10 lat minęło – The Parting of the Ways

Imperator Daleków, powrót do domu, Zły Wilk i regeneracja, czyli oglądamy zakończenie pierwszej serii.

To już jest koniec. Ostatni odcinek pierwszej serii, autorstwa Russella T Daviesa. Po pierwszej części historii (Zły wilk („Bad Wolf”)), która była bardzo dobra, doszliśmy do ostatecznego finału. Czy Doktor i tym razem wygra z Dalekami? Jak potoczą się losy Rose i Jacka? Skąd wziął się tytuł tego epizodu? I czy po bardzo dobrym początku Każdy swoją drogą („The Parting of The Ways”) sprosta oczekiwaniom widzów?

Odcinek zaczyna się interesująco, Doktor rusza do konfrontacji z Dalekami – ląduje na ich statku, ratuje Rose i dzięki niespodziewanemu przez Daleków polu siłowemu unika własnej eksterminacji.Parting of the Ways-18-06-2015-3 Osobiście zastanawiam się, czy mistrzowie destrukcji jakimi są Dalekowie, nie mają jakiejś metody na zwyczajne pole siłowe? Poza wrzaskami i bezmyślnym strzelaniem w to pole. Bardzo ich lubię (złych się jakoś lubi), ale naprawdę ten początek był bezsensowny. Ale przynajmniej poznaliśmy przyczynę ich przetrwania. Zostali ocaleni przez Imperatora/Cesarza Daleków, który przetrwał i odtworzył rasę. Jednocześnie można poczuć pewien niedosyt, bo postać ta nie została w żaden sposób opisana, więc nowy widz, niezaznajomiony z Classic Who czy doktorowymi komiksami, nie za bardzo wie, z kim właściwie ma do czynienia.

Akcja toczy się dalej – Doktor wraca na Satelitę 5 i przygotowuje się do oblężenia, jednocześnie wymyślając plan unicestwienia Daleków. I tu następuje chyba najgorsza część w całej tej historii. Przez kilkanaście minut nie dzieje się prawie nic. Doktor odsyła Rose do domu,, chcąc ją ocalić i następuje pustka. Jack chodzi i się zbroi, Doktor przerzuca kable, Rose płacze i lamentuje Jackie i Mickeyowi. I nagle pojawia Bad Wolf. Rose ma nadzieję i zaczyna walczyć o otworzenie wnętrza TARDIS. To dobrze, bo Doktor wciąż przerzuca kable… Po jakimś czasie Dalekowie jednak lądują na satelicie i rozpoczynają wielką rzeź w swoim stylu. Wreszcie coś się dzieje.Parting of the Ways-18-06-2015-5 Bardzo przejmujący jest moment, w którym umiera Lynda, naprawdę robi się przykro, bo widać jej ogromny potencjał. Ale z drugiej strony mamy obrazek „słusznej” (tak to nazwijmy) śmierci – ginie Roddick, negatywna postać całej historii, do końca wrzeszczący, że wygrał i miał być bogaty. Ginie również kapitan Jack Harkness, a Doktor zostaje osaczony. Tymczasem Rose z pomocą mamy i Mickeya udaje się otworzyć wnętrze TARDIS, z którego wydobywa się złote światło pochłaniające świadomość dziewczyny. Drzwi budki zamykają się z hukiem, Zły Wilk wyruszył.

Historia kończy się prawie całkowicie szczęśliwie. Rose powraca z przytupem, eksterminuje Daleków (haha), zamieniając ich w pył, przywraca do życia Jacka, a Doktor wysysa z niej energię wiru czasowego, ratując tym samym jej życie. Przy okazji poświęca siebie i to jest ten smutny moment. Ale zanim nastąpiła regeneracja, to hip hip hurra i fajerwerki. A dla mnie właśnie nie. Czuję, że coś jest nie tak. Z pewnością scenariusz był inny, zanim zakończona została współpraca z Christopherem Ecclestonem. Może inne było rozwiązanie wątku Złego Wilka, na pewno jakoś inaczej by się skończyła historia z udziałem Doktora.

