DWM kontra Titan: Przegląd komiksów z Ósmym Doktorem
Ósmy Doktor w wersji obrazkowej.
Wszyscy kochamy Ósmego, nieprawdaż? Zżymamy się na film, ale już słuchowiska cieszą się ogromną popularnością i uznaniem, książki też się zazwyczaj w fandomie docenia, lecz jak ma się sprawa z komiksami? Nie znajdzie się na ten temat wiele, poza kilkoma kadrami krążącymi po Internecie; jednak nauczona doświadczeniem, postanowiłam nie wyrabiać sobie opinii przed zgłębieniem tematu. Zabrałam się zatem do roboty i przeczytałam, swoim zwyczajem, prawie wszystko…
Volume #1: Endgame
Pierwszy zbiór komiksów ukazujących się na łamach Doctor Who Magazine rozpoczynamy historią noszącą ten sam tytuł: Endgame. Ósmy Doktor, w bliżej niesprecyzowanym punkcie swojego życia, ląduje w Stockbridge (tam, gdzie rozgrywała się akcja audio z Piątym, Castle of Fear), gdzie spotyka niejaką Izzy S., walczącą z inwazją kosmitów na sielską angielską wieś. Ja po raz pierwszy z Isabelle “Izzy” Sinclair zetknęłam się w króciutkim (bo zaledwie półgodzinnym) słuchowisku z serii The Company of Friends; i zakochałam się w niej od pierwszego odsłuchania, a
konkretnie od sceny, w której zmusza Doktora do cofnięcia się w czasie, by zdobyć pierwsze wydanie ukochanego komiksu – to się nazywa postać, z którą mogę się utożsamiać! Ale wracając do rzeczy: na scenę wkracza jeden z moich ulubionych czarnych charakterów uniwersum, Toymaker. Niestety, Endgame brakuje atmosfery oraz oryginalności odcinka The Celestial Toymaker, słuchowiska Solitaire lub książki Divided Loyalties. Pod koniec, oczywiście, Izzy nie odmawia propozycji podróży w TARDIS, i rusza przeżywać kolejne przygody, podczas których Doktor kilkukrotnie (i nie po raz ostatni) igra z niebezpiecznie potężnymi mocami, spotyka paru starych wrogów, a także starą przyjaciółkę, niejaką Fey Truscott-Sade, trafia również na Gallifrey (co kończy się równie źle, co zazwyczaj). A gdzieś pomiędzy tym plącze się nowy Doktor z twarzą Nicholasa Briggsa. Ogólnie rzecz biorąc, fabuła jest niezła, chociaż nie rzuca na kolana; za to styl rysunku pozytywnie mnie zaskoczył; mocna kreska, brak koloru i ciekawe kadrowanie wybijają się na tle większości doktorowych komiksów.
Volume #2: The Glorious Dead
Wciąż rysowany wyłącznie w czerni i bieli, od strony wizualnej ten tom prezentuje się jeszcze lepiej, niż poprzedni, a i pod względem fabuły także nastąpiła poprawa; jedno i drugie widać już doskonale w pierwszej historii pt. The Fallen, gdzie – miła niespodzianka – pojawia się także Grace Holloway. Do załogi TARDIS dołącza niebawem niejaki
Kroton, “dysfunkcyjny” Cyberman, który w wyniku błędu procesowania zachował swoją osobowość oraz uczucia, i zdezerterował z armii cyborgów, by walczyć ze złem. Doktor, oczywiście, przy pierwszym spotkaniu niemal morduje biedaczka na miejscu, zanim ten zdąży wytłumaczyć, że nie jest typowym przedstawicielem swojego rodzaju – cóż, to była jedna z ciekawszych lekcji na temat rasizmu, jakie widziałam w Doktorze Who… Podobała mi się także historia umiejscowiona w siedemnastowiecznej Japonii, wstęp do wielkiego zakończenia, w którym Doktor znów łączy się z potężną kosmiczną energią i bawi w Boga – oj, coś widzę, że zaczyna mu to wchodzić w nawyk… Po tym następuje kilka krótkich historyjek; jedna słabsza od drugiej, i spokojnie można je sobie darować; za to główną część The Glorious Dead zdecydowanie polecam.
Volume #3: Oblivion
Tym razem rysunek w kolorze, i styl słabszy, choć niektóre kawałki – np. Ophidius, ogromny statek kosmiczny w kształcie smoka, lub świetna krótka historyjka o Fey, Me and My Shadow, wciąż prezentują się nieźle. Przy okazji, obok panny Truscott-Sade zobaczymy w Oblivion kilka innych znajomych twarzy: do grona napotkanych przez Doktora postaci historycznych dołącza Frida Kahlo, w Children of the Revolution pojawia się Alpha, rezultat eksperymentu Drugiego Doktora z klasycznego odcinka The Evil of the Daleks, zaś w zabawnej, dobrze napisanej oraz narysowanej bonusowej opowiastce Character Assassin Mistrz dołącza do
sekretnego stowarzyszenia fikcyjnych czarnych charakterów, gdzie wdaje się w spór z profesorem Moriartym… Jednak najważniejszą oraz najciekawszą postacią tego tomu jest tajemnicza kosmitka Destriianatos. Ku uciesze Izzy oraz mojej, seksowna i wojownicza kobieta-ryba okazuje się fanką Star Treka, a to tylko początek związanych z nią niespodzianek – ale żadnych spoilerów z mojej strony nie będzie, przeczytajcie historię Destrii sami. Na koniec jeszcze jedno miłe zaskoczenie: scena pocałunku Izzy z Fey. Chociaż fakt, że niezrozumiana przez społeczeństwo kobieta-nerd oraz nosząca męskie ubrania kobieta-badass okazują się lesbijkami, mocno zalatuje stereotypem, to muszę przyznać, że dziewczyny tworzą niezłą parę, i lubię myśleć, że w ogromie wszechświata jeszcze się kiedyś spotkają.
Volume #4: The Flood
Tutaj, niestety, jakość trochę spada na wszystkich frontach – rysunek, dialogi, fabuła… Choć niektóre z luźno ze sobą powiązanych krótkich historii z tego tomu nie są aż takie złe, to w ogólnym rozrachunku The Flood wypada blado. Spotykamy Frobishera, powraca Destrii, a Ósmy znów zgrywa Boga (punkt obowiązkowy zaliczony), lecz poza tym niewiele się dzieje. Wspomnę tylko jeszcze, z przymrużeniem oka, The Nightmare Game – pod każdym względem absolutne dno komiksów z Ósmym, za to źródło jednego z najpopularniejszych wewnętrznych żartów fandomu – widzieliście kiedyś taki obrazek, krążący po Internecie jako creeper!Eight? Tak, to stamtąd.
Przygody z Josephine Day
Wydawnictwo Titan Comics wypuściło natomiast niedawno składającą się z pięciu zeszytów historię ze starszym Ósmym; sądząc po jego kostiumie oraz przelotnej wzmiance o Wojnie Czasu, akcja rozgrywa się prawdopodobnie niedługo przed Nocą Doktora. Mimo to, ku mojemu zaskoczeniu, opowieść ma raczej lekki ton, a sam Doktor również wydaje się dość radosny i beztroski, biorąc pod uwagę okoliczności. I to jest pierwsze z zastrzeżeń odnośnie tej serii – sposób przedstawiania postaci. Ósmy pisany jest bardziej jak we wczesnych książkach oraz komiksach – jego młodsza wersja, różniąca się od tej, której byśmy tutaj oczekiwali. Za to do pokaźnej gromadki jego towarzyszy dołącza niejaka Josie Day; ona także, niestety, nieco mnie zawiodła, okazując się postacią pozbawioną głębi czy wyrazistości, i gdyby nie niezły plot twist w ostatnim rozdziale, niczym specjalnym by się nie wyróżniała. Nie powinnam jednak zbytnio narzekać, bo w końcu seria dopiero się zaczyna – Josie wciąż ma szansę nabrać charakteru, do czego zdecydowanie ma potencjał. Drugie zastrzeżenie mam natomiast do samej fabuły. By nie zdradzać za wiele, powiem tylko, że w pierwszym odcinku Doktor otrzymuje tajemniczą wiadomość – listę adresów, która może pomóc mu rozwiązać pewną zagadkę związaną z nową przyjaciółką. Oczywiście po kolei je odwiedzają – i tu właśnie jest problem, ponieważ w każdym z tych miejsc czeka na naszych bohaterów nowa przygoda, która spokojnie mogłaby rozwinąć się w oddzielną, kompletną opowieść; ograniczenie ich do ledwie naszkicowanych historyjek, zamkniętych w krótkich zeszytach, praktycznie eliminuje szansę na budowanie napięcia czy przedstawienie szerszego tła wydarzeń, marnując skądinąd naprawdę dobre pomysły. Co do stylu rysunku, nie będę się czepiać – fakt, bywało lepiej, ale bywało też i gorzej; nie jest tragicznie. Podsumowując, pomimo lekkiego rozczarowania, niecierpliwie czekam na dalszy ciąg, trzymając kciuki i licząc na poprawę; to może być początek całkiem niezłej jazdy…
Jak tam wasze doświadczenia z komiksami z Ósmym? Czekacie na kolejne zeszyty od Titana?
Przydatna rozpiska, dzięki. Masochistycznej przyjemności przeczytania tego „Nightmare Game”, po to tylko żeby poznać źródło sobie nie odmówię XD
A takie pytanie… Znasz w miarę dobrze komiksy z Siódmym? Zrobiłabyś jakąś krótką rozpiskę z nim? Co warto czego nie warto? Nawet nie w artykule, ale w komentarzu po prostu;
niestety, w komiksy (jeszcze) nie weszłam, znam tylko te z Ósmym i ze dwa z Dziesiątym. ale jak przeczytam inne, to na pewno o nich napiszę :P
z Siódmym za to czytam właśnie książki, i o nich też za jakiś czas będzie.