10 lat minęło – The Parting of the Ways
Imperator Daleków, powrót do domu, Zły Wilk i regeneracja, czyli oglądamy zakończenie pierwszej serii.
To już jest koniec. Ostatni odcinek pierwszej serii, autorstwa Russella T Daviesa. Po pierwszej części historii (Zły wilk („Bad Wolf”)), która była bardzo dobra, doszliśmy do ostatecznego finału. Czy Doktor i tym razem wygra z Dalekami? Jak potoczą się losy Rose i Jacka? Skąd wziął się tytuł tego epizodu? I czy po bardzo dobrym początku Każdy swoją drogą („The Parting of The Ways”) sprosta oczekiwaniom widzów?
Odcinek zaczyna się interesująco, Doktor rusza do konfrontacji z Dalekami – ląduje na ich statku, ratuje Rose i dzięki niespodziewanemu przez Daleków polu siłowemu unika własnej eksterminacji. Osobiście zastanawiam się, czy mistrzowie destrukcji jakimi są Dalekowie, nie mają jakiejś metody na zwyczajne pole siłowe? Poza wrzaskami i bezmyślnym strzelaniem w to pole. Bardzo ich lubię (złych się jakoś lubi), ale naprawdę ten początek był bezsensowny. Ale przynajmniej poznaliśmy przyczynę ich przetrwania. Zostali ocaleni przez Imperatora/Cesarza Daleków, który przetrwał i odtworzył rasę. Jednocześnie można poczuć pewien niedosyt, bo postać ta nie została w żaden sposób opisana, więc nowy widz, niezaznajomiony z Classic Who czy doktorowymi komiksami, nie za bardzo wie, z kim właściwie ma do czynienia.
Akcja toczy się dalej – Doktor wraca na Satelitę 5 i przygotowuje się do oblężenia, jednocześnie wymyślając plan unicestwienia Daleków. I tu następuje chyba najgorsza część w całej tej historii. Przez kilkanaście minut nie dzieje się prawie nic. Doktor odsyła Rose do domu,, chcąc ją ocalić i następuje pustka. Jack chodzi i się zbroi, Doktor przerzuca kable, Rose płacze i lamentuje Jackie i Mickeyowi. I nagle pojawia Bad Wolf. Rose ma nadzieję i zaczyna walczyć o otworzenie wnętrza TARDIS. To dobrze, bo Doktor wciąż przerzuca kable… Po jakimś czasie Dalekowie jednak lądują na satelicie i rozpoczynają wielką rzeź w swoim stylu. Wreszcie coś się dzieje. Bardzo przejmujący jest moment, w którym umiera Lynda, naprawdę robi się przykro, bo widać jej ogromny potencjał. Ale z drugiej strony mamy obrazek „słusznej” (tak to nazwijmy) śmierci – ginie Roddick, negatywna postać całej historii, do końca wrzeszczący, że wygrał i miał być bogaty. Ginie również kapitan Jack Harkness, a Doktor zostaje osaczony. Tymczasem Rose z pomocą mamy i Mickeya udaje się otworzyć wnętrze TARDIS, z którego wydobywa się złote światło pochłaniające świadomość dziewczyny. Drzwi budki zamykają się z hukiem, Zły Wilk wyruszył.
Historia kończy się prawie całkowicie szczęśliwie. Rose powraca z przytupem, eksterminuje Daleków (haha), zamieniając ich w pył, przywraca do życia Jacka, a Doktor wysysa z niej energię wiru czasowego, ratując tym samym jej życie. Przy okazji poświęca siebie i to jest ten smutny moment. Ale zanim nastąpiła regeneracja, to hip hip hurra i fajerwerki. A dla mnie właśnie nie. Czuję, że coś jest nie tak. Z pewnością scenariusz był inny, zanim zakończona została współpraca z Christopherem Ecclestonem. Może inne było rozwiązanie wątku Złego Wilka, na pewno jakoś inaczej by się skończyła historia z udziałem Doktora.
Może odejściem już wtedy Rose? Może towarzyszką zostałaby Lynda? Kto wie, odejście Chrisa na pewno zmieniło wiele w scenariuszu. A szkoda, bo czegoś tu brakuje. Z pewnością nie tego, co zaproponował całkiem niedawno Steven Moffat (choć i to było niezłe), ale jakiegoś logicznego rozwiązania wątku. Który moim zdaniem nie został w pełni wykorzystany. Bo był ten Wilk jako wiadomość dla Rose, żeby mogła wrócić, żeby mogła pomóc i uratować, ale… dlaczego… Może ktoś to zrozumiał (i podzieli się w komentarzu), bo oglądałem ten odcinek kilka razy i nadal nie umiem.
Zastanawia mnie też bardzo tytulatura odcinków finałowej historii. Poprzedni odcinek został nazwany Zły wilk, choć zasadniczo nic się z tym Złym Wilkiem nie wydarzyło, oprócz dostrzeżenia przez Doktora faktu, że jest prześladowany przez te słowa. A ostatni odcinek nazywa się Każdy swoją drogą, ponieważ… No właśnie. Można to interpretować tak, że każdy teraz rusza nową drogą życia – Jack samotnie, Rose z nowym Doktorem, a Doktor z nową twarzą, ale mnie osobiście wydaje się to bardzo naciągane, bo nawet jeśli inny Doktor, to nadal Doktor, a i Jack do takiego życia przywykł. Więc albo RTD miał taki pomysł, albo już nie wiem co. Chyba że prawdą są teorie, które mówią, że to specjalny efekt – David Tennant pojawił się jako Doktor w odcinku o takim samym tytule, co rozdział Harry’ego Pottera i Czary Ognia, w którym ginie grany przez niego w filmach z tej serii bohater. Ale moim zdaniem właśnie ten odcinek powinien nazywać się Zły wilk.
Ostatecznie trudno wyrazić mi jakąś opinię o tym finale. Nie był to ani odcinek wybitny, ani też bardzo zły. Ot taki przeciętniak. Na zdecydowany plus (jak zwykle) Christopher Eccleston, ale także Jo Joyner, która przez całą historię wcielała się w rolę Lyndy, młodej, ciekawej świata i inteligentnej dziewczyny, która ostatecznie zginęła. Bardzo ciekawie napisana i zagrana postać, która byłaby świetnym materiałem na towarzyszkę. No ale niestety. Odcinek w moim odczuciu znacznie mija się w pierwotnym założeniem. A i niestety Dziewiąty Doktor nie umierał w nazbyt chwalebny sposób, choć z pewnością na taką śmierć zasłużył. Ale już rozpoczęła się długa era Davida Tennanta. Więc Barcelona!
A jakie Wy macie opinie o tym odcinku? Piszcie w komentarzach.
Zalęgło się jakoś ostatnio wśród komentujących odcinki różnych seriali nazywanie odcinków „epizodami”. A to „fałszywy przyjaciel”, niepoprawna kalka.
„Parting of the Ways” od początku kojarzy mi się z odejściem Ecclestona, jak wiemy, już na stałe. Aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby takie znaczenie miał mieć ten tytuł. Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy faktycznie pożegnalibyśmy się z Rose po pierwszym sezonie (tragiczne rozdzielenie? śmierć?), gdyby Eccleston został. W sumie, postać Rose nie miała potencjału na dwa sezony, a RTD trzymał się później zasady „jeden sezon, jeden towarzysz”. Hmm, jaki byłby drugi sezon z Chrisem, a bez Rose? Chciałabym wycieczkę do alternatywnego wszechświata :)