10 lat minęło – Father’s Day

Rodzinka z nadkomplecie, potwory przez szczeliny i bezpieczny kościół, czyli oglądamy dzień ojca.

Nadeszła druga połowa serii, a do Russella T Daviesa i Marka Gatissa dołączył scenarzysta Paul Cornell – wcześniej znany z napisania kilku doktorowych książek i słuchowisk. Można się było więc spodziewać odcinka uruchamiającego wyobraźnię. Tak nastawieni do odcinka siadamy do oglądania Dzień ojca („Father’s Day”). Jaki okazał się ten odcinek?

Już na początku zostajemy wręcz wrzuceni w wydarzenia. Rose wyraża życzenie, żeby ich następna podróż była podróżą do dnia śmierci jej ojca. Jakby się nad tym zastanowić – wydaje mi się totalnie dziwne, że mając do dyspozycji cały czas i przestrzeń wybiera się chwilę śmierci swojego ojca. Tym bardziej, że nie zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, potrącił go przecież samochód. Jednak Rose chce, a Doktor się zgadza. Mamy więc historię.

fathers day-2015-05-14-3Rose nie wystarczy jednorazowe przyjrzenie się śmierci ojca pod kołami samochodu, masochistycznie upiera się na drugie podejście. Przy czym za drugim razem już nie stoi spokojnie, a rzuca się i ratuje go spod kół samochodu. Później kłóci się z Doktorem, który odbiera jej klucz do TARDIS. Rose zostaje ze swoim ojcem i szybko okazuje się, że wszystko to, co przez lata opowiadała jej matka o ojcu było mocno wybielone oraz odmienne od tego, co sama uważała. Pete zabiera ją na ślub znajomej, gdzie już czeka rozwścieczona Jackie, która potwierdza wszystko to, czego przed chwilą Rose dowiedziała się od ojca. To znacznie zmienia jej spojrzenie na niego. Nawiasem mówiąc – wyobrażacie to sobie? Zabrać nieznaną młodą dziewczynę na ślub znajomych i pokazać ją żonie? No geniusz!

Tymczasem do świata Rose trafiają potwory chcące załatać dziurę w czasie. Wyjątkowo żarłoczne, próbują zjeść wszystko. fathers day-2015-05-14-1Mniam. Doktor w porę orientuje się w sytuacji i udaje mu się zagonić resztę nieskonsumowanych gości ślubnych do kościoła, gdzie potwory nie są w stanie się przedrzeć. Potem następuje dość długawa litania rodzinnych dociekań Rose. I jej następny umysłowy popis – dotyka samej siebie, co powoduje, że potwór przedostaje się do kościoła i pożera Doktora. Całkiem dramatyczny moment. Szkoda tylko, że później wracamy do rodzinnych wspominków. Ostatecznie bystry Pete – nie jest wcale taki głupi, jak się go na początku przedstawia – domyśla się, co musi zrobić. I niestety odważnie to robi, po raz kolejny zmieniając spojrzenie Rose na ojca. Trudno powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło, ale przynajmniej Doktor ponownie się pojawił, a świat został ocalony.

Rose jest w tej serii żywą definicją kontrastu, co staje się wyjątkowo rażące. W jednym odcinku jest pomysłowa i kreatywna, nieraz ratuje Doktora z opresji, a następnym zachowuje się absolutnie irracjonalnie i głupio, popełniając wszystkie możliwe kategoryczne błędy za jednym razem. Tak właśnie było w tym odcinku, ratuje ojca, potem dotyka samej siebie, czym pośrednio zabija (na szczęście nietrwale) Doktora. A takie popadanie scenarzystów ze skrajności w skrajność – od stereotypowej tępej blondynki do opoki Doktora – zaczyna być niestrawne.

Ten odcinek w moim odczuciu był ciekawy. fathers day-2015-05-14-2Nieszablonowy wróg, którego nie można poskromić, z którym nie można rozmawiać. Po prostu zjawia się, żeby zniszczyć świat i nic innego go nie obchodzi. Świetna idea, która spełniła moje oczekiwania. Poza rolą Rose na minus tego odcinka charakteryzacja – Jackie dwadzieścia lat wcześniej wygląda tak samo jak Jackie obecna. Wiele rzeczy można tłumaczyć tym, że był 2005 i była słaba technologia, ale naprawdę, do „zrobienia” postaci na trochę młodszą nie potrzeba wielkiej technologii. Ale generalnie odcinek dobry, szybki, ciekawy i spełniający oczekiwania. Póki co na mojej liście najlepszych odcinków. Oby tak dalej.



Mateusz K. - sympatyczny student geografii, miłośnik literatury przygodowej i takiego też kina. Dziwny człowiek, który uwielbia psychologię i amatorsko się nią zajmuje (obserwuje ludzi). Poza tym bardzo lubi pisać.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

One thought on “10 lat minęło – Father’s Day

  1. Odnośnie przedostatniego akapitu:
    Rose jest (przynajmniej w pierwszym sezonie) symbolem człowieczeństwa, uczłowieczeniem tych cech, które serial uznaje za esencję natury ludzkiej. Czyli oprócz odwagi i zaradności cechuje ją popełnianie błędów albo nieracjonalne działanie, gdy w grę wchodzą silne emocje. Czy to jest popadanie ze skrajności w skrajność? Ja tu widzę konsekwentne budowanie postaci. Rose nigdy nie myślała daleko do przodu ani nie była dobra w subtelnościach; nie ma tu żadnej sprzeczności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *