10 lat minęło – The Fires of Pompeii
Po zawirowaniach w czasie i perturbacjach z Dalekami cykl 10 lat minęło wraca na ekrany waszych komputerów, laptopów, telefonów, międzygwiezdnych komunikatorów etc.
Odcinek zaczyna się lądowaniem TARDIS w Rzymie Pompejach. Gdy Donna Noble wychodzi ze statku, jest zaskoczona tym, że znaleźli się w tak odległych czasach. Podczas spacerowania sobie po miejscowym targu nasi protagoniści dowiadują się, że wylądowali w Pompejach i dziś jest dzień, w którym nastąpiła (a raczej ma nastąpić) erupcja Wezuwiusza.
Gdy oglądałem ten odcinek, by przygotować się do napisania recenzji, nie spodziewałem się tak dobrej historii. Od początku wiemy, że to wszystko się źle skończy i czekamy na finał. Zawsze uważałem, że Ogień z Pompejów („The Fires of Pompeii”) był kolejnym odcinkiem typu potwór tygodnia. I taki faktycznie jest, jednak od bycia sztampowym ratuje go świetna gra aktorska Catherine Tate. Jej postać nie jest typową towarzyszką, Donna wykłóca się z Doktorem i zawsze stawia na swoim, i jest w tym cholernie dobra! Tate świetnie zagrała osobę, która chce uratować jak najwięcej ludzi, choć wie, że nie jest w stanie tego zrobić. Płacząc, Donna próbuje zabrać małe dziecko do TARDIS, jednak jego matka zabiera je jej sprzed nosa. Donna błaga wtedy Doktora o uratowanie chociaż jednej osoby. To była bardzo dobrze zagrana scena, zarówno przez Tate, jak i Tennanta.
Lubię również odcinki, w których jest ktoś nowy na pokładzie, zaskoczenie, które przeżywa, odkrywając obwód tłumaczący TARDIS, jest bardzo ekscytujące również dla widza. Uważam, że ten odcinek można pokazać osobie, która nigdy serialu nie oglądała, bo poznajemy świat Doktora razem z towarzyszką. Na plus zasługuje również finał historii, dzięki któremu widzimy, że Doktor potrafi złamać prawa czasu i uratować kilka żyć.
Jedynym, do czego mógłbym się przyczepić, jest wróg z tego odcinka, rasa Pyrovile. Przybyli oni na Ziemię miliardy lat temu w postaci pyłu. Od setek lat wdychani byli przez Ziemian… i to w zasadzie tyle. Główną misją Pyrovile stanowiło zmienienie mieszkańców naszej planety w nich samych, właśnie dlatego mieszkańcom Pompejów kamieniało ciało. Przedstawienie Pyrovile jako połączenia skał i magmy (serio?) było trochę w sprzeczności z biologią, jednak Doctor Who to nie serial dokumentalny. Animacja komputerowa potworów została wykonana dość tandetnie i widać to w scenie w wulkanie, gdzie Doktor strzela z pistoletu na wodę. Potwór stoi dość daleko, a widoczny strumień wody nie sięgał do niego.
Nie można zapomnieć o Peterze Capaldim w roli Caeciliusa. Jak zwykle w swojej roli jest świetny, chociaż nie miał dużego pola do popisu. Jest to bardzo dobry występ gościnny i choć oglądać go po latach w gościnnej obsadzie to trochę dziwne uczucie, bardzo się cieszę, że otrzymał tę rolę. W niewielkiej rólce pojawia się tu też Karen Gillan, i to jeszcze przed czołówką!
Odcinek ten jest ważny jeszcze z jednego względu: wydarzenia w nim przedstawione miały też wpływ na kolejne wcielenie Doktora. W odcinku Dziewczyna, która umarła („The Girl Who Died”) dowiadujemy się, dlaczego Doktor przybrał twarz Lobusa Caecilliusa. Ma mu przypominać o tym, że Doktor ratuje ludzi, nawet za cenę swojego życia.
Jak wam podobał się ten odcinek?