13 rzeczy, których możecie nie wiedzieć o Nie zaśniesz już
Mark Gatiss w rozmowie z BBC America podzielił się zbiorem ciekawostek dotyczących swojego ostatniego odcinka.
Dzięki tym wynurzeniom mamy możliwość spojrzeć na wydarzenia odcinka z perspektywy samego twórcy. Wyjaśnione zostają ukłony w stronę klasycznych historii, odwołania do starych piosenek i powód, dla którego odcinek nie miał czołówki. Ponieważ Mark jest urodzonym bajarzem, wypowiedział się na temat aż trzynastu różnych kwestii.
1. Pomysł na odcinek był bardzo osobisty
Długo nosiłem się z tym pomysłem. Nigdy jeszcze nie robiłem odcinka osadzonego w przyszłości. Tak się składa, że jestem bardzo zainteresowany tematem bezsenności. Sam na nią w pewnym stopniu cierpię. W zasadzie jest już ze mną dużo lepiej, ale kiedyś to był dla mnie straszny problem. Te długie chwile spędzone na wgapianiu się w sufit… Czytałem też artykuł o tym, jak presja nieustającej pracy, pod którą wszyscy żyjemy w dzisiejszych czasach, będzie się tylko pogarszać.
Tak więc pomyślałem, co by było, gdyby w odległej przyszłości ludzkość wynalazła sposób na wyeliminowanie snu. Czymś, czego w Doktorze Who nie widziano od bardzo dawna, jest element satyryczny. Najlepszym narzędziem do rozpowszechniania satyry jest science fiction, ponieważ pozwala wyobrazić sobie świat zbudowany wokół pomysłu, którym można się bawić. Taka była zasadnicza koncepcja.
2. Historia była pierwotnie dłuższa, można to zauważyć po kilku odniesieniach w scenariuszu
To miał być dwuczęściowiec. Zasadniczo rzecz biorąc cała historia, będąca tłem, która miała być częścią obu odcinków, została rozbita, więc nadal tam jest. Ale wydaje mi się, że tak jest lepiej, bo to najlepszy możliwy sposób. Wykonałem całą robotę, ale widać to tylko w niewielkim stopniu.
A zatem wszystko dzieje się na Neptunie, wokół Neptuna. Tak naprawdę oni są z Trytona, który jest głównym księżycem z kolonią i wszystkimi miastami. Wynaleźli urządzenie zwane Morfeuszem, które sprowadza sen do pięciominutowych, skoncentrowanych dawek – w ten sposób można pracować tygodniami bez zmrużenia oka. Są ludzie, którzy idą z duchem czasu, znani jako Rozbudzeni – przypominają chorobliwie ambitnych kierowników. W naszych realiach byliby uzależnieni od kokainy. Są też tacy, którzy z własnej woli odrzucili ten nowy wynalazek, znani jako Rip Van Winkle. Nie chcą zrezygnować ze swojego snu – to dosłownie wszystko, co nam zostało w tych realiach. Miałem cały pomysł na te dwie frakcje.
To wszystko jest w ostatecznej wersji scenariusza, po prostu rzucamy nawiązaniami zamiast przedstawiać dopracowaną historię. Potem przyszedł kolejny pomysł. Pomyślałem o dwóch rzeczach. Za namową Stevena zdecydowałem, że napiszę to jak horror, jakby miał to być film. A potem przystopuję. W pewnym sensie tego nie zrobiłem. Potem wpadłem na pomysł znalezionego materiału wideo i to dlatego historia stała się jednoodcinkowa – uznałem, że nie sposób utrzymać takiego napięcia przez dwa odcinki. Taki był powód.
3. Odcinek nie ma czołówki, bo jest filmem autorstwa Rassmussena
To niezwykle zmyślne, bo w zasadzie wszystkie te rozmowy już się odbyły. Nie możemy oczywiście mieć żadnego podkładu muzycznego, bo tutaj to tak nie działa. Podobny efekt spełnia jednak zmiana punktu widzenia. To była ta zasadnicza zmiana. Ale musieliśmy podjąć decyzję. To nadal odcinek, który zostanie wyemitowany w sobotni wieczór, nie można z niego zrobić zupełnie mrocznego horroru. Steven natomiast przypominał nam, całkiem słusznie, żeby ciągle przypominać widzom, że patrzą na sytuację z różnych punktów widzenia. W przeciwnym razie będzie to wyglądało jak naprawdę źle nakręcony odcinek Doktora Who. Jednak świetnym wyjściem jest to, że Rassmussen cały czas kręci film. Cały ten odcinek to film jego autorstwa – bardzo zależało mi na tym, żeby tak to właśnie wyglądało.
Pierwszą rzeczą, którą mówi, jeszcze z offu, jest „nie oglądaj tego”, co rzecz jasna jest zaproszeniem do oglądania. Ale jak się okazuje, zbiera ten materiał celowo, żeby przez oczy widzów rozprzestrzeniać piaskowego wirusa. Ostatecznie ta koncepcja pozwala wyjść na prostą, ponieważ w scenie końcowej jest odrobina muzyki. Jest trochę mimowolnego bawienia się. To wszystko ma sens, bo to on ostatecznie pociąga za sznurki. Nie jest to celowa metafora, ponieważ to przypomina kręcenie własnego odcinka.
4. Sylurianie nie mogli sami nazwać się Sylurianami
[To nawiązanie do powszechnej obserwacji, że kilka ras w Doktorze Who zostało nazwanych na podstawie miejsca (lub czasu) ich zamieszkania albo miejsca, gdzie zostały odnalezione zamiast nazw, które mogłyby same sobie nadać.]
Clara w pewnym momencie mówi: „To przez Piaskunów”. Doktor jest zaskoczony, a ona tłumaczy: „Piaskun, jak w tej piosence”. Na co on odpiera: „Ja się tu zajmuję nazywaniem. To jak powtórka z Sylurian”. To powracający motyw – Sylurianie nazywają się tak, a nie inaczej, mimo że nie pochodzą z tej ery (tak naprawdę pochodzą z ery pomiędzy sylurem a eocenem ). A Lodowi Wojownicy nie są tak naprawdę żadnymi Lodowymi Wojownikami, tylko Marsjanami – po prostu tak się nazywają. Pomyślałem, że od razu zainterweniuję. Nazwijmy je teraz, bo w przeciwnym razie będą się nazywać Mutacjami Rassmussena albo czymś w tym rodzaju. Nazywają się Piaskuny! Tak właśnie się nazywają.
5. Nazwa Piaskunów pochodzi również od tytułu piosenki kwartetu wokalnego Chordettes
Użyliśmy „Mr. Sandman”, bo zawsze uwielbiałem tę piosenkę. Uważam, że jest bardzo niepokojąca. Russell T Davies namawiał mnie do użycia jej, kiedy jeszcze trwały wstępne prace na scenariuszem do Magii telewizji („The Idiot’s Lantern”), drugiego odcinka Doktora Who, który napisałem. Russell powiedział wtedy: „W tej piosence jest coś bardzo dziwnego. Jest taka radosna, a równocześnie tak niepokojąca”. Taka właśnie jest, nieprawdaż? Trochę jak Święty Mikołaj z „Santa Claus Is Coming To Town” – widzi cię, gdy śpisz. Jest w tym coś dziwnego i zawsze to uwielbiałem. Gdy wszystko powoli układało się w całość, uznałem, że ta piosenka będzie idealnie pasowała do odcinka. Ten radosny ton jest też istotny – pod koniec odcinka jest taka genialna scena, kiedy Rassmussen zostaje zastrzelony, a w tle nadal słychać muzykę grającą jak gdyby nigdy nic. To naprawdę dziwaczne.
6. Piaskuny kontynuują tradycję potworów z Doktora Who stworzonych z niewyjaśnionych pytań z dzieciństwa
To jest ta cecha dziecięcych lęków, którą tak świetnie opisuje Steven. Płaczące Anioły to tak naprawdę ta gra dla dzieci, słup soli. Ludzie skradający się za twoimi plecami, szczeliny w chodniku. Te zmitologizowane wręcz rzeczy, które były z nami od zawsze. Nagle pewnego dnia pomyślałem, co jeśli to [wskazuje na kącik oka] nie jest tylko pasywne. Uznałem, że to wspaniały pomysł. Albo straszny, bo wszyscy to robimy, budzimy się i przecieramy oczy, ale ma to swój powód. Robiąc to, pozbywasz się „śpiochów”. Jeśli byś je tam zostawił, bo nie sypiasz, mogłyby zostać Piaskunem.
7. Ciekawie jest wyobrazić sobie, jak zmieniłaby się sytuacja geopolityczna w przyszłości
Bezdyskusyjnie najlepszym scenarzystą Doktora Who był Robert Holmes, autor The Talons of Weng-Chiang. On miał ten wspaniały dar, widoczny szczególnie w tej historii, który określał jako „otwieranie okna do innej rzeczywistości”. W tej historii jest tak wiele wspaniałych żartów. Doktor jest przekonany, że walczy z dziewiętnastowiecznym złoczyńcą, ale tak naprawdę pochodzi on z 51. wieku i cofnął się w czasie w wyniku złowrogiego eksperymentu. Musi wchłaniać energię życiową ludzi, żeby przeżyć. A Doktor tylko mówi, zupełnie mimochodem, że „prawie rozpętał szóstą wojnę światową”. Wspaniałe! Nie czwartą albo trzecią, ale szóstą! Genialne.
A potem okazuje się, że ten człowiek nazywa się Magnus Greel i jest ministrem sprawiedliwości Australii. Doktor wtedy mówi: „Oczywiście, wiem, kim on jest. Byłem z filipińską armią podczas ostatniego natarcia na Reykjavik”. Pamiętam, że jako dziecko byłem tym kompletnie zaskoczony. To fantastyczna, wyobrażona przyszłość, w której Filipiny i Islandia są głównymi światowymi mocarstwami. Czy to nie genialne? Ludzie mówili o tym latami, ale to po prostu przejaw absolutnego geniuszu nakreślony lekką ręką.
Zawsze uważałem, że byłoby miło pobawić się trochę pewnymi elementami, a tak się złożyło, że w zeszłym roku byłem w Japonii i w Indiach. Oba kraje mnie zachwyciły, zarówno turystycznie, jak pod względem ich kultury. Pomyślałem więc – nie mam pojęcia, co się wydarzy w 30. wieku. Może Japonia i Indie połączą się po jakiejś Wielkiej Katastrofie. To nie musi być mocny, trwały sojusz – może przetrwał tylko jeden wiek. Uznałem też, że to świetny pomysł, dla odmiany sięgnąć do innego niż zwykle źródła obsady. Statek kosmiczny wygląda inaczej – ma bardzo orientalny styl. Aktorzy natomiast pochodzą głównie z Japonii, Chin i Indii. Od razu dostajesz przedsmak innego świata. Doktor stwierdza, że „pewne rzeczy miały miejsce” – to aluzja do innej świetnej historii zatytułowanej Frontios [w której opisana zostaje kolizja Słońca z Ziemią] i Wielkiej Katastrofy. Stwierdziłem więc, że właśnie to się stało.
8. Postać Rassmussena zostala napisana specjalnie dla Reece’a Shearsmitha
Napisałem go pod Reece’a. Dręczył mnie od lat. Grał już oczywiście Patricka Troughtona w An Adventure in Space and Time. Powiedziałem mu więc: „Wiesz, świetnie się spisałeś. Zagrałeś Doktora, a teraz zagrasz w tym”. Zawsze chciał wystąpić w Doktorze Who i uznałem, że ten odcinek jest do tego idealny, ponieważ mamy wyjątkowe porozumienie. Nie musimy się nawet zastanawiać nad komunikacją. Wiedziałem, że będzie wiedział od razu, jak zagrać tę postać i tak właśnie było. To swego rodzaju moralny tchórz. Oczywiście nie jest to takie proste, jest w tej postaci coś więcej.
9. Postać 474 jest oparta na Tonto z „Jeźdźca znikąd”
To Tonto, prawda? Myślałem najpierw o Lennym z „Myszy i ludzi”. Idiota o złotym sercu to postać obecna w kulturze od zawsze. Pewien rodzaj idioty-sawanta, tym właśnie jest. Została stworzona, by walczyć, ale nieoczekiwanie zakochuje się w innym żołnierzu, bo uważa, że jest ładny, a on tego nie znosi. Uwielbiam koncepcję takiego nieporadnego i prostodusznego żołnierza. Kiedy Clara odkrywa, że 474 jest klonem, a ludzie tworzą ich na wojnę, odkrywamy znaczenie jej tatuażu. Dostała go w fabryce.
10. Niektóre historie z Doktora Who wymagają większej współpracy niż inne
Zawsze coś się odłoży na półkę, czasem ktoś narzuci schemat, czasem da wolną rękę. Nakreśliłem tę historię kilka lat temu i Steven w końcu powiedział: „Zrobimy tę o piasku”. To było tak naprawdę wszystko. W zeszłym roku natomiast Steven zapytał: „A co gdyby Doktor spotkał Robin Hooda?” [odcinek Robot z Sherwood („Robot of Sharewood”)]. Karmazynowa groza („The Crimison Horror”) była w pewnym sensie fabularną listą zakupów. Czasem sporo rzeczy jest narzucone, innym razem mam wolną rękę.
11. O ile to możliwe, Mark stara się unikać głównych wątków serii
Staram się unikać tych rzeczy jak to tylko możliwe, bo nie chcę, by zaspojlerowały mi całą serię. Uwielbiam patrzeć, jak całość się rozwija, więc o ile nie dotyczy to bezpośrednio mojego odcinka, wolę pozostać w niewiedzy. Jedyny sposób, w jaki poprzednie odcinki wpłynęły na mój, był taki, że Steven powiedział mi, że Clara musi być bardzo pewna siebie. Jest prawie jak Doktor. W pewnym sensie sama wszystko robi, dawno już to wszystko widziała. Nie boi się w ten sam sposób, co on, ponieważ to zmierza do czegoś. Zaznaczyłem, że nie chcę wiedzieć, do czego.
12. Zakończenie ma pozostać otwarte
Nie uważam, ze Doktor powinien zawsze zwyciężać. Nie powinien, bo życie właśnie takie jest. Jest bohaterem i chcielibyśmy, żeby wszystko ładnie się rozwiązywało, ale wydaje mi się, że niejednoznaczność jest całkiem dobra. Wie, że coś jest nie tak. Odchodzi, myśląc: „To nie ma najmniejszego sensu”. To także rodzaj furtki. Jeśli Rassmussenowi się powiedzie i naciśnie ten przycisk, wtedy wirus się rozniesie, a to oznacza konsekwencje. Może czeka nas sequel…
13. Tytuł odcinka pochodzi z Makbeta
Odcinek miał pierwotnie nazywać się „Objęcia Morfeusza”, co rzecz jasna jest klasycznym nawiązaniem do boga snu. Jednak później pomyślałem… w sumie zapomnieliśmy o przedstawieniu „Sleep No More” teatru Punchdrunk [broadwayowska produkcja z 2011 autorstwa brytyjskiego teatru Punchdrunk]. Ale Makbet to moja druga ulubiona sztuka Szekspira. Zawsze ją uwielbiałem.
To po prostu świetny tytuł, nieprawdaż? Mówi, o czym jest odcinek, co jest dość nietypowe. Nie musisz się głowić nad, powiedzmy, „Inwazją Piaskunów”. O tym właśnie jest ten odcinek, więc pomyślałem, że to całkiem fajne. Ale pamiętam, że potem zadzwonili do mnie Steven i Brian. Akurat pracowałem nad przedstawieniem w National Theatre i nie miałem praktycznie żadnych notatek. Ale Steven powiedział: „Chcę, żebyś nadał temu odcinkowi swego rodzaju mityczny wymiar”. Wszystko to sprowadziło się do jednej małej przemowy Doktora, w której mówi o tym, czym jest sen. Oczywiście idealnym źródłem cytatów był tu Szekspir. To wszystko się ze sobą łączy.
Doktor mówi, że sen jest istotny dla każdej świadomej istoty, ale dla ludzi – tych głupich, podłych, biednych ludzi – to towar, który można przehandlować. Mówi też, że poeci i starożytni mieli rację. To coś pięknego i ważnego. Przede wszystkim dlatego, że trzyma potwory na odległość. Stąd wziął się cały ten pomysł. Miałem jeszcze inną koncepcję od samego początku. To był tak naprawdę jeden z pierwszych pomysłów – żeby mimo strasznego charakteru odcinka ostatecznym przesłaniem dla dzieci było: „idźcie spać”. Nie siedźcie do późna. Mam nadzieję, że rodzice nam wybaczą.
Źródło: BBC America