dirka. Polecam Wam bardzo; myślę że zwłaszcza pierwszy sezon powinien się Wam spodobać, skoro lubicie „Doctor Who”. Jeśli obejrzycie, to zobaczycie w Dirku wykapanego Jedenastego (oby kiedyś grający go Samuel Barnett pojawił się w serialu a nie tylko w słuchowiskach). Ciekawostka: z niewyemitowanej historii „Shada” zapożyczył postać profesora Chronotisa, który pojawił się we wspominanej powieści a oryginalnie był Władcą Czasu i posiadał wczesną wersję TARDIS – dop. Alternauta.