Danny Pink – kto go lubi, a kto nie?
Kto tak naprawdę lubi Danny’ego Pinka? Oto krótkie studium postaci.
Danny Pink to trzecia w New Who postać, którą w galerii serialowych bohaterów możemy sklasyfikować jako „towarzysz towarzysza”. Definicję owej etykiety streściłabym jako: chłopak zakochany w towarzyszce Doktora, który na TARDIS trafił z przypadku, tylko i wyłącznie dzięki wspomnianej towarzyszce. Przeważnie nie docenia zabawy, jaką stanowią podróże w czasie i przestrzeni oraz ciągłe wymykanie się śmierci. W nawiasie: (z Doktorem łączy go jedynie nikła relacja, która po opuszczeniu pokładu TARDIS szybko wygasa).
Skoro mamy już obiektywną* definicję kategorii bohaterów, jaką stanowią towarzysze towarzyszy, pozwolę sobie wyrazić swoją opinię na ich temat.
Nigdy za typem tej postaci nie przepadałam. Cóż niby w niej ciekawego? Wielkiej charyzmy nie posiada, niczym specjalnie się nie wyróżnia. W zasadzie tylko zabiera cenny czas antenowy, który można by przeznaczyć na pokazywanie więcej Doktora. I chociaż Mickey’a lubiłam, a Rory’emu nic nie mogę zarzucić, gdy tylko usłyszałam, że w ósmej serii pojawi się nowa męska postać, sympatia Clary, z góry postanowiłam, że Danny’ego lubić nie będę. Uznałam go za bohatera może i sympatycznego, ale na pewno zbędnego i nieudolnego. Jeśli chodzi o whomanistyczne małżeństwa, Amy i Rory byli najlepszym – i wystarczą. Po co powtarzać to samo (zapewne jeszcze z gorszym efektem, bo następna para w TARDIS byłaby jedynie czymś nazywanym potocznie odgrzewanym kotletem)?
Jednak prawda jest taka, że Danny w serialu pojawić się musiał. Ponieważ Clara, śliczna, samotna towarzyszka Doktora, zwyczajnie dla umocnienia swojego wizerunku, kogoś potrzebowała. Urodziwa, inteligentna, ustatkowana**, taka dziewczyna nie mogła być sama. Wraz ze swoją regeneracją Doktor przestał pełnić rolę jej chłopaka (może nim nie był, ale powiedzmy sobie szczerze, że właśnie tak go widzieliśmy) i Clara, która w mojej osobistej ocenie jest najładniejszą ze wszystkich dotychczasowych towarzyszek Doktora, zwyczajnie potrzebowała pary. To raz.
Dwa, że Doktor w zakończeniu pierwszego odcinka ósmej serii w końcu z nią zerwał i tym samym uwolnił, pozwalając na zawarcie relacji z kimś innym poza nim samym. Nie był później zbyt zadowolony z jej wyboru i cicho bojkotował Danny’ego, jednak nigdy nie stawał mu na drodze w otwarty sposób.
Czarnooki, sympatyczny Danny. Czy różnił się czymkolwiek od swoich poprzedników, chłopaków, mężów, ukochanych towarzyszek Doktora – towarzyszy towarzyszy?
Idę o zakład i stawiam w nim swojego ulubionego służebnego Daleka***, że gdybyśmy zorganizowali konkurs na najbardziej rozgarniętego towarzysza towarzysza w Whoniwersum, Mickey i Rory nie stanowiliby żadnej konkurencji dla nauczyciela wuefu. Obaj weszli do TARDIS jedynie z powodu młodzieńczego zakochania w wybrankach Doktora, nie mając im nic, poza młodością i szczerą miłością, do zaoferowania. Rozpoczęli podróże w czasie i przestrzeni z nadzieją, że może kiedyś, któregoś dnia, uda się im wyjść z cienia Władcy Czasu i zwrócić na siebie uwagę Rose oraz Amy.
Byli to sympatyczni chłopcy, z których pierwszy przeszedł poważną metamorfozę od tchórza do żołnierza z krwi i kości, znajdującego sens życia jedynie w wirze walki, drugi zaś od początku do końca był uroczym pielęgniarzem, zwyczajnym chłopakiem, całym sercem oddanym swojej rudowłosej Amy. Obaj okres dorastania i obierania drogi życiowej spędzili pod skrzydłami Doktora, który chcąc nie chcąc wyznaczył tory ich dalszych losów.
W przeciwieństwie do nich Danny w momencie pojawienia się w serialu nie jest wchodzącym dopiero w życie chłopcem, ale dorosłym, ukształtowanym człowiekiem z określonym bagażem życiowym. Z tego względu Doktor od początku nie ma możliwości kształtowania go, tak jak bezwiednie robił to w przypadku dwóch pozostałych towarzyszy towarzyszy.
Przeszłość Danny’ego jest na tyle trudna, że całkowicie determinuje jego życiową postawę. Sama zmiana zawodu, od żołnierza do pedagoga, wskazuje drogę jaką przeszedł, zanim go jeszcze poznaliśmy. Może z kobietami niezbyt sobie radzi (kto kogo zaprosił na pierwszą randkę?), ale jest doskonałym przykładem mężczyzny, który wie czego chce w życiu; i do dziś nie wiem, dlaczego nosi nazwisko „pink”.
Innym czynnikiem odróżniającym Danny’ego od pozostałych towarzyszy towarzyszy, jest jego stosunek do towarzyszki Doktora. Choć jest gotów zrobić dla niej wiele, łącznie z ryzykowaniem życia, ma również wobec niej oczekiwania. Przede wszystkim chce szczerości i zaufania. Braku kontroli i otwartości. Rzeczy, z którymi Clara ma spory problem.
Jej relacja z Doktorem jest bowiem bliższa grze w chowanego i rozgrywkom typu zgadnij-kiedy-mówię-prawdę-a-kiedy-nie, niż szczeremu popatrzeniu sobie w oczy i powiedzeniu, co nas trapi. Clara ani nie jest przyzwyczajona, ani niezbyt przepada za tego typu pełnym otwarcia związkiem. Bardzo dobrze czuje się w zabawie w kotka i myszkę z Doktorem, ponieważ stwarza to w niej iluzję kontroli i panowania nad otoczeniem. Szczere stanięcie przed drugą osobą i obnażenie swoich intencji byłoby niczym wytrącenie broni z jej rąk. Opuszczenie gardy. Dla Clary – zastój.
Wejście w pełną zaufania relację zdaje się dla niej większym wyzwaniem niż uratowanie wszechświata. Niesłychanie trudnym ćwiczeniem charakteru. Najtrudniejszym egzaminem w jej życiu. I dlatego Danny jest dokładnie kimś, kogo Clara potrzebowała. Kimś, kto pociągnąłby ją w górę, pozwolił rozwinąć się i stać kimś lepszym. Kimś, kto nie pozwoliłby Clarze dyktować warunków.
Mr. Pink doskonale rozumiał, dlaczego Clara podróżuje z Doktorem. Kiedyś sam odczuwał dokładnie ten sam głód przygody, jaki i ją drąży. Nie chciał wiązać jej i zabraniać doświadczania czegoś, co uwielbiała. Ale dużo bardziej nie chciał, by przekroczyła granicę bycia dobrym człowiekiem. Danny doskonale wiedział, gdzie ta granica leży i rozumiał, jak się do niej dochodzi. Jego kręgosłup moralny był tak silny, że w porównaniu do niego Doktor i Clara czegoś takiego właściwie nie posiadają.
W pewien sposób Danny jest dużo dojrzalszy od Doktora. Nigdy nie uciekał od swojej trudnej przeszłości i pozwolił jej wyryć piętno na swoim sercu. Każdego dnia stawiał czoło niesionemu brzemieniu i postępował tak, żeby nie popełnić drugi raz starych błędów. To prawdzie dojrzała postawa świadomego siebie człowieka.
Dla Clary związanie się z Dannym oznaczało konfrontację z samą sobą i stawienie czoła wszystkim swoim kłamstwom jako nieuzasadnionym i niewłaściwym. Przy Doktorze nie tylko nie wydawały się one nieprawidłowe, ale były wręcz niezbędne. Stanowiły pewien napędzający ją styl ich relacji i na swój sposób budowały most porozumienia ponad murami, którymi oboje się otaczali. Przy Dannym jednak taki układ nie wchodził w grę.
Były żołnierz był niezwykle uczciwy wobec samego siebie, a to przekładało się na jego uczciwość względem innych ludzi. Wrażliwość i empatia pozwalały mu dostrzegać granice człowieczeństwa, których nie można przekraczać, a siła charakteru powodowała, że ich przestrzegał. Doktor dla przykładu nigdy nie był tak zasadniczy w przestrzeganiu zasad podpowiadanych przez sumienie. Nie raz i nie dwa pozwalał ludziom poświęcać życie w obronie siebie lub innych, nie raz nie dwa w mgnieniu oka podejmował najtrudniejsze decyzje o poświęcaniu czyjegoś życia, całych planet i galaktyk. A Clara nasiąkła jego stylem działania i postępowania.
Niezwykła prawość i szlachetność Danny’ego okazała się największą przeszkodą w związku z Clarą. Towarzyszka Doktora swobodnie poruszała się tylko w jednym typie relacji: egocentrycznym (nie mylić z egoistycznym) i uzależniającym. A kiedy spróbowała przełożyć ten dobrze znany jej styl budowania relacji na znajomość z Dannym, szybko okazało się, że nie jest on akceptowalny. Danny niczym lustrzane odbicie pokazał jej ciemną stronę Doktora i powodujące nim motywacje. Postawił go w zupełnie nowym świetle. Oskarżył i wkrótce zyskał dowody swojej racji.
Ale Clara mu jej nie przyznała, ponieważ w ogóle nie słuchała tego, co mówił. Ponieważ była już za bardzo po stronie Doktora, za bardzo do niego podobna, za bardzo stała się jego bliźniaczą duszą. Wierną kopią. Clarą Who.
I choć Danny był od początku tak bardzo inny od pozostałych towarzyszy towarzyszy, w tym jednym punkcie, w tym jednym procesie podejmowania decyzji przez towarzyszkę Doktora: Władca Czasu czy ziemski chłopak, dopadło go jego fatum. W walce o serce Clary i stanie się jej wyborem miał bowiem za broń jedynie perswazję, szczerość, miłość i cierpliwość. Doktor zaś (jak zawsze) całe armie Daleków i Cybermenów, galaktyki i wszechświaty, cały czas i przestrzeń. Poza tym miał jeszcze jedną przewagę – szereg lat spędzonych z Clarą, podczas których swoim postępowaniem kształtował ją i przywiązywał do siebie. Danny miał jedynie rację, co do charakteru Władcy Czasu. A w myśl zasady: „może i wy macie rację, ale to my mamy karabiny”, nie wygrywa ten, kto wie lepiej, ale ten kto ma większy wpływ (tudzież silniejsze argumenty: Cybermeni, Dalekowie).
I tutaj właśnie pojawia się mój wielki problem z Danny’m Pinkiem. To dobry i mądry facet, wrażliwy i uczciwy, mężczyzna chcący dać ludziom wokół siebie wszystko, co ma w sobie najlepszego. A ja wciąż i tak go nie lubię. Mimo jego wspaniałego charakteru, uroku i szlachetnego serca. Dlaczego? Dlaczego płakałam nad jego śmiercią, ale wcale nie chciałam jego powrotu? Dlaczego oceniam go tak wysoko, ale nie mam ochoty więcej go oglądać?
Ponieważ Danny Pink jest nudy. Jest uroczy, przystojny i nudny. Moralizatorski. Honorowy. Uczciwy. A my wszyscy za długo przebywaliśmy z Doktorem, żeby cenić takie cechy. Lubimy być zwodzeni, okłamywani, a potem dzięki tym właśnie kłamstwom ratowani. Lubimy tak bardzo, że tak jak nie zrobi tego Clara, tak i nikt z nas nie zarzuci Doktorowi bycia manipulantem, arystokratą wykorzystującym wyższość swojej cywilizacji, posiadanej wiedzy i doświadczenia życiowego do prowadzenia swoich własnych rozgrywek z wszechświatem. Jesteśmy za bardzo Who, żeby chcieć dostrzec w Doktorze jego ciemną stronę, zbojkotować jego wybory i opuścić TARDIS. Chcemy podróżować w czasie i przestrzeni, spotykać Daleków i podejmować trudne moralnie decyzje. Nie interesuje nas bycie dobrym człowiekiem. Wszyscy chcemy być wariatami z budką.
Dlatego Danny nigdy nie będzie moim, i dużej części fanów, ulubionym bohaterem. Dlatego Clara nie będzie go już dłużej opłakiwała, a my wszyscy o nim zapomnimy. Ponieważ Danny nie pasował do naszego who-świata. Ponieważ był od nas o stokroć lepszy. Dlatego cieszę się, że odszedł. Ponieważ nie jestem w stanie go lubić.
* Hehe.
** Ustatkowana – pracująca, posiadająca własne mieszkanie i regularnie podróżująca…
*** Mam dwóch: jednego obdrapanego na wielu wojennych frontach oraz piekącego ciasteczka, drugiego błyszczącego świeżością z inkrustowaną złotymi literami dedykacją: Od Jedenastego dla ukochanej Kyrie. Zgadnijcie, którego stawiam w zakładzie.
Mocno
nie zgadzam się z fragmentem ” Lubimy tak bardzo, że tak jak nie zrobi
tego Clara, tak i nikt z nas nie zarzuci Doktorowi bycia manipulantem,
arystokratą wykorzystującym wyższość swojej cywilizacji, posiadanej
wiedzy i doświadczenia życiowego do prowadzenia swoich własnych
rozgrywek z wszechświatem. Jesteśmy za bardzo Who, żeby chcieć dostrzec w
Doktorze jego ciemną stronę, zbojkotować jego wybory i opuścić TARDIS.”
Dostrzegam ciemną stronę Doctora, przyznaję że owszem jest manipulantem i to ogromnym. Ba, więcej, taka konkluzja wpłynęła właśnie na to, że niektórzy z bohaterów się od niego odwracali.
Szczególnie widać to w jego siódmej inkarnacji. Owszem, cała masa fanów idealizuje postać Doktora, ale zastosowane tu zostało zbyt duże uogólnienie.
Z tym dostrzeganiem chodzi mi o coś nieco więcej niż samo przyznanie, że Doktor manipuluje. Mam na myśli to, że prawie nikt nie rezygnuje z sympatii dla Doktora, ponieważ dostrzega, że w gruncie rzeczy jest on postacią negatywną. Nie, lubimy go nadal. (Czy ktoś ogląda ten serial z niechęcią do Doktora? Proszę, niech da mi znać. Mam do Ciebie mnóstwo pytań :)). Wielki szacunek dla osób, które przestały lubić/oglądać serial z powodu postępowania Doktora. To dla mnie dowód, że ktoś DOSTRZEGA jego manipulanctwo. Manipulanctwo, z jakim cała ta postać jest budowana, ponieważ regularnie pokazuje się nam jej ciemną stronę, ale wciąż ogólny przekaz jest taki, że to dobra postać. Pozytywny bohater. I generalnie tak właśnie widzimy Doktora.
Użyłam uogólnienia, ale absolutnie nie sugeruję przez to, że takie stanowisko dotyczy wszystkich fanów. Chciałam jedynie pokazać, że to bardzo rozpowszechnione myślenie. Do tego wzmacniane przez sposób narracji serialu – niemalże docelowe, takie jakie chcą w nas obudzić twórcy. To, że nie wszyscy uważają tak samo, to dla mnie tak
oczywista oczywistość, że nawet nie pofatygowałam się by to podkreślać – to
chyba akurat naprawdę WSZYCY wiemy ^^
„Do tego wzmacniane przez sposób narracji serialu – niemalże docelowe, takie jakie chcą w nas obudzić twórcy.” Nie zgadzam się z tym. Twórcy raczej pokazują, jak to manipulatorstwo jest złe i jak mocno gryzie Doktora w tyłek (lub osoby znajdujące się dookoła niego). Twórcy raczej wytykają to palcem jako coś złego. To samo robią z samym Doktorem jako takim. Doktor inherentnie nie jest postacią ani pozytywną, ani negatywną. Jego działanie jest kategoryzowane tak lub inaczej. Ale nie on sam. Co było wprost powiedziane w finale ostatniej serii. Doktor nie jest dobrą osobą. Doktor jest szalonym idiotą w niebieskiej budce, któremu czasem wychodzi coś dobrego, czasem nie do końca.
Niestety, nie wszyscy. Ludzie są… różni.
Do niedawna też uważałam, że Doktor jest postacią złożoną i niejednoznaczą, ostatnio jednak, porównując go do Danny’ego, doszłam do wniosku, że taka ocena jest bardzo niesprawiedliwa i że w gruncie rzeczy Doktor jest właśnie bardzo jednoznaczną postacią.
Jest to jednak nieco dłuższa kwestia i musiałabym napisać cały następny artykuł w komentarzach. Jeśli chcesz, możemy zrobić o tym ustawkę ;) Może nawet dam się przekonać, bo póki co, moja opinia jeszcze się kształtuje i nie jest mocno ugruntowana.
Jednej rzeczy jestem jednak pewna – Doktor jest pokazywany jako bohater pozytywny. Wariat w budce, mówisz? Może, ale właśnie uratował cały nasz świat. Hiroł jak się patrzy. Odmówił armii Cybermenów, nie pozwolił Clarze zabić Missy, sam nie zabił Missy. Bohater. Może przez chwilę widzimy złą stronę Doktora, ale natychmiast jesteśmy zasypywani stosem jego dobrych czynów. Wszystko jest tuszowane. Wiemy, że gdy Doktor za chwilę wjedzie do TARDIS i pojawi się w nowym miejscu to na pewno wszystkich uratuje. Bo on jest kimś, kto przychodzi na ratunek – tym dobrym bohaterem. Tylko ta kwestia, podobnie jak powyższa, również potrzebuje nieco dłuższego omówienia, na którą trochę mało miejsca w komentarzach.
Próba zabicia człowieka kamieniem, porywanie ludzi od pierwszego sezonu, ustawiczne manipulacje (najgorzej oberwała Ace), liczne ludobójstwa (w tym Scintillianie), wrobienie swojego najlepszego przyjaciela i kompletne zniszczenie jego życia. To nie jest „chwila”. Możemy zrobić ustawkę, ale coś mi mówi, że wiem, jaki będzie wynik: Doktor nie jest jednoznaczną postacią.
Przede wszystkim należy patrzeć przez pryzmat wszystkich serii.
A jeśli została już wspomniana armia Cybermanów… Missy wiedziała doskonale, że gdyby Doctor prezent przyjął to w końcu by nim to zawładnęło. Już w samym działaniu Missy widać, że w Doctorze nie ma ani krystalicznego dobra, ani jednoznaczności.
Ale z drugiej strony nie ma w nim też krystalicznego zła. Jego negatywne działania – te o których piszecie z Alice – wyrównują akty wielkiego dobra. No i o ile na przestrzeni wszystkich serii Doktor był pewnie bardziej niejednoznaczny, to patrząc po nowych seriach stara się on jednak być właśnie dobrym człowiekiem i nawet jak manipuluje innymi to z pobudek, które widz jest mu w stanie wybaczyć. Więc możemy jednak przyjąć, że w pewnym momencie dokonała się w nim zmiana ku próbowaniu bycia właśnie dobrą osobą.
Już samo pisanie, że nie ma w nim ani, krystalicznego dobra, ani zła, czyni z niego postać niejednoznaczną. Jak już było wspomniane, cały ostatni arc fabularny opierał się na tym czy jest kimś dobrym, bohaterem. Sam stwierdził, że nie. Problem z Doctorem polega na tym, że NIE jest człowiekiem, o czym często się zapomina, a w związku z tym nawet nie do końca da się w takim kontekście go kategoryzować.
Wydaje mi się, że to jak najbardziej jest złożoność postaci.
Ale co do Harriet: zniszczył tę karierę po tym jak ona zabiła statek wycofujących się kosmitów. Pokazała mu, że sama potrafi być nie tylko bezwzględna, ale i okrutna. Taka sama jak wcześniejsi rządzący. A on nie taką Harriet Jones wprowadzał na stanowisko – wprowadzał tam jednoznacznie dobrą kobietę. TLV było z kolei chwilowe i jednak mu przeszło – owszem mógł nim zostać na dużo dłużej, gdyby jego plan się powiódł, ale nie powiódł się i przywrócił mu odpowiednie spojrzenie na to co może, a czego nie może. Z kolei przed Family of Blood uciekał przez dwa odcinki i dopiero po tym jak nie zrezygnowali postanowił ich ukarać i skutecznie się przez nimi obronić, skoro wcześniejszy plan się nie powiódł.
Owszem jest postacią niejednoznaczną i owszem często bezwzględną, ale mimo wszystko Kyrie ma rację i Alice w swoim ostatnim komentarzu ma rację: Doktor zwykle kieruje się dobrymi pobudkami. W NW poza TLV właściwie nie pamiętamy, żeby jego pobudki były inne. W klasycznych seriach i pozostałych mediach nie wiemy jak to wygląda w praktyce, ale jeśli częściej zdarzało mu się działać ze złych pobudek to w takim razie jednak doszło w nim do zmiany.
A co do nie bycia człowiekiem: na poziomie tekstu owszem, jest Gallifreyaninem, ale na poziomie tego, co my jako odbiorcy mamy z tego tekstu wyciągnąć jest człowiekiem – ponieważ na poziomie metatekstowym, każda postać w każdym utworze jest człowiekiem. A więc i ocenianie go ludzkimi kategoriami jak najbardziej ma sens.
Owszem. Była to więc swojego rodzaju zemsta.
Skąd wiesz, czy mu przeszło? Jest zbyt dużo przesłanek, że mu nie przeszło, ale trzyma to pod kontrolą. Od dłuższego czasu, tylko raz mu się „wypsło”.
Z Family of Blood również skończyło się zemstą. Mógł ich odizolować. Mógł gdzieś ich odesłać. Ale nie, zrobił coś dużo okrutniejszego.
Na poziomie metatekstowym mogą się pojawić różne rzeczy. Nie szłabym więc tak daleko.
Nie tyle zemsta co dbanie o dobro kogoś więcej niż tylko ludzkość. Przeszło w sensie właśnie tego, że trzyma to pod kontrolą. Mieć tendencje do bycia złym człowiekiem, a faktycznie nim być, to dwie różne kwestie. Z Family of Blood owszem to była zemsta, ale dokonana dopiero po tym jak pokojowo się z nimi nie dało. I właśnie przecież odizolował ich – ukarał w taki sposób, by na pewno już nikomu nie mogli zagrozić.
A co do poziomu metatekstowego to dlaczego byś nie szła? Czy to jest zły kierunek szukać dogłębniejszych wyjaśnień?
Raczej jednak zemsta. Bo wybór, którego dokonała, nie był dla niej łatwy i byłu to po niej widać. Nie wiadomo, czy postąpiłaby lepiej, gdyby trafiła się następna, podobna sytuacja. Niemniej, kolejna ingerencja i właśnie takie „ukaranie” Harriet skończyło się dla ludzkości dużo gorzej, bo dzięki temu zastąpił ją Master. Można więc powiedzieć, że hubris Doktora została ukarana. Uznał, że mógł się bawić w sędzię i potępił wybór Harriet (który blaknie wobec czynów samego Doktora – Doktor po raz kolejny pokazuje swoją hipokryzję), wobec czego musiał zapłacić za to odpowiednią cenę podczas Roku, Którego Nie Było.
Mógł też odizolować ich w celi i pozwolić im naturalnie odejść zamiast przedłużać ich mękę w nieskończoność. Nie jesteś w stanie mnie przekonać, że ich los był lepszy od naturalnej śmierci. Nawet według nich nie był lepszy.