Parting of the Ways-18-06-2015-2

Może odejściem już wtedy Rose? Może towarzyszką zostałaby Lynda? Kto wie, odejście Chrisa na pewno zmieniło wiele w scenariuszu. A szkoda, bo czegoś tu brakuje. Z pewnością nie tego, co zaproponował całkiem niedawno Steven Moffat (choć i to było niezłe), ale jakiegoś logicznego rozwiązania wątku. Który moim zdaniem nie został w pełni wykorzystany. Bo był ten Wilk jako wiadomość dla Rose, żeby mogła wrócić, żeby mogła pomóc i uratować, ale… dlaczego… Może ktoś to zrozumiał (i podzieli się w komentarzu), bo oglądałem ten odcinek kilka razy i nadal nie umiem.

Zastanawia mnie też bardzo tytulatura odcinków finałowej historii. Poprzedni odcinek został nazwany Zły wilk, choć zasadniczo nic się z tym Złym Wilkiem nie wydarzyło, oprócz dostrzeżenia przez Doktora faktu, że jest prześladowany przez te słowa. A ostatni odcinek nazywa się Każdy swoją drogą, ponieważ… Parting of the Ways-18-06-2015-4No właśnie. Można to interpretować tak, że każdy teraz rusza nową drogą życia – Jack samotnie, Rose z nowym Doktorem, a Doktor z nową twarzą, ale mnie osobiście wydaje się to bardzo naciągane, bo nawet jeśli inny Doktor, to nadal Doktor, a i Jack do takiego życia przywykł. Więc albo RTD miał taki pomysł, albo już nie wiem co. Chyba że prawdą są teorie, które mówią, że to specjalny efekt – David Tennant pojawił się jako Doktor w odcinku o takim samym tytule, co rozdział Harry’ego Pottera i Czary Ognia, w którym ginie grany przez niego w filmach z tej serii bohater. Ale moim zdaniem właśnie ten odcinek powinien nazywać się Zły wilk.

Ostatecznie trudno wyrazić mi jakąś opinię o tym finale. Nie był to ani odcinek wybitny, ani też bardzo zły. Ot taki przeciętniak. Parting of the Ways-18-06-2015-1Na zdecydowany plus (jak zwykle) Christopher Eccleston, ale także Jo Joyner, która przez całą historię wcielała się w rolę Lyndy, młodej, ciekawej świata i inteligentnej dziewczyny, która ostatecznie zginęła. Bardzo ciekawie napisana i zagrana postać, która byłaby świetnym materiałem na towarzyszkę. No ale niestety. Odcinek w moim odczuciu znacznie mija się w pierwotnym założeniem. A i niestety Dziewiąty Doktor nie umierał w nazbyt chwalebny sposób, choć z pewnością na taką śmierć zasłużył. Ale już rozpoczęła się długa era Davida Tennanta. Więc Barcelona!

 A jakie Wy macie opinie o tym odcinku? Piszcie w komentarzach.



Mateusz K. - sympatyczny student geografii, miłośnik literatury przygodowej i takiego też kina. Dziwny człowiek, który uwielbia psychologię i amatorsko się nią zajmuje (obserwuje ludzi). Poza tym bardzo lubi pisać.

Gallifrey.pl  wszystko o serialu Doctor Who

One thought on “10 lat minęło – The Parting of the Ways

  1. Zalęgło się jakoś ostatnio wśród komentujących odcinki różnych seriali nazywanie odcinków „epizodami”. A to „fałszywy przyjaciel”, niepoprawna kalka.

    „Parting of the Ways” od początku kojarzy mi się z odejściem Ecclestona, jak wiemy, już na stałe. Aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby takie znaczenie miał mieć ten tytuł. Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy faktycznie pożegnalibyśmy się z Rose po pierwszym sezonie (tragiczne rozdzielenie? śmierć?), gdyby Eccleston został. W sumie, postać Rose nie miała potencjału na dwa sezony, a RTD trzymał się później zasady „jeden sezon, jeden towarzysz”. Hmm, jaki byłby drugi sezon z Chrisem, a bez Rose? Chciałabym wycieczkę do alternatywnego wszechświata :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *