10 rzeczy, za które pokochałam „Deep Breath”
Na naszej stronie pojawiły się już różne opinie o premierowym odcinku 8 serii. Tym razem ja dzielę się z Wami tym, co mnie w Głębokim oddechu („Deep Breath”) urzekło.
Teraz, kiedy zdążyłam już Deep Breath zobaczyć na spokojnie, wynotowałam sobie dziesięć rzeczy, za które kocham ten odcinek. Mimo że wcale nie uważam, że był jakiś wybitny. Szczerze przyznaję, że powitanie nowego wcielenia Doktora podobało mi się bardziej w przypadku Matta Smitha w Jedenastej godzinie („The Eleventh Hour”). Niemniej za te niżej wymienione drobiazgi Deep Breath musiał trafić do mojego serduszka.
(oczywiście są spoilery!)
1. Nowy Doktor
Absolutnie uwielbiam Petera Capaldiego i jego kreację postaci Doktora. Już, teraz, natychmiast. Urzekł mnie od samego początku. Jego charyzma i umiejętności aktorskie są wybitne i oby tylko miał okazję wykazać się w kolejnych odcinkach. Bardzo podoba mi się osobowość Dwunastego Doktora. Fakt, że jest obcy, bezpośredni, gburowaty, drażliwy, oschły i zdystansowany. Uwielbiam to, że ma w nosie ludzką aprobatę i nie jest osobą, która lubi się przytulać. Będę bardzo lubić mrocznego, aspołecznego i narzekającego Doktora, który ma szkocki akcent. Bring it on!
2. Relacja Doktor-Clara
Nie przepadam za Clarą. Tak, wiem, jestem w mniejszości. Ale ta Mała Miss Doskonałości naprawdę momentami nieznośnie mnie irytuje. Widzę jednak potencjał. Myślę, że podczas gdy dla Jedenastego Clara była ślicznym, słodkim i idealnym dodatkiem, to przy Dwunastym Jenna Coleman może faktycznie dostać coś do zagrania. Byłam zachwycona szorstkością i niezręcznością ich relacji, tym, jak Doktor do Clary był zdystansowany, tym, jak szczerze wytykał jej wady (sic!) i tym, że nie bał się jej zostawić. Oczywiście wrócił, ale potrafił ją zostawić. Bez tłumaczenia. Steven Moffat ma naprawdę duże pole do popisu.
3. Missy
Nie mam pojęcia, kim okaże się być Missy. Może być nowym wcieleniem River, Rani albo Mistrza. Jednak już podoba mi się jej charyzma i charakterek. Missy może być dla Doktora bardzo ciekawym i godnym przeciwnikiem. Czekam.
4. Matt Smith
Oh my God! Jak się popłakałam, to nawet nie wiecie. Moffat zrobił cudowną, świetną rzecz, włączając w ten sposób Matta i Jedenastego do odcinka. Tęsknię za nim rozdzierająco, cudownie było choć na chwilę zobaczyć jego twarz i usłyszeć głos. To ułatwia wejście w nową erę i akceptację nowego Doktora nie tylko Clarze, ale także i nam. Mnie na pewno.
5. Nawiązania do poprzednich serii
Były całkowicie rozkoszne! Pisnęłam, gdy Doktor wyznał, że brakuje mu Amy (tak, mnie też, bardzo!), uśmiechałam się radośnie na wspomnienie kochanej Madame de Pompadour i wręcz chichotałam na sam koniec, gdy Doktor chciał zabrać Clarę na frytki, nie mając pieniędzy. Dokładnie tak samo, jak Dziewiąty i Rose. Paralele to coś, co w tym serialu lubię najbardziej. Poza tym, znów – Moffat ułatwia pożegnania ze starym i przywitanie nowego.
6. Gang Paternoster
Negatywnych opinii na ich temat przeczytałam wiele, ale sama nie zaliczam się do narzekających. Madame Vastrę, Jenny i Straxa uwielbiam do tego stopnia, że chciałabym, żeby dostali własny spin-off. Należy im się! W Deep Breath ocieplili zmianę, nadali humoru, rozładowali atmosferę (szczególnie Strax) i jak zawsze byli uroczy i sympatyczni. Zawsze z chęcią powracam do wiktoriańskiego Londynu.
7. Nowa czołówka
Absolutnie cudowna! To jest oczywiście część zmiany Doktora i czekałam na nią z utęsknieniem. Czołówka doskonale pasuje do Capaldiego, jest zrobiona w steampunkowym stylu i wygląda wspaniale. Poza tym świetne jest to nowe, trochę elektroniczne brzmienie. Jestem bardzo na tak.
8. Nowa TARDIS
Awww i tu także! Może i Clarze się nie podoba, ale do nowego Doktora taki wystrój TARDIS pasuje idealnie. Świetnie się z nim komponuje i po prostu dobrze wygląda. Lubiłam każde wnętrze TARDIS, ale lubię ten proces zmiany i zawsze na niego czekam. Wydaje się, że teraz statek Dwunastego jest bardzo ekscentryczny. Czyli dokładnie taki, jak on sam.
9. Humor
Okej, brytyjski humor jest dla Doktora Who charakterystyczny i występował w nim zawsze, ale teraz był jeszcze lepszy i było go jeszcze więcej. Przede wszystkim tego sarkastycznego. Być może ma to związek z nowym Doktorem i jego osobowością, co mnie niezmiernie cieszy. Wszystkie pstryczki, które Dwunasty dawał Clarze, trio i całej reszcie były cudowne. Rozkoszne. Można spokojnie popiskiwać.
10. Uczucie oczekiwania
Tak, dokładnie ta część Doktora Who jest absolutnie wyjątkowa. Nie ma drugiego takiego serialu. Prawdopodobnie już nie będzie. Cała jego idea polega na zmianie i tak to trwa już od 50 lat. Chociaż gdy Doktor odchodzi jest smutek, żal i łzy, bo to tak, jakbyśmy żegnali się w najlepszym przyjacielem, to przychodzi ten nowy i pozwala się w sobie natychmiast zakochać. Pojawiają się nowi towarzysze, wrogowie, przygody, przyjaciele. Wszystko. Oczekiwanie na to, co się wydarzy, sprawia, że prawie mam motyle w brzuchu. To wyjątkowe uczucie, które towarzyszyć może tylko przy wejściu w nową erę. Tak, jak w przypadku Deep Breath.
Przez to pisanie nabrałam ochoty, by ten odcinek zobaczyć raz jeszcze. Co poradzić. Jestem w Doktorze nieuleczalnie zakochana.
(Jeśli chcecie podyskutować o nowym odcinku, zapraszamy tutaj!)
Tekst został również zamieszczony na blogu autorki.
Zgadzam się co do nowej czołówki i nowego Doktora. Ogólnie oceniam odcinek dobrze – pod innym artykułem już się rozpisałam na ten temat. Do tej listy dodałabym jeszcze rozmowę Doktora z dinozaurem i drugą, tym razem z bezdomnym – to mój ulubiony fragment: śmieszny dialog, a jednocześnie skłaniający do refleksji. Jest to naprawdę świetnie zagrane według mnie. Taki humor, jak w tej rozmowie, lubię.
Wolałabym więcej sarkastycznego humoru, niż tego slap-stickowego. Dwunasty Doktor będzie cudowny, nie mogę doczekać się weekendu!