Teraz ma pod kontrolą, za pięć minut miał nie będzie. Za bardzo lubi się bawić w boga, mniej lub bardziej świadomie. To wciąż w nim jest – czasem bardziej, czasem mniej jest to widoczne.
Ponieważ uważam, że jest to pójście na łatwiznę i sprowadzanie wszystkich tekstów do jednej konkluzji. Rozumiem, że ludzie zwykle postrzegają pewne aspekty przez swój pryzmat. Ja wolę przynajmniej próbować spróbować spojrzeć te aspekty z innej strony. Nawet w kontekście metatekstów uważam zrównywanie postaci do istot ludzkich za niepotrzebne spłycanie.
Szczególnie to widać po zniszczeniu kariery Harriet, po Time Lord Victorious i po potaktowaniu Family of Blood.
Masz rację, że zwykle kreuje się dobrymi pobudkami. Ale wciąż pozostaje niejednoznaczny. Ot, tak zwany antihero.
I nie, nie zaszła tu żadna zmiana. Akurat jest to niezmienny rdzeń Doktora.
A ja tam Dannego lubię. Właśnie przez te cechy. Za to bardzo nie lubię Clary. Za wyżej wymienione cechy. Przebiła u mnie na liście nawet Marthę. Danny dobrze wiedział, co robi nie wracając zza światów.
Tak długo jak Clara będzie towarzyszką, tak długo ja będę oglądać odcinki Doctora wyrywkowo. Bo to, co ostatnio robią scenarzyści to serial Clara Who, a nie Doctor Who. Za bardzo zdominowała serial.
O tak, Danny jest przemiłym facetem :) Doktor i Clara są jego zupełnym przeciwieństwem Danny’ego. Moja teoria jest jednak taka, że winę za obecny charakterek Clary ponosi Doktor. On powoduje, że wychodzą z niej takie a nie inne cechy.
W przedostatnim (i ostatnim) akapicie przydałaby się zmiana zaimka z „my” na „ja”. Ja na przykład nie lubię kłamstwa i manipulacji, które pojawiły się od Jedenastego, i Dwunastego mogłabym opuścić – a na pewno dostrzegam jego ciemną stronę i kwestionuję jego decyzje. Proszę nie przenosić na wszystkich widzów własnych opinii :)
Aczkolwiek zgadzam się, że Danny’emu przydałaby się jakaś rysa, która uczyniłaby go bardziej interesującym.
Jeżu jeżasty, a cóż to za stwierdzenie, że skoro Clara jest ładna, to nie może być sama i potrzebuje partnera? I know what you mean (tak myślę), ale dało się to sformułować, żeby nie zabrzmiało tak płytko.
Alumfelga, oczywiście, że nie wszyscy tak myślą. Liczba mnoga, żeby pokazać pewien model myślenia (w pewien sposób narzucany nam przez twórców), narracja ze strony takiego „typowego” (choć nie wierzę, żeby taki rzeczywiście istniał) widza, pod którym jednakże ja się podpisuję.
Z tym stwierdzeniem o Clarze, wiem, że okrutnie płytko. Po prostu uważam, że każdy z nas ma gdzieś tam w sobie odrobinę takiej okrutnej płytkości, gdzie nieświadomie formułujemy takie proste motywacje i oczekiwania.
…ale Doktor kłamie i manipuluje od początku istnienia serialu. A Jedenasty ani Dwunasty nie przebijają takiego Siódmego.
Zgadzam się z artykułem w bardzo dużym stopniu. Mnie jednak Danny irytuje z prostego powodu: bo zakłóca relację Clary i Doctora, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Clara i Dwunasty są zdecydowanie moim ulubionym TARDIS-teamem. Jedenasty to mój ulubiony Doctor, ale z nim, moim zdaniem, Clara wypadała słabo. Amy uwielbiałam, Donnę również. Rose lubiłam z Dziewiątym, z Dziesiątym nie znosiłam, Marthę lubiłam… Ale Clara i Dwunasty to po prostu cudo. Oczywiście nie mam na myśli romantycznej relacji między nimi. Ale nie mam też na myśli zwykłej przyjaźni. Są dla mnie takim duetem, którego się nie zapomina i gdy się go widzi, od razu ma się ochotę krzyczeć: „Boże, przecież oni są idealni!”.
Nie będę się nad tym dłużej rozwodzić, bo mogłabym tak w nieskończoność, ale wracając do tematu – moim zdaniem Danny przeszkadzał. Plątał się im pod nogami, odciągał Clarę na siłę od Doctora, zmuszając ją do posunięcia się tak daleko i oszukiwania go – a moim zdaniem sam się o to prosił. Ot, co. Mam tylko nadzieję, że szlachetna ofiara Danny’ego, która była jedyna rzeczą, dzięki której otrzymał nieco mojego uznania, pozostanie szlachetną ofiarą i takim go zapamiętamy – jako człowieka, który poświęcił się, by ratować Clarę i ludzkość. Nie chcę, by scenarzyści ściągnęli go z powrotem. To zniszczyłoby jego wizerunek szlachetnego żołnierza i znów zaczęłaby się irytująca gonitwa Doctor – Clara – Danny.
No, to tyle :D
Myślę, że powiedzenie, że
Danny zmuszał Clarę do kłamstwa jest wobec niego bardzo niesprawiedliwe. On
chciał szczerości, do czego miał pełne i zrozumiałe prawo. A że Clara mu jej
nie chciała dać, to już był jej wybór. Twierdzenie, że ktoś zmusza kogoś do
kłamstwa to czyste samolubstwo ze strony tej osoby.
Fakt, ale nie to miałam na myśli. Clara nie jest zła sama w sobie. Gdyby jej sytuacja była prostsza, na pewno mówiłaby by prawdę, bo widać było, że zależało jej na Dannym i chciała być z nim szczera, ale jej nie wyszło. Nie usprawiedliwiam jej, bo oczywiście mimo okoliczności mogła powiedzieć Danny’emu prawdę i z pewnością to byłoby lepsze rozwiązanie. Zrobiła źle. Ale Danny był przeciwny Doktorowi od samego początku. Chciał szczerości i miał do tego pełne prawo, oczywiście, ale w takim razie mógł po prostu normalnie pozwolić Clarze na podróże z Doktorem, a podczas spotkań z nią mógłby wysłuchiwać jej emocjonujących relacji z tych przygód. Czy byłby to dla niego taki problem? Danny nie rozumie, co Clara widzi w tych przygodach. W całej jego postawie w stosunku do relacji Clary i Doktora wyczuwa się nie tylko troskę o Clarę (bo oczywiście bał się o jej życie – miał okazję zauważyć jak niebezpieczne są wojaże z Doktorem), ale przede wszystkim, moim zdaniem… zazdrość. Nie o samą osobę Doktora jako takiego, tylko o uwagę i czas, który Clara mu poświęca, o to, że ma „drugie życie”, do którego on nie ma wstępu (z powodów, które nie są tylko i wyłącznie brakiem zgody Doktora, ale też niechęci Danny’ego).
No nie wiem… Takie jest moje zdanie.
Ja szczerze nie znoszę Clary, stawiam ja niemalże na równi z Marthą, za to bardzo polubiłam Danny’ego i byłam zawiedziona, że nie zobaczymy go w sezonie 9. Prawdopodobnie nie polubiłabym go aż tak bardzo, gdyby nie stanowił aż takiego kontrastu dla Clary. Osobiście czuję przesyt. Przesyt Clary, manipulacji i kłamstw. To skłania mnie do wniosku, że potrzeba czegoś świeżego, to znaczy – obecna towarzyszka musi wypaść. Owszem Clara i Dwunasty tworzą razem zgrany zespół, dostrzegam w nich ogromne podobieństwo, jednakże obecnie w serialu obecnie jest aż dwóch egocentryków, o jednego za dużo, a przecież Doctor nie może odejść. Oczywiście, starałam się przekonać do Clary, tak jak przekonałam się w końcu do Jedenastego, ale nie mogę. Nie mogę i chyba nie chcę. Liczę, że następna towarzysz/towarzyszka będzie bardziej jak Danny, moralizatorzy są również potrzebni.
O tak, Danny ze swoim sumieniem i mocną moralnością był bardzo tej parze potrzebny